Dariusz Banasik ocenia jesień i swoich zawodników
28.11.2011 13:00
Co czuje trener, kiedy ogląda mecze pierwszego zespołu i widzi bramki oraz dobrą grę swoich wychowanków - Michała Żyro i Rafała Wolskiego? Dariusz Banasik to autor tego sukcesu, czy raczej bohater drugiego planu?
- Na pewno nie czuję się autorem ich sukcesu. Na miejsce, w którym są teraz złożyło się wiele czynników. Swoją cegiełkę dołożyli choćby ich pierwsi szkoleniowcy. Mam za to ogromną satysfakcję, bo 10 lat temu, siedząc wraz z Jackiem Mazurkiem, Piotrem Strejlauem, czy Marcinem Muszyńskim, marzyliśmy o takiej chwili, że zasiądziemy na nowym stadionie, na którym będzie grała Legia złożona z wychowanków.
Aby nie zagłaskać zawodników, poprosimy trenera o wymienienie wszystkich piłkarzy, którzy terminowali w Młodej Legii, a obecnie znajdują się w kadrze pierwszego zespołu i odniesienie się do ich największych mankamentów. Nad czym legijna młodzież musi jeszcze pracować?
- Oj, bardzo trudne pytanie…. Myślałem, że jak piłkarz idzie do pierwszego zespołu, to jest już wystarczająco dobry! (śmiech) Oczywiście, oni wszyscy stale muszą pracować nad swoimi brakami, żeby ich rozwój przebiegał miarowo. Zacznę od Ariela Borysiuka i Maćka Rybusa. Obaj byli w Młodej Legii bardzo krótko, dość szybko zaufał im trener Urban i trafił w dziesiątkę. „Rybka” powinien poprawić grę słabszą nogą, no ale jak to brzmi po meczu w Moskwie? (śmiech). Z kolei Ariel występuje na niewdzięcznej pozycji, bo rzadko się chwali defensywnego pomocnika. U niego troszkę lepsza mogłaby być statystyka strzałów z dystansu. Jeśli chodzi o Michała Żyro, to wskazałbym problemy z defensywą, z właściwym ustawianiem się w obronie. Miałem o to do niego pretensje, gdy był moim piłkarzem, ale widzę, że trener Skorża mocno popracował z Michałem nad tym elementem i jest już zdecydowanie lepiej. W Młodej Legii „Żyrko” grywał również jako lewy obrońca. Między innymi dlatego, grając dzisiaj na lewej pomocy w Ekstraklasie, nie ma problemów z właściwym odbiorem piłki. Zawodnik, jeśli jest mądry, to wyciąga wnioski z takich decyzji trenera. Kolejny podobny przypadek, to Rafał Wolski. Jeśli on ma piłkę przy nodze, to potrafi z nią zrobić wszystko. Nigdy jednak nie lubił walki, unikał bezpośrednich starć. Z tego powodu grywał także na skrzydłach, by poprawiać ustawienie się i grę w destrukcji. Odnośnie do Kuby Szumskiego, ro o nim najwięcej mógłby powiedzieć trener Muszyński. Na pewno ma ogromny potencjał, choć brakuje mu stabilizacji formy. Pamiętam, gdy na turnieju w Burkina Faso, w pojedynku z młodzieżówką Kamerunu, obronił wszystko co mógł, a nawet jeszcze więcej. Jest młody i przyszłość przed nim. Michał Efir, gdyby tylko był zdrowy, poszedłby śladami Wolskiego. Ma ogromną łatwość w dochodzeniu do sytuacji podbramkowych, które zamienia na gole. Brakuje mi troszkę większego zaangażowania w walkę, takiego rozpychania się łokciami – to w Ekstraklasie jest w cenie. U Daniela Łukasika widzę braki w koncentracji, ma za dużo niedokładnych podań, ale i tak nieźle prezentuje się w roli reżysera gry. Ostatnim młodym, który przebił się do ekipy trenera Skorży jest Dominik Furman. On musi grać o tempo szybciej, bo będzie miał zdecydowanie mniej miejsca.
