Astiz i Choto: Gotowi do odejścia
15.01.2008 08:09
Wielu uważa <b>Inakiego Astiza</b> i <b>Dicksona Choto</b> za najlepszą parę obrońców w lidze. Znakomicie się uzupełniają, wiele cech mają wspólnych, w kilku się różnią. Łączy ich jeszcze jedno - obaj mogą opuścić klub po zakończeniu sezonu. Astiz jest wypożyczony z Osasuny właśnie do czerwca. Sam nie ukrywa, że chciałby spróbować swoich sił w lepszej lidze niż Polska.
- Jednak na razie nic więcej nie potrafię powiedzieć. W czasie urlopu rozmawiałem z kierownictwem Osasuny. Pytali mnie, czy gram, jak mi się podoba kraj, drużyna. Oczywiście o Legii mówiłem jak najlepiej. Tak dobrze, że jeden z kolegów, w żartach, powiedział mi, że jak będą tutaj szukali zawodnika na jego pozycję, to mam zadzwonić. Naprawdę nie wiem, jaka będzie moja przyszłość - opowiada Inaki Astiz.
- On poradzi sobie w lidze hiszpańskiej. To bardzo inteligentny piłkarz, poukładany. Wie, jak się ustawić, umie wyprzedzić rywala, dobrze gra głową. Oczywiście wolałbym, żeby został z nami, ale o tym będziemy myśleć później - ocenia trener Legii Jan Urban.Siódmy sezon w Polsce
Z kolei dla Dicksona to już piąty sezon w barwach stołecznego klubu, a siódmy w ogóle w polskiej lidze (wcześniej występował w Górniku Zabrze i Pogoni Szczecin). W każdym zespole zawsze należał do wyróżniających się piłkarzy. Nie brakuje jednak głosów, że powinien wyjechać z Polski. On sam do tego tak nie podchodzi. - Nigdzie mi się nie spieszy. W Warszawie jest mi dobrze. Kontrakt mam do 2010 roku i jeśli nie będzie satysfakcjonujących ofert, chętnie go wypełnię. Oczywiście mam swoje ambicje, chciałbym grać w lepszej lidze, ale nic na siłę - mówi.
Tymczasem oferty są, i to zarówno ze wschodu, jak i zachodu Europy. Tyle, że Choto na razie nie jest na sprzedaż, a jeśli ktoś będzie poważnie zainteresowany, to musi wyłożyć za niego przynajmniej 2,5 mln euro. - To już nie moja sprawa - dodaje zawodnik. Oprócz piłkarskich zalet, jakie Choto niewątpliwie posiada, ma również wady. Oprócz genialnych interwencji, zdarzają mu się kompletnie nieprzemyślane, brutalne. Za faul na Łukaszu Piszczku piłkarz musiał pauzować w czterech pierwszych kolejkach bieżących rozgrywek. - Nie wiem skąd to się bierze. Ja nienawidzę przegrywać. Może stąd - zastanawia się Choto. - Nie ma dla niego żadnego wytłumaczenia. To było karate, a nie piłka nożna. Dickson musiał być na coś wściekły. Rozmawiamy o tym cały czas - dodaje trener Urban.
Nóżka zamiast kurczaka
Innym problemem jest waga. Co pół roku Choto wracał z wakacji z kilkukilogramowym "nadbagażem", a to potem przekładało się na kontuzje, których doznawał. - Teraz to się zmieniło. Pilnowałem się jak mogłem - nie kryje zadowolenia piłkarz. - Po przyjeździe Dickson ważył dokładnie tyle, ile w dniu wyjazdu. Choć paradoksalnie, przyjechał od razu z urazem. Na szczęście niezbyt groźnym i w środę, a najpóźniej w czwartek, powinien wrócić do treningów - rozwiewa wątpliwości Urban. - Bo zamiast całego kurczaka, jadł tylko nogę - koledzy z Legii nie przestają dokuczać "Grubemu". Tak nazwał go Roger, dla którego było to jedno z pierwszych polskich słów, jakie poznał.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.