Domyślne zdjęcie Legia.Net

Antolović wcale nie taki pewny bluzy z numerem 1

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.07.2010 11:19

(akt. 15.12.2018 20:48)

Po odejściu Jana Muchy w bramce Legii Warszawa zrobiła się pustka. Wypełnić ją mieli Kostiantyn Machnowskyj lub sprowadzony Marijan Antolović. Akcja golkipera z Ukrainy nie stały nigdy wysoko, ale sytuację zmienił turniej w USA. Kostia udanymi meczami w Chicago dał do myślenia trenerom i stał się jednym z głównych kandydatów do przejęcia pałeczki po "Muszkinie".

Tak było do czasu sprowadzenia na Łazienkowską Antolovicia. Chorwat zachwycił Krzysztofa Dowhania, a o lepszą rekomendację w Poslce trudno. Szacunek budzą osiągniecia młodego bramkarza, który kilkanaście razy był wybierany w zeszłym sezonie zawodnikiem meczu, został bramkarzem sezonu, regularnie występował w reprezentacji młodzieżowej,  wypytywał o niego selekcjoner kadry narodowej. Chorwat wzbudzil również zainteresowanie takich klubów jak Tottenham czy Chelsea. Ostatecznie zawodnik wybrał Legię Warszawa, gdyż jak stwierdził przez rok czy dwa może się sporo nauczyć od speca jakim jest Dowhań, a później odejdzie do lepszego zespołu, a klub z Warszawy na nim sporo zarobi. Takie były zapowiedzi Antolovicia, po nich stał się on murowanym faworytem do bluzy z numerem jeden w Legii.

Po meczu z Widzewem Andrzej Krzyształowicz, twierdził, że mając Chorwata między słupkami kibice szybko  zapomną o Janie Musze. Jednak w spotkaniu z łodzianami praca Antolovicia ograniczyła się do obrony dwóch strzałów i wyłapaniu kilku dośrodkowań. W kolejnym sparingu z Dolcanem Ząbki Marijan wdał się w niepotrzebny drybling z piłkarzami rywali, stracił piłkę, a zespół bramkę. Ten "popis" podziałał na wyobraźnię władz klubu, które postanowiły się przeprosić z Wojciechem Skabą oddelegowanym do Młodej Ekstraklasy. Od następnego dnia "Fikoł" rozpoczął treningi z pierwszym zespołem co miało zmobilizować Chorwata do wytężonej pracy. Na razie ten zabieg nie przyniósł oczekiwanych efektów.  We wczorajszym meczu z Girondins Bordeaux bramkarz Legii wpuścił do siatki cztery bramki, przy dwóch miał swój udział. Właćiwie jego występ można by uznać za katastrofalny, gdyby nie dwie udane interwencje w końcówce spotkania. Co gorsze Antolović nie przekonuje również na treningach, gdzie często lepiej wypadają Machnowskyj i Skaba.

Chorwat na pewno ma duży talent i potencjał, jednak jeśli szybko nie zacznie tego pokazywać na boisku to zamiast odejść za dwa lata do angielskiej Premiership usiądzie na dwa sezony na ławce rezerwowych. A bronić będzie jeden z dwójki bramkarzy, którzy przez ostatnie lata rywalizowali z Jano Muchą.
Potwierdzają to słowa asystenta trenera Jacka Magiery. - Przed Antoloviciem jeszcze dużo pracy, wie o tym on sam, zna jego mankamenty trener Krzysztof Dowhań. Poza tym nikt nie powiedział, że Marijan będzie numerem jeden. Jest jeszcze Kostia Machnowskyj, który otrzyma szansę w jednym ze sparingów i zobaczymy jak się zaprezentuje - powiedział po meczu z Bordeaux "Magik".

Polecamy

Komentarze (22)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.