Andre Martins

Andre Martins: Vadis polecał Legię

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

13.12.2018 13:30

(akt. 14.12.2018 19:59)

- Przed transferem do Legii konsultowałem się z Vadisem Odjidją-Ofoe. Powiedział tak: "Jeśli możesz trafić do Warszawy, nie zastanawiaj się dwa razy. Pokochasz to miasto, klub i kibiców". I jest dokładnie jak mówił - uważa w rozmowie z Legia.Net Andre Martins, pomocnik stołecznego klubu, który opowiada również o ciężkich chwilach w życiu związanych z chorobą matki, jak i tworzeniu duetu razem z Cafu. Były gracz Olympiakosu czy Sportingu tłumaczy również, jaką rolę w jego przenosinach do Polski odegrał Ricardo Sa Pinto.

Jesteś w Warszawie już trzy miesiące. Jak się czujesz w stolicy Polski?

- Rewelacyjnie! Każdy dzień sprawia, że jest mi w Warszawie jeszcze lepiej. Szybko złapałem wspólny język z moim rodakiem, Cafu. Często, w trakcie czasu wolnego, razem wychodzimy na miasto, aby coś zjeść i porozmawiać na różne tematy. Przyzwyczaiłem się już do Warszawy i jestem szczęśliwy, że tutaj mieszkam.

Kibice Legii rozpoznają cię na mieście, proszą o zdjęcia?

- Tak, zdarzają się takie sytuacje. To bardzo miłe chwile. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś cię rozpoznaje, chce zrobić wspólne zdjęcie, w jakiś sposób podziwia za pracę na boisku, to trzeba to doceniać. Dla tak przyjemnych momentów warto żyć, choć to też zobowiązanie do jeszcze cięższej pracy, by nie zawodzić tych, którzy cię wspierają.

Czym zaskoczyła cię Warszawa i Legia?

- Legia to przede wszystkim wielki klub, w którym zawodnicy mają świetne warunki, by podnosić swoje umiejętności. Samo miasto skradło moje serce. Wielka w tym zasługa kibiców, którzy wciąż nas wspierają, na każdym stadionie. Cała otoczka, która towarzyszy nam w trakcie spotkań czy poza Łazienkowską  jest niesamowita. Cieszę się, że gram dla Legii i ludzi, którzy stoją za nami murem.

Zamieszkałeś w Warszawie z rodziną?

- Nie, jeszcze nie. Na razie jestem tutaj sam, ale czuję ogromne wsparcie z ich strony. Moja rodzina zawsze ze mną jest – na dobre i na złe. Codziennie do siebie dzwonimy, wzajemnie pytamy się o samopoczucie. Wsparcie najbliższych jest dla mnie bardzo istotne.

Któryś z kolegów wywarł na tobie największe wrażenie pod względem umiejętności na boisku?

- Trafiając do Warszawy znałem tylko trenera i Cafu. Teraz mogę jednak powiedzieć, że wielu piłkarzy ma papiery na poważne granie, bo nie brakuje im umiejętności. Duże wrażenie zrobili na mnie młodzi graczem. Sebastian Szymański ma tylko 19-lat, a daje w trakcie meczów jakość. Dominik Nagy zachwyca mnie swoją przebojowością. Carlitos ma więcej doświadczenia i potwierdza, że jest jedną z najważniejszych postaci naszej drużyny. To niezwykle utalentowany gość! Na treningach widziałem także kilku młodych zawodników, co do których jestem przekonany, że niebawem pokażą, na co ich stać. W ich wypadku potrzeba tylko czasu.

Ricardo Sa Pinto był głównym argumentem w kontekście transferu do Legii?

- Tak. W przeszłości pracowaliśmy razem w Sportingu. Przed moim transferem, rozmawialiśmy przez telefon. Usłyszałem, żebym przyjeżdżał do Warszawy i podpisał umowę z Legią, bo bardzo na mnie liczy. Wiedziałem, że podejmę dobrą decyzję decydując się na ten krok. Uznałem, że czas otworzyć nowy rozdział i tak związałem się z mistrzami Polski. Mam poczucie, że podjąłem dobry wybór i taka myśl towarzyszyła mi od początku. Szanuję Ricardo Sa Pinto - jako trenera, ale również jako człowieka. To jeden z najlepszych szkoleniowców, jakich spotkałem w trakcie kariery. Imponuje mi sposobem pracy, ale również pasją, którą chce zarażać innych. Jego założeniem jest to, by gracze solidnie wyglądali na murawie poprzez detale, a te robią różnice w futbolu.

Przed transferem skonsultowałem się również z zawodnikiem, którego w Legii wspomina się dobrze. Mowa o Vadisie Odjidji-Ofoe, z którym dzieliłem szatnię w Pireusie. „Jeśli masz taką możliwość, nie zastanawiaj się dwa razy. Pokochasz miasto, klub i kibiców”. Jest dokładnie tak, jak mówił. Nie żałuję tego, że przeniosłem się do Warszawy. Belg przekazał mi mnóstwo pozytywnych informacji o Legii i Warszawie.

 Do tej pory, w twojej karierze, miałeś lepsze i gorsze chwile. Jakie wydarzenia, jaki moment była dla ciebie najtrudniejszy?

