Bogusław Leśnodorski: Czerczesow to bardzo dobry trener
08.06.2016 08:30
Czy Legia w ubiegłym sezonie osiągnęła sukces marketingowy? Chodzi nam o wzrastającą frekwencje na trybunach, przyzwoicie pracujący sklep kibica i pozostałe akcje mające na celu rozsławienie warszawskiego klubu.
- Tak, chociaż wydaje mi się, że nie powinniśmy wszystkiego wrzucać do jednego worka pod nazwą - marketing. To pojęcie kojarzy mi się bardziej ze sprzedażą, co też jest oczywiście ważne, ale uważam, iż osiągnęliśmy pewien pułap przez wieloletnią pracę. Przykładowo posiadamy dobrze prosperujący serwis internetowy, możemy płynnie przejść z niego na system online, gdzie łatwiej kupimy bilety. Jest też program lojalnościowy „Legiony” i mnóstwo innych rzeczy i działań, które wpływają na nasz lepszy wizerunek.
Na długo przed dwoma ostatnimi meczami Legii (z Piastem i Pogonią) nie można było kupić biletów. Zresztą wejściówki na stadion cieszyły się sporą popularnością przez całą rundę finałową. Celem są podobne wyniki w trakcie sezonu zasadniczego?
- Z tego co wiem, to żaden klub na świecie, który rozgrywa tyle spotkań w sezonie, nie ma kompletu widzów na swoich stadionach we wszystkich konfrontacjach. Nawet na Camp Nou trybuny święcą pustkami podczas meczów w Pucharze Króla, gdy Barcelona przykładowo rozgrywa dziewiąte starcie w miesiącu na samym początku rozgrywek. Jeśli chodzi o naszą ligę, dopóki istnieje ESA37, to nie należy zakładać, iż kibice z wypiekami na twarzy będą czekać na pierwsze kolejki, tym bardziej że na te pojedynki często nakładają się europejskie puchary.
- Mimo wszystko stadion nie jest na tyle duży, żeby to było niemożliwe. Jeśli jednak wyprzedamy wszystkie miejsca na nasz obiekt, to i tak na trybunach mogą pojawić się wolne miejsca. Kibice, którzy posiadają karnety, opuszczają 1/3 meczów w sezonie, co uważam za przyzwoity wynik. Na każdym spotkaniu nie ma około trzech, czterech tysięcy osób z wejściówką na stadion. Powody są różne. Niektórzy wyjeżdżają na wakacje, ktoś inny zachoruje, a jeszcze inni muszą zostać w pracy. Dlatego nie dziwię się tym ludziom, ponieważ praktycznie co czternaście dni zjawiają się przy Łazienkowskiej, a często gramy też w środku tygodnia.
Zakładacie sobie jakąś średnią frekwencję w sezonie?
- Nie zakładamy. Z każdym kolejnym rokiem chcielibyśmy zaliczać progres. Średnia frekwencja według mnie jest trochę zakłamana, ponieważ raz graliśmy na normalnych zasadach, a za chwilę weszła reforma rozgrywek. Skupiamy się na ogólnej liczbie kibiców w sezonie. Uważam, że to jest wymierna liczba.
Podsumowując ubiegły sezon ze sportowego punktu widzenia musi być pan zadowolony po zdobytym dublecie.
- Oczywiście, że jestem zadowolony. Udzieliłem już kilka wywiadów po tym sezonie i śmieszy mnie, kiedy dostaje pytanie, czy jestem zadowolony z wyniku zespołu. Tym bardziej, że często dziennikarze zadają je w podtekście, iż nie powinienem się cieszyć z osiągniętych wyników.
Pytamy, ponieważ nie zdarza się często, że klub po zdobyciu dubletu zwalnia trenera.
- My cały czas się uczymy. Wyciągamy wnioski, obserwujemy rynek. Osobiście uważam, iż decyzje o zmianie szkoleniowca w całej Europie podejmowane są w złym czasie. Zazwyczaj kluby zwalniają trenerów, gdy zaczyna być źle. A tak naprawdę wtedy jest już wszystko posprzątane. Nawet poważne kluby wykonują podobne ruchy albo za późno, albo za wcześnie. My w zeszłym sezonie po długiej analizie i rozmowie z Henningiem Bergiem zasugerowaliśmy pewne zmiany w różnych aspektach. One się niestety nie pojawiły, co też zadecydowało o tym, że musieliśmy się rozstać. Zareagowaliśmy w takim momencie, gdy nie mogliśmy dokonać żadnych transferów ani dokonać większych roszad, dlatego na wiosnę postawiliśmy Stanisławowi Czerczesowowi krótkoterminowe zadanie. Postąpiliśmy zgodnie z naszymi przekonaniami.
