Bawili się jak w szkole
12.02.2008 08:38
Legioniści potrafią sobie zorganizować każda wolną chwilę w Hiszpanii. Wybrali się na mecz Primera Division Real Murcia - Villarreal (0:1) rozegrany na Estadio Nueva Condomina. Emocji na boisku niestety zabrakło. Nie dziwi zatem, że próbowali znaleźć dla siebie ciekawsze zajęcie niż przyglądanie się kiepskiej grze Hiszpanów. Gol dla Villarreal padł w doliczonym czasie gry, kiedy piłkarzy <b>Jana Urbana</b> już na stadionie nie było.
Wyszli dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem, żeby uniknąć korków i zdążyć jeszcze na kolację do ośrodka Campoamor w Orihueli. Wcześniej chwytali się wszelkich sposobów, żeby w Murcii wytrzymać i... nie zasnąć. Część zawodników wykorzystała miejscowe gazety i składała z nich samolociki, które później fruwały nad boiskiem. Warszawianie mieli przy tym niezłą zabawę. Zakładali się, który dalej poleci. Przeważnie wygrywał Bartłomiej Grzelak, choć Błażej Augustyn i Marcin Smoliński nie byli dużo gorsi w tej konkurencji.
Jeśli ktoś uznaje takie zachowanie za naganne, powinien szybko zmienić zdanie. Bramka dla gości padła po wyraźnym spalonym. A wtedy z trybun nie leciały już samolociki. Wściekli kibice rzucali wszystkim, co popadnie - butelkami, kubkami, monetami i telefonami komórkowymi.
Tylko Miroslav Radović nie miał zamiaru śmiecić na obiekcie Murcii. Serbski skrzydłowy Legii w przerwie uczył kibiców, jak powinno się głośno i kulturalnie dopingować swój zespół. Melodia hymnu gospodarzy od razu wpadła mu w ucho, a potem sam śpiewał głośno w trakcie meczu, czym oczarował najbliżej siedzących miejscowych fanów. - Viva Murcia! - powtarzał "Rado"
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.