Skoro było już o wychowankach, to teraz skupmy się na pana początkach związanych z pracą szkoleniowca. Skąd wziął się Dariusz Banasik – trener?
- Skończyłem AWF w Warszawie. Zaliczyłem epizody w CWKS-ie, Polfie Tarchomin i Delcie. Jednak taka pierwsza, poważna praca szkoleniowa, to już okres w Legii. Na Łazienkowska trafiłem 11 lat temu. Zaczynałem od młodszych roczników, prowadziłem przez 6 sezonów Legię ’95, gdzie już wtedy występował Olek Jagiełło. Mieliśmy świetny zespół, przez 3 czy 4 lata nie przegraliśmy ligowego meczu. Teraz w tym roczniku w tabeli prowadzi Mazur Karczew. Mamy ich piłkarzy na oku, kilku otrzymało od nas oferty, ale też nie zawsze zawodnicy chcą się ruszać z 3. ligi do Młodej Ekstraklasy.
Jak wspomina trener dwuletnią współpracę (lipiec 2008-lipiec 2010 – przyp. red.) z Piotrem Strejlauem? Lepiej, gdy za wyniki odpowiada jedna osoba, czy też wygodniej jest podzielić się obowiązkami?
- Jeszcze wcześniej obaj byliśmy asystentami u Jacka Mazurka. Bardzo miło wspominam okres współpracy z Piotrkiem. Podzieliliśmy się zadaniami, każdy z nas wiedział, za co odpowiada. Teraz on jest kierownikiem w pierwszym zespole, „liznął” troszkę wielkiej piłki, z czego bardzo się cieszę. Początkowo było mi trudno zająć się wszystkim, ale już jestem bardziej doświadczonym trenerem, więc nie narzekam (śmiech). Choć jeśli w przysżłości do sztabu dołaczyłby np. Tomasz Kiełbowicz to byłoby super. Bardzo pomagają mi Marcin Muszyński, który pełni funkcje trenera bramkarzy oraz kierownika drużyny, a także pochodzący z Meksyku Cesar Sanjuan – ekspert w dziedzinie przygotowania fizycznego.
Sporo się ostatnio mówi i pisze o sprawnym „przepływie” pana zawodników do pierwszego zespołu. Jak wygląda taki proces? Czy te decyzje są z panem konsultowane?
- Oczywiście, wiele na ten temat rozmawiamy. Bardzo sobie chwalę współpracę z trenerem Skorżą, jest ona coraz lepsza. Jestem pytany o to, kto znajduje się w jakiej dyspozycji, kto zrobił największy postęp i później ci chłopcy dostają swoją szansę. Nie zawsze tak było, niektórzy trenerzy nie chcieli współpracować z zawodnikami z Młodej Ekstraklasy. Chcę też podkreślić rolę Jacka Magiery – ci młodzi, którzy są już w pierwszym zespole, wiele mu zawdzięczają.
Jaki jest pana wzór szkoleniowca? Zauważyliśmy ostatnimi czasy coraz więcej ekspresji w pana okrzykach i rajdach wzdłuż linii bocznej….
- Teraz na topie są szkoleniowcy w stylu Jose Mourinho, którzy potrafią doskonale przygotować zespół od strony taktycznej i mentalnej. Od każdego znanego trenera można wyciągnąć coś dla siebie, coś, co pasuje do swojej osobowości. Są tacy, którzy „pracują” krzykiem, chaosem. Inni z kolei cały mecz siedzą na ławce. Myślę, że warto to wypośrodkować, dostosowując swoje zachowanie do danej sytuacji. Jeśli już mówimy o wzorcach - daleko nie trzeba szukać. Jestem pełen podziwu dla trenera Skorży za to, jak poukładał ten zespół w tej rundzie. Z tą moją ekspresją nie do końca się zgodzę. Zwykle raz na pół roku byłem przez sędziów usuwany z ławki. W tej rundzie się to nie zdarzyło, a co ciekawsze, również żaden z moich podopiecznych nie obejrzał czerwonego kartonika.
