Domyślne zdjęcie Legia.Net

Górnik Zabrze – najbliższy rywal Legii

Robert Balewski

Źródło: Legia.Net

19.03.2009 09:50

(akt. 18.12.2018 01:36)

Po porażce w Białymstoku „Wojskowi” mają szansę rehabilitacji w piątkowym meczu z ostatnim w tabeli Górnikiem. Pomimo, iż oba kluby dzieli kilkanaście pozycji w tabeli, wynik tej konfrontacji bynajmniej nie jest sprawą oczywistą. Po zimowej przebudowie zabrzanie dysponują składem, który w przeciągu całego sezonu śmiało mógłby walczyć co najmniej o miejsce w górnej połowie tabeli. Dowodem tego są trzy rozegrane wiosną mecze ligowe, w których Górnik raz wygrał i dwukrotnie zremisował. W ostatnim spotkaniu „Żabole” były o włos od pokonania na Roosevelta poznańskiego Lecha.
Trener Henryk Kasperczak zrobił zimą rewolucję kadrową, pozbywając się między innymi Tomasza Hajty, Jerzego Brzęczka, Marko Bajicia, Patrika Pavlendy, Tadasa Papeckysa i Willego Rivasa. W zamian za nich przyszli Polacy, ograni na pierwszoligowych boiskach, ale zarazem mający wiele do osiągnięcia i udowodnienia. Obronę wsparli Adam Banaś i Adam Marciniak, drugą linię Paweł Strąk, Mariusz Przybylski i Damian Gorawski, a atak Robert Szczot i Dawid Jarka. Poza tym ostatnim wszyscy od razu wskoczyli do wyjściowej jedenastki, co świadczy o doskonałym wyczuciu Kasperczaka przy transferach. Zmiany te były też możliwe dzięki dużemu zastrzykowi finansowemu od właściciela – nikt nie wydał zimą tyle co zabrzanie, a sam Szczot kosztował klub blisko 400 tysięcy euro – i już po pierwszych kolejkach widać, że były piłkarz Jagiellonii bynajmniej nie został przepłacony. Do tego Górnik płaci naprawdę nieźle, jak na standardy polskiej ligi – kontrakty w granicach 100 tysięcy euro brutto rocznie dla piłkarzy pierwszego składu to norma w zabrzańskim klubie, a budżet Górnika jest dwa razy większy od budżetu warszawskiej Polonii. Górnik gra systemem 4-5-1, jednak w sytuacji, gdy goni wynik, często przechodzi na 4-4-2. Zabrzanie atakują przede wszystkim niezwykle ofensywnymi skrzydłami, natomiast w środku pola gra trzech pomocników o nastawieniu zdecydowanie defensywnym, bez typowego rozgrywającego. Nie oznacza to jednak problemów z konstruowaniem akcji – rolę rozgrywających przejmują niezwykle ruchliwi i często schodzący do środka skrzydłowi, a pod polem karnym rywala często oglądamy wchodzących w ich miejsce bardzo ofensywnie ustawionych bocznych obrońców. Właśnie ta elastyczność i wymienność pozycji pomiędzy napastnikiem, skrzydłowymi i bocznymi obrońcami sprawiają największe problemy obrońcom przeciwników zabrzańskiej drużyny, zaś zamurowany przez trójkę aktywnych w odbiorze defensywnych pomocników, grających dość blisko pary stoperów, utrudnia rywalom rozgrywanie zarówno ataku pozycyjnego, jak i szybkich kontr przez środek, zwłaszcza, że trener Kasperczak chętnie stosuje pressing nawet na połowie rywala. Bramki Górnika broni Sebastian Nowak, który z pewnością nie należy do najmocniejszych punktów zespołu, niemniej wygryzł z pozycji numer jeden kontuzjowanego jesienią Michala Vaclavika. Nowak imponuje przede wszystkim wzrostem, siłą i zasięgiem ramion, gorzej jest u niego ze sprawnością, refleksem i wyszkoleniem bramkarskim. W powietrzu króluje, o ile obliczy prawidłowo lot piłki, na linii gra raczej przeciętnie. Zapory nie do pokonania z pewnością nie stanowi. Środek obrony jest zestawiony dość oryginalnie, jak na polskie standardy. Próżno na nim szukać bardzo wysokich i silnych, ale mało zwrotnych i „drewnianych” drągali. Zarówno Adam Banaś, jak i Michał Pazdan są sprawni, skoczni, dość szybcy i przyzwoicie wyszkoleni technicznie. Nieco wyższy Banaś jest twardy, nieustępliwy i dobrze gra w powietrzu, przeskakując o parę centymetrów wyższych rywali, zaś Pazdan, którego z sobie tylko wiadomych powodów Leo Beenhakker wziął na Euro 2008, imponuje przede wszystkim bezproblemowym nadążaniem za szybkim napastnikiem i skuteczną grą wślizgiem. Stoperzy Górnika na ogół dobrze