Andrzej Buncol: Mam rozdarte serce
23.04.2015 09:28
W Chorzowie był pan jednak tylko dwa lata. Armia się odezwała...
- Akurat był stan wojenny, a ja - w wieku poborowym. OK, byłem już znanym reprezentantem Polski, ale kogo to wtedy interesowało? Kazali mi się stawić w jednostce w Nysie. Mówię szefom Ruchu, że dostałem bilet do wojska, a oni, że jakoś spróbują to załatwić. Nie załatwili. W normalnych czasach by się udało, ale nie w stanie wojennym. Zameldowałem się więc w tej Nysie, dali mi mundur, wysyłali na poligon, normalne życie rekruta bez żadnej taryfy ulgowej. Na szczęście trwało to tylko kilka tygodni.
Bo odezwała się Legia?
- Najpierw odezwał się Śląsk Wrocław. Zapytali mnie, czy chciałbym u nich grać. Chętnie się zgodziłem, byle tylko wyrwać się z tych koszar. Ale Legia wysłała jakiegoś ważnego oficera, który raz-dwa sprawę załatwił. Widać centrala miała większą siłę przebicia. I tak wylądowałem w Legii. Niby wciąż byłem żołnierzem, ale z prawdziwą służbą wojskową nie miałem już nic wspólnego. Można powiedzieć, że zostałem oddelegowany do gry w drużynie piłkarskiej.
Pamięta pan mecze przeciwko Ruchowi?
- Oj, pamiętam. Nasłuchałem się trochę wyzwisk z trybun. No i co ja miałem tym rozczarowanym kibicom Ruchu tłumaczyć? To jasne, że nie poszedłbym do Legii, gdybym nie musiał. Ale musiałem.
Całą rozmowę można znaleźć w czwartkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego" oraz na stronie przegladsportowy.pl.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.