- Teraz przed nami są nowe wyzwania. W najbliższej przyszłości chcielibyśmy wygrać wszystkie sześć spotkań w europejskich pucharach. Wtedy byłoby idealnie i każdy by się cieszył. Oczywiście w kolejnym sezonie znów chcemy zostać mistrzem, powalczymy o Puchar Polski, który tak często zdobywaliśmy, ale priorytetem jest dla nas stały awans w rankingu UEFA. Nie musimy w każdym sezonie piąć się do góry, ale finalnie pragniemy znaleźć się w pierwszej trzydziestce w Europie. To jest priorytet.
Czyli możemy stwierdzić, że od samego początku były takie założenia, że Stanisław Czerczesow był trenerem doraźnym?
- Gdy zatrudnialiśmy Stanisława Czerczesowa, skupialiśmy się na drugiej połowie sezonu. Chcieliśmy zdobyć dublet. Gdy jakikolwiek trener zaczyna pracować w twoim klubie, to z biegiem czasu lepiej go poznajesz. Więcej z nim rozmawiasz i powoli rozumiesz jego wizję. Przy nawiązywaniu współpracy z nowym szkoleniowcem zawsze jest element ryzyka. Wielokrotnie mówiłem, iż za wyniki drużyny odpowiedzialny jest cały sztab szkoleniowy. Piłka nożna opiera się na taktyce, stałych fragmentach gry, treningu zawodników i bramkarzy, diety, restytucji, logistyce oraz na wielu innych aspektach. To właśnie detale decydują o tym, czy piłka po strzale gracza poleci pięć centymetrów od słupka, czy nie. To jedno uderzenie może dzielić twój zespół od Ligi Mistrzów. Za to odpowiedzialny jest cały zespół ludzi.
Powiedział pan, że pieniądze nie decydowały o dalszej współpracy z Stanisławem Czerczesowem.
- Taniej teraz nie będzie. Pojawiały się w mediach dwa powody, czemu rzekomo rozstajemy się z Rosjaninem. Transfery oraz kasa na podwyżkę. Powiem w takim razie, iż obydwa aspekty nie miały miejsca.
Może więc chodziło o wprowadzanie młodych zawodników do pierwszego zespołu?
- To oczywiście bardzo ważny aspekt, ale to też nie było też tak, iż Stasiu powiedział, że kto jest młody ten się nie nadaje. Trochę zostało to podkolorowane. Jednakże wprowadzanie młodych graczy do pierwszego zespołu nie funkcjonowało należycie. Nie obwiniałbym jednak wyłącznie trenera za taki stan rzeczy, bo za sprawne funkcjonowanie zespołu odpowiada cały sztab trenerski.
A styl gry, który preferował Czerczesow, miał jakieś znaczenie? Zastanawialiście się, czy ta strategia będzie zdawała egzamin na dłuższą metę?
- Wiadomo, że nie da się zagrać sześćdziesięciu spotkań na tak zwanej spince. Kluby, które grają raz w tygodniu mogą sobie na to pozwolić, ale my nie. Piłkarz, żeby doszedł do prawie stuprocentowej gotowości fizycznej po wysiłku, nie jest w stanie zrobić tego po trzech dniach. W tym czasie można jedynie się wyzerować z wysiłku. Nie da się poprawić swojej wydolności w tak krótkim okresie. Dlatego grając w ten sposób non stop, z tygodnia na tydzień po prostu dany zawodnik powoli opada z sił.
Legia gorsze występy zaczęła notować na wyjeździe w końcówce sezonu.
