CLJ: "Kobipedia", "Mr. Biceps" i podsumowanie rundy przez sztab
25.12.2017 16:21
Za nami pół roku, które obfitowało w zmiany w procesie treningowym, ale i doświadczenia z Ajaksem czy Breidablik. Pół roku najtrudniejsze?
Piotr Kobierecki(i trener): - Właśnie na odwrót. To chyba była najłatwiejsza runda, doświadczenie pomaga. Więcej się przeżyło, więcej się wie, a o pewnych rzeczach decyduje znacznie bardziej spontanicznie. Różnica jest taka, że zwiększyliśmy intensywność treningów.
A szykowaliście się na rundę trudną?
Kobierecki: - Zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o model pracy, to na pewno nie. Trudniej mogło być w kwestii znoszenia przez graczy obciążeń i przełożenia na mecze ligowe. W dodatku dysponowaliśmy najmłodszym składem. W poprzednich latach grali w większości zawodnicy ze starszych roczników. Teraz, choć to rozgrywki dla urodzonych w latach 1999/2000, pojawiali się gracze z rocznika ’01, a większość kadry stanowili piłkarze z ’00.
Arkadiusz Białostocki (trener bramkarzy): - To pierwsza runda od dawna, w której przez 70 procent jej czasu, graliśmy co trzy dni. Przez cztery lata naszej pracy, nie było takiej sytuacje. Występowaliśmy w Centralnej Lidze Juniorów, UEFA Youth League, a do tego dochodziły zagraniczne mecze towarzyskie. Intensywność była bardzo duża.
Do gry co trzy dni niezbędna była zmiana przygotowań motorycznych?
Michał Kwietniewski (trener przygotowania fizycznego): - W takim wypadku, bodźce kształtujące w treningu zdarzają się rzadziej. Zawodnik ma mniej czasu na ćwiczenia. Staramy się w tym czasie zrobić tyle, ile możemy oraz doprowadzić go do pełnej dyspozycji w trakcie spotkania. Trzeba pamiętać, by nie obciążyć nadmiernie gracza. Mogłoby to zapoczątkować spadek formy, a z czasem zwiększyłoby się ryzyko kontuzji. Do tego dochodziły treningi indywidualne, które były spójne z całym planem treningowym. Zazwyczaj były częścią, części głównej danej jednostki. Wszystko zależało od tego, w jakim byliśmy cyklu.
Indywidualizacja to jeden z kluczy tego sezonu, ale jak mocno widać efekty? Da się wskazać konkretnych graczy, po których można to zobaczyć.
Mateusz Kamuda (II trener, szef departamentu treningu indywidualnego w akademii Legii): - Postęp na ogół najlepiej widać z zewnątrz. Pracujemy z zawodnikami nad określonymi rzeczami i często widzimy rozwój na danej płaszczyźnie, ale kluczowym elementem jest mecz. Kiedy piłkarz w trakcie spotkania wykorzystuje te elementy, dobrze się prezentuje, to możemy mówić o progresie. Bywa, że trenerzy przegrają mecze, ale będą zadowoleni, kiedy w końcu, po wielu próbach, drużyna przeprowadzi akcję, nad którą wiele się pracowało na treningach. Jestem zdania, że praca ma rozwijać zawodników, ale sprawiać także to, by gracze podejmowali jak najlepsze decyzje na treningach.
Ile z tego, co zostało przez was założone, wyszło w rundzie jesiennej?
Kamuda: - Byliśmy ograniczeni liczbą meczów. To oczywiście bardzo dobre, bo zawodnicy mają szybką szansę weryfikacji w konfrontacji z rywalami. Z drugiej strony trochę wiąże to ręce w kwestii wplatania bodźców motorycznych czy liczby jednostek treningu indywidualnego. Mogę chyba stwierdzić, że plan został wykonany w 60-70 procentach.
Jak mocno pomagały mecze z rywalami spoza Polski?
Kobierecki: - Dawały pełniejszy obraz. Liga może często zaciemniać perspektywę, bo na wszystko patrzymy przez różowe okulary. Wszystko wygląda dobrze, może pojawiać zbytni optymizm. Percepcja postrzegania zmienia się w konfrontacjach z rywalami z innych krajów. Nie zawsze jest to jednak zmiana negatywna. Mamy taką mentalność, że wolimy wszystko co z zewnątrz. Wiele spotkań pokazało, że nie mamy się czego wstydzić w kwestiach organizacji pracy, gry, mentalności czy umiejętności zawodników. Wiem też jednak, że nadal mamy rezerwy. Trzeba je wykorzystywać, by jak najlepiej wyglądać.
