Burkhardt upadłą gwiazdą
27.11.2007 07:54
W 2006 roku z Legią świętował tytuł mistrzowski. Teraz grywa po kilka minut i tak naprawdę nie dostaje szansy. Są lepsi od niego. – Marcin raczej z nami nie zostanie – mówią przy Łazienkowskiej. Trener <b>Jan Urban</b> wcale nie ukrywa, że <b>Marcin Burkhardt</b> ma małe szanse na grę. – Wygląda lepiej, niż na początku mojej pracy, ale musi walczyć i na pewno stara się to robić – mówi szkoleniowiec Legii. Na razie wychowanek Olimpii Elbląg grywa jednak ogony. W lidze najdłużej przebywał na boisku przez kwadrans. Wiadomo, że nie jest to zbyt wiele czasu na zaprezentowanie swoich umiejętności.
– Owszem, dobrze wyglądał w meczu Pucharu Ekstraklasy z Groclinem (3:3), ale i tak musi uzbroić się w cierpliwość. Powiedziałem mu, że nie mam do niego pretensji. Ale czy zostanie? Jeszcze się nie zastanawialiśmy – wtrąca Urban. Burkhardt już dwa miesiące temu zapowiadał, że – jeśli nie wywalczy miejsca w składzie – za wszelką cenę będzie chciał opuścić Legię w zimowym okienku transferowym. – Tyle, że nie będzie to takie łatwe. Legia sporo za mnie zapłaciła (650 tys. euro – przyp. red.) i choć część z tych pieniędzy będzie chciała odzyskać – mówi. Na razie piłkarz nie myśli, co będzie w przyszłości. – Przecież jestem jeszcze młody. Optymizmu mi nie brakuje. Zobaczymy, co będzie. Niczego się nie obawiam. Gdyby tak było, to nie grałbym w piłkę – dodaje.
Kiedy Legia wygrywała ligę kibice i dziennikarze prześcigali się w wymyślaniu mu nowych pseudonimów. Nazywano go "Burinho" czy "Burkhardinho", a on pięknymi strzałami lub asystami przesądzał o wyniku spotkań. – Oczywiście, że było mi miło – mówi zawodnik. – Tyle, że to przeszłość. A rzeczywistość jest taka, jaka jest – dodaje.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.