Domyślne zdjęcie Legia.Net

Co to miało być?

Jerzy Zalewski

Źródło: Legia.Net

11.10.2009 16:41

(akt. 17.12.2018 02:00)

Sobotnie popisy oglądałem z wyjątkowym spokojem. Brak emocji towarzyszących zwykle występom polskiej kadry zawdzięczam oczywiście ostatnim posunięciom PZPN. O ile zakończenie współpracy z Leo Benhakkerem było jedynym dobrym możliwym posunięciem (a i to w niesmacznych okolicznościach), to już zatrudnienie Majewskiego, trenera bez osiągnięć i z bardzo przejrzystą taktyką gry, było działaniem kompletnie nietrafionym. Tym jednym pociągnięciem reprezentacja Polski została cofnięta do czasów sprzed „Don Leo”, Pawła Janasa, a nawet Jerzego Engela. Polacy grali z Czechami taktyką rodem z lat osiemdziesiątych. Długa piłka do przodu i może coś się uda…
Wynik sobotniego meczu łatwo było przewidzieć. Dziwne powołania, jeszcze dziwniejszy sztab szkoleniowy, a niektóre pomysły na prowadzenie reprezentacji iście z PRL. Nawet Czesi nie bardzo wiedzieli czego się spodziewać. Trudno bowiem układać plan taktyczny co do drużyny, która w swoim składzie ma tylu nowych zawodników i nowego selekcjonera. W związku z tym postanowili… nie stosować żadnej taktyki! Po prostu czekali na rozwój wydarzeń, nie stosowali nawet pressingu. To zaskoczyło Majewskiego, który ustawił drużynę, by grała kontratakiem, jednak Polacy również nie stosowali pressingu. W efekcie mieliśmy powolny i nudny mecz. Do Kowalewskiego trudno mieć większe pretensje. Na początku meczu minął się z dośrodkowaniem, ale przez resztę wieczoru bronił dość pewnie. Przy golach mógł się zachować lepiej, ale z pewnością żaden z nich nie obciąża całkowicie jego konta. Zagrał dość przeciętnie, a mimo to był jedną wyróżniających się postaci naszego „zespołu”. Obrona z powołanych zawodników była zestawiona chyba optymalnie. Na bokach bezkonkurencyjni byli Gancarczyk i Rzeźniczak. Zawodnik Lecha miał trochę problemów i drugi gol padł po akcji jego stroną. Z kolei legionista był najlepiej grającym tego wieczoru polskim defensorem. Owszem, zaliczył „asystę” przy pierwszym golu, jednak to nie jego zagranie było w tej akcji kluczowe. Poza tym Czesi lewą flanką za bardzo nie poszaleli, za to „Rzeźnik” włączał się z rzadka do akcji zaczepnych i błysnął kilka niezłymi dośrodkowaniami. Smutne jest to, że grając przeciętnie wyróżnił się. Grę środkowych obrońców podsumować można zdaniem, że obaj dostali po żółtej kartce i mogą się cieszyć, że dotrwali do końca spotkania. Co gorsza ta formacja w innym składzie personalnym mogła wypaść jeszcze słabiej. W pomocy poza pewniakami Błaszczykowskim, Obraniakiem i Lewandowskim tymczasowy selekcjoner postawił na Macieja Iwańskiego. Goście w studiu telewizyjnym zauważali, że „Ajwen” nie odbiera podań od obrońców i nie pokazuje się im. Jednak oni nie podawali mu nawet, gdy był cofnięty. Po prostu taktyka reprezentacji Polski nie uwzględniała rozgrywania piłki i utrzymywania się przy niej. Z tego względu rozgrywający Legii nie mógł się pokazać. Mimo to próbował rozgrywać piłkę, lub strzelać. Niestety z mizernym efektem, słabo też egzekwował stałe fragmenty gry. Tym samym powrót do reprezentacji nie był specjalnie udany. Jeśli do tego dodać słabą postawę skrzydłowych (Obraniak i Błaszczykowski już po raz trzeci, nie licząc kilku zagrań, wypadli znacznie