- Najtrudniejszym przeżyciem było dla mnie to, co działo się poza boiskiem, choć wpływało na mnie na placu gry. Myślę o momencie, kiedy u mojej mamy zdiagnozowano raka piersi. Miałem mętlik w głowie. Chciałem w pewnym momencie nawet skończyć z futbolem. Natłok myśli był straszny. To zabijało mnie od wewnątrz. Grałem wtedy w Sportingu, a ona mieszkała w Porto. Pragnąłem rzucić wszystko i być przy niej, wciąż jej towarzyszyć. Takie sytuacje pozwalają potem inaczej patrzeć na pewne kwestie. Zdarzało mi się nie grać, nie łapać do składu, jak chociażby w ostatnim sezonie w Olympiakosie, ale miałem świadomość, że w życiu są znacznie ważniejsze rzeczy. Tym jest dla mnie zdrowie i szczęście mojej rodziny.

Jak myślisz: czemu grałeś tak rzadko pod koniec przygody z Olimpiakosem? Hasi, Lemonis i Garcia trzymali ciebie głównie na ławce.

Nie wiem, czemu trenerzy na mnie nie stawali. Faktem jest, że wybór kolejnych szkoleniowców był podobny: nie grałem. W drużynie piłkarskiej jest wielu zawodników, każdy ma swoje ambicje i każdy chce jak najczęściej wybiegać na murawę. Trenerzy muszą czasami podejmować trudne decyzje, które dla konkretnych jednostek nie są korzystne. Nie chciałem się poddawać i każdego dnia ciężko pracowałem, by udowodnić, że warto na dać mi szansę i zaufać.

Twój wkład w grę Legii w środku pola jest dostrzegalny. Czujesz się liderem czy nie, ale może masz takie ambicje?

- Każdy zawodnik musi mieć w sobie coś z lidera, czuć to wewnątrz ciała. Mamy wspaniałego kapitana. Opaskę zakładają tylko niektórzy, ale reszta graczy również musi mieć w sobie coś z przywódców. Sam jestem taki, że lubię rozmawiać na murawie z kolegami, przekazywać im swoje spostrzeżenia, dawać im rady. Dążę do tego, by być liderem zespołu. Kluczem jest jednak chęć pomagania w wygrywaniu przez cały zespół. A możliwość dania czegoś ekstra? Zawsze powiem, że tego chcę!

Jakie zadania powierza ci na murawie Sa Pinto?

- Trener zna mnie bardzo dobrze i widzi we mnie kreatora gry. Będąc w środku pola razem z Cafu, naszym zadaniem jest wspierania ofensywy, ale też asekuracja obrońców. Zależy nam na tym, by wciąż się rozwijać i tworzyć lepszą drużynę. Istotne są także automatyzmy, które wciąż wypracowujemy na treningach. Przed nami dwa ostatnie spotkania, a potem rozjedziemy się na urlopy. Potem nie będzie jednak lekko w trakcie zgrupowań, ale jestem przekonane, że te zaprocentują i pozwolą nam grać jeszcze lepiej.

Jesteś zawodnikiem, który woli bronić, atakować czy najlepiej czuje się będąc box-to-box?

- Szczerze mówiąc, lubię zarówno bronić, jak i atakować. Nie spodziewałem się, że będę tak dobrze rozumiał się z Cafu. Wychodzi to na tyle dobrze, że zdarza nam się robić na murawie pewnego rodzaju show. Kiedy mój rodak podłącza się do ofensywy, ja muszę zostać nieco z tyłu, aby wspierać naszych defensorów. Później następuje zamiana ról, do której też przywykliśmy i płynnie się w niej odnajdujemy.

Tworzycie razem z Cafu najlepszy duet pomocników w Polsce?

- To pytanie do osób, które oglądają nas w akcji. Tak jak powiedziałem wcześniej: czuję się rewelacyjnie, gdy gram u boku Cafu, który w dodatku pomaga mi poza boiskiem. Czynił to od początku i to się nie zmienia. Mamy jednak kilka elementów do poprawy. Wiemy, nad czym musimy pracować, by nasza współpraca układała się jeszcze lepiej.

Legia to dla ciebie przystanek czy klub, w którym zostaniesz na dłużej?

- Nie myślę o przyszłości, skupiam się na teraźniejszości. Jestem szczęśliwy, że trafiłem do Legii i mogę w niej regularnie grać. Chcę pomagać drużynie w zdobywaniu kolejnych trofeów. Nie myślę o transferze, innych klubach, nie pakuję walizek. Dobrze czuję się w Warszawie.

Bierzesz pod uwagę opcję, że Legia nie zostanie mistrzem Polski?

- Absolutnie nie! Znajdujemy się obecnie na drugim miejscu w tabeli, tracimy pięć punktów do Lechii. Przed nami jednak wiele spotkań do rozegrania. Tak jak powiedziałem, wciąż będziemy się doskonalić w każdym aspekcie. Zobaczymy, co wydarzy się na koniec sezonu. Dopiero wtedy istotna będzie pozycja w tabeli Nie dopuszczam jednak takiej opcji, że mielibyśmy nie sięgnąć po tytuł. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby rozgrywki skończyć na pierwszej pozycji.

W Legii był jeden piłkarz, którego w akcji oglądał selekcjoner reprezentacji Portugalii. Mowa o Orlando Sa. Trudno przebić się do takiej kadry z polskiej ligi, ale wierzysz, że uda ci się jeszcze kiedyś reprezentować swój kraj?

- Nie myślę o tym w momencie. Chcę wejść na jeszcze wyższy poziom przy Łazienkowskiej, pomagać kolegom z zespołu i wygrywać każde kolejne spotkanie. Oczywiście, powrót do kadry byłoby spełnieniem marzeń. Na chwilę obecną, skupiam się jednak na Legii. Wybieram metodę dążenia do celów krok po kroku.

Polecamy

Komentarze (46)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.