Adrian Paluchowski: Piłka nożna jest dla kibiców
08.04.2009 11:22
- Nie osiągnęliśmy jeszcze optymalnej formy po przerwie zimowej. W sobotę wreszcie wygraliśmy i po tym przełamaniu myślę, że będzie już tylko lepiej. To wszystko wynika z fizjologii. Nasz zespół może seryjnie wygrywać, kiedy wszyscy piłkarze osiągną pewien pułap formy. Każdy z nas jest inny, każdy odpala po innym czasie treningów. Poza tym na formę zawsze wpływają też inne czynniki, jak choćby wsparcie kibiców - twierdzi młody napastnik warszawskiej Legii <b>Adrian Paluchowski.</b>
Ostatnia kolejka ułożyła się dla was znakomicie. W niedzielnym spotkaniu na szczycie Lech zremisował z Wisłą, a wy przełamaliście się w meczu z Arką. Lepszego scenariusza nie można chyba było sobie wyobrazić?
- Zgadza się. Lech nam nie odskoczył, a w pewnym momencie wydawało się już, że będziemy mieć problemy z utrzymaniem dystansu do poznaniaków. Tymczasem ich dwa ostatnie remisy sprawiły, że możemy czuć się pewnie, mimo słabszych od oczekiwań wyników na początku wiosny. Z kolei Wisła traci do nas dwa punkty i jest to sytuacja bardziej komfortowa, niż gdyby pokonała Lecha, czego była bliska.
Oglądałeś ten mecz? Duże emocje ci towarzyszyły?
- Trochę oglądałem. Raczej zerkałem, niż emocjonowałem się każdą akcją.
Który z najpoważniejszych konkurentów Legii do zdobycia tytułu jest twoim zdaniem silniejsza?
- Muszę przyznać, że żaden nie prezentował jakiegoś wygórowanego poziomu. Zresztą my tak samo ostatnio nie jesteśmy u szczytu formy. Sytuacja względem jesieni, kiedy Lech był wyraźnym faworytem, nieco się zmieniła. Teraz nasz poziom się wyrównał i wszystkie mecze pomiędzy faworytami będą zapewne równie ciekawe.
Po waszym zwycięstwie z Arką nastroje w szatni polepszyły się? Wcześniej mieliście kilka wpadek, choćby porażkę z Jagiellonią, czy odpadnięcie z Pucharu Ekstraklasy.
- Tak. Zawsze przełamanie przynosi lepszą atmosferę. Wygrana pozwoliła nam znowu uwierzyć w siebie. Najważniejsze, że udowodniliśmy sobie, że potrafimy wygrywać nie tylko u siebie, ale również na wyjeździe. Z tym był dotychczas pewien kłopot. Ale apetyty na mistrzostwo są niezmienne od początku sezonu. Mamy tylko jeden punkt straty do Lecha, więc wierzę, że uda się to szybko z nawiązką odrobić.
Ale oglądając wasze wiosenne spotkania, wydaje się, że stać was na znacznie lepszą grę. Można powiedzieć, że jesteście w dołku?
- Faktycznie, nie osiągnęliśmy jeszcze optymalnej formy po przerwie zimowej. W sobotę wreszcie wygraliśmy i po tym przełamaniu myślę, że będzie już tylko lepiej. To wszystko wynika z fizjologii. Nasz zespół może seryjnie wygrywać, kiedy wszyscy piłkarze osiągną pewien pułap formy. Każdy z nas jest inny, każdy odpala po innym czasie treningów. Poza tym na formę zawsze wpływają też inne czynniki, jak choćby wsparcie kibiców.
Sam znajdujesz się w optymalnej formie, czy jeszcze trochę brakuje?
- Przyznam, że jeszcze trochę brakuje. Ostatnio byłem w małym dołku po mniej udanych meczach. Czuję jednak, że na treningach idzie mi coraz lepiej i może wreszcie zabłysnę na ligowych boiskach.
Wspomniałeś o kibicach. Brak wsparcia z ich strony mocno wam przeszkadza?
- Nie można wszystkiego zwalić na kibiców, bo to nie oni grają tylko my. Ale oczywiście nie ma co ukrywać – gra nam się trudniej. Szczególnie przy Łazienkowskiej brakuje nam dopingu i takiego mentalnego wsparcia z ich strony. To dodaje skrzydeł, a teraz jak widać w lidze o miejscu w tabeli decydują pojedyncze punkty.
Wielu piłkarzy twierdzi, że największą przyjemnością w futbolu jest gra dla kibiców, sprawianie im radości. A ty jak uważasz?
- Zgadzam się z kolegami. Piłka nożna jest dla kibiców, a nie dla nas. Najlepiej gdy oni też czują mecz i zależy im tak samo jak zawodnikom na zwycięstwie. Tego na Legii ostatnio nie ma.
Szkoda.
- Przede wszystkim jest to dla nas niezrozumiałe. Nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek widział, że kibice obrażają z trybun zespół gospodarzy. Jest to co najmniej dziwne.
Jeden z twoich dobrych znajomych ostatnio święci triumfy.
- Robert Lewandowski.
Dokładnie. Znacie się dobrze, utrzymujecie kontakt?
- Czasami porozmawiamy, niekiedy spotykamy się na różnych meczach. Z utrzymaniem ścisłych towarzyskich relacji jest raczej kłopot, ponieważ obaj mamy niewiele czasu wolnego w trwającej rundzie wiosennej. Trudno się tak po prostu umówić i spotkać w sytuacji, kiedy mieszkamy w innych miastach. Ale Robert przyjechał kiedyś nawet na obchody 85-lecia Znicza Pruszków.
Rywalizacja Lecha i Legii o mistrzostwo kraju jest też waszą taką prywatną, koleżeńską rywalizacją?
- Może w jakimś stopniu tak. Chociaż nie patrzymy na to w ten sposób. Robert jest kluczowym zawodnikiem Lecha, ja póki co odgrywam jedynie rolę zmiennika Chinyamy. Ale myślę, że w przyszłości, gdy obaj będziemy podstawowymi piłkarzami swoich klubów to również między nami nabierze to znaczenia.
Graliście razem nie tylko w Zniczu Pruszków, ale i w rezerwach Legii Warszawa.
- Zgadza się. Prócz tego obaj byliśmy piłkarzami Delty Warszawa, ale tam akurat się minęliśmy.
Który z was był lepszym snajperem w Legii?
- Obaj nie błyszczeliśmy. Strzeliliśmy zaledwie po dwie bramki. Wtedy Legia miała wielki kryzys związany z napastnikami.
Jak zapamiętałeś Roberta Lewandowskiego – zarówno prywatnie, jak i piłkarsko?
- Poukładany chłopak, bardzo inteligentny. Widać to zresztą w prasie po różnych wywiadach, jakie udziela. Na pewno będzie konsekwentnie dążył do tego, żeby jak najwięcej osiągnąć w piłce. Piłkarsko bardzo się rozwinął. Prezentuje w tej chwili znakomity poziom. Ludzie znają go takiego, jaki jest teraz – w wielkiej formie. Ale to chłopak, który miał też swoje problemy. Trudno mu było w Legii, gdzie złapał kryzys. Później udało mu się odbudować w Zniczu i teraz jest gdzie jest. Ma wielki talent.
To jest dla Ciebie szok, że jego talent tak szybko wybuchł?
- Jest to bardzo pozytywne zaskoczenie. Ale to działo się stopniowo. Pokazuje jednak, że da się coś takiego osiągnąć w krótkim czasie. Z pewnością jest motywującym przykładem dla innych polskich piłkarskich talentów. Niektórzy mówią sobie, że mają jeszcze czas. Dobrze, że Robert tak wcześnie trafił do dużej piłki. To będzie jego wielkim atutem w przyszłości.
Ty też zimą trafiłeś do upragnionej Ekstraklasy. Jak Ci się póki co podoba?
- Przede wszystkim jest znacznie większa presja, niż w pierwszej lidze. Cieszę się jednak, że nie tylko trafiłem na Łazienkowską, do wielkiego klubu, ale także mam okazje choć trochę pograć. Jest bardzo ciekawie. Walczymy o najwyższe cele. Otworzyły się przede mną duże perspektywy. Mam nadzieję, że uda mi się wykorzystać tę szansę.
Jak się zaaklimatyzowałeś wśród piłkarzy, którzy są gwiazdami polskich boisk?
- Większość z chłopaków znałem już wcześniej, zanim jeszcze odszedłem do Znicza. Przez ten czas zmieniło się właściwie kilka twarzy. Z aklimatyzacją nie było żadnego problemu.
Rozegrałeś póki co 111 minut w barwach Legii w lidze. To zgodnie z twoimi oczekiwaniami, czy liczyłeś na więcej?
- Nie, mniej więcej właśnie w ten sposób sobie wyobrażałem moje początki w Legii. Nie jestem minimalistą, ale wiem, że Takesure Chinyama na razie jest filarem zespołu. I tak stworzyła się dla mnie szansa po kontuzjach, jakich nabawili się Bartek Grzelak i Sebastian Szałachowski.
Obawiasz się, że gdy oni wrócą do pełni dyspozycji, pójdziesz na jakiś czas w odstawkę?
- Nie. Robię swoje. Staram się grać jak najlepiej potrafię, daję z siebie wszystko na treningach. Nie ma powodu, żebym poszedł w odstawkę. Muszę dawać trenerowi argumentów, bym pozostał tym drugim napastnikiem – w końcu sam mnie tutaj do Warszawy z powrotem sprowadził. A później powalczę o więcej.
Pamiętam twoją wypowiedź przed rozpoczęciem rundy rewanżowej, że chciałbyś szybko dorównać Chinyamie. Jakie są twoje piłkarskie ambicje?
- Przede wszystkim nie chciałbym się zadowolić samym faktem, że trafiłem do Legii i jestem w szerokiej kadrze. To jeszcze żaden sukces. Chciałbym się tutaj zadomowić i przebić do pierwszego składu. Moim zdaniem nie są to nierealne ambicje. Wyjazd zagranicę, czy reprezentacja Polski to póki co tematy dla mnie abstrakcyjne.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.