Domyślne zdjęcie Legia.Net

Bartłomiej Grzelak: Nie boję się presji

Redakcja

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

15.12.2006 09:24

(akt. 24.12.2018 09:04)

Wczoraj wieczorem Legia Warszawa doszła do porozumienia z Widzewem Łódż w sprawie transferu <b>Bartłomieja Grzelaka</b>. Szczegółów transakcji nie ujawniono. Napastnik łodzian prawdopodobnie podpisze 3,5-letni kontrakt - Pan Wdowczyk pytał mnie, czy nie boję się presji. Powiedziałem, że już od dawna marzę, by wyjść na boisko na pierwszy mecz rundy i wiedzieć, że gram o mistrzostwo Polski. Wiem, że pan Wdowczyk jest świetnym motywatorem, potrafi w zawodnikach wyzwolić ambicję, agresję i wolę walki. Cały zapis rozmowy poniżej.
- We wtorek dzwonił do pana trener Legii Dariusz Wdowczyk, wcześniej blisko pozyskania pana było Zagłębie Lubin, negocjował pan także z Wisłą Kraków. Wiele klubów chciałoby mieć Grzelaka... - Co do Legii, to rzeczywiście dzwonił do mnie trener Wdowczyk i trochę sobie porozmawialiśmy. Z trenerem Zagłębia Czesławem Michniewiczem także miałem kontakt. - O czym rozmawiał pan z Wdowczykiem i Michniewiczem? - Pan Wdowczyk pytał mnie, czy nie boję się presji. Powiedziałem, że już od dawna marzę, by wyjść na boisko na pierwszy mecz rundy i wiedzieć, że gram o mistrzostwo Polski. Wiem, że pan Wdowczyk jest świetnym motywatorem, potrafi w zawodnikach wyzwolić ambicję, agresję i wolę walki. Pana Michniewicza osobiście nie znam, ale znam go z telewizji. Szanuję go, bo wiem od kolegów, że ma świetny kontakt z zawodnikami i ogromne poczucie humoru. Pytał mnie, czy to prawda, że nigdy nie trenuję po meczu aż do środy, bo zawsze coś mnie boli. A to tylko taka plotka, co poszła po lidze. Bo ja rzeczywiście wolę odpuścić, gdy mam jakiś mikrouraz, ale nie unikam treningów. Przez kontuzję obojczyka nie trenowałem latem i potem byłem cały czas zmęczony. - I będąc tak zmęczonym, strzelił pan Emiratom dwa gole? I to wcale za dobrze nie grając! - Ale na sobotni mecz z reprezentacją Śląska podnieść się już nie zdążyłem. Po kilku minutach ledwo chodziłem. - Co powiedział panu po tym meczu Leo Beenhakker? - On rzadko zwraca się bezpośrednio do zawodników. Dlatego było mi tak przyjemnie, gdy w Emiratach podał mi rękę, jak schodziłem z boiska i powiedział, że wykonałem kawał dobrej roboty: "Good job, son". Miły był ten dodatek - "synu". - Pana prywatny ranking polskich snajperów? Kto jest najlepszy, a który jest Bartłomiej Grzelak? - Jestem gdzieś w dziesiątce. Numerem jeden jest Maciek Żurawski, dwa to chyba Radek Matusiak. Żuraw ma duży gaz, świetne uderzenie. A Radek wypełnił w lidze polskiej lukę po Maćku. - A pan czuje się na siłach wypełnić lukę po ewentualnym wyjeżdzie Matusiaka? - Cóż, na miarę polskiej ligi jestem w stanie dobrze grać i strzelać gole. Ale choć mam z Radkiem dobry kontakt i znamy się jeszcze z ŁKS, jesteśmy innymi ludźmi. Ja nawet inaczej inwestuję, bo o giełdzie nie mam pojęcia i wolę nieruchomości... Bardziej cenię sobie prywatność i próbowałbym ją chronić. Radek wszystko wszystkim opowiada. Gdy przyjdzie gorszy mecz, to ludzie mogą powiedzieć, że Radek za dużo gra na giełdzie, nie idzie mu, więc słabo prezentuje się na boisku. - Kiedy użyje pan zwrotu "kariera Grzelaka"? - Karierę to zrobił pan Boniek. Ja bym o niej