Dariusz Mioduski

Dariusz Mioduski: Za pięć lat zmiany w europejskiej piłce, musimy być gotowi

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Piotr Kamieniecki

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

27.03.2019 16:57

(akt. 01.04.2019 16:53)

Legia ogłosiła rozpoczęcie budowy ośrodka treningowego. Porozmawialiśmy z właścicielem i prezesem klubu, Dariuszem Mioduskim, nie tylko na ten temat, ale także o sprawach bieżących: ligowym finiszu, kontrakcie Ricardo Sa Pinto, kształcie rozgrywek europejskich w kolejnych latach, możliwości pozyskania zewnętrznego inwestora. Zapraszamy.

- Przy naszym potencjale w 40-milionowym kraju nie mamy powodów, by mieć gorsze wyniki niż inne kraje w tej części Europy. Trzeba tylko ludziom stworzyć odpowiednie warunki do rozwoju. Na tym się koncentrujemy i pewnie za kilka lat będzie widać skutki tych działań. Natomiast jak dobrze by nie działała akademia, centrum treningowe, to i tak każdy będzie nas oceniał przez pryzmat wyników pierwszego zespołu - mówi Dariusz Mioduski.

A nie jest tak, że na efekty tych działań trzeba będzie poczekać nie kilka, a kilkanaście lat?

- Nie, nie sądzę by tyle trzeba było czekać. W końcu wykonujemy szereg działań, nie tylko infrastrukturalnych. To choćby przygotowanie systemu szkolenia trenerów, te prace się już toczą. Chcemy by wszystkie nasze prace w sferze ludzkiej były gotowe, gdy ośrodek zostanie oddany do użytku. By od razu tam wejść i z marszu pracować dalej. Dlatego duży wysiłek przy selekcji i szkoleniu trenerów, w opracowaniu modelu szkolenia. Efekty tego będziemy widzieć stosunkowo szybko.

Ile osób trzeba zatrudnić by ośrodek funkcjonował, jak należy?

- Około setki osób. Trzeba będzie cały ośrodek utrzymać, prowadzić szkołę, bursę, muszą być wychowawcy, kucharze, trenerzy. To będzie duża część Legii Warszawa. Ale to krok, który musimy zrobić. Dziś nie możemy sobie pozwolić na to by stać w miejscu. Musimy się rozwijać i to szybciej niż inni, bo jesteśmy zacofani i mamy sporo do nadrobienia. I nie mówię o krajach Top-5 ale o tych z następnej piątki. Ale najważniejsze, że mamy możliwości, by szybko skrócić ten dystans. Jest przecież w Polsce pula talentów wynikająca z naszej populacji, charakteru czy determinacji. Możemy więc dołączyć do stawki, która nam uciekła, ale potrzebne są działania na szerszą skalę, potrzebne są pieniądze. Koszt ośrodka to 80-90 mln zł. A to tylko nasz ośrodek. To kwoty duże, ale jeśli chcemy doskoczyć do najlepszych to te kwoty muszą być o wiele większe.

Na kiedy planowane są pierwsze treningi w nowym ośrodku?

- W lipcu 2020 roku. W maju będziemy wkopywać kamień węgielny, będziecie zaproszeni.

Ośrodek będzie miał oddzielne finansowanie czy będzie to część budżetu klubu?

- Już dziś sama akademia piłkarska to poważna część budżetu klubu – około 10-11 mln zł. Teraz będzie ładnych kilka milionów więcej, gdy powstanie ośrodek. Mam nadzieję, że damy sobie radę, że nasze przychody będą rosły. Ale szacunkowo na akademie i ośrodek mamy przeznaczać 15-20 procent naszego budżetu.

W umowie są zawarte ewentualne kary dla wykonawcy za niedotrzymanie terminu?

- Zawsze!

Projekt zakłada, że mogą pojawiać się tam dodatkowe boiska czy budynki?

- Tak. Na razie zrezygnowaliśmy z budowy dwóch dodatkowych boisk. W przyszłości powstanie też mały stadion, gdzie będą grały rezerwy i drużyna z CLJ. To będą kolejne etapy. Z punktu widzenia funkcjonalności, wszystko będzie gotowe w czerwcu 2020 roku.

Trudno było uzyskać finansowanie kredytowe?

