Apetyt "Magica"
12.04.2002 14:04
JACEK MAGIERA przyszedł do Legii na początku 1997 roku. Gra więc w stołecznym klubie już szósty sezon i osiągnął znaczącą pozycję - nie tylko jest pewniakiem w podstawowym składzie, zasiada również w radzie drużyny. No, i nigdy nie był jeszcze tak blisko tytułu mistrza Polski.
- Nie licząc oczywiście finiszu sezonu 1996/97, gdy Legii do wygrania rozgrywek ekstraklasy zabrakło nam zaledwie pięć minut w pamiętnym meczu z Widzewem - wspomina "Magic". - Wówczas jednak byłem zawodnikiem bardzo młodym i praktycznie nie grałem. Teraz mam o wiele większy udział w osiągniętych wynikach. Wiosną wybiegam przecież w pierwszej jedenastce w każdym spotkaniu. Mam też ogromny apetyt na tytuł. Do Warszawy przeprowadzałem się właśnie po to, żeby spełniło się moje marzenie o mistrzostwie.
- Właśnie teraz Legia ma najsilniejszy skład?
- Na temat nazwisk nie będę się wypowiadał. Natomiast bez wątpienia tworzymy najlepszy kolektyw. Odkąd trafiłem na Łazienkowską nie było w drużynie takiej determinacji, takiego zrozumienia i chyba zintegrowania również. Dobrze się rozumiemy. Dlatego potrafimy walczyć na boisku do dziewięćdziesiątej minuty, a nawet dłużej. Zebrała się grupa osiemnastu, a nawet dwudziestu ludzi, którzy wreszcie ciągną wózek w tę samą stronę. Cóż z tego, że w poprzednich latach było w Legii z dziesięć gwiazd, skoro każda grała pod siebie? Myślę, iż połączył nas fakt, iż tak naprawdę nikt w ten zespół nie wierzył. A i teraz nie brakuje głosów w mediach, że jesteśmy słabi jak nigdy - kiepscy technicznie, źle przygotowani, słowem gorsi od Lokomotiwu Moskwa. Zwłaszcza pomocnicy. Wkurzają nas takie głosy i... jeszcze bardziej motywują.
- Zgodzi się pan jednak, że po meczach z Odrą Wodzisław w Pucharze Ligi i GKS Katowice można było odnieść wrażenie, iż przeżywacie kryzys?
- Owszem, bo po prostu nie odpowiadało nam śląskie powietrze. To oczywiście żart. Wiosną terminarz gier jest napięty i nie ma możliwości, żeby we wszystkich spotkaniach grać na najwyższych obrotach od pierwszej do ostatniej minuty. Muszą przyjść gorsze mecze i takie przytrafiły się nam właśnie w Wodzisławiu oraz Katowicach. Nie jest sztuką wywalczyć punkty, gdy gra się dobrze i wszystko wychodzi. Sztuką jest zapunktować wówczas, kiedy nic się nie udaje. Dlatego remis z GKS był taki ważny - z psychologicznego punktu widzenia. Podnieśliśmy się szybko i znokautowaliśmy Polonię. A z Odrą mamy jeszcze rewanż na Łazienkowskiej. Straty są więc do odrobienia.
- Po derby Warszawy zaczęło się świętowanie?
- Po meczu z Polonią wróciliśmy do normalnej, ciężkiej pracy. Nadzieje kibiców zostały rozbudzone, my też mamy świadomość wielkiej, niepowtarzalnej szansy. Pamiętamy jednak, że do końca rozgrywek pozostało pięć kolejek i nawet na moment nie wolno się rozluźnić. Mistrzem możemy zostać znacznie wcześniej. Jeśli wygramy trzy najbliższe mecze. Naszymi najbliższymi rywalami są Amica i Wisła, więc sprawę tytułu możemy rozstrzygnąć w bezpośrednich starciach. Powtórzę się: umiesz liczyć - licz na siebie. Nikt inny może już nie odebrać punktów naszym najgroźniejszym konkurentom.
- Na pierwszy ogień, już dziś, pójdzie zespół z Wronek. To wymagający rywal?
- Miejsce Amiki w tabeli nie kłamie. Wicelider rozgrywek musi prezentować solidny poziom i mieć w składzie klasowych zawodników. Doceniamy przeciwników, ale nie mamy przesadnego respektu. Kilku moich kolegów z kadry olimpijskiej stanowi teraz o sile Amiki. Będziemy musieli zwrócić szczególną uwagę na Grześka Króla i Tomka Dawidowskiego, bo ostatnio są w naprawdę wysokiej formie. Jestem jednak przekonany, że nasi obrońcy nie dadzą się oszukać. Bo to są dobrzy obrońcy.
- Rozmawiał pan ostatnio z kolegami z Amiki? Przekonywaliście się o wyższości swych drużyn?
- Widzieliśmy się miesiąc temu, gdy gościli na meczu ligowym na Łazienkowskiej. Nie dyskutowaliśmy zbyt długo, bo nie było czasu. Teraz też nie doszło do żadnych słownych utarczek, a tym bardziej pyskówek, nawet żartobliwych. Koncentrujemy się, nie ma sensu się rozpraszać.
- Kto jest faworytem?
- Wiemy, że Amica wiosną u siebie jeszcze nie straciła punktów, że jest na własnym boisku bardzo groźna. Ale nie oszukujmy się - faworytem jest Legia! Przyjechaliśmy do Wronek po korzystny rezultat. Bardzo dobry to zwycięstwo! Dobry - remis. Porażka w ogóle nie wchodzi w rachubę. Nie będziemy zresztą kombinować. Zagramy swoje, czyli cały czas do przodu. Jesienią daliśmy lekcję Amice na jej boisku. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Przerwiemy jej dobrą passę!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.