- Zwykły zbieg okoliczności. W Polsce zawsze wszyscy motywują się na Legię. Niektórzy kumulują wszystkie swoje siły na mecz z nami. Spójrzmy! Ruch Chorzów miał rundę finałową w nosie. W spotkaniu z nami po pierwszej połowie powinni przegrywać, później zaczęli grać piłką i mieli większy luz. Lechia Gdańsk, mimo że powinna walczyć o europejskie puchary, zmotywowała się, aby pokazać swoje umiejętności w rywalizacji z nami. Posiadają niezłych zawodników i jeśli oni raz w miesiącu zbiorą energię, to potrafią być groźni. Taki Peszko oddał w tym starciu strzał życia. Gdyby nie ten gol, ten pojedynek różnie mógłby się zakończyć. To już nawet nieistotne jest w jakim my tam składzie wystąpiliśmy. Takie założenia jednak często są krótkowzroczne, ponieważ w Krakowie w kolejnym spotkaniu powinni przyjąć pięć bramek. Czyli nie obchodzi ich pozycja w tabeli. Zamiast koncentrować się na awansie do pucharów, siły rzucili na mecz z Legią. Teraz mogą pochwalić się trzema punktami w starciu z mistrzem Polski - byli od nas lepsi. Natomiast Zagłębie Lubin świetnie przygotowało się fizycznie na wiosnę. Oczywiście nie miało takiego licznika starć co my, ale w bezpośredniej konfrontacji „Miedziowi" byli jednak lepsi. Dlatego nie upraszczałbym tego do jedynie do wyjazdów. Lubinianie mogliby nas ograć również w Warszawie.
Pytanie wynika stąd, ponieważ zastanawialiśmy się, czy ten sztab szkoleniowy ze Stanisławem Czerczesowem na czele byłby w stanie dołożyć coś do pressingu i siły.
- Też się nad tym zastanawiałem i nie znam odpowiedzi na to pytanie. Uważałem, że jest takie ryzyko i nie chciałem go brać. To jedna z kilku przyczyn.
Co w takim razie może wprowadzić nowy trener, czego nie mógł Stanisław Czerczesow?
- Według mnie to jest tak oczywiste, że szkoda w ogóle rozmawiać na ten temat. Belgia obecnie jeśli chodzi o podejście do sportu jest w TOP3 w Europie. Nawet w siatkówkę nauczyli się grać. Pływanie też im coraz lepiej wychodzi, tak samo dobrze prosperują w innych dyscyplinach. W piłce nożnej też są liderem. Są także w czołówce rankingu FIFA. Ich logistyka, zarządzanie, ogólne funkcjonowanie, przygotowanie fizyczne, podejście do treningu technicznego stoi na najwyższym poziomie. Mimo że jest to mały kraj, świetnie sobie radzą. Dbają o akademie, notują w tej dziedzinie stały progres. Na taki stan rzeczy nie mają wpływu tylko obcokrajowcy. Belgowie również wiele wnoszą do tego systemu. Jeśli chcemy gonić Europę, to musimy uczyć się od najlepszych.
- Czy to Jan Urban, czy Henning Berg i ostatnio Stanisław Czerczesow byli oporni na zmiany w sztabie, na propozycje rozszerzenia sztabu itd. A jak po tym jak odnieśli sukcesy, wszelkie próby zmian były odczytywane jako próby niepotrzebnej ingerencji w coś, co dobrze funkcjonuje. Jakikolwiek dialog na temat tego, by coś zmienić na lepsze, był bardzo trudny. Funkcjonuje przekonanie, że skoro taki schemat ludzki przyniósł efekt, to nie można nic w tym układzie zmieniać. Podejrzewam, że tak jest w większości klubów na świecie, ale nic nie działa wiecznie, cały czas trzeba się rozwijać.
Rośnie też chyba ego po odniesionym sukcesie wśród trenerów. Czerczesow w rosyjskiej prasie opowiadał, że jego przyjście podniosło frekwencje na trybunach.
- Stanisław Czerczesow to bardzo dobry trener, ale w tak wąskim sztabie i z hermetycznym podejściem do niego, moim zdaniem nie odniesie na dłuższą metę sukcesów w dużych klubach. I na tym zakończyłbym ten wątek.
Analitycy powrócą do sztabu pierwszego zespołu?