- Tak. Cały projekt jest trudny, bo jesteśmy pionierami. Nikt w Polsce nie zrobił do tej pory czegoś takiego. Gdyby ktoś miał wydać takie pieniądze, to zapewne ktoś by zrezygnował i wolał kupić kilku piłkarzy. Dla nas to fundament, bo droga na skróty nie zadziała na długo. Potrzebujemy myślenia o przyszłości. Poza dofinansowaniem i dotacjami z ministerstw, reszta kwoty spoczywa na moich barkach oraz banku, który kredytuje przedsięwzięcie. Dzięki bogu, finansowanie z BGK jest dobre, długoterminowe, 15-letnie. Z punktu widzenia struktury, fajnie udało nam się to poskładać.

Jaki to procent?

- Nie mogę powiedzieć. Łatwo sobie wyliczyć odejmując dotację itd. Zwykle podział pomiędzy kredytem, a własnym finansowaniem jest standardowy.

To ostatni moment, by poprzez ośrodek gonić Europę?

- Tak, choć i tak dzieje się to trochę późno. Gdybyśmy przeprowadzali się tam teraz, to byłoby lepiej. Mielibyśmy większe szanse na skorzystanie pod względem finansów, jak i jakości zawodników. Szkoda, ale nie można patrzeć w przeszłość. Jestem zadowolony, że to robimy i mamy pięć lat, bo w 2024 roku dojdzie do jeszcze większych zmian w europejskiej piłce. Musimy być wtedy gotowi na bycie częścią elity.

Ośrodek w jakimś stopniu wpływa na budżet pierwszego zespołu?

- Mamy określone budżety. Oczywiście, można było podjąć decyzję, by na pierwszy zespół trafiły większe środki - może wyjść lub nie. Budujemy jednak coś trwałego, co będzie miało przełożenie na cały klub. Nie było w mojej głowie choćby chwili zastanowienia. Nie patrzę tylko na dziś, ale również na to, co chcę widzieć za dziesięć lat. To będzie inna Legia. To kwestia struktury, funkcjonowania i stworzenia mentalności, która wyniesie nas do topowej czołówki 50 klubów.

Czołówka nie będzie zamknięta?

- Mówimy o globalnych spółkach. Real czy Barcelona mają miliard przychodu. To kluby, które myślą jak wielkie przedsiębiorstwa rozrywkowe. Trochę chcemy się z nimi ścigać, wierzę, że musimy do nich równać, bo jesteśmy klubem z dużego kraju i miasta. Musimy mierzyć wysoko, a jak skończymy odrobinkę niżej, to i tak będzie dobrze.

A do równania nie będzie potrzebny inwestor?

- Pierwszy zespół, piłka, którą widzą kibice, wymaga pieniędzy. Inwestycje są drogie. Ośrodkiem poniekąd niwelujemy koszty, bo chcielibyśmy, by pośrednio poprzez to, więcej piłkarzy trafiało na najwyższy poziom. W pewnym momencie dojdziemy jednak do ściany i by wejść na najwyższy poziom, niezbędne będzie pomyślenie o zewnętrznym kapitale. Nie mam z tym problemu, ale trzeba to zrobić z głową.

Ośrodek to ułatwi?

- Na pewno. To pokazuje, że jest jakiś pomysł na klub, odpowiednie zarządzanie i droga do wyższych celów. Na pewno będziemy bardziej atrakcyjni.

Zbliża się mecz z Wisłą Kraków – jest kilka kontuzji, stadion będzie wypełniony. Są jakieś obawy?

- Obawy zawsze jakieś są. To, że stadion się zapełni to super, życzyłbym sobie, aby to stawało się normą. Mamy swoje problemy, dwóch podstawowych skrzydłowych odniosło kontuzje i ta głębia jaką mieliśmy na bokach nie będzie funkcjonowała. Dzięki Bogu te kontuzje nie są tak poważne, jak się początkowo wydawało. Mam więc nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo. Ale trzeba się z tym liczyć, że przez najbliższe dwa-trzy mecze na Nagya i Vesovicia liczyć nie będziemy mogli. Ale mimo osłabień mamy dobrych zawodników i musimy robić swoje, a nie oglądać się na innych.

- Jedzie pan do Krakowa? Choćby po to by spotkać Bogusława Leśnodorskiego?

(śmiech) Nie wiem, czy on będzie, ja prędzej będę siedział obok prezesa Wisły Kraków.

Wygrana z Wisłą, po tym, co działo się zimą, miałaby dla pana dodatkowy smak?