Spotkania z Ajaksem Amsterdam najbardziej jaskrawo pokazywały pewne różnice? W Warszawie byliście zdominowani i przegraliście 1:4. W Holandii to wy przeważaliście i choć zwyciężyliście 2:0, można było mówić o niedosycie.
Kobierecki: - To faktycznie mecze, które pokazały wiele. Powiedziałbym, że nie jesteśmy tak słabi, jak niektórzy myśleli po pierwszym meczu, ale też nie tacy dobrzy, jak mniema się po drugim. Ajax jest przed nami, ale nie uciekł nam o lata świetlne. Taka jest prawda. Poziom wyszkolenia czy globalna kultura pracy jet obecnie wyższa w Amsterdamie, ale zapewniam - są płaszczyzny, na których możemy się z nimi mierzyć. Chcemy ich gonić.
Mecze z Holendrami generowały całkiem sporą liczbę rozmów w mediach społecznościowych. Po pierwszym spotkaniu opinie nie były zbyt przychylne.
Kobierecki: - Bardzo często na temat takich meczów wypowiadają się osoby, które ich nie widziały. Pojawia się frustracja i możliwość krytykowania. Ktoś, kto nie jest w piłce od roku, nie może się tym przejmować. Sam mam takie podejście, że nie wywołuje to u mnie żadnych emocji. Jesteśmy silniejsi, gdy pojawia się niezależność od emocji zewnętrznych. Przyjmowanie do siebie za mocno krytyki czy pochwał może świadczyć o wewnętrznej słabości. Po meczu w Amsterdamie powiedziałem, że „pozdrawiamy krytykantów z mediów społecznościowych”. Było mi wtedy szkoda zawodników. Zagrali dobry mecz w Amsterdamie, wygrali z Ajaksem, ale mało kto to widział.
Wygrana w Amsterdamie zostawiła wręcz niedosyt.
Kobierecki:- Tam nie chodziło tylko o wygraną, ale o to, że nasi gracze byli w stanie zdominować Ajax. Legioniści udowodnili, że mogą wiele osiągnąć oraz zdziałać. Mistrzowie Polski juniorów starszych potrafią grać w piłkę. Sami sobie udowodnili, że są w stanie pokonać nawet tak dobrych rywali. Potem został wręcz niedosyt, który jednak wzmocnił morale skromnych ludzi, często kreowanych na takich, którzy wiecznie chodzą z nosami w górze.
Jak ważna była kwestia analizy przed meczem z Ajaksem?
Michał Łasak (analityk): - Staraliśmy się precyzyjnie rozpracować Ajax w meczach ligowych, a także niezwykle szczegółowo w spotkaniach Youth League z Hammarby. Zwracaliśmy uwagę na każdy możliwy detal. Zawodnicy na odprawie zobaczyli model gry rywali, a także najczęściej wykorzystywane schematy. Po spotkaniu w stolicy, wyciągnięte zostały bardzo dobre wnioski. W Amsterdamie przeciwnik był rozpracowany, a do tego doszła bardzo dobra taktyka. W analizie pomagali wszyscy trenerzy.
Dużą rolę w Amsterdamie odegrał Mateusz Kochalski, bramkarz?
Białostocki: - Mając w pamięci pierwszy mecz, Mateusza Kochalskiego nie trzeba było dodatkowo motywować. Sam doskonale wie, na co go stać. W Warszawie mógł uniknąć niektórych zagrań i być bardziej skuteczny. Jednak cztery wpuszczone gole, to… dużo. Za dużo. Konfrontacją w Amsterdamie udowodnił, że prezentuje przynajmniej taki poziom, jak jego vis-a-vis z Ajaksu. Można w niego wierzyć i należy w niego inwestować. To cieszy z dzisiejszej perspektywy. Jest silny i potrafi pozytywnie reagować na gorsze chwile.
Słucham was wszystkich, nie tylko w momencie tej rozmowy, ale jakaś skromność od was bije. Mówimy o sztabie drużyny, która zdobyła trzy mistrzostwa Polski juniorów starszych z rzędu.