- To akurat jest trochę ściema, bo oni nie odeszli. Wykonywali swoją robotę, siedzieli nad tym In Statem - chyba najlepszym dziś na rynku programem analitycznym. Ale sztab szkoleniowy wykonywał swoje analizy - ja to też rozumiem. Kłopotem było dopiero to, że każdy wyciągał z tych analiz nieco odmienne wnioski.
- Powtórzę po raz ostatni - Stanisław Czerczesow to naprawdę dobry trener, ale musi poszerzyć swój sztab. Proszę zwrócić uwagę jak dziś wygląda sztab szkoleniowy reprezentacji polski? To mnóstwo ludzi, każdy pracuje na pełnych obrotach. O sukcesie końcowym w piłce dziś decydują często detale. Czerczesow przez okres pracy w Legii spowodował, że siłowo przejechaliśmy się po niemal całej lidze. Zrobił z siebie lidera, zrzucając presję z piłkarzy, a dzięki temu ci poprawili podejście mentalne do spotkań. Tak się jednak nie da grać zawsze. On to rozumiał, ale nie da rady tego zmienić w takim zestawieniu osobowym sztabu szkoleniowego. Uważamy, że trenerzy muszą dbać o wszystkich, a nie tylko o meczową osiemnastkę. Rola trenera jest po prostu szersza.
Czym trener Hasi przekonał pana i włodarzy klubu do siebie i swojej wizji?
- To, że jest taki trener jak Besnik Hasi, któremu warto się przyglądać, wiemy od dawna. Michał Żewłakow z nim grał w jednym zespole, zna go osobiście i wie, że ma cechy, które przydadzą się w roli trenera Legii. Już w zeszłym roku mieliśmy nadzieję, że uda się go ściągnąć, podobnie jak Adriana Gulę, ale wtedy okazało się to niemożliwe. Teraz okazało się, że jest realna szansa na to, aby przyszedł na Łazienkowską i udało nam się sprawę sfinalizować. To trener, który pracował w klubie z ogromnymi aspiracjami i presją, zna to i potrafi sobie z tym radzić. A w Legii to niezwykle istotne. Henning Berg mówił, że pod tym względem w Manchesterze United jest łatwiej, bo presja rozkłada się na wiele osób. Hasi był w klubie, gdzie presja była ogromna, gdzie kibice potrafili przyjść do centrum treningowego i wyrazić swoje niezadowolenie z wyników. Fani tam pamiętają Andrelecht walczący o najwyższe cele w Europie i oczekują, że tak będzie zawsze. A realia są takie, że jak jakiś piłkarz osiągnął wysoki pułap, to był sprzedawany za duże pieniądze, najlepsi co pół roku odchodzili. Dlatego Hasi po pierwszym świetnym sezonie, miał coraz trudniej. Pod koniec została mu sama młodzież i grono kontuzjowanych. Co rok musiał budować zespół od nowa. Ale kibice patrzą przede wszystkim na grę i wyniki, chcą widzieć Anderlecht w Lidze Mistrzów i to już po wyjściu z grupy. Stadion w Brukseli nie jest duży, ale potrafił gwizdać już w 20 minucie przy niekorzystnym rezultacie. Presja i zdenerwowanie towarzyszyły więc Hasiemu non-stop.
- Kolejną ważna rzeczą jest to, że Hasi korzysta w pracy ze wszystkiego co daje wiedza czy nauka. Nie zamyka się na nowinki, stale doskonali swój warsztat. Ryzyko jest takie, że nigdy nie pracował poza Belgią. Całe życie był jednak w międzynarodowym środowisku i świetnie sobie radził. Istotne jest, że teraz będą poprawne relacje między trenerem a dyrektorem sportowym, którzy grali ze sobą, znają się i mają do siebie zaufanie. Tak jest w większości dużych klubów, a u nas różnie z tym bywało, czasem to trener starał się udowodnić, że jest szefem, brakowało spójności. Partnerskie stosunki umożliwiają dialog do tego, by było coraz lepiej.
Poruszmy temat transferów.
- Siedzimy z trenerem i ustalamy.
Sprawdźmy nazwiska, które pojawiły się już na rynku. Gabriel Torje z Udinese?
- Nie słyszałem, nie wiem na jakiej pozycji gra.
Denis Alibec?
- Nie ma tematu.
Michał Koj?
- W Chorzowie sami stwarzają takie pozory, że się nim interesujemy. Chcą sprzedać kilku gości za przyzwoite pieniądze.