- Wisła to ważna marka dla Ekstraklasy i oby udało wyprowadzić się klub na prostą trwale. Mam nadzieję, że w meczu z nami, przegrają. Spotkają się dwa wielkie polskie kluby, będzie pełny stadion i pierwszy mecz od zawarcia kontraktu w polskiej telewizji. Liczę, że to wszystko zacznie odwracać trend, że zaczniecie pisać pozytywnie o lidze. Potrzebujemy tego, niczym tlenu. Jeśli jesteśmy patriotami, za jakich się uważamy, to nie piszmy peanów o tym, co we Włoszech, Anglii i Hiszpanii.

Co pozytywnego napisałby pan o Legii? Pomińmy ośrodek, bo to jasne.

- Rozumiem, że patrzenie jest takie: „jak gra w danym momencie pierwszy zespół?”. Patrzmy ile klubów inwestuje, ile chce tworzyć coś nowego. Gdzie krytykować, tam trzeba to robić. Przygotowania, treningi, murawa… Tu akurat krytyka zadziałała, bo w Gdyni miasto zdecydowało się wymienić murawę. Też bym chciał, żeby stało się tak u nas.

A wymienicie murawę po sezonie?

- Może nie od razu po nim, ale bliżej jesieni na pewno.

Jaki scenariusz przewiduje pan na najbliższe tygodnie?

- Przyzwyczaiłem się, że kiedy idzie dobrze, to następuje „łup” i nagle robi się głośno. Spodziewam się walki do końca, ale mamy doświadczenie i piłkarzy, którzy wiedzą, jak sobie z tym radzić.

A jak się panu podoba gra Legii, styl gry w lidze?

- Zawsze mogłoby być lepiej. Po pierwsze musimy wygrywać, a ostatnio różnie z tym bywało. Mamy jednak tylko dwa punkty straty do lidera i wchodzimy w okres, w którym zawsze Legia gra lepiej. Wiemy, jak sobie radzić z presją i jak w tych kluczowych meczach wygrywać. Jestem optymistą. Natomiast chciałbym, aby gra Legii, zwłaszcza z przodu, była lżejsza. Mamy bardzo dobrych zawodników ofensywnych, kreatywnych, mogą grać lepiej i mam nadzieję, że tak będzie.

Jest pan po ponad pół roku współpracy z trenerem Sa Pinto. Jak pan je ocenia i czy są dalsze plany współpracy z Portugalczykiem?

- Wszyscy znamy i kochamy trenera Sa Pinto (śmiech). Są elementy trudniejsze, są i bardzo dobre. Mieliśmy siedem punktów straty do Lechii, dziś są dwa. Idziemy chyba we właściwym kierunku. Piłkarze są dobrze przygotowani fizycznie, mieliśmy mało kontuzji.

Po odpadnięciu z Pucharu Polski Ricardo Sa Pinto musi zdobyć mistrzostwo Polski by zachować posadę?

- Nie mamy zapisów warunkujących, że coś się wydarzy, jeśli do czegoś dojdzie. Ale to jest Legia, tutaj liczą się trofea i zdobywanie mistrzostw. Presja jest zawsze i na każdym trenerze. Nie mamy takiego luksusu, że weźmiemy sobie trenera na projekt, który potrwa trzy lata i po tym czasie będzie lepiej. My co sezon mamy walczyć i zdobywać trofea. I trenerzy, którzy ich nie zdobywają, muszą się liczyć z presją, z konsekwencjami. To samo dotyczy Ricardo.

Ricardo Sa Pinto wcześniej czy później straci pracę. Nie ma strachu, że rozsypie się wtedy projekt portugalskiej Legii?

- Zacznijmy od tego, że jak przychodzi trener z innego kraju to jest zupełnie normalne, że sięga po zawodników, których zna. Jeśli mamy do wyboru dwóch graczy – jednego trener zna, a drugiego nie, to nie znam nikogo, kto by powiedział, że bierzemy tego, którego trener nie zna. Oczywiście zakładając, że to piłkarze podobnej klasy. Tak było z Besnikiem Hasim, tak było ze Stanisławem Czerczesowem. Niektórzy polecani przez nich piłkarze wypalili, a niektórzy nie. To normalne. Dla mnie ważne jest to, że Portugalczycy od strony osobowościowej, są pozytywnym dodatkiem w szatni. To fajni ludzie, których pozostali w szatni lubią i akceptują. Tam nie ma podziałów, to widać, gdy się do tej szatni wchodzi. Nie jest to więc żaden problem.