Kobierecki: Może Arek Białostocki powinien o tym mówić, bo najdłużej pracuje w Legii (uśmiech).
Białostocki: - Ale ja z natury jestem skromny. Co mogę powiedzieć? Cieszy fakt, w nawiązaniu do dwumeczu z Ajaksem, że popełnialiśmy znacznie mniej błędów indywidualnych. Lecieliśmy do Holandii pokazać się z dobrej strony, ale też myśleliśmy o wygranej. Z tyłu głowy siedziała duża różnica, którą trzeba było zniwelować. Cieszyło, że zawodnicy dobrze zareagowali i udało się wejść na wyższy poziom, niż przy Łazienkowskiej. Każdego cieszy zwycięstwo, ale do kolejnej rundy nie awansowaliśmy. Radowaliśmy się w szatni, ale szampany nie strzelały. Gracze udowodnili sobie, że nie muszą mieć kompleksów, ale skromność i pokora to jednak przydatna cecha.
To najkompletniejszy sztab patrząc na wszystkie roszady z ostatnich lat?
Kobierecki: - Bardzo dobrze pracuje mi się z obecną grupą. Widzimy też efekty w pracy na boisku. Nie spędzamy ze sobą każdej chwili też prywatnie, bo większość z nas ma swoje rodziny, ale dobrze się uzupełniamy.
Kamuda: - Patrząc na poprzednie lata, tym razem wszyscy pracujemy konkretnie przy juniorach starszych. Wcześniej, będąc w bloku z Legią II, niektórzy musieli dzielić swoją uwagę na dwa zespoły: rezerwy i ekipę z CLJ. Nie było to tak kompletne. Teraz tylko ja i Arek współpracujemy z młodszymi rocznikami, ale to już inne proporcje. Juniorzy starsi są na wierzchołku piramidy w akademii. To sprawia, że ten zespół jest częściej zauważany przez kibiców i media. Pojawiają się dyskusje, w których jesteśmy czasami krzyżowani, a innym razem nie wszyscy doceniają to, co udaje się robić. Ale doceniamy i szanujemy to. Patrzymy na wszystko ze spokojem, bo… trochę na tej wojnie już jesteśmy.
Kobierecki: - Mamy też do siebie zaufanie, możemy wszystko jak najmocniej spajać. Idziemy w dobrym kierunku.
Nowe postacie w sztabie, od początku sezonu, są trzy:
Łasak: - Praktycznie przez cały poprzedni sezon, dzieliłem czas pracy na zespół z CLJ oraz „dwójkę”. Jeździłem także na mecze juniorów. Jako kibic mogę mówić, że jestem strasznie zadowolony z tego sztabu, który jest doskonale dopasowany. Dział treningu indywidualnego w postaci Mateusza jest dodatkowym pozytywem. Robert Picuła jest z kolei naturalnym asystentem. Ważną kwestią jest również przygotowanie fizyczne, bardzo dobre za sprawą Michała Kwietniewskiego. Tak jak mówił Piotrek, stworzyła się bardzo fajna ekipa, która idzie w dobrą stronę.
Kwietniewski: - Na pewno nie czułe żadnej bariery wchodząc do sztabu. W pierwszych tygodniach myśli wszystkich się docierają, poznaje się wzajemne oczekiwania. Początek był o tyle trudny, że trzeba było zmienić system pracy. Inaczej pracuje się z seniorami, jak w Spartaksie Jurmała, a jednak trochę inaczej z młodzieżą. Dzięki temu, że dobrze się dogadujemy, mogłem się szybko przestawić. Wyniki są zadowalające, gracze przykładają się do swoich zadań i wydaje mi się, że wszystko idzie w dobrą stronę.
Trafiłem do Legii po pracy na Łotwie, gdzie byłem w sztabie Marka Zuba. Wróciłem do Polski, bo mam małe dziecko i wyjazdy były dość problematyczne. Po meczach w el. Ligi Mistrzów z Astaną Marek dostał propozycję z Szachtiora Soligorsk. Mogłem pójść tam, ale zdecydowałem się na ofertę z Legii, którą przekazał mi Radek Mozyrko. Od zawsze byłem też kibicem stołecznego klubu, mieszkam tu całe życie i była to interesująca propozycja.
Jest w tym sztabie ktoś, kto nie utożsamia się z Legią?