Powroty. Jakub Kosecki?
- Jedzie z nami na obóz.
Miroslav Radović w plebiscycie na 100-lecie został wybrany najlepszym obcokrajowcem w historii klubu. Jest szansa na powrót?
- Spotkam się z nim na ślubie Kuby Rzeźniczaka, będzie czas pogadać. Jeśli jest zdrowy i w formie fizycznej, to trener może rozważyć jego kandydaturę.
Pytamy o niego, bo Czerczesow w rozmowie z nami stwierdził, że wielu graczy Legii doszło do granicy, której sami nie przekroczą, ze potrzebny jest piłkarz, przy którym będą wyglądać lepiej. A przy Rado lepiej wyglądali i Ondrej Duda i Michał Masłowski.
- Temat Czerczesowa już zostawmy, uważam go za zamknięty. W kwestii Rado będzie decydował nowy trener.
Co dalej z Robertem Bartczakiem i Jakubem Arakiem?
- Zostają w Zagłębiu, gdzie trenerem będzie Jacek Magiera. To bardzo ciekawy projekt. Generalnie bardzo chwalę sobie współpracę z Zagłębiem Sosnowiec czy Arką Gdynia. Przykłady „Jędzy" czy „Kosy" pokazują, że warto się ogrywać na wypożyczeniach, a wspomniane kluby są do tego świetnym miejscem.
Arek Piech?
- Zagrał na tyle dobrze na Cyprze, ze raczej tam zostanie.
Jest szansa by został w Legii Artur Jędrzejczyk czy to temat nierealny?
- Temat będzie po Euro. Na mistrzostwach może zagrać wybitnie, a może też doznać kontuzji. Rożne rzeczy mogą się zdarzyć i nie ma sensu spekulować. W lidze rosyjskiej mają limity dotyczące obcokrajowców, a klimat jest taki, że w takich przypadkach kluby sięgają po graczy ofensywnych - Brazylijczyków czy Argentyńczyków. Jeśli "Jędza" nie będzie się tam łapał, i nie dostanie świetnych ofert transferowych, to być może będzie mógł wrócić do nas. Ale tego pewnie nie będziemy wiedzieli do połowy lipca - nie ma cudów.
Skąd wzięliście tych czterech młodych graczy, którzy zasilą wkrótce Legię?
- Sulejmani już u nas był i postanowiliśmy dać mu szansę. Sulleya obserwowaliśmy dwa lata, Radek Kucharski tam latał. Mamy też na miejscu swoich ludzi do obserwacji. Za Chorwatami też chodziliśmy od dawna.
Emocje wzbudza Sandro Kulenović.
- Super kozak, najlepszy w swoim roczniku. Długo go obserwujemy, spotkaliśmy się wiele razy z nim, jego rodzicami w ostatnim czasie. Kończy mu się kontrakt, ale w klubie z Zagrzebia rozmowy nie są proste. W klubie doszło do awantur z kibicami gdy ci dowiedzieli się o tym, że Kulenović może odejść.
Co dalej będzie się działo z Markiem Saganowskim?
- Dla mnie „Sagan" jest niemożliwy. Jak mu się przyglądam, to wydaję mi się, że on może jeszcze w końcówkach pograć. Widzę, że odciąga od siebie ten moment zakończenia kariery. Rozmawialiśmy o tym, żeby został u nas w klubie, ale podejrzewam, iż przyjdzie i powiadomi nas, że jeszcze spróbuję pociągnąć - może w Termalice, a może gdzieś indziej. Wtedy nie będzie występował już u nas. Szczerze, nie wydaję mi się, aby to był dobry pomysł. Marek ma za mocną pozycję, żeby gdzie indziej siedzieć na ławce.
A jeśli zakończy umowę w innym klubie, to przyjmiecie go w Legii jako pracownika klubu?
- Tak, to już jest przesądzone. Mieliśmy usiąść w czerwcu do rozmów i ustalić szczegóły. Marek jednak na razie zamilkł. Podejrzewam, że próbuję sobie coś znaleźć.
W jakiej roli go widzicie w klubie?
- Jeździ na kursy trenerskie razem z Marcinem Żewłakowem. Wydaję mi się, że odnajdzie się w roli szkoleniowca. Nie widzę go natomiast jako skauta.
