Domyślne zdjęcie Legia.Net

Chłopak z Bródna

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

19.01.2007 08:12

(akt. 24.12.2018 04:40)

Przed trzema laty wynalezionego w Targówku Warszawa i sprowadzono do Legii. Szybko został okrzyknięty talentem. Ale coś się zacięło w jego karierze... Zadebiutował w Legii w sierpniu 2004 roku w spotkaniu z FC Tbilisi. Miesiąc, później, gdy szkoleniowcem został <b>Jacek Zieliński</b>, widział w nim playmakera swojego zespołu. Dał mu szansę, a Marcin został uznany za odkrycie roku i zdobył piłkarskiego Oscara.
- Stoi na półce w domu razem z medalami, które zdobyłem, będąc juniorem. Odkryciem zostałem chyba tylko, dlatego, że w Legii wówczas grało niewielu młodych zawodników. A rundę jesienną miałem niezłą - mówi Marcin Smoliński. Później dla chłopaka z Bródna nadeszły gorsze czasy. Kontuzja za kontuzją, coraz mniej występów na boisku i w efekcie wypożyczenie do Odry Wodzisław. - Trzy obozy dla organizmu 20-letniego chłopaka, który nigdy nie miał takich obciążeń treningowych, okazały się zbyt dużym wysiłkiem. Trzy razy po trzy miesiące nie grałem z powodu kontuzji pleców. Nigdy wcześniej nie miałem takich przerw w treningach. Mówiono, że straciłem formę. Mogłem biegać całe mecze, miałem siły, a po urazach brakowało mi wytrzymałości. Było coraz gorzej - wspomina 22-letni obecnie rozgrywający.

Wiele osób upatrywało przyczyn załamania formy w tym, że piłkarzowi uderzyła woda sodowa do głowy. Ponoć widziano go na dyskotekach. Na którymś z treningów pojawił się z siniakiem pod okiem. Twierdzono, że został pobity na dyskotece. - Jeśli ktoś mnie widział, mógł zrobić zdjęcie. Wówczas mówiono, że byłem na dyskotece, a okazało się, iż przebywałem z drużyną na meczu o Puchar Polski z Lechem w Poznaniu. Mogę przysiąc, że od dwóch lat nie byłem na żadnej dyskotece. Teraz cały czas siedzę w domu, trochę to się zmieniło. Poza tym moja dziewczyna trzyma mnie krótko. Nie twierdzę, że wcześniej nie chodziłem, ale wszyscy chodzili. A pretensje były do mnie, bo tylko „Smoła” jest z Warszawy. Ja wiem, że nie cała Warszawa mnie lubi, nawet nie wszystkie chłopaki z podwórka. Słyszałem i czytałem różne głupoty na mój temat. O tym, że gram w Legii, bo moi rodzice zapłacili, komu trzeba. Po pierwsze, jaki młody zawodnik płaci pieniądze, żeby grać w jedenastce, a po drugie mój ojciec nie żyje - wyjaśnia Smoliński.

Po powrocie z wypożyczenia Smoliński podjął bardzo odważną decyzję. Zamiast kolejnych przenosin z Warszawy postanowił powalczyć o miejsce w Legii. - Nie chciałem znów być wypożyczony. Pojechałem do Wodzisławia i rok tam straciłem. Może nie podchodziłem do gry w Odrze zbyt entuzjastycznie, ale liczyłem, że będę tam występował i ogrywał się. A na boisko wchodziłem tylko w końcówce sezonu. Dlatego wiem, że trudno byłoby mi się teraz załapać do jakiegoś klubu pierwszo, czy drugoligowego. Najważniejsze, że od roku nic mi nie dolega - mówi "Smoła".

Marcin miał zimą propozycje gry w Arce Gdynia i Zawiszy Bydgoszcz. - To prawda, ale albo kluby nie potrafiły się porozumieć, albo oferta nie była już aktualna. Poza tym wolę w Legii powalczyć o miejsce - dodaje Smoliński. Jego pojawienie się w hotelu Mercure Mrongovia Resort & Spa było dla wszystkich sporym zaskoczeniem. - Podjąłem ryzyko, bo zawsze chciałem grać w Legii. Tu jest moje miejsce. Trener Dariusz Wdowczyk powiedział, że mam szansę walczyć o miejsce w składzie. Wiem, że jest duża konkurencja, Vukovic, Burkhardt, Junior, ale chciałem spróbować. Przygotowania do sezonu i mecze sparingowe pokażą, czy będę w pierwszej drużynie - mówi Smoliński. - Jeśli Marcin wykorzysta szansę, znajdzie się w kadrze 23 zawodników. Jeśli nie, będzie trenował z pierwszym zespołem, a grał w drużynie rezerw - oznajmił Dariusz Wdowczyk.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.