Macie możliwość wcześniejszego pożegnania?

- To dość sztywny kontrakt, ale… zobaczymy. W ogóle nie myślę w takich kategoriach. Chcę pomóc w osiągnięciu celów.

Można jeszcze bardziej pomóc? Dostaje wszystko…

- Wydaje mi się, że wywiązałem się ze swojej strony. Mogliśmy kupić czwartego czy piątego napastnika, ale sztuka polega na tym, by wycisnąć maksimum z najlepszej kadry w Polsce. Dostaje wsparcie i… widzę, że jest już spokojniejszy.

A co się stanie, jeśli nie zdobędziecie mistrzostwa?

- Będziemy musieli ocenić, dlaczego do tego doszło. Mamy na tyle silną drużynę, że powinniśmy obronić tytuł mistrza kraju. Oczywiście nie ma tak, że brak mistrzostwa oznacza rozstanie z trenerem. Po prostu będziemy musieli zanalizować czemu tak się stało.

Ale obawia się pan takiego scenariusza?

- Zawsze są jakieś obawy. Lechia gra bardzo pragmatycznie i punktuje. Nie będzie łatwo ich doścignąć, ale jestem optymistą.

To ostatnie miesiące w klubie Arkadiusza Malarza?

- Jeśli chodzi o kwestię przedłużenia kontraktu piłkarskiego to tak. Arek jest na końcu swojej kariery i jest to normalne. Jeśli po wygaśnięciu umowy z Legią dalej będzie chciał grać w piłkę, to podejmie taką decyzję. Jeśli nie to usiądziemy i porozmawiamy o tym co dalej z samym Arkiem.

A jaka jest perspektywa, by w tym ośrodku treningowym pracowali tacy piłkarze jak Malarz czy Radović?

- To jest oczywiste, że tam gdzie możemy opierać się o naszych ludzi, piłkarzy, szczególnie tych bardzo zasłużonych, których walory są obiecujące pod kątem potencjalnych trenerów, to będziemy po takich ludzi sięgać. To ma być w końcu DNA Legii, a młodzi mają zrozumieć, a jakim klubie grają.

W ostatnich dwóch latach Legii zabrakło w fazie grupowej europejskich pucharów. Czy w tym roku Legia może sobie na to pozwolić?

- Nie, nie możemy sobie na to pozwolić – ani teraz, ani nigdy, przynajmniej tak to widzę. To jest nasze miejsce, tam powinniśmy być. Te dwa lata określam wypadkiem przy pracy, który był spowodowany wieloma czynnikami. Ale życie pokaże, co będzie.

Co będzie decydować na finiszu o triumfie? Szeroka kadra, której Legia nie ma czy doświadczenie, które Legia ma?

- Na pewno doświadczenie, jest naszym dużym atutem. Mamy w szatni piłkarzy, którzy już to przeżywali, którzy wiedzą, jak to mistrzostwo wygrać. Oni z pewnością będą kluczowi. Ważna będzie umiejętność radzenia sobie z presją, a my to potrafimy. W trudnych meczach jak trzeba, to potrafimy zagrać dobrze. Ale Lechia gra pragmatycznie i te ż ma dobrych graczy, więc walka będzie pewnie do samego końca.

Portugalski dziennik "Abola" poinformował, że Legia jest zainteresowana uruchomieniem klauzuli wykupu za Iuriego Medeirosa w wysokości 6 mln. euro. Jakby pan to skomentował?

- (śmiech) – Jak Medeiros strzeli ze dwa lub trzy gole w niedzielę, to będziemy musieli o tym poważnie pomyśleć.

A gdyby marzył pan o jakimś piłkarzu, tak jak Wisła o Błaszczykowskim, to kto by to był?

- Jest tylko jedna osoba, która powinna zagrać ponownie w Legii na koniec kariery.

Artur Boruc?

- Artur też, ale jeszcze jeden taki piłkarz - Robert Lewandowski. Marzę o tym. Ale będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy Robert stwierdzi, że czas wracać do Polski. To model, który w przyszłości byłby bardzo pożądany. Najlepsi polscy piłkarze wracając do kraju powinni dodać coś od siebie w Legii.

Dużo mówimy o przyszłości, a jak przyszłość Legii ma wyglądać w kontekście zmian jakie mają zajść w europejskich pucharach? Gdzie jest miejsce Legii za 5 lat?

