Domyślne zdjęcie Legia.Net

Antolović bliżej bramki niż Machnowskyj

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

05.08.2010 09:52

(akt. 15.12.2018 19:19)

Marijan Antołović pierwszy, Kostiantyn Machnowskyj tuż za nim. Tak obecnie wygląda hierarchia bramkarzy warszawskiej Legii. Ostateczny test już w najbliższą sobotę, z Arsenalem Londyn. Tylko duża wpadka Chorwata może spowodować, że straci miejsce w bramce.

Obaj zaczynali od spektakularnych błędów. Machnowskyj z GKP Gorzów Wielkopolski wybiegł poza swoje pole karne, nie sięgnął piłki i rywale zdobyli bramkę. Antolović w meczu z Dolcanem chciał przedryblować napastnika z Ząbek, a ten zabrał mu piłkę i strzelił gola. Po tych klopsach działacze i trenerzy stołecznego zespołu postanowili przywrócić do kadry Wojciecha Skabę, który miał wywierać na kolegów presję. Udało się, bo z czasem obaj zaczęli prezentować się lepiej. Obaj piłkarze opanowali nerwy i nie tylko przestali popełniać błędy, ale w meczach sparingowych należeli do wyróżniających się graczy zespołu Macieja Skorży. Zyskali przede wszystkim pewność siebie.

Patrząc na bilans obu piłkarzy w spotkaniach kontrolnych to więcej grał Chorwat (o 42 minuty), ale mniej bramek puścił Ukrainiec (o jedną). Co ciekawe, Machnowskyj wszystkie pięć goli dał sobie wbić drużynom o wiele niżej notowanym - Ruchowi Wysokie Mazowieckie (2) i GKP Gorzów Wielkopolski (3). A w meczach z silniejszymi - PSG, Lorient - zachował czyste konto. Pod względem doświadczenia Antolović zdecydowanie przewyższa Machnowskiego. Pierwszy rozegrał 35 meczów w chorwackiej ekstraklasie, drugi w naszej zaledwie dwa, ostatni w kwietniu 2008 roku, kiedy występował jeszcze w ŁKS Łódź. 

Sprowadzenie Antolovicia kosztowało Legię prawie 2 mln zł. Stołeczny klub nigdy tyle nie zapłacił za bramkarza. Do tej pory najdroższy był Skaba - 800 tys. zł. Nic więc dziwnego, że gdy Chorwat podpisał umowę z miejsca stał się podstawowym bramkarzem. Zresztą obietnica gry w pierwszym składzie była głównym argumentem przy przekonywaniu go do przejścia na Łazienkowską. Na początku przygotowań działało to na niekorzyść Chorwata. Motywująco wpłynęła na niego dopiero reprymenda trenera, który dał mu do zrozumienia, że rywalizacja o miejsce w podstawowej jedenastce
Legii wcale nie jest rozstrzygnięta.

 

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.