Domyślne zdjęcie Legia.Net

Dlaczego Legia przegrała z ŁKSem?

Marcin Szymczyk

Źródło:

19.08.2006 22:44

(akt. 25.12.2018 04:06)

Drużyna trenera <b>Dariusza Wdowczyka</b> wyszła na dzisiejsze spotkanie z beniaminkiem z Łodzi z zupełnie innym nastawieniem niż w poprzednich meczach. Każdy walczył, biegał, grał ambitnie, zostawił na boisku mnóstwo zdrowia. Tak walczącego kapitana zespołu <b>Łukasza Surmę</b> kibice chcieliby oglądać zawsze. Mimo to Legia poniosła porażkę, bardzo gorzką i dotkliwą gdyż trzecią z rzędu. Dlaczego tak się stało? W oczy rzucał się przede wszystkim brak rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia i eksperymentalny skład defensywy.
Stara maksyma piłkarska głosi, że drużynę zaczyna się budować od obrony. Z podobnego założenia wyszedł rok temu obecny szkoleniowiec Legii Dariusz Wdowczyk. Tyle, że to co trener zdążył zbudować runęło w przerwie letniej i to nie bez jego winy. Na odejście Ouattary co prawda nie miał wpływu, ale mógł zatrzymać w drużynie kogoś z czwórki Veselin Djokovic, Marcin Rosłoń, Jakub Rzeźniczak, Jacek Magiera. Nie graliby oni pierwszych skrzypiec, ale nie doszłoby do takiej sytuacji jak dziś. Sytuacji w której w linii obrony gra trzech nowo pozyskanych piłkarzy. Mamadou Balde z Hugo Alcantara w środku i Arturem Jędrzejczykiem z prawej strony. Dwaj pierwsi radzili sobie całkiem dobrze, natomiast młody polski defensor nadawał się do zmiany po pół godzinie gry, ale nie miał kto za niego wejść. Prawdziwy dramat nastąpił kiedy kontuzji doznał Hugo. Na obronę cofnięty został Surma, a jego miejsce w środku zajął Marcin Burkhardt, który w całym meczu nie zrobił nic poza karnym dla rywali. Trzech nowych piłkarzy w linii obrony, niezgranych, nieznających jeszcze własnych nawyków w grze defensywnej było jak mina, która wcześniej czy później musiała wybuchnąć. Była to być może najpoważniejsza przyczyna porażki z ŁKSem. Drugą istotną sprawą jest mała liczba akcji ofensywnych, mogących zakończyć się golem a w zasadzie ich brak. Jedynym zagrożeniem bramki Bogusława Wyparły były stałe fragmenty gry wykonywane przez Edsona. Zresztą po takim właśnie zagraniu Brazylijczyka piłkę do własnej bramki wpakował Tomasz Hajto. Inne groźne sytuacje można policzyć na palcach jednej ręki. I nie jest to wina napastników, bo zarówno Sebastian Szałachowski jak i Elton robili co mogli, ale nie dostawali piłek. Obaj kilka razy wychodzili na czyste pozycje, ale albo nie doczekali się na podanie, albo nastąpiło ono za późno. Legia cierpi na brak rozgrywającego od czasów Leszka Pisza. Brak jest piłkarza takiego jak w Szachtarze Matuzalem, który każda piłkę rozgrywa ze środka pola z dokładnością zegarmistrza. Robi to błyskawicznie, na skrzydło, w pole karne, prostopadle w uliczkę czy za plecy obrońców. Wachlarz zagrań ma naprawdę duży, a w Legii każdy w środku gra asekuracyjnie. Do najbliższego partnera, byle uniknąć błędu i odpowiedzialności. Aleksandar Vukovic biega, walczy za dwóch ale pożytku w ofensywie z tego niewiele. Z konieczności do środka schodzi Roger Guerreiro ale widać, że to nie jego pozycja. Dlaczego Legia nie szukała wzmocnienia na pozycję rozgrywającego nie wiem, ale ze środka pola nie została wyprowadzona żadna groźna akcja mistrzów Polski. Dopóki Legia nie poprawi gry obronnej i nie zmieni stylu gry środkowych pomocników, dopóty będzie miała problemy z wygraniem każdego kolejnego spotkania. Czasu na zmiany jest niewiele, już w środę na Łazienkowską przyjeżdża Szachtar Donieck.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.