Co musi mieć w sobie młody piłkarz, aby zaistnieć u trenera Banasika? Bardziej zwraca pan uwagę na przygotowanie motoryczne, koordynację ruchową czy wyszkolenie techniczne?
- Zawodnik musi mieć to „coś”, co wyróżnia go z tłumu i w jakiś sposób czyni niepowtarzalnym. Kiedy przychodzi na trening jakiś młody piłkarz, to chcę być przekonany, że ma on predyspozycje do wniesienia się na wysoki poziom. Tak było dawniej z Wolskim, tak jest teraz z Olkiem Jagiełło.
Pytamy, bo mamy na myśli Mateusza Pogonowskiego, który w kadrze Młodej Legii jest już 3 sezon. Kiedy przychodził na Łazienkowską z Górnika Łęczna, miał zaledwie 16 lat i cieszył się opinią sporego talentu. Gołym okiem widać, że to piłkarz nietuzinkowy, ale nie gra u pana za dużo.
- Jeśli chodzi o Mateusza, to rzeczywiście wybija się ponad przeciętność. Jest dobry technicznie, świetnie czyta grę. Wykładnikiem jego możliwości jest choćby turniej we Włoszech, gdzie na tle Milanu prezentował się wyjątkowo korzystnie To nie jest tak, że nie dostaje ode mnie szans na grę. Zawsze świetnie pracuje w okresie przygotowawczym, łapie się do wyjściowego składu, a potem przytrafia mu się uraz. I tak jest już 3. rok z rzędu! Ta podatność na urazy jest spowodowana tym, że zanim do nas trafił, jego organizm był bardzo eksploatowany. W poprzednim klubie grał mecze w kilku rocznikach, jeździł na kadry. To się teraz odbija… Następna runda będzie dla niego decydująca. Po niej, jeśli nie przebije się do pierwszego składu, usiądziemy i porozmawiamy o wypożyczeniu.
Jak oceni trener poziom rozgrywek Młodej Ekstraklasy? Jest on wyższy niż w pierwszej edycji tych rozgrywek w sezonie 2007/2008?
- Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, ze wtedy grali głównie zawodnicy starsi – ci, którzy nie zagrali w Ekstraklasie, jak i ci, którzy już skończyli wiek juniora. Z tego powodu gra była bardziej fizyczna. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Stawia się na młodszych, lepiej wyszkolonych piłkarsko zawodników. To jest pierwszy sezon, kiedy mamy tak mało „posiłków” z pierwszej drużyny. Poziom rozgrywek ME nie jest niski. Gdyby tak było, to niemożliwy byłby tak płynny przepływ młodych piłkarzy do Ekstraklasy. Nasze pojedynki z Lechem lub Zagłębiem Lubin stały na wysokim poziomie techniczno-taktycznym. Niektórzy twierdzą, że lepiej jest grać w 2. czy 3. Lidze. Moim zdaniem niekoniecznie – tam mecze są często dziełem przypadku, tutaj jest jednak znacznie więcej operowania piłką.
Gdyby mógł trener cofnąć czas i poprawić tylko jedną swoją decyzję, to co by trener zrobił?
- Oj, znów ciężkie pytanie… (śmiech) Najbardziej żałuję, że w zeszłym sezonie nie zdobyliśmy mistrzostwa ME. Zabrakło punktu, czyli jakiegoś jednego szczegółu, decyzji. Może powinienem głośniej domagać się zakupu jakiegoś napastnika? Maciek Górski był wypożyczony, Michał Efir po obozie zimowym w pierwszym zespole doznał kontuzji, po której dopiero teraz wrócił do zdrowia. Został tylko Kuba Rozwandowicz, ale on strzelił w całym sezonie zaledwie 2 gole, po jednym na rundę…
Zimą miał pan na obozie duet ówczesnych piłkarzy Rozwoju Katowice – Arka Milika i Wojtka Króla. Dziś obaj są w Górniku Zabrze, a Milik kilka razy zagrał już w Ekstraklasie. Dlaczego zatem zimą nie trafili na Łazienkowską?
- Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po powrocie z Włoch, był telefon do Marka Jóźwiaka. Obu wydałem pozytywne opinie i chciałem ich mieć u siebie. Zwłaszcza Milika, który bardzo przypominał mi wtedy piłkarsko Maćka Rybusa, świeżo po jego przyjściu do Legii. Bardzo dobra lewa noga, mocny, celny strzał, szybko wkomponował się w zespół. Z kolei dla Króla na seniorską piłkę było jeszcze za wcześnie, miał za duże braki w przygotowaniu fizycznym, choć technicznie robił wrażenie.
Czy liczba 37 jest dla trenera przeklęta? Wie trener, do czego dążymy…
- Wiem, wiem… (śmiech) Wszystko zależy do tego, jak spojrzymy na tę liczbę. Jeśli ktoś powiedziałby mi przed sezonem, że zdobędziemy w rundzie tyle punktów i wyrównamy rekord sprzed roku, to wziąłbym w ciemno ten dorobek. Jednak z drugiej strony, patrząc na sposób, w jaki gubiliśmy punkty, to rzeczywiście mogło być ich więcej. Wtedy wiosną roztrwoniliśmy przewagę w tabeli. Teraz chcemy wreszcie wygrać rozgrywki, a 37 punktów to zaledwie wynik „do przerwy”. Cieszmy się z tego, co mamy!
Jak na waszą dyspozycję wpływał fakt, że pełniąc rolę gospodarza, podróżowaliście na zmianę między Łazienkowską, Sulejówkiem i Pruszkowem?
- Jasne, że ja i piłkarze wolelibyśmy grać na Pepsi Arenie. Stadion robi wrażenie na gościach, nasi piłkarze wydają się na nim pewniejsi siebie. W klubie są jednak priorytety – najważniejsza jest pierwsza drużyna. Skoro nie można było zbyt często korzystać z głównego boiska, to jeździliśmy do Sulejówka lub Pruszkowa. Zwłaszcza w tym pierwszym mieście grało nam się dobrze, mieliśmy passę kilku zwycięstw.
Jak się trener odniesie do takich par: Bartek Żurek – Rafał Wolski i Kamil Kamiński – Michał Efir? Łudzące podobieństwo tych duetów to zbieg okoliczności czy też przemyślana strategia?
- Przypadek, zdecydowanie przypadek! (śmiech) Ale dobrze zauważyliście, że rzeczywiście ci piłkarze są do siebie podobni - zwłaszcza Żurek do Wolskiego. Szybki drybling, łatwość uwalniania się od krycia, panowanie nad piłką… Choć z drugiej strony Rafał jest prawonożny, a Bartek ma silniejszą lewą nogę.
W pana drużynie jest kilku etatowych reprezentantów kadr młodzieżowych. Co jakiś czas znikają na tydzień, dwa, potem zaś wracają do klubu. Jak ich nieobecność wpływa na ich mikrocykl treningowy? Jak bardzo przeszkadza to w pracy nad doskonaleniem ich umiejętności?
- Kamil Kamiński i Bartek Żurek jeżdżą na kadrę u-19, Norbert Misiak na u-18, a Olek Jagiełło na u-17. Na pewno te wyjazdy są sporym utrudnieniem, ale z drugiej strony, mogą czuć się reprezentantami, otrzaskać się w międzynarodowych bojach, co też procentuje. Oczywiście, wolałbym mieć ich cały czas na treningach, ale rozumiem też potrzeby trenerów reprezentacji. Wprowadziliśmy taką zasadę, że nasi piłkarze nie jeżdżą na konsultacje szkoleniowe, a uczestniczą tylko w meczach o jakąś stawkę. Po powrotach ze zgrupowań zwykle dostają kilka dni wolnego: na odpoczynek i odrobienie szkolnych zaległości. Rozmawiamy z nimi o tym, ile trenowali i na jakich obrotach. Zdarzało się, że trener Skorża chciał sprawdzić na treningu jakiegoś piłkarza, a on akurat przebywał na meczu reprezentacji. Podsumowując, wyjazdy na kadrę mają swoje plusy i minusy. Zadaniem sztabu szkoleniowego jest zrobić tak, aby minusów było jak najmniej.