- To szerszy temat. Miejsce Legii powinno być przynajmniej na drugim poziomie. Fajnie by było wejść do pierwszego poziomu, ale to nie będzie proste. Ale jeśli za pięć lat będziemy gotowi dzięki projektom, które teraz wdrażamy, to tam jest nasze miejsce. Nie jest to tylko moje zdanie, ale też wielu osób ze środowiska piłkarskiego. Ale by tak się stało, musimy jako Polska mieć silne trzy, cztery kluby. Bez tego, może się nie udać. Bez silnych klubów grających regularnie w europejskich pucharach, spadniemy w rankingu jeszcze niżej, nasza droga do pucharów ulegnie pogorszeniu. A wtedy znajdziemy się na peryferiach.

Ten drugi poziom to dzisiejsza Liga Europy?

- Będzie wyższy, tam będą 32 kluby. Oczywiście gdybym mógł sam decydować, to bym powiedział, zostawmy tak, jak było. I to nie teraz, ale gdy były pełna reforma Michela Platiniego, gdy było łatwiej. Niestety świat idzie tam, gdzie idzie. Ja walczę o to, by było nam jak najlepiej. Niestety polaryzacja jest coraz większa. Najlepsze kluby stają się globalnymi markami – nie sportowymi, ale też mediowymi, rozrywki. Musimy wytyczyć własną drogę i spojrzeć, gdzie jesteśmy.

A nie jest tak, że to idzie w stronę NBA?

- Właśnie to zagrożenie na razie wyeliminowaliśmy. Przez najbliższe dziesięć lat nie będzie koncepcji stworzenia Superligi. To ma być system lig europejskich, które będą podzielone, ale będzie możliwość awansu i wejścia o szczebel wyżej.

Słyszmy o tym, że europejskie puchary mają grać w weekendy, a ligi krajowe w środku tygodnia. To nie oznacza marginalizacji rodzimych rozgrywek?

- To propaganda lig i niektórych ludzi. Nikt nie mówi o tym, by rozgrywki krajowe miały grać w środku tygodnia. Może za 20 lat do tego dojdzie, bo coraz więcej klubów chce grać w Europie. A niestety w wielu krajach wewnętrzne rozgrywki są kiepskiej jakości. Ale to melodia przyszłości i na razie nie ma co o tym myśleć. My powinniśmy być w dziesiątce najlepszych lig w Europie. Tylko nasze głowy nam przeszkadzają w tym, by to stało się faktem. Mamy przecież ósmą gospodarkę w Europie. My możemy być czołową ligą, może nie globalną ze względu na język i inne składowe, ale możemy być wysoko. To powinien być nasz cel.

Mogliśmy przeczytać o sytuacji z kortami tenisowymi, o komorniku. Co tutaj nowego?

- Tutaj sprawa wydaje się jasna – skończyła się umowa najemcy, który ją miał do tej pory. Nie chce się wyprowadzić i miasto musi zareagować – z tego co wiem, już zareagowało. Miasto musi doprowadzić do sytuacji, w której ten teren stanie się dostępny. Jako Legia chcemy zająć się kortami, kontynuować tradycję sekcji tenisowej Legii. Moją ambicją jest to, by był to najlepszy tenisowy ośrodek w Polsce – nie tylko dla juniorów, ale też seniorów. Tam powinien być poważny turniej tenisowy na poziomie międzynarodowym. Trzeba zrobić projekt godny Legii i godny Warszawy.

A co z sekcją strzelecką?

- Powinni się wynieść, na jakiś rok. Przez ten okres powstanie nowa strzelnica, obok nowoczesnego stadionu i jednej z głównych arterii w Warszawie. Nie wiem czemu to się nie dzieje…

Może sekcji na to nie stać?

- Ale sekcja ma model komercyjny, ma 6 tys. członków, którzy płacą składki i to niemałe. Zresztą my proponowaliśmy, że im pomożemy. Wybudować strzelnicę i przeprowadzić przez cały proces, poskładać finansowanie. Nie wiem wiec w czym tkwi problem. Jak rozmawiamy z prezesem Matrackim wszystko wydaje się być jasne i klarowne. Później jednak to o czym rozmawialiśmy się nie dzieje – tak jest od miesięcy. Trzeba przestać grać w kotka i myszkę, wziąć się do roboty i po prostu zrobić to.

Notowali: Marcin Szymczyk i Piotr Kamieniecki

Polecamy

Komentarze (264)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.