radzą sobie z szybkimi, niewysokimi przeciwnikami, ciekawe jednak, jak zdołają zatrzymać potężniejszego od nich i o wiele silniejszego Takesura Chinyamę. Z silniejszych obrońców na ławce jest tylko powolny Maris Smirnovs, ale pojawi się on na boisku tylko w ostateczności. Boczni obrońcy to u trenera Kasperczaka gracze ofensywni. Po prawej stronie gra przekwalifikowany z pomocnika Grzegorz Bonin, który kiedyś za jedną akcję w Koronie Kielce, w której minął równocześnie Edsona i Rogera, trafił do kadry. Bonin ma niezły ciąg na bramkę i drybling, jednak jego umiejętności defensywne pozostawiają wiele do życzenia – z pewnością większy z niego pożytek pod bramką rywala niż własną. Pomimo, iż jest najwyższy w całym bloku obronnym Górnika, grą w powietrzu nie imponuje. Nieco trudniejszy do ogrania może być Adam Marciniak, autor fenomenalnej bramki w niedzielnym spotkaniu. Marciniak chętnie wyprawia się pod bramkę przeciwnika, choć stanowi nieco mniejsze zagrożenie niż Bonin – częściej za to pamięta o właściwej asekuracji swojej strefy. Biorąc pod uwagę inklinacje ofensywne bocznych obrońców Górnika, Legia musi z jednej strony solidnie zabezpieczyć skrzydła, z drugiej zaś być może właśnie na nich szukać rozwiązań przy budowie – zwłaszcza przy ataku szybkim - akcji ofensywnej. Prawdziwa linia bunkrów i zasieków została natomiast zbudowana przez trenera Kasperczaka w środku pola. Trio Paweł Strąk, Adam Danch i Mariusz Przybylski to zawodnicy odpowiadający głównie za przeszkadzanie rywalom w rozegraniu akcji i odbieraniu rozgrywającym rywala ochoty do gry. Wysoki, ale surowy technicznie, powolny i mało zwrotny Strąk jest z reguły nieco cofnięty, pełniąc rolę głównego bastionu, zaś aktywnie biegający przed nim Danch i Przybylski szybko doskakują do będącego przy piłce rywala. Linia ta ustawiona jest z reguły już na środku boiska, zaś cała trójka środkowych pomocników nie ma w zwyczaju przebierać w środkach, nierzadko uciekając się do ostrej gry i fauli. Owa „linia umocnień” została dodatkowo wyposażona w artylerię dalekonośną, choć bardzo kiepsko skalibrowaną. Każdy z trójki pomocników jest obdarzony silnym strzałem i chętnie uderza z dystansu, choć zazwyczaj bramkarz nie ma przy tym wiele do roboty, bo piłka przelatuje wtedy kilka metrów od bramki lub wysoko nad bramką – przy uderzeniach Strąka poważnie zagrożone mogą być nawet szyby na Torwarze. Gdy trener Kasperczak goni wynik potrafi wymienić jednego z pomocników wpuszczając na boisko Mariusa Kizysa lub Dariusza Kołodzieja, pełniących rolę klasycznego rozgrywającego, o zdecydowanych inklinacjach ofensywnych. Litwin jest zdecydowanie bardziej kreatywny i lepiej wyszkolony technicznie, ale zarazem bardzo słaby fizycznie i często silniejsi rywale wybijają mu piłkę z głowy. Kołodziej z kolei zdecydowanie gorzej dostrzega partnerów na wolnej pozycji i prezentuje słabszą technikę, ale za to nieco solidniej stoi na nogach i potrafi mocno kropnąć z dystansu – dość często te uderzenia lecą w światło bramki. Obaj ci piłkarze statystują jednak w defensywie, niechętnie biorąc udział w nieustannym pressingu w środku pola, stąd mecz w Warszawie rozpoczną zapewne na ławce. W przeciwieństwie do środkowych pomocników, grający po bokach skrzydłowi pełnią rolę zdecydowanie ofensywną. Nie trzymają się kurczowo linii bocznej, lecz często schodzą do środka pełniąc rolę fałszywych napastników i kreując grę szybkimi, krótkimi podaniami. Po prawej stronie gra Damian Gorawski, piłkarz bardzo doświadczony, dobrze wyszkolony technicznie, nie stroniący od dryblingu, ale zarazem chętnie dostrzegający partnerów. Ruchliwy i nieszablonowy, chętnie grający na jeden kontakt, jest trudny do upilnowania i z jego strony grozić będzie Legii poważne niebezpieczeństwo, zwłaszcza, że w odróżnieniu od większości tego typu graczy Gorawski potrafi stać na nogach i łatwo się nie przewraca. Po lewej stronie gra równie ofensywny Przemysław Pitry, któremu zdarzało