Giuliano marzy o tym, aby wrócić do stolicy
15.12.2008 15:39
Który Brazylijczyk najbardziej rozkochał w sobie kibiców Legii Warszawa? Dziś każdy z fanów nie miałby kłopotów z odpowiedzią na tak postawione pytanie i bez wahania wskazałby <b>Rogera.</b> Osiem lat temu, gdy Roger biegał jeszcze po boiskach w Brazylii i nie wiedział nawet o istnieniu Legii, przy Łazienkowskiej czarował Giuliano. Brazylijczyk był ulubieńcem <b>Franciszka Smudy</b>. Ówczesny trener Legii, dziś szkoleniowiec Lecha Poznań, wpuścił Giuliano w końcówce meczu z Ruchem Radzionków. Szybki Brazylijczyk przyjął piłkę, przymierzył i zdobył gola. Zwycięskiego gola.
- Pamiętam to jak dziś. Tamtego dnia Bóg nade mną czuwał. Bo gdybym wtedy nie trafił, moje początki nie byłyby takie łatwe - wspomina 31-letni Giuliano.
- Proszę napisać, że "wspomina z łezką w oku". To były najlepsze chwile w mojej karierze - dodaje.
Wszystko potoczyło się lepiej, niż prawy obrońca mógł sobie wyśnić. Rozegrał w Legii 34 mecze, zdobył 11 goli. Kibice zapamiętali zwłaszcza jego efektowne rajdy, po których padło wiele bramek.
Do czasu. Giuliano zaczął stwarzać kłopoty poza boiskiem. Policja przyłapała go na jeździe po pijanemu. Wówczas skończyło się na naganie i karze finansowej. Drugiego wybryku władze Legii już jednak nie wybaczyły. Giuliano znów sięgnął do kieliszka i wylądował pijany jak bela w izbie wytrzeźwień.
- Zapowiedziałem kiedyś, że nie będę już o tym mówił. Ale dla was zrobię wyjątek - zastrzega. - Co to była za noc. Wypiłem za dużo, przyznaję. To było straszne. Bałem się ludzi, których tam spotkałem. Na dodatek niczego nie rozumiałem. Skonfiskowano mi rzeczy. Koszmar. Po wyjściu postanowiłem, że nie wsiądę więcej za kółko. Jednak teraz jeżdżę. I nie piję. To była lekcja pokory. Sprawiłem ból wszystkim: kibicom, działaczom, lecz zwłaszcza rodzinie. Wiem o tym. Ale poniosłem konsekwencje. Zła sława ciągnęła się za mną długo. A może i ciągnie do dziś? - zastanawia się.
Brazylijczyk po wyrzuceniu z Legii trafił do Widzewa Łódź. Wprawdzie już tak nie czarował, ale prezentował się na tyle dobrze, że trafił do greckiego Panioniosu Ateny. Jednak i tam długo miejsca nie zagrzał. Zresztą jak zawsze. Wystarczy powiedzieć, że przez czternaście lat zawodowej kariery zmieniał klub szesnaście razy.
W 2004 roku wrócił do Polski. Przygarnął go Antoni Ptak, który w Szczecinie chciał stworzyć brazylijski dream team. Jak wyszło - kibice pamiętają do dziś.
- Z tym panem nie dało się normalnie pracować. Podpisałem kontrakt na trzy lata, lecz po dwóch miesiącach powiedziano mi, że nie będę dostawał takiej pensji, jaką zapisano w umowie. Spakowałem więc manatki i wyjechałem - tłumaczy Giuliano.
Wyjechał ze Szczecina i słuch po nim zaginął. Tułał się po brazylijskich klubach, był też w Grecji. - Spokojnie, proszę napisać, że żyję. Gram w ekstraklasie w Czarnogórze. Niby w niezłej drużynie, która nazywa się Buducnost. Zajmujemy drugie miejsce w tabeli. Najważniejsze jest jednak to, że klub ma dobry stadion, co nie jest w tym kraju normą - opowiada.
Brazylijczyk nie ukrywa nawet, że trafił na piłkarskie zesłanie. O lidze czarnogórskiej przeciętny kibic w Europie nie jest w stanie powiedzieć ani słowa. O drużynie Buducnost wiadomo tyle, że jest mistrzem Czarnogóry i w przeszłości grał tu Predrag Mijatović, dziś dyrektor sportowy Realu Madryt.
- Poziom ligi jest niski. Z Polską nie ma co nawet porównywać. Najgorsze są stadiony. Obrzydlistwo. Mieszkam w stolicy, na razie sam, bo żona z dzieckiem dojadą do mnie w styczniu - mówi.
Skąd pomysł, by grać w tym kraju?
- Mój menedżer to wymyślił. Mieszka w Grecji, ale urodził się w Czarnogórze, dlatego zna tu wszystkich. Na początku myślałem sobie nawet: Boże, grałem w tylu dobrych klubach, a teraz jestem w Czarnogórze. To już mój koniec. Zapewniam jednak, że nie jest to mój ostatni klub. Na emeryturę się nie wybieram. Jestem w dobrej formie. Rozpoczynam każdy mecz w podstawowej jedenastce - opowiada.
O tym, że Brazylijczyk w piłkę grać potrafił, kibice w Polsce wiedzą. Swego czasu był nawet w Vasco da Gama, gdzie występował ze słynnym Romario.
- To świetny kolega. Lubiłem z nim rozmawiać. Mówił na mnie "Polaco", bo wiedział, gdzie wcześniej grałem. Sielanka w Vasco szybko się jednak skończyła. Nie dostawałem pensji przez osiem miesięcy, a miałem przecież na utrzymaniu rodzinę. Wystąpiłem w czterech meczach, a potem kontuzja kolana spowodowała długą przerwę. I tak zaczęła się tułaczka - mówi.
Giuliano do dziś pluje sobie w brodę, że odszedł z Legii. Twierdzi, że to największy błąd w jego życiu.
- Chciałem zostać, ale z wiadomych powodów nie było to możliwe. Później były już tylko rozczarowania. W Vasco da Gama, Pogoni Szczecin, Grecji. W innych klubach nie było tak dobrych warunków ani atmosfery.
Gdy Giuliano zaczyna mówić o Legii, wyraźnie się ożywia. Śledzi na bieżąco wszystkie wyniki warszawskiej drużyny. Twierdzi, że walkę o mistrzostwo Polski stoczą właśnie Legia i Wisła Kraków. Jeśli tylko może, ogląda też mecze reprezentacji Polski.
- Czy wyobrażam sobie zagrać z Rogerem? Pewnie! Nie znam go osobiście, ale dużo o nim słyszałem. W Brazylii swego czasu sporo miejsca poświęcano jego osobie. Szkoda, że nie zacząłem myśleć o polskim obywatelstwie. No i on mnie wyprzedził. Trudno. Jednak wasz język cały czas pamiętam. Przynajmniej podstawowe zwroty. Może jeszcze się przydadzą? - żartuje "Giuli".
Przynajmniej wydawało się, że żartuje. Po chwili całkiem poważnie jednak dodaje: - Brakuje mi Legii. Nie tylko drużyny, ale też przyjaźni z tamtych lat. Gdybym tylko dostał ofertę z Warszawy, to nie zastanawiałbym się ani chwili. Spakowałbym się w dwa dni. Moim największym marzeniem jest zakończenie kariery w Legii.
Jedyne, do czego nie tęskni, to zima. - Ale i do tego można się przyzwyczaić. Zresztą gdyby pojawiła się propozycja, to nawet jakbym miał grać codziennie w śnieżycy, nie przeszkadzałoby mi to ani trochę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.