Bartosz Slisz: Z Legią do szczęścia zabrakło mi tylko Ligi Mistrzów
04.03.2024 15:35
- Pierwszy kontakt z przedstawicielami Atlanty mieliśmy po wygranym 2:0 listopadowym meczu Zrinjskim Mostar w Lidze Konferencji. Do Warszawy przyjechali ludzie z tego klubu z szefem skautingu Jonathanem Spectorem. Wyjątkowo nie wystąpiłem w tamtym spotkaniu od pierwszej minuty, choć wiedziałem, że Amerykanie będą w Warszawie. W pierwszym odruchu zdenerwowałem się, że rola rezerwowego przypadła mi akurat na to spotkanie, ale z drugiej strony wiedziałem, że byłem przez nich obserwowany. I uspokajałem, że jeśli ma dojść do transferu, to ten jeden występ nie zadecyduje o ostatecznym wyborze. Zagrałem 30 minut, a po spotkaniu przez prawie dwie godziny rozmawiałem z Jonathanem Spectorem w hotelu. Obaj mieliśmy sporo pytań – mnie interesowało, jak wygląda MLS, jak funkcjonuje klub, miasto, Atlanta. Potem na kilka tygodni zapadła cisza – wiadomo, że okno transferowe otwierało się 1 stycznia, więc mieliśmy czas. Pojawiły się propozycje z Lecce i z Niemiec, ale to oferta Atlanty spełniała oczekiwania Legii oraz moje. Nie zapytałem, gdzie zwrócili na mnie uwagę, bo przecież Legia nie jest anonimowym klubem w Europie. Graliśmy w Lidze Konferencji, wygrywaliśmy z Aston Villą czy AZ Alkmaar, więc nie zdziwiło mnie zainteresowanie. Stany szeroko otwierają się na Europę, a poza tym Polacy, którzy tam grali, mają dobrą markę. Na początku stycznia kilka dni potrenowałem z Legią, a potem polecieliśmy do USA.
- W Legii czułem się spełniony, wyjeżdżając do Stanów. Jedyne, czego zabrakło mi do szczęścia, to Champions League, ale i na to przyjdzie czas. Wywalczyłem trofea, przeżyłem wiele niesamowitych momentów, w ostatnim czasie czułem, że trzeba się ruszyć i spróbować nowego wyzwania. Pamiętam ostatni dzień w Legii, była odprawa i poprosiłem trenera Kostę Runjaicia, by na koniec pozwolił mi pożegnać się z zespołem. Wcześniej od siebie trener powiedział, że mogę być wzorem dla młodych piłkarzy, jak zbudowałem swoją pozycję w klubie, jaki postęp zrobiłem. To było niesamowicie miłe i budujące. Pamiętam, że tamtego dnia uśmiech nie schodził mi z twarzy, nie czułem wzruszenia, tylko niesamowitą radość. A to u mnie oznacza, że naprawdę czułem się spełniony w Legii i gotowy, by ruszyć w dalszą drogę. Jestem dumny, że tyle lat byłem częścią klubu, że grałem przed tak wspaniałymi kibicami. Jestem osobą wrażliwą i czasem lubię sobie popłakać, w ogóle nie wstydzę się łez. Ale wtedy w ogóle nie napłynęły do oczu. Szczerze, byłem trochę zdziwiony, że wzruszenie zastąpiła radość.
Zapis całej rozmowy z Bartoszem Sliszem można przeczytać na stronach "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.