Kobierecki: - Chyba wszyscy czują się związani z klubem.
Kamuda: - Jestem chyba najbardziej z zewnątrz, bo pochodzę z województwa Świętokrzyskiego. Nie wyobrażam sobie jednak, by pracując w takim klubie, nie trzymać kciuków za pierwszą drużynę lub zespół U-9. Nie chodzi tylko o lojalność względem pracodawcy. Kiedy zostawia się serce w tej pracy, to serce naturalnie wskazuje kierunek i chęć sukcesów zdobywanych przez cały klub.
Wpajacie przywiązanie do klubu zawodnikom?
Kobierecki: - W trakcie odpraw czy indywidualnych rozmów zawodnicy potrafią usłyszeć, że dzięki sercu, można więcej osiągnąć.
Białostocki: - Mamy piękne muzeum i chcemy, by gracze akademii poznali historię klubu. To ważne, by zawodnicy ją znali i potrafili się z nią utożsamiać.
Przy stole zasiada Maciej Kuszyński, fizjoterapeuta juniorów starszych.
Kobierecki: - Wreszcie jesteś! Nasze brakujące ogniwo!
Kamuda: - Mr. Biceps!
- Wracając do tematu. Nie sposób myśleć o przyszłości, nie pamiętając o przeszłości. Byliśmy w muzeum Legii, Muzeum Powstania Warszawskie i to istotne z punktu widzenia wychowywania zawodników. Podobnie jest ze sprzątaniem grobów na Powązkach. Socjalizowanie graczy i budowanie świadomości, że są w ważnym miejscu, jest istotne dla każdego z nas.
Kwieciński: - To nie tylko utożsamianie się z klubem, ale też z całym miastem.
Zawodnicy to wszystko rozumieją, znają wasze zamiary?
Kobierecki: Wycieczka do muzeów, wizyta w domu dziecka… To pewnie nie dotrze do każdego. Jeśli jednak jakaś jednostka będzie potrafiła wyciągnąć odpowiednie wnioski, to warto to robić.
U kogo widać największe przywiązanie do barw Legii?
Kobierecki: - Największe przywiązanie do Legii widziałem zawsze u Aleksandra Wańka i Mateusza Żyry. Teraz? Widzę kandydatów, ale nie chcę jeszcze operować nazwiskami. Na pewno jest wielu zawodników, którzy czują, że Legia to nie tylko miejsce, w którym pracują.
W Legii nie było większych problemów z kontuzjami?
- Kaszpirowski może o tym opowiedzieć (śmiech).
Maciej Kuszyński (fizjoterapeuta): - Patrząc na ich statystyki, faktycznie było pod tym względem dobrze. Zarówno na tle Polski, jak i większych obszarów…
Kamuda: - Zawsze jesteś wodzirejem, a teraz tak cicho mówisz…
(śmiech)
Kuszyński: - Myślę tu o porównaniu ze statystyki z klubów hiszpańskich, angielskich czy skandynawskich. W tej rundzie mieliśmy bardzo mało kontuzji i wygląda to super. Na kontuzje w trakcie starć z rywalami nie mamy wpływu. Cieszy fakt, że gracze praktycznie nie mieli urazów mięśniowych, przeciążeniowych. Dwie kontuzje to kapitalny wynik i wspólna praca całego sztabu.
Kobierecki: - A przecież zwiększyliśmy intensywność…
Kamuda: - Tutaj można zobaczyć zasługi Michała Kwietniewskiego.
Kwietniewski: - Dzięki przebadaniu zawodników i indywidualizacji możemy wpływać na to, by kontuzji mięśniowych było jak najmniej. Mogliśmy wyłapać każdą dysproporcję i pracować nad wieloma aspektami pod kątem każdego gracza. Do tego dochodzi większa świadomość w kwestii regeneracji i odpoczynku wśród zawodników.
Kamuda: - Inna sprawa, że wystarczy spojrzeć na „bicek” „Kuszy”. Zawodnicy idą do jego gabinetu, a potem twierdzą, że są zdrowi (śmiech).
Kuszyński: - A są tacy, którzy nie wracają… (uśmiech). Prawda jest taka, że nie ma złotego środka. Wszystko trzeba indywidualizować w odniesieniu do konkretnych zawodników. Ani na boisku, ani w gabinecie medycznym, nie da się stosować tego samego do wszystkich. To jest chyba klucz do odpowiedniego funkcjonowania.
