Grano dzisiaj (18.04). Gol w debiucie, Michniewicz ukarany czerwoną kartką
18.04.2024 06:00
Ostatni raz Legia grała 18 kwietnia 2 lata temu. Wówczas przegrała u siebie 0:1 z Piastem Gliwice w 29. kolejce Ekstraklasy po golu Damiana Kądziora, który wykorzystał błędy Mateusza Wieteski oraz Lindsaya Rose i pokonał bezradnego Richarda Strebingera. Stołeczny klub przerwał serię, która zakończyła się na 8 ligowych meczach bez porażki (5 zwycięstw, 3 remisy). Dla "Wojskowych" było to też 6. spotkanie bez domowej wygranej z drużyną prowadzoną przez Waldemara Fornalika (2 remisy, 4 porażki).
BEZ BRAMEK Z CRACOVIĄ, MICHNIEWICZ Z CZERWONĄ KARTKĄ
Trzy lata temu Legia bezbramkowo zremisowała z Cracovią na stadionie przy Łazienkowskiej. – W pierwszej połowie nie wykorzystaliśmy kilku dobrych momentów, gdy stwarzaliśmy okazje. Przeciwnik grał jeszcze otwartą piłkę, często wychodził wysoko, daleko od własnego pola karnego i było dużo miejsca do kreowania sytuacji. Wiedzieliśmy, że po przerwie będzie trudniej. Rywal cofał się głęboko pod własną bramkę, punkt go zadowalał. Odkryliśmy się, próbowaliśmy rozgrywać, ale nie stworzyliśmy zbyt wielu akcji do zdobycia bramki. Kilka momentów było niezłych, czasami źle przyjęliśmy, podaliśmy. Ale bardzo trudno grało nam się przeciwko 10 zawodnikom Cracovii, będących blisko siebie. Straciliśmy dwa punkty – mówił ówczesny trener "Wojskowych", Czesław Michniewicz, który w 22. minucie został ukarany czerwoną kartką.
AWANS DO FINAŁU
Pięć lat temu warszawiacy wygrali w rewanżu 2:1 z Górnikiem Zabrze w półfinale Pucharu Polski po golach Michała Kucharczyka i Jarosława Niezgody. W pierwszym spotkaniu padł remis 1:1. Ekipa z Łazienkowskiej awansowała do finału, w którym pokonała Arkę Gdynia (2:1).
REWANŻ BEZ HAPPY ENDU
Minęły 24 lata od drugiego spotkania z Amicą Wronki w ćwierćfinale PP. W Warszawie było 3:2 dla Legii po 2 golach strzelonych przez Marcina Mięciela i jednym przez Bartosza Karwana. Rewanż dostarczył wielu emocji, ale nie zakończył się happy endem.
Legia grała słabo, straciła bramkę po pięknym strzale Pawła Kryszałowicza z rzutu wolnego. Po kilku minutach grała w dziesięciu, po czerwonej kartce dla Macieja Murawskiego. Nie poddała się, choć po przerwie dostała kolejny cios (znowu Kryszałowicz). Kontaktowego gola strzelił Sylwester Czereszewski, ale odpowiedział Rafał Andraszak. Kwadrans przed końcem ponownie trafił "Czereś" i konieczna okazała się dogrywka. Nie było w niej bramek, a w 119. minucie z boiska wyleciał Radosław Wróblewski.
Do strzelania rzutów karnych zostało więc dziewięciu legionistów. Z czterech zawodników, którzy wykonywali jedenastki, nie pomylił się jedynie Jacek Zieliński. Pozostali, czyli Czereszewski, Mięciel i Tomasz Sokołowski, nie potrafili pokonać Jarosława Stróżyńskiego.
– Gdy byliśmy w komplecie, graliśmy słabo. Mecz był taki, jakie zdarzają się w pucharach – emocjonujący i dramatyczny. Legia grała w osłabieniu, ale walczyła i mogła wygrać – komentował Franciszek Smuda ("Przegląd Sportowy", 81/2000), który miał dać legionistom trofea, a pierwszy sezon pracy w Warszawie kończył z pustymi rękami.
