Boruc: Pomyślności dla kibiców Legii
28.12.2009 11:54
- Najważniejsze jest teraz dla mnie to, że znów potrafię cieszyć się życiem. Rozwiodłem się, uregulowałem wszystkie sprawy z tym związane, choć kosztowało mnie to bardzo wiele wysiłku. Teraz mieszkam z moimi ukochanymi i jestem szczęśliwy.
Czy zatem dzięki dziewczynie Sarze, kobiecie pańskiego życia to życie stało się lepsze, bardziej poukładane? Czy teraz jest takie, jakie być powinno?
- Na pewno tak. Jeśli chodzi o moje życie osobiste, to czuję się cudownie. A kariera piłkarska? No cóż, to już trochę inna sprawa. Ostatnio przeszkadzały mi kontuzje. Urazu uda nabawiłem się we wrześniowym meczu z Irlandią Północną w Chorzowie, a kolano bolało mnie od dłuższego czasu. Nadal zresztą nie jest idealnie.
Z pańską karierą w ogóle coś jest nie tak. Gdy przeżywał pan ogromne problemy w życiu osobistym, grał pan w Lidze Mistrzów i w reprezentacji Polski. Oczywiście i wtedy przytrafiały się kłopoty, do których bramkarz nie powinien wracać myślami, ale one są już za panem. Teraz z kolei prywatnie jest wszystko ułożone, ale Celtic nie gra już w pucharach, a w reprezentacji nie widzi pana Franciszek Smuda.
- Nie do końca tak to wygląda. To prawda, że w Lidze Europejskiej spisaliśmy się słabo, a w reprezentacji nie zagrałem już od września. Najpierw zdecydował tak Stefan Majewski, a teraz przeszkodziła mi kontuzja, po której jednak wróciłem już do gry. Mam 29 lat i ambicje, aby jeszcze wyżej zawiesić sobie poprzeczkę i sprawdzić się w jeszcze silniejszym klubie. No, ale na razie skupiamy się na tym, by odebrać mistrzostwo Rangersom.
Bardzo wiele mówi się, że Borucem zainteresowany jest Tottenham. W drugą stronę miałby powędrować Robbie Keane. Jest coś na rzeczy?
- Nie mam pojęcia i mówię to zupełnie szczerze. Dowiedziałem się o tym kilka dni temu na treningu od trenera bramkarzy. Mówił, że gdzieś to przeczytał. Ze mną oficjalnie nikt nie rozmawiał.
A o to, czy Celtic chce mnie sprzedać, należałoby zapytać menedżera i prezesów. Ja nic o tym nie wiem. Prawdę mówiąc, nie jestem przekonany, że przeprowadzka do innego klubu zimą byłaby dobrym pomysłem.
Kiedyś był pan prawdziwą gwiazdą.
- Jestem piłkarzem Celticu Glasgow i nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni. Miałem trochę słabszy okres, dokuczały mi kontuzje. Ludzie szybko zapominają. Nic na to nie poradzę.
Zapomnieli też o panu w reprezentacji. Bardzo boli?
- Nikt nie ma takich możliwości, by na odległość zadawać ból, więc Franciszek Smuda bólu mi nie sprawia. Widocznie zarówno on jak i Stefan Majewski uważali, że w Polsce są ode mnie lepsi bramkarze. OK. Nie polemizuję, nie ma sensu się żalić.
Więc jednak czuje pan, że Smuda nie przepada za talentem Artura Boruca.
- Nikt z obecnego sztabu kadry się ze mną nie kontaktował. Ani wcześniej Majewski, ani później Smuda. Co mam więc myśleć?
Podobno by zagrać w reprezentacji, musi pan nabrać sportowej sylwetki.
- Ha, ha. jeśli w reprezentacji będą grali tylko piłkarze o pięknych sylwetkach, to nie jestem pewien, czy to najlepszy sposób na podniesienie sportowego poziomu drużyny. A mówiąc poważnie, nie uważam, by z moją sylwetką było coś nie tak. Jest, jaka jest.
To co w takim razie może panu pomóc w powrocie do reprezentacji?
- Z tego co pan mówi, to chyba tylko liposukcja.
Co takiego?
- Liposukcja. Czyli odsysanie tłuszczu (śmiech).
Skąd pan zna ten termin?
- Zrobiłem sobie coś takiego przed EURO 2008 i dlatego tak dobrze na nim broniłem (śmiech).
Gdyby na zgrupowaniu kadry przyszło panu rywalizować o miejsce w składzie na przykład z Wojtkiem Szczęsnym, nie czułby się pan nieswojo? Nie pomyślałby pan, że z takim młokosem nie powinien rywalizować wielki Artur Boruc?
- Nie. Zdaję sobie sprawę, że nikt nie gra w reprezentacji za zasługi. Każdy musi sobie wywalczyć miejsce w składzie. Mówiłem już, że czuję się na siłach, by grać w piłkę na najwyższym poziomie przez kilka najbliższych łat i nie muszę się obawiać rywalizacji.
Ponowna gra w reprezentacji Polski to pewnie jedno z pańskich noworocznych postanowień. Jakie są inne?
- Niech pomyślę... Pewnie rzucę papierosy i przestanę pić wódkę, schudnę dwadzieścia kilogramów. Zrobiłbym też coś dla świata. Załatam czarną dziurę, powalczę z głodem w Etiopii. O, zostanę też wolontariuszem Czerwonego Krzyża (śmiech).
Ale ja pytam poważnie. Ważniejsze jest teraz dla pana życie osobiste czy kariera?
- Jedno z drugim się łączy. Na razie w domu czuję się świetnie i niczego mi nie brakuje. Na pewno chcę grać w reprezentacji. Jeśli będzie chciał mnie klub silniejszy niż Celtic, również podejmę wyzwanie. Najważniejsze, aby móc spokojnie żyć, być szczęśliwym i pracować. Chcę zadbać o to, by w moim życiu prywatnym nic już się nie popsuło. Nie jestem niepokornym odmieńcem, jakiego widziałyby we mnie media. Może jestem czasami lekkoduchem, ale twardo stąpam po ziemi i znam swoje miejsce w szyku.
Czego i komu chciałby pan życzyć w Nowym Roku?
- Pomyślności w 2010 roku wszystkim kibicom Legii Warszawa i Zagłębia Sosnowiec!
Tylko im?
- (śmiech) I wszystkim kibicom reprezentacji Polski.
Rozmawiał: Sergiusz Ryczel
Zapis całej rozmowy w dzisiejszym wydaniu Przeglądu Sportowego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.