Domyślne zdjęcie Legia.Net

Apetyt "Magica"

Leszek Dawidowicz

Źródło: Przegląd Sportowy

12.04.2002 14:04

(akt. 17.01.2019 00:58)

JACEK MAGIERA przyszedł do Legii na początku 1997 roku. Gra więc w stołecznym klubie już szósty sezon i osiągnął znaczącą pozycję - nie tylko jest pewniakiem w podstawowym składzie, zasiada również w radzie drużyny. No, i nigdy nie był jeszcze tak blisko tytułu mistrza Polski.
- Nie licząc oczywiście finiszu sezonu 1996/97, gdy Legii do wygrania rozgrywek ekstraklasy zabrakło nam zaledwie pięć minut w pamiętnym meczu z Widzewem - wspomina "Magic". - Wówczas jednak byłem zawodnikiem bardzo młodym i praktycznie nie grałem. Teraz mam o wiele większy udział w osiągniętych wynikach. Wiosną wybiegam przecież w pierwszej jedenastce w każdym spotkaniu. Mam też ogromny apetyt na tytuł. Do Warszawy przeprowadzałem się właśnie po to, żeby spełniło się moje marzenie o mistrzostwie. - Właśnie teraz Legia ma najsilniejszy skład? - Na temat nazwisk nie będę się wypowiadał. Natomiast bez wątpienia tworzymy najlepszy kolektyw. Odkąd trafiłem na Łazienkowską nie było w drużynie takiej determinacji, takiego zrozumienia i chyba zintegrowania również. Dobrze się rozumiemy. Dlatego potrafimy walczyć na boisku do dziewięćdziesiątej minuty, a nawet dłużej. Zebrała się grupa osiemnastu, a nawet dwudziestu ludzi, którzy wreszcie ciągną wózek w tę samą stronę. Cóż z tego, że w poprzednich latach było w Legii z dziesięć gwiazd, skoro każda grała pod siebie? Myślę, iż połączył nas fakt, iż tak naprawdę nikt w ten zespół nie wierzył. A i teraz nie brakuje głosów w mediach, że jesteśmy słabi jak nigdy - kiepscy technicznie, źle przygotowani, słowem gorsi od Lokomotiwu Moskwa. Zwłaszcza pomocnicy. Wkurzają nas takie głosy i... jeszcze bardziej motywują. - Zgodzi się pan jednak, że po meczach z Odrą Wodzisław w Pucharze Ligi i GKS Katowice można było odnieść wrażenie, iż przeżywacie kryzys? - Owszem, bo po prostu nie odpowiadało nam śląskie powietrze. To oczywiście żart. Wiosną terminarz gier jest napięty i nie ma możliwości, żeby we wszystkich spotkaniach grać na najwyższych obrotach od pierwszej do ostatniej minuty. Muszą przyjść gorsze mecze i takie przytrafiły się nam właśnie w Wodzisławiu oraz Katowicach. Nie jest sztuką wywalczyć punkty, gdy gra się dobrze i wszystko wychodzi. Sztuką jest zapunktować wówczas, kiedy nic się nie udaje. Dlatego remis z GKS był taki ważny - z psychologicznego punktu widzenia. Podnieśliśmy się szybko i znokautowaliśmy Polonię. A z Odrą mamy jeszcze rewanż na Łazienkowskiej. Straty są więc do odrobienia. - Po derby Warszawy zaczęło się świętowanie? - Po meczu z Polonią wróciliśmy do normalnej, ciężkiej pracy. Nadzieje kibiców zostały rozbudzone, my też mamy świadomość wielkiej, niepowtarzalnej szansy. Pamiętamy jednak, że do końca rozgrywek pozostało pięć kolejek i nawet na moment nie wolno się rozluźnić. Mistrzem możemy zostać znacznie wcześniej. Jeśli wygramy trzy najbliższe mecze. Naszymi najbliższymi rywalami są Amica i Wisła, więc sprawę tytułu możemy rozstrzygnąć w bezpośrednich starciach. Powtórzę się: umiesz liczyć - licz na siebie. Nikt inny może już nie odebrać punktów naszym najgroźniejszym konkurentom. - Na pierwszy ogień, już dziś, pójdzie zespół z Wronek. To wymagający rywal? - Miejsce Amiki w tabeli nie kłamie. Wicelider rozgrywek musi prezentować solidny poziom i mieć w składzie klasowych zawodników. Doceniamy przeciwników, ale nie mamy przesadnego respektu. Kilku moich kolegów z kadry olimpijskiej stanowi teraz o sile Amiki. Będziemy musieli zwrócić szczególną uwagę na Grześka Króla i Tomka Dawidowskiego, bo ostatnio są w naprawdę wysokiej formie. Jestem jednak przekonany, że nasi obrońcy nie dadzą się oszukać. Bo to są dobrzy obrońcy. - Rozmawiał pan ostatnio z kolegami z Amiki? Przekonywaliście się o wyższości swych drużyn? - Widzieliśmy się miesiąc temu, gdy gościli na meczu ligowym na Łazienkowskiej. Nie dyskutowaliśmy zbyt długo, bo nie było czasu. Teraz też nie doszło do żadnych słownych utarczek, a tym bardziej pyskówek, nawet żartobliwych. Koncentrujemy się, nie ma sensu się rozpraszać. - Kto jest faworytem? - Wiemy, że Amica wiosną u siebie jeszcze nie straciła punktów, że jest na własnym boisku bardzo groźna. Ale nie oszukujmy się - faworytem jest Legia! Przyjechaliśmy do Wronek po korzystny rezultat. Bardzo dobry to zwycięstwo! Dobry - remis. Porażka w ogóle nie wchodzi w rachubę. Nie będziemy zresztą kombinować. Zagramy swoje, czyli cały czas do przodu. Jesienią daliśmy lekcję Amice na jej boisku. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Przerwiemy jej dobrą passę!

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.