Kogo należy wyróżnić za ostatni rundę?
(Wszyscy): - Arka Białostockiego! (śmiech)
Białostocki: - Kończymy ten wywiad (śmiech)!
Kobierecki: Jeżeli chodzi o postęp, to trzeba wyróżnić dwie postacie, które są najmłodsze w drużynie: Konrad Matuszewski i Michał Karbownik. W moim osobistym rankingu jesieni, wysoko plasują się również Mikołaj Neuman oraz Mateusz Olejarka. „Olej” usystematyzował swoją pozycję, stał się mniej chimerycznym zawodnikiem. „Miki”, do czasu kontuzji, potrafił robić sporą różnicę w ofensywie. Obaj poprawili też umiejętność funkcjonowania w obrębie drużyny w aspektach taktycznych.
Kamuda: - Dołożyłbym tytaniczną pracę Mateusza Szweda w kwestii przyjęcia kierunkowego.
Kwietniewski: - Pod względem fizycznym, coraz lepiej do momentu kontuzji wyglądał Neuman. Poprawił kwestię wytrzymałości. Progres poczynił także Olejarka. Stały, wysoki poziom trzymali boczni obrońcy: Matuszewski, a także Michał Król. A mój numer jeden? Kacper Wełniak. Wzrosła dynamika, agresja, a także znacznie lepiej zaczął się poruszać po boisku.
Białostocki: - Głównie korzystaliśmy z najstarszego, Mateusza Kochalskiego. Rozegrał siedemnaście meczów i ustabilizował formę. Prezentował duże umiejętności w poprzednim sezonie, ale teraz to usystematyzował. Przez to, jak wiele rozegrał minut, jak czuł wsparcie sztabu, dobrze odnalazł się w roli pierwszego bramkarza. Mamy w grupie treningowej także Michała Gołuńskiego, Jakuba Ojrzyńskiego, Cezarego Misztę i Pawła Łakotę, który mocno naciska, zresztą tak, jak wszyscy pozostali. Widać, że chcą wskoczyć na stałe do bramki.
Jakie plany na drugą połowę sezonu? Można to zamknąć w stwierdzeniu: „chęć pozostania na pierwszym miejscu”?
Kobierecki: - Ostatnie tygodnie treningów odbywały się w grupach, pracowaliśmy z określonymi profilami zawodników, co miało indywidualizować wymagania wobec graczy. Chcemy to także przełożyć na wiosnę. Widzimy, że to przynosi efekty, a zawodnikom sprawić radość.
Kamuda: - Chcemy kształtować pewne aspekty u zawodników. Został przygotowany plan motoryczny, na którym próbujemy budować dalsze fundamenty. Pod koniec roku gracze ćwiczyli w konkretnych grupach: skrzydłowi, boczni obrońcy, napastnicy oraz stoperzy, a także najbardziej kreatywna grupa środkowych pomocników. Jesteśmy zaintrygowani tego rodzaju pracą, chłopaki również chcą się rozwijać i właśnie ich progres jest dla nas ważny w perspektywie kolejnych tygodni oraz miesięcy.
Kobierecki: Najważniejsze, by zawodnicy z czasem trafiali do pierwszej drużyny. Po to jest indywidualizacja, która czasami może się odbywać kosztem pojedynczych wyników. Najważniejsze, że gracze stają się lepsi.
Ile było meczów, w których elementy indywidualizacji sprawiły, że wynik był gorszy?
Kobierecki: - Indywidualizacja, to też taktyka indywidualna, co będzie miało przełożenie na formacje, całą drużynę. To musi trwać, czasami odbyć się kosztem poszczególnych spotkań, ale najważniejsza jest praca i jej dobra jakość. Wreszcie będzie miało to przełożenie na lepsze wyniki. Nie chcemy tak bardzo dostosowywać taktyki do przeciwników, a skupiać się na tym, by nasz zespół grał „po swojemu” i to jak najlepiej.
Białostocki: - Pewną odpowiedzią jest też spojrzenie na protokół meczowy. W tym sezonie nasz skład był bardzo młody. Stawiamy na najbardziej perspektywicznych i po części może to służyć za informację.
Łasak: - Mamy najmłodszy skład w grupie wschodniej Centralnej Ligi Juniorów. To o czymś świadczy.
