Domyślne zdjęcie Legia.Net

Edson: Czuję się jak jednorazowy kubek

Mariusz Ostrowski

Źródło:

01.10.2008 10:00

(akt. 18.12.2018 22:40)

- Gdy klub zna zawodnika przez trzy lata, powinien wiedzieć, co potrafi. To trochę brak szacunku. Może jedne drzwi się przede mną zamkną, ale otworzy się dziesięcioro innych i znajdzie się klub, który doceni moją pracę? W Legii czuję się trochę jak jednorazowy kubek, który się zużyło i wyrzuca do śmietnika. To przedmiotowe traktowanie. Miałem okazję grać w dużych klubach z wielkimi piłkarzami i tam szacunek był zupełnie inny - mówi wracający do gry po kontuzji, brazylijski pomocnik Legii <b>Edson.</b>
Nie uważa Pan, że podobnie jak to miało miejsce w przypadku Aleksandara Vukovicia, Legia chce wykorzystać Pana ostatnie kłopoty? - Piłka nożna to chwila. Wiadomo, że gdy gra się gorzej, wartość piłkarza spada. Jednak nie zawsze. Wszystko zależy od zaufania. Przecież nie grałem pięć miesięcy. Nie moja wina, że miałem kontuzję. Rozmawiałem z kilkoma lekarzami, którzy powiedzieli mi, że w innych warunkach tego typu leczenie trwałoby pięć tygodni. To są pytania, które należy zadać sztabowi medycznemu Legii. Wini Pan za wszystko doktora Machowskiego? - Nie, na pewno zrobił wszystko, co potrafił. Każdy lekarz ma swoje metody. Wierzę, że starał się jak najlepiej. Rozmawiałem jednak z lekarzami z Portugalii, którzy powiedzieli, że można to było załatwić w pięć tygodni. Pewnego dnia nie wytrzymałem i pojechałem do Portugalii. I wyleczono mnie szybko. Podobno klamka zapadła i w grudniu pożegna się Pan z Legią. To prawda? - Na razie to nic pewnego. Mój kontrakt faktycznie kończy się w grudniu i do tego czasu mam zamiar dobrze wykonywać swoją pracę. Spotkałem się z dyrektorem Mirosławem Trzeciakiem, jednak do tej pory nie dostałem odpowiedzi, czy mam dalej grać w Legii. Podobno rozbieżności finansowe są ogromne. Żąda Pan 240 tys. euro rocznie, Legia chce wypłacać Panu niecałe 160 tys. Widzi Pan możliwość porozumienia? - Poprosiłem jedynie o utrzymanie dotychczasowego wynagrodzenia. Propozycja klubu to 6o proc. pensji. Nie jest to chyba dla Pana najlepszy moment do negocjacji. Dopiero wraca Pan do gry po długiej kontuzji. Podobno Pana kontrakt ma być uzależniony od stanu zdrowia. - Nie było mowy o tym, to wymysły dziennikarzy. Gram w Legii przecież od trzech lat i wszyscy doskonale wiedzą, co potrafię. Jeśli klub uzna, że mnie nie chce, znajdę inny. Oferty są. Z jakich klubów? - Działacze dwóch dobrych zespołów obserwują mnie od dawna. Nie chcę na razie mówić o konkretach. Europa, Ameryka Południowa... - Nie ciągnijcie mnie za język. Na razie jestem piłkarzem Legii. Jeśli będzie na sto procent pewne, że zmienię klub, zwołam konferencję prasową i wszystkich o tym poinformuję. W meczu z Piastem Gliwice (3:1) w końcu powrócił Edson, jakiego chcieliby oglądać kibice. Jest Pan wreszcie w optymalnej formie? - Tak, jestem już w stuprocentowej formie fizycznej. I w każdym meczu będę się starał to pokazać. Mam zaufanie trenera, a to przecież dla zawodnika najważniejsze. Przed meczem z Piastem trener Jan Urban powiedział, że jeśli Edson zacznie mecz w pierwszym składzie, to na pewno nie zagra pełnych 90 min i zostanie zmieniony przez Macieja Rybusa. Tymczasem wystąpił Pan w całym spotkaniu. Nie chciał się Pan podzielić zwycięstwem z kolegą? - Nie mam zamiaru dzielić się z innymi, bo jest tylko jedno miejsce i każdemu zależy, by grać w pierwszej jedenastce. Chcę je mieć tylko dla siebie. Maciek to rozumie i nie był zły. Wraca moc w lewej nodze? - Zawsze jest silna. Nie tylko, gdy dodaję gazu w samochodzie. W najbliższą niedzielę Legia zagra z Lechem Poznań. Kibice spodziewają się wymiany ciosów. Wy też? - Będzie spektakl. To zapewnią obie drużyny. I z całym szacunkiem - to my wygramy. Lech to faktycznie drużyna, która może zdobyć tytuł? - Lech jest o wiele silniejszy niż w zeszłym sezonie. Przede wszystkim ich siłą jest ogranie. Wiem, że potrafią wygrać wysoko, a potem przegrać z wydawałoby się słabszym rywalem. Przez wiele lat gry w piłkę nauczyłem się jednak, że najtrudniejsze mecze są z małymi drużynami, które są bardzo zmobilizowane. Słyszał Pan, co stało się z prezesem Leszkiem Miklasem? - Nie. Dostał tortem i spadł z krzesła. - Miał dziś urodziny? Nie, stało się to podczas zebrania prezesów ekstraklasy. Może miałby Pan ochotę zrobić to samo? - To tylko odbicie tego, jak bardzo niektóre osoby go lubią.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.