Czy sprawę z Pelikanem złożyliście już do odpowiednich organów?
- Tak, do prokuratury. To bezczelność do kwadratu. Pelikan dopuścił się oszustwa. Wysypało im się dwóch obrońców i to był główny powód przełożenia spotkania. Można się jednak było spodziewać różnych sytuacji w końcówce rozgrywek i trzeba się było do tego przygotować... Przede wszystkim kadrowo. Chore jest, że zawodnicy przechodzą z rezerw do CLJ i na odwrót. To jest wariactwo, ci sami piłkarze co kilka dni grają na dwóch różnych poziomach i czasem organizmy nie wytrzymują - jak z Ursusem.
W takim razie co z tym zrobić? Poszerzyć kadry obu drużyn?
- Musimy zmienić system. Na pewno nie będziemy sobie psuli autokaru, jak Lech. Ktoś przyszedł z pomysłem zrobienia podobnej rzeczy, jak Pelikan, ale na to nie przystaliśmy. W wieku osiemnastu lat nie można uczyć piłkarzy oszustw. Inni to zrobili, ale my tak nie będziemy działali. Jakie wartości zyskałaby wtedy młodzież?
Współpraca z Fluminense będzie kontynuowana?
- Wiele razy nas uratowali. Są na miejscu i potrafią rzetelnie oceniać zawodników. Uniknęliśmy przez to kilku transferowych wpadek. Czasami brakuje cierpliwości... Poważnym tematem był Ronan, ale szybko doznał kontuzji. Mógł grać w pierwszej drużynie, ale niestety nie wyszło. Nie jest jednak złym piłkarzem skoro trafił do rezerw FC Porto. Wyleczyliśmy go i odszedł, ale spójrzmy też na to tak, że urosła nasza pozycja na rynku i wiarygodność.
Połowa zawodników jest po dublecie zadowolona, połowa nie. Nikolić nie czuł się do końca dobrze w takim stylu gry, Duda jak grał, to nie na swojej pozycji itd...
- Nie dziwie się, bo Niko po 30 minutach mógł być zajechany. Mógł mieć potem kłopot z odnalezieniem się w polu karnym. To nie było dla niego. Choć zaczął asystować, jego role trochę uległa zmianie. Prijović wystrzelił z formą na obozach, do tego stopnia, że zaczął grać w parze z Nikoliciem, czego wcześniej się nie spodziewaliśmy. Z kolei Bereszyński czy Broź byli trochę odstawieni, bo nie grali. I to jest kwestia wschodniej szkoły - nie grasz, to musisz sobie sam radzić i to zmienić. Moim zdaniem ważna jest jednak cała drużyna, bo zawsze ktoś może wypaść. A tak ci goście nie wierzą, że mogą dostać szanse gry. Na pewno pewna grupa myślała o odejściu, ale po zmianie trenera każdy ma czystą kartę i może walczyć o skład. W bardzo ważnym okresie przygotowawczym wszyscy mogą się pokazać Besnikowi Hasiemu. Inna sprawa, że trener Czerczesow był sprawiedliwy. Prawie nigdy nie było tak, że ktoś nie grał, a nie wiedział dlaczego.
Boiska przy Czerniakowskiej powstają?
- Wiele zależy od miasta. Lada moment sprawa będzie głosowana w trakcie obrad Rady Miasta. Słyszałem, że kłopotów z tym nie będzie. Rok już o to zabiegamy.
Dariusz Mioduski w rozmowie z nami skrytykował pewne kwestie ultrasowskie i zbyt duży poziom wulgaryzmów na stadionie. Będziecie o tym rozmawiali z SKLW czy grupami kibicowskimi?
- Nauczeni doświadczenie, rozmawiamy ze sobą cały czas. I jest też wiele tematów, o których można mówić tylko pozytywnie. Była feta, maszerowało 100-tys ludzi, a nie było żadnych strat, ogródki też nie ucierpiały. Oczywiście są takie rzeczy jak transparent, po którym straszliwie nam się dostało. Nie możemy dawać pretekstów do tego, by znaleźć się w jakiejś rozgrywce politycznej - musimy się trzymać od takich rzeczy z daleka.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.