Czym silniejsza fizycznie drużyna, tym trudniej wam się z nią gra?
Kobierecki: - Czym słabsza piłkarsko drużyna, tym trudniej nam się gra. Sprowadziłbym to do tego. Trudno przeciwstawić się warunkom fizycznej niektórych rywali. Musimy to nadrabiać sposobem gry i indywidualnymi umiejętnościami, ale czasem dzięki temu mamy trudniejsze środowisko, które może stymulować do szybszego rozwoju.
Zimą wasz zespół znowu się zmieni. Część graczy pójdzie do rezerw.
Kobierecki: Zobaczymy. Trzeba będzie się adaptować do odpowiedniej sytuacji, ale jeśli gracze pójdą do dwójki i poradzą tam sobie, dadzą jakość, to nic tylko się cieszyć. To będzie oznaka rozwoju graczy. W razie potrzeby będziemy uzupełniali skład graczami z młodszych roczników.
Kamuda: - Jest tam kilku bardzo zdeterminowanych graczy, którzy pokazują umiejętności na treningach i w trakcie spotkań. Przeskok między drużyną U-17 a U-19 jest duży. Tak samo jest w przypadku CLJ i trzeciej ligi. Jest inna dynamika i stąd też wprowadzony program adaptacyjny, który trwa sześć tygodni. Gracze z rocznika ’01 mogą dać dużą jakość i patrząc na mecz w Amsterdamie, to było u nas chyba czterech graczy urodzonych w 2001 roku. Dobrze mówię Piotrze, „Kobipedio”?
Kobierecki: - Zgadza się.
Kamuda: - To w historii naszych europejskich meczów to sytuacja, która nie ma precedensu.
Rutyna?
Kobierecki: - Docelowo widzę się w piłce seniorskiej, nie ukrywam tego. Czekam tylko na moment, kiedy to nastąpi. Szanuję pracę w akademii, w której jestem już dość długo.
Białostocki: - Nie zgodzę się, że w tym zawodzie jest coś takiego, jak rutyna. Gdybym zauważył coś takiego u siebie, to chyba trzeba byłoby się zastanowić nad zmianą profesji lub środowiska. Dopiero teraz widzę, jak rozwijam się na swoim stanowisku. Poprzednie sezonu mocno wpłynęły na moją percepcję odnośnie piłki nożnej. Z perspektywy czasu, mogę dawać graczom jeszcze więcej. Mocniej wskazywać, jak unikać błędów i jak sprawiać, by rozwój graczy był bardziej harmonijny.
Łasak: - Zaczynałem pracę w Legii od… trzymania kamery. Zaczynałem z rezerwami, potem pomagałem przy pierwszej drużynie Maćkowi Krzymieniowi i Danielowi Myśliwcowi. Pracowałem też z ekipą z Centralnej Ligi Juniorów. Nagrywałem spotkania, a teraz zostałem analitykiem juniorów starszych, bo wszystkie zadania tego typu należą do mnie. To najlepsza runda w kwestii mojego rozwoju. Wcześniej byłem przede wszystkim pomocą techniczną, a teraz muszę iść w kierunku progresu w aspektach taktycznych. Poznaję znacznie mocniej piłkę młodzieżową i to naprawdę ciekawy czas.
Kamuda: - Od początku sezonu postawiono przede mną nowe wyzwanie, dział treningu indywidualnego się rozwija. Razem ze mną pracują Maciej Laskowski i Norbert Misiak, to fajna grupa trenerów, z którymi mam przyjemność współpracować. Widzę progres u zawodników i wierzę, że stabilnie będziemy stawali się coraz lepsi, tak samo jak piłkarze akademii. To także szansa rozwoju dla mnie i możliwość wskazywania drogi także młodszym graczom, nie tylko tym najstarszym w akademii.
Białostocki: - Z Piotrkiem Kobiereckim pracujemy wspólnie ósmy sezon, wcześniej w młodszych grupach, ale widzę, jak mocno się rozwinął jako trener. Doskonali warsztat i… nie można nas jeszcze przekreślać! (śmiech).
Roberta Picuły, asystenta Piotra Kobiereckiego, zabrakło z powodu zdawanego egzaminu trenerskiego. Jak stwierdził cały sztab, "gorąco go pozdrawiają".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.