mówił, gdybym w dobrym europejskim klubie dotarł do półfinału Ligi Mistrzów. - W ŁKS się panu nie udało. Nie bał się pan powrotu do Łodzi? Pokus dużego miasta? - Pokusy? W Łodzi można się wciągnąć w życie towarzyskie, problemu by z tym nie było. Ale na mnie to nie działa. Lubię od czasu do czasu wyjść z domu, pobawić się, ale nie codziennie. Moja dziewczyna Ilona studiuje w Gdańsku. Gdy przyjeżdża do Łodzi, spędzam czas tylko z nią. Wszystkie swoje decyzje podejmuję po rozmowie z Iloną. Gdyby powiedziała, że jakiś klub lub miasto jej nie odpowiada, to nie przeszedłbym tam. Ale ona woli, bym ja był odpowiedzialny za swoją przygodę z piłką. - Kim dla pana jest "pan Boniek"? - On ściągnął mnie do Łodzi i dobrze, że teraz będę się mógł odwdzięczyć, zapewniając dopływ sporej gotówki do klubu. Mówi się przecież o dwóch milionach złotych za mój transfer... Ja pana Bońka nie pamiętam, jak grał. Widziałem tylko epizody, fragmenty jego meczów. Miałem kiedyś taką ulubioną kasetę wideo, która teraz jest totalnie zdarta. Pan Boniek był na niej zaraz po Maradonie. - W jego Widzewie dużo pan osiągnął, w ŁKS - nic. - W tamtych czasach ŁKS pozyskał wielu młodych zawodników, którym klub nie płacił. Niektórzy się martwili, co zjeść, bo nie mieli ani grosza. Mnie pomagali rodzice. Trudno było skupić się na grze, bo na bułkach i parówkach daleko się nie zajedzie. - A teraz co pan je? Spotkaliśmy się w mojej ulubionej włoskiej restauracji nie przez przypadek. Przychodzę tu na stek z łososia, makaron ze szpinakiem lub serem pleśniowym. Makaronów jem bardzo dużo, ziemniaków wcale, jak mięso to tylko białe. Bardzo dbam o dietę. - Nauczył pana tego Stefan Majewski? Karał za złe odżywianie się? - Bardzo cenię pana Majewskiego, ale jadłem tak już wcześniej. A karał za to, że nie wracałem na własną połowę. Nie wiem, dlaczego niektórzy źle o nim mówią. Może jacyś starsi piłkarze myśleli, że jak są dobrzy, mogą robić, co chcą, jak chcą i kiedy chcą? Do pana Majewskiego trzeba podchodzić poważnie i z szacunkiem, a ma się wspaniały luz i jest wesoło. - Są tacy, którzy twierdzą, że pan jest nudziarzem. - Może to lepiej, bo mniej dziennikarzy chce wywiadu ze mną i mam spokój. Ale nie jestem nudny, koledzy wiedzą o tym doskonale. - Opinii, że jest pan za bardzo egoistą na boisku, też pan zaprzeczy? W Wodzisławiu nie podał pan piłki do trzech kolegów stojących przed pustą bramką... - Lubię podawać, ale z Odrą popełniłem błąd. Nie wiem, dlaczego kiwałem bramkarza. Może nie chciałem, aby któryś z kolegów obraził się, że podałem innemu? A tak serio, nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Dlatego zarzuca mi się często, że holuję piłkę. Może za dużo Ronaldinho się naoglądalem... - Gdy podpisze pan już wymarzony kontrakt, gdzie pojedzie pan na wakacje? - Ostatnie mi uciekły, bo choć latem mieliśmy już opłacony wyjazd do Dominikany, plany pokrzyżowała kontuzja barku. Pieniądze też przepadły, a ja zamiast na plaży, leżałem w szpitalnym łóżku. Teraz jedziemy z dziewczyną do Brazylii na Nowy Rok. Ostatnia nasza wycieczka to byl Mediolan w sylwestra. - Co ciekawsze - pałac Sforzów czy San Siro? - San Siro. Jak zobaczyłem kolejkę czterystu osób czekających, aby obejrzeć galerię sław, byłem w szoku.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.