poniżej oczekiwań) to wypada zadać sobie tylko pytanie: jak mieliśmy zdobywać bramki? Czy w ogóle mieliśmy je strzelać? W ataku Jeleń z Grosickim nie poszaleli sobie zbytnio. Byli dobrze i krótko kryci, co nie pozwoliło im użyć ich najgroźniejszej broni – szybkości. Sytuacje mimo wszystko polscy napastnicy mieli. Ale zawdzięczają je nie geniuszowi trenerskiemu „doktora”, czy partnerów z boiska, ale słabej dyspozycji Czechów i bardzo śliskiego boiska. Ich zmiennicy też niczym nie błysnęli i w efekcie mamy wynik jaki mamy. Dziw bierze, że Polacy tak rzadko decydowali się na uderzenia z dystansu. Przy śliskiej murawie aż się o to prosiło. Tak samo, jak o grę prostopadłymi podaniami. Niestety niski Grosicki musiał zamiast tego zmagać się w pojedynkach główkowych z blisko dwumetrowymi obrońcami. Po raz kolejny okazało się, że ustawienie nie gra. Potrzebna jest zgrana drużyna, lub przynajmniej przyzwoici wykonawcy do nakreślonej taktyki. A do tej z sobotniego wieczoru znacznie lepiej w ataku nadałby się Łukasz Sosin, czy Grzegorz Rasiak, a nie Grosicki, czy Iwański. Czesi prezentowali się słabo. Nie grali pressingiem, mieli problemy z rozegraniem piłki. Nie prowadzili huraganowych ataków, ale cierpliwie czekali. I dobrze zrobili, gdyż nasi grali jeszcze słabiej. Na szczęście obu tych reprezentacji, grających antyfutbol, nie będzie na Mistrzostwach Świata. Oglądając ten mecz trudno oprzeć się wrażeniu, że Polacy grali jak za lat osiemdziesiątych. Zatrzymać atak, potem dłuuuuga piłka do przodu i może tam się coś urodzi… Ani obrońcy, ani bramkarz nie szukali pomocników, by im podać. Graliśmy z pominięciem drugiej linii. Tak nie grała ani reprezentacja Engela, ani Janasa, ani tym bardziej Beenhakkera. To zadziwiające jak szybko udało się Majewskiemu cofnąć polską reprezentację o kilkanaście lat wstecz. Z drużyny prowadzącej grę i starającej się utrzymywać piłkę stała się zbieraniną piłkarzy na ślepo wybijających piłkę w dal i liczących na indywidualne popisy. Oczywiście można go łatwo wytłumaczyć. Benhakker swój pierwszy mecz przegrał w podobnym stylu. A Majewski w końcu miał zawodników do dyspozycji niespełna tydzień. Jak więc miał im w tak krótkim czasie wyłożyć swoją filozofię gry? Otóż najsmutniejsze jest to, że mu się to udało! Identycznie grała przecież Cracovia, którą ostatnio prowadził. „Doktor” nie wykorzystał nawet możliwości zaskoczenia rywala jakąś oryginalną taktyką. Od razu oddał pole, a rywale bardzo nieudolnie, ale jednak to wykorzystali. Cały czas liczę na to, że „doktor” faktycznie będzie jedynie selekcjonerem tymczasowym. Cały czas daje takiemu założeniu kolejne argumenty. A to idiotyczne pomysły z przesuwaniem kolejek ligowych, a to mocno problematyczne powołania, a to siermiężna taktyka. Do tego dochodzi protest kibiców, którzy bojkotują nie samą reprezentację, ale działania PZPN i jego skład. Niestety to może jednak okazać się za mało, by ten beton rozkruszyć. Majewski niestety może popracować z kadrą znacznie dłużej. Już słychać głosy, że jest na czym budować, że można dostrzec optymistyczne elementy gry piłkarzy w meczu z Czechami. Ja widzę tylko jeden taki element – porażka ze słabymi Czechami zaledwie 0:2. I mam wrażenie, że Cypr ograłby nas znacznie wyżej…

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.