Domyślne zdjęcie Legia.Net

Chytry dwa razy traci

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

04.02.2009 07:47

(akt. 18.12.2018 07:01)

Na początku tego roku Legia zainteresowała się 22-letnim <b>Gastonem Cellerino</b>. Argentyńczykiem z włoskim paszportem, występującym w chilijskim CSD Rangers Talca, który w poprzednim roku w strzelił 22 gole w 31 spotkaniach. Szczególnie, że oferta jego pozyskania była bardzo ciekawa. Stołeczny klub miałby wypożyczyć piłkarza na pół roku, co kosztowałoby 150 tysięcy euro. Jeśliby się sprawdził, wicemistrzowie Polski mogliby wykupić go za 1.5 miliona euro. bo takiej klauzuli w umowie chciał chilijski zespół. <b>Mirosław Trzeciak</b> chciał jednak negocjować kwotę wykupu, która jego zdaniem była zbyt wysoka. Cellerino przeszedł do klubu włoskiej Serie B, Livorno za 2 miliony euro.
Miał przyjść napastnik, a za nim lewoskrzydlowy i defensywny pomocnik. Jedną dziurę udało się załatać bardzo szybko i tanio, bo Tomasz Jarzębowski przyszedł za darmo i bardzo chciał wrócić do klubu, w którym się wychował. Jeśli chodzi o pozostałe braki, tak dobrze już nie jest. A przecież cel na wiosnę pozostaje niezmienny - wygrać to, co się da. Najlepiej wszystko. Aby podołać zadaniu, Takesure Chinyama oprócz podatnego na urazy Bartłomieja Grzelaka musi mieć wartościowego zmiennika. Młody Maciej Rybus podobnie, bo jego organizm nie jest jeszcze w stanie wytrzymać takiego intensywnego grania, jakie czeka legionistów na wiosnę. A jak na razie wydłuża się jedynie lista piłkarzy, którzy do Legii trafić mogli, a nie tych, co trafili. Chikwaikwai w piątek? Kolejna sprawa to Evans Chikwaikwai, najlepszy strzelec ligi w Zimbabwe. To on, a nie Chinyama gra w reprezentacji tego kraju, więc przynajmniej w teorii warto było go sprawdzić. Tyle, że miał przyjechać już dwa tygodnie temu i nie słychać, aby to się stało. Chociaż z drugiej strony, za zawodnikami z Afryki ciężko trafić. Jedna z wersji opóźnienia przybycia tego piłkarza jest taka, że chciał wykorzystać Legię do załatwienia wizy wjazdowej do strefy Schengen. W zachodniej Europie okno transferowe zamknęło się, więc może teraz zdecyduje się spróbować swoich sił w Warszawie. Jego przypadek przypomina zamieszanie z Ransfordem Osei, którego nawet zgłoszono do rozgrywek. Ostatecznie wylądował w Izraelu, a przy Łazienkowskiej z tamtych wydarzeń nie wyciągnięto żadnych wniosków. W każdym razie, według ostatnich ustaleń, Chikwaikwai ma pojawić się na Łazienkowskiej w najbliższy piątek. Zobaczymy. Późne decyzje Powyższe przykłady świadczą o tym, że w Legii problemem są nie finanse, lecz decyzyjność. W zasadzie - to jej brak. Oczywiście negocjacje, rozmowy - to wszystko musi potrwać, ale dlaczego inni mogą robić to dwa razy szybciej? Wystarczy spojrzeć na trwającą ponad miesiąc sagę z pozyskaniem Jacka Krzynówka. - Prowadziliśmy z Jackiem negocjacje, jeśli przyjąłby naszą ofertę, byłby najlepiej zarabiającym piłkarzem w Polsce - stwierdził Trzeciak. A wystarczyło tydzień wcześniej spotkać się z zawodnikiem, porozmawiać, ustalić warunki i jeden z najlepszych polskich piłkarzy walczyłby w Legii o mistrzostwo Polski. Ale nie, czekano, aż w Niemczech zamknie się okienko transferowe i "Krzynek" nie będzie miał innego wyjścia, jak przyjąć to, co proponuje Legia. Zgłosił się Hannover 96, sprawe załatwił w dwa dni i ma Polaka u siebie. A w stolicy kolejny raz obeszli się smakiem i cztery tygodnie przed startem ligi mają problem. Pewnie zagrają Opinii o działaniach stołecznej drużyny na rynku transferowym nie zmieni pozyskanie Krzysztofa Ostrowskiego i Marcina Komorowskiego, którzy zapewne znajdą się w kadrze na zbliżającą się rundę. Bo, przynajmniej w tej chwili, ich nazwiska nijak się nie mają do tych, których w Warszawie nie udało się zakontraktować. Autor: Adam Dawidziuk, Mateusz Borek

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.