Co dają Młodej Legii, ale też panu jako szkoleniowcowi, wyjazdy na zagraniczne turnieje? Byliście na „Viareggio Cup” we Włoszech, graliście w Burkina Faso…
- Osobiście najmilej wspominam wyprawę do Afryki. Turniej był mocno obsadzony, pokonaliśmy między innymi młodzieżową reprezentację Kamerunu, po golu Wolskiego. Kiedy gramy mecze z zagranicznymi drużynami, możemy porównać naszych zawodników do ich rówieśników z różnych krajów. I wiecie, co jest najbardziej budujące? Kilku naszych piłkarzy wyróżnia się na tle silnych zespołów!
Legia potwierdziła już pierwszy transfer – zimą ekipę Skorży zasili Albert Bruce, jeden z najzdolniejszych afrykańskich pomocników młodego pokolenia. Kiedy Ghańczyk przyjechał do Warszawy, miał pan możliwość weryfikacji jego umiejętności na treningach. Mógłby trener przybliżyć możliwości tego piłkarza?
- Muszę przyznać, ze byłem jedną z pierwszych osób, które się zachwyciły Albertem. Przyjechał na Łazienkowską wraz z grupą innych czarnoskórych zawodników, ale zdecydowanie wyróżniał się na ich tle. Przeprowadziliśmy mu badania pod kątem motorycznym, wystąpił w kilku sparingach. Jest piłkarzem środka pola, można go porównać do Ariela Borysiuka. Bruce jest jednak jeszcze agresywniejszy, masywniej zbudowany. Co oprócz tego? Dobrze stoi na nogach, imponuje szybkością, radzi sobie w dryblingu. Zauważyłem również, że ma niesamowity ciąg na bramkę. W zasadzie nie widać u niego większych mankamentów. Zrobił na mnie wielkie wrażenie, o czym poinformowałem dyrektora Jóźwiaka i prezesów. Czuję, że warto w tego chłopaka zainwestować. Jedyny znak zapytania dotyczy tego, jak poradzi sobie z aklimatyzacją w nowym kraju. Trafi do zupełnie innego kulturowo państwa będąc krótko po 18. urodzinach…
Przed nami zimowe okienko transferowe. Możemy spodziewać się nowych twarzy w Młodej Legii?
- Po pierwsze, chciałbym naszą kadrę troszkę „odchodzić”. W tej chwili mam do dyspozycji blisko 30 zawodników i jest to problem. Podobno od przybytku głowa nie boli, ale ci, którzy nie grają są sfrustrowani swoją sytuacją. Niektórym kończą się kontrakty, inni pójdą na wypożyczenie. Na pewno odejdzie Mateusz Lisiecki, który bliski transferu był już latem. Oczywiście nie rezygnujemy z obserwacji potencjalnych nabytków. Wytypowani przez nas piłkarze pojawią się na treningach i jeśli trafi się ktoś pokroju, choćby Żurka, to dla takiego kogoś miejsce zawsze się znajdzie. Na pewno nie zapominamy też o naszej Akademii, bo jak historia pokazała – warto.
Czego możemy życzyć trenerowi Banasikowi na najbliższą rundę?
- Musimy przełamać to fatum 37 punktów (śmiech). Sport to realizacja celów – zarówno tych indywidualnych, jak praca nad poszczególnymi piłkarzami, ale również liczą się wyniki, czyli cele drużynowe. Jeśli uda się osiągnąć oba cele, będzie idealnie. Ważniejsza jest jednak praca nad rozwojem zawodnika. Chciałbym przygotować dla trenera Skorży kilku następnych wychowanków, gotowych do gry w Ekstraklasie!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.