News: Aleksandar Vuković: Będzie walka, będą zwycięstwa

Aleksandar Vuković: Będzie walka, będą zwycięstwa

Marcin Szymczyk

Źródło: Polska The Times

16.09.2011 19:29

(akt. 13.12.2018 04:15)

<p><span id="tresc_0">- Determinacji i zaangażowanie to podstawa. Weźmy na przykład mój dawny klub Legię Warszawa. Nikt przecież nie powie, że ten zespół nie ma potencjału. Udowodnił to, ogrywając w eliminacjach Ligi Europy Spartak Moskwa. Za to ostatnio przegrał u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała. To pokazuje, że bez determinacji nie da się wygrywać nawet na krajowym podwórku. Liga jest bardzo wyrównana - mówi w rozmowie z Polską the Times były kapitan naszej drużyny Aleksandar Vuković.<br /></span></p>

Kiedyś było chyba inaczej? Gdy Pan grał w Legii, wiele zespołów jechało na Łazienkowską jak na ścięcie.


- Nie przesadzajmy, wtedy też trzeba się było nieźle nabiegać, bo nikt nam za darmo punktów nie oddawał. Niemniej mogę się zgodzić, że poziom jest dziś bardziej wyrównany, bo nikt nie odstaje wyraźnie od reszty. Nawet Wisła, Lech Poznań czy Legia nie są na tyle dobre, by wygrywać na stojąco.


To jak to jest z tą naszą ligą? Budżety najlepszych rosną, ale wciąż nie są to pieniądze, które gwarantują inną jakość - to też Pańskie słowa.


- Mogę je powtórzyć, bo tak właśnie uważam. Pamiętam oczywiście o dobrej grze Lecha w Lidze Europy czy ostatnich wynikach Legii. Ale już do Ligi Mistrzów Wiśle awansować się nie udało. Nie jej pierwszej.


Czasem jednak pieniądze to nie wszystko. Przykłady Partizana Belgrad, Artmedii Petržalka czy BATE Borysów pokazują, że można awansować do Ligi Mistrzów, nie mając ogromnego budżetu.


- Nie wyciągałbym z tego pochopnych wniosków. To są raczej wyjątki potwierdzające regułę, że bez dużych pieniędzy ciężko o sukcesy w Europie. Oczywiście trzeba umiejętnie te pieniądze wydać. Weźmy taki Szachtar Donieck. Jego właściciel Rinat Achmetow wpompował w klub pół miliarda euro, ale Ligi Mistrzów nie podbił, choć grywa w niej regularnie. Sukcesy odnosi tylko w Lidze Europy.


Niektórzy są zdania, że nasze kluby mają problem, gdy muszą rywalizować na dwóch frontach i grać mecze co trzy dni. Lech po świetnej grze w Lidze Europy nie zakwalifikował się w ubiegłym sezonie do pucharów. Teraz wpadki w lidze zalicza Legia.


- Być może coś w tym jest. Nie wiem tylko, czy jest to kwestia gorszego przygotowania fizycznego, czy po prostu tego, że zespołom grającym w pucharach czasami brakuje poświęcenia i koncentracji, gdy muszą w międzyczasie rywalizować w lidze.


W Legii tworzy się na nowo serbska kolonia. Tyle że tym razem bez Pana.


Od razu kolonia... Chłopaki mówią tym samym językiem, więc to normalne, że trzymają się razem. Wiem zresztą, co tam się dzieje, bo jestem w stałym kontakcie z Miro Radoviciem.


Co mówił o Danijelu Ljuboi?


- Proszę wybaczyć, ale to są nasze prywatne rozmowy.


Chodzi nam o to, co sądzicie o nim jako o człowieku. Ljuboja, zwłaszcza w Niemczech, nie cieszy się najlepszą opinią.


- Nie znam go osobiście. Wiem tyle, co powiedział mi Radović i co przeczytałem w gazetach, bo w Serbii Ljuboja to znana postać. Powiem tak: ja bardzo pozytywnie przyjąłem wiadomość o jego przyjściu do Legii. Byłem pewien, że piłkarz tej klasy może się tam przydać, i to się na razie potwierdza.


Od lat mieszka Pan w Polsce, więc na pewno wie Pan, co dzieje się w naszej reprezentacji. Mam na myśli kolejne naturalizacje.


- Nie pan pierwszy mnie o to pyta.


Uchodzi Pan za przeciwnika takich praktyk.

- To trudny temat. Z jednej strony, trzeba się zastanowić, co mogą dać Polsce tacy piłkarze. Jeśli dzięki nim wasza reprezentacja dobrze wypadnie na Euro 2012, to chyba warto. Weźmy przykład z innej dyscypliny sportu. Na trwających właśnie mistrzostwach Europy w koszykówce świetnie radzi sobie Macedonia. Nie byłoby to możliwe, gdyby w ich reprezentacji nie grał naturalizowany Amerykanin Bo McCalebb, którego, notabene znam, bo grał w Partizanie. No to zastanówmy się, czy dla Macedonii byłoby lepiej przegrać bez McCalebba?


Są w Polsce ludzie, którzy właśnie tak powiedzą


- Mają prawo. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę nikogo pouczać, mówię tylko to, co myślę. Macedonia zyskała na naturalizacji McCalebba. Bez niego wielu ludzi nie miałoby pojęcia, że tam się w ogóle gra w koszykówkę. On pomógł rozsławić ten kraj na cały świat. Kibice są dumni ze swojej drużyny. Czy to źle?


Mówiłby Pan to samo, gdyby chodziło o reprezentację Serbii?


- Oczywiście. Chodzi o to, by nie przesadzać. Zachować umiar. Poza tym dla mnie jest jednak różnica pomiędzy Perquisem, Obraniakiem czy Boenischem a Manuelem Arboledą. Oni mają jednak z waszym krajem coś wspólnego.


Niektórzy nawet nie mówią dobrze po polsku.


- Ale chcą grać dla was. My mieliśmy podobny przypadek. Kilka lat temu nasza federacja próbowała namówić na grę w reprezentacji Serbii Bojana Krkicia z Barcelony [dziś gra we włoskiej Romie - red.]. Odmówił i ja go rozumiem. Jego ojciec jest Serbem, zresztą też grał w piłkę, ale matka Katalonką. Urodził się i wychował w Hiszpanii, więc to normalne, że więcej ma wspólnego z tamtym krajem. Gdyby jednak podjął wtedy inną decyzję, to nie miałbym z tym żadnego problemu.


Rozmawiał: Hubert Zdankiewicz


Zapis całej rozmowy na stronach "Polski the Times"

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.