LAWINA KRYTYKI
Drużyna z Łazienkowskiej miała grać ofensywnie, a w pierwszych czterech meczach o stawkę w 1999 roku strzeliła tylko 2 gole, raz wygrywając i trzykrotnie remisując. Na dodatek straciła Czereszewskiego, który skręcił staw kolanowy i musiał poddać się zabiegowi. Światełkiem w tunelu była wyjazdowa wygrana we Wronkach (2:0), a to wcale nie należało do rzeczy łatwych w tamtych czasach. Remis z GKS Katowice (0:0) i porażka z Widzewem w Łodzi (2:3), która miała miejsce 25 lat temu, znowu spowodowały lawinę krytyki. Cel jednak, jaki sobie zakładano, czyli 2. miejsce w lidze, wciąż wydawał się realny, bo trzeba było odrobić tylko 2 punkty.
Atmosfera nie była idealna, a w końcu wybuchła bomba. W spotkaniu z Widzewem pierwszego gola w sezonie (i jedynego) strzelił Cezary Kucharski. Napastnik nie oddał do magazynu koszulki meczowej, bo obiecał ją przyjacielowi. Dyrektor Władysław Stachurski postanowił ukarać zawodnika. Wlepiono mu karę finansową, dodatkowo miał zapłacić za cały komplet koszulek. Kiedy Kucharski przeczytał treść doręczonego mu pisma, był wściekły. – Wziąłem koszulkę i poszedłem do biura pana Stachurskiego, rzuciłem koszulkę na stół i powiedziałem: masz pan. Pan Stachurski wybiegł za mną, zaczął mnie obrażać słownie. Ja spokojnie szedłem do szatni, ale po chwili też się zdenerwowałem i zaczęliśmy się obrzucać różnymi obraźliwymi słowami – opowiadał piłkarz ("Nasza Legia", 17/1999).
I zrobiło się nieprzyjemnie. Kucharskiego przesunięto do rezerw, a po spotkaniu z Narwią Ostrołęka puściły mu nerwy. Zarzucił działaczom manipulację, pobieranie haraczy od piłkarzy i wiele innych negatywnych spraw. W końcu się popłakał, zdając sobie sprawę, że to jego koniec przy Łazienkowskiej. Nazajutrz Legia rozwiązała umowę. Dwudziestego kwietnia 1999 roku przestał być zawodnikiem stołecznego klubu. Iskrzyło także na linii Mariusz Śrutwa–Stefan Białas, zawodnik za karę nie pojechał na mecz z Widzewem, a powodem były publiczne wypowiedzi krytykujące decyzje szkoleniowca. Inna sprawa, że piłkarz grał nieskutecznie i od początku rundy zdobył zaledwie 1 bramkę. Poskutkowało, bo w kolejnym spotkaniu (2:1 z GKS Bełchatów) strzelił 2 gole dla legionistów, ale następnie przyszła porażka u siebie z Wisłą (1:2).
GOL W DEBIUCIE
Początek rundy wiosennej w 1998 roku potwierdzał mocarstwowe aspiracje Legii. Wprawdzie inauguracja zakończyła się porażką z Górnikiem (0:2) w Zabrzu, ale potem było lepiej. Trzy kolejne wygrane i po 21. kolejce Legia została liderem. Sielanka się jednak skończyła. Przyszły porażki z Ruchem (2:3) i Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski (1:2), domowe remisy z Polonią (1:1) oraz Pogonią (1:1). Przeciwko "Portowcom", dokładnie 26 lat temu, zadebiutował 19-letni Maciej Sawicki, wychowanek Ursusa Warszawa. Zastąpił kontuzjowanego Kennetha Zeigbo i zdobył jedyną bramkę dla legionistów.
Mecz ze szczecińską drużyną