się już bramki Legii strzelać. Pitry ma szybkość, ciąg na bramkę i niezły strzał, jednak bardzo często gubi się w dryblingu nie widząc lepiej ustawionych kolegów. Stąd jest piłkarzem dość często zmienianym w trakcie meczu przez trenera Kasperczaka. Zastępuje go wtedy Piotr Madejski, mniej wchodzący w drybling, za to częściej szukający partnerów lub dośrodkowania spod linii bocznej – a dośrodkować lewą nogą potrafi solidnie –lub uderzenia z dystansu. O ile Gorawski i Madejski starają się aktynie uczestniczyć w odbiorze piłki, na tyle ile umieją, to Pitry do gry defensywnej jest nastawiony bardzo niechętnie. Z kolei Pitry znacznie lepiej niż Madejski odnajduje się w polu karnym, gdzie w zamieszaniu potrafi się ustawić jak rasowy napastnik i oddać z bliska strzał na bramkę. Atak to ostatnio wyłącznie Robert Szczot. Nominalnie boczny pomocnik, chętniej grający na skrzydle, w Zabrzu został ustawiony samotnie na szpicy i radzi sobie zupełnie dobrze. Stylem gry przypomina nieco Marka Saganowskiego - jest niesłychanie aktywny, waleczny i ambitny, do tego szybki i dobrze wyszkolony technicznie. Agresja, umiejętność zastawiania piłki i dobre przygotowanie motoryczne i siłowe pozwalają mu pomimo niskiego wzrostu toczyć dość skutecznie boje z wyższymi od niego o kilkanaście centymetrów drągalami na środku obrony. Od „Sagana” odróżnia Szczota przede wszystkim skuteczność pod bramką, która nadaje się do zdecydowanej poprawy oraz nadużywanie dryblingu – potrafi on jednak również grać z partnerami na jeden kontakt, a zwłaszcza chętnie czyni to z Gorawskim. Jest typem zawodnika nieustannie biegającego i ruchliwego, co męczy wielu obrońców, przy tym potrafi podobnie jak Saganowski wytrzymać bez problemu mecz kondycyjnie. Swoją drogą szkoda, że Mirosław Trzeciak, poszukując ofensywnego lewoskrzydłowego, nie zawitał późną jesienią do Białegostoku... Gdy sytuacja tego wymaga, na boisku pojawia się drugi napastnik - Tomasz Zahorski - wyższy, bardziej „stacjonarny”, mniej waleczny i słabszy technicznie, którego głównym atutem jest gra tyłem do bramki i walka w powietrzu. Trener Kasperczak niechętnie jednak rezygnuje ze swojej taktyki gry trzema defensywnymi pomocnikami, stąd Zahorskiego oglądamy ostatnio na boisku dość rzadko. Trzeci z napastników, Dawid Jarka, który błyszczał w zeszłym sezonie, ma ostatnio problemy by załapać się do meczowej osiemnastki i na boisku go raczej nie zobaczymy. Stałe fragmenty gry były zawsze groźną bronią Górnika i tym razem też inaczej zapewne nie będzie. Rzuty rożne powodują sporo zamieszania, a bardzo aktywny przy nich jest przede wszystkim Banaś, potrafiący przytomnie uderzać zarówno głową, jak i nogą, bardzo groźny jest także Pitry. Większość zabrzan ma powyżej metra osiemdziesiąt, więc jest kogo kryć w polu karnym. Z rzutów wolnych groźniejsze są dośrodkowania niż strzały, choć zawodników potrafiących huknąć z dystansu w szeregach zabrzan nie brakuje – jednak są oni specjalistami od rozwiązań siłowych, a nie technicznego mijania muru. Górnik na ostatnim miejscu w tabeli w tym składzie zapewne pozostanie krótko. Jest to bowiem zespół mogący bić się jak równy z równym w zasadzie z każdym zespołem Ekstraklasy, a im bardziej będzie się ta drużyna po zimowej rewolucji kadrowej zgrywać, tym będzie silniejsza. Pomimo różnicy w tabeli Legia jest tylko nieznacznym faworytem piątkowego spotkania i każdy wynik na Łazienkowskiej jest możliwy. Jeżeli legioniści się obudzą, powinni wygrać ten mecz. Jeśli jednak zaprezentują się tak jak w Białymstoku, to z pewnością trzy punkty pojadą do Zabrza. Górnik na pewno nie odpuści bowiem w piątkowy wieczór nawet o centymetr i jeśli „Wojskowi” walecznością nie dorównają zabrzanom, nawet różnica w umiejętnościach czysto piłkarskich, która z pewnością jest na korzyść stołecznego zespołu może nie wystarczyć nawet do zdobycia jednego punktu, o zwycięstwie nie wspominając.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.