Domyślne zdjęcie Legia.Net

Adrian Paluchowski: Piłka nożna jest dla kibiców

Mariusz Ostrowski

Źródło:

08.04.2009 11:22

(akt. 17.12.2018 23:13)

- Nie osiągnęliśmy jeszcze optymalnej formy po przerwie zimowej. W sobotę wreszcie wygraliśmy i po tym przełamaniu myślę, że będzie już tylko lepiej. To wszystko wynika z fizjologii. Nasz zespół może seryjnie wygrywać, kiedy wszyscy piłkarze osiągną pewien pułap formy. Każdy z nas jest inny, każdy odpala po innym czasie treningów. Poza tym na formę zawsze wpływają też inne czynniki, jak choćby wsparcie kibiców - twierdzi młody napastnik warszawskiej Legii <b>Adrian Paluchowski.</b>
Ostatnia kolejka ułożyła się dla was znakomicie. W niedzielnym spotkaniu na szczycie Lech zremisował z Wisłą, a wy przełamaliście się w meczu z Arką. Lepszego scenariusza nie można chyba było sobie wyobrazić? - Zgadza się. Lech nam nie odskoczył, a w pewnym momencie wydawało się już, że będziemy mieć problemy z utrzymaniem dystansu do poznaniaków. Tymczasem ich dwa ostatnie remisy sprawiły, że możemy czuć się pewnie, mimo słabszych od oczekiwań wyników na początku wiosny. Z kolei Wisła traci do nas dwa punkty i jest to sytuacja bardziej komfortowa, niż gdyby pokonała Lecha, czego była bliska. Oglądałeś ten mecz? Duże emocje ci towarzyszyły? - Trochę oglądałem. Raczej zerkałem, niż emocjonowałem się każdą akcją. Który z najpoważniejszych konkurentów Legii do zdobycia tytułu jest twoim zdaniem silniejsza? - Muszę przyznać, że żaden nie prezentował jakiegoś wygórowanego poziomu. Zresztą my tak samo ostatnio nie jesteśmy u szczytu formy. Sytuacja względem jesieni, kiedy Lech był wyraźnym faworytem, nieco się zmieniła. Teraz nasz poziom się wyrównał i wszystkie mecze pomiędzy faworytami będą zapewne równie ciekawe. Po waszym zwycięstwie z Arką nastroje w szatni polepszyły się? Wcześniej mieliście kilka wpadek, choćby porażkę z Jagiellonią, czy odpadnięcie z Pucharu Ekstraklasy. - Tak. Zawsze przełamanie przynosi lepszą atmosferę. Wygrana pozwoliła nam znowu uwierzyć w siebie. Najważniejsze, że udowodniliśmy sobie, że potrafimy wygrywać nie tylko u siebie, ale również na wyjeździe. Z tym był dotychczas pewien kłopot. Ale apetyty na mistrzostwo są niezmienne od początku sezonu. Mamy tylko jeden punkt straty do Lecha, więc wierzę, że uda się to szybko z nawiązką odrobić. Ale oglądając wasze wiosenne spotkania, wydaje się, że stać was na znacznie lepszą grę. Można powiedzieć, że jesteście w dołku? - Faktycznie, nie osiągnęliśmy jeszcze optymalnej formy po przerwie zimowej. W sobotę wreszcie wygraliśmy i po tym przełamaniu myślę, że będzie już tylko lepiej. To wszystko wynika z fizjologii. Nasz zespół może seryjnie wygrywać, kiedy wszyscy piłkarze osiągną pewien pułap formy. Każdy z nas jest inny, każdy odpala po innym czasie treningów. Poza tym na formę zawsze wpływają też inne czynniki, jak choćby wsparcie kibiców. Sam znajdujesz się w optymalnej formie, czy jeszcze trochę brakuje? - Przyznam, że jeszcze trochę brakuje. Ostatnio byłem w małym dołku po mniej udanych meczach. Czuję jednak, że na treningach idzie mi coraz lepiej i może wreszcie zabłysnę na ligowych boiskach. Wspomniałeś o kibicach. Brak wsparcia z ich strony mocno wam przeszkadza? - Nie można wszystkiego zwalić na kibiców, bo to nie oni grają tylko my. Ale oczywiście nie ma co ukrywać – gra nam się trudniej. Szczególnie przy Łazienkowskiej brakuje nam dopingu i takiego mentalnego wsparcia z ich strony. To dodaje skrzydeł, a teraz jak widać w lidze o miejscu w tabeli decydują pojedyncze punkty. Wielu piłkarzy twierdzi, że największą przyjemnością w futbolu jest gra dla kibiców, sprawianie im radości. A ty jak uważasz? - Zgadzam się z kolegami. Piłka nożna jest dla kibiców, a nie dla nas. Najlepiej gdy oni też czują mecz i zależy im tak samo jak zawodnikom na zwycięstwie. Tego na Legii ostatnio nie ma. Szkoda. - Przede wszystkim jest to dla nas niezrozumiałe. Nie przypominam sobie, żebym gdziekolwiek widział, że kibice obrażają z trybun zespół gospodarzy. Jest to co najmniej dziwne. Jeden z twoich dobrych znajomych ostatnio święci triumfy. - Robert Lewandowski. Dokładnie. Znacie się dobrze, utrzymujecie kontakt? - Czasami porozmawiamy, niekiedy spotykamy się na różnych meczach. Z utrzymaniem ścisłych towarzyskich relacji jest raczej kłopot, ponieważ obaj mamy niewiele czasu wolnego w trwającej rundzie wiosennej. Trudno się tak po prostu umówić i spotkać w sytuacji, kiedy mieszkamy w innych miastach. Ale Robert przyjechał kiedyś nawet na obchody 85-lecia Znicza Pruszków. Rywalizacja Lecha i Legii o mistrzostwo kraju jest też waszą taką prywatną, koleżeńską rywalizacją? - Może w jakimś stopniu tak. Chociaż nie patrzymy na to w ten sposób. Robert jest kluczowym zawodnikiem Lecha, ja póki co odgrywam jedynie rolę zmiennika Chinyamy. Ale myślę, że w przyszłości, gdy obaj będziemy podstawowymi piłkarzami swoich klubów to również między nami nabierze to znaczenia. Graliście razem nie tylko w Zniczu Pruszków, ale i w rezerwach Legii Warszawa. - Zgadza się. Prócz tego obaj byliśmy piłkarzami Delty Warszawa, ale tam akurat się minęliśmy. Który z was był lepszym snajperem w Legii? - Obaj nie błyszczeliśmy. Strzeliliśmy zaledwie po dwie bramki. Wtedy Legia miała wielki kryzys związany z napastnikami. Jak zapamiętałeś Roberta Lewandowskiego – zarówno prywatnie, jak i piłkarsko? - Poukładany chłopak, bardzo inteligentny. Widać to zresztą w prasie po różnych wywiadach, jakie udziela. Na pewno będzie konsekwentnie dążył do tego, żeby jak najwięcej osiągnąć w piłce. Piłkarsko bardzo się rozwinął. Prezentuje w tej chwili znakomity poziom. Ludzie znają go takiego, jaki jest teraz – w wielkiej formie. Ale to chłopak, który miał też swoje problemy. Trudno mu było w Legii, gdzie złapał kryzys. Później udało mu się odbudować w Zniczu i teraz jest gdzie jest. Ma wielki talent. To jest dla Ciebie szok, że jego talent tak szybko wybuchł? - Jest to bardzo pozytywne zaskoczenie. Ale to działo się stopniowo. Pokazuje jednak, że da się coś takiego osiągnąć w krótkim czasie. Z pewnością jest motywującym przykładem dla innych polskich piłkarskich talentów. Niektórzy mówią sobie, że mają jeszcze czas. Dobrze, że Robert tak wcześnie trafił do dużej piłki. To będzie jego wielkim atutem w przyszłości. Ty też zimą trafiłeś do upragnionej Ekstraklasy. Jak Ci się póki co podoba? - Przede wszystkim jest znacznie większa presja, niż w pierwszej lidze. Cieszę się jednak, że nie tylko trafiłem na Łazienkowską, do wielkiego klubu, ale także mam okazje choć trochę pograć. Jest bardzo ciekawie. Walczymy o najwyższe cele. Otworzyły się przede mną duże perspektywy. Mam nadzieję, że uda mi się wykorzystać tę szansę. Jak się zaaklimatyzowałeś wśród piłkarzy, którzy są gwiazdami polskich boisk? - Większość z chłopaków znałem już wcześniej, zanim jeszcze odszedłem do Znicza. Przez ten czas zmieniło się właściwie kilka twarzy. Z aklimatyzacją nie było żadnego problemu. Rozegrałeś póki co 111 minut w barwach Legii w lidze. To zgodnie z twoimi oczekiwaniami, czy liczyłeś na więcej? - Nie, mniej więcej właśnie w ten sposób sobie wyobrażałem moje początki w Legii. Nie jestem minimalistą, ale wiem, że Takesure Chinyama na razie jest filarem zespołu. I tak stworzyła się dla mnie szansa po kontuzjach, jakich nabawili się Bartek Grzelak i Sebastian Szałachowski. Obawiasz się, że gdy oni wrócą do pełni dyspozycji, pójdziesz na jakiś czas w odstawkę? - Nie. Robię swoje. Staram się grać jak najlepiej potrafię, daję z siebie wszystko na treningach. Nie ma powodu, żebym poszedł w odstawkę. Muszę dawać trenerowi argumentów, bym pozostał tym drugim napastnikiem – w końcu sam mnie tutaj do Warszawy z powrotem sprowadził. A później powalczę o więcej. Pamiętam twoją wypowiedź przed rozpoczęciem rundy rewanżowej, że chciałbyś szybko dorównać Chinyamie. Jakie są twoje piłkarskie ambicje? - Przede wszystkim nie chciałbym się zadowolić samym faktem, że trafiłem do Legii i jestem w szerokiej kadrze. To jeszcze żaden sukces. Chciałbym się tutaj zadomowić i przebić do pierwszego składu. Moim zdaniem nie są to nierealne ambicje. Wyjazd zagranicę, czy reprezentacja Polski to póki co tematy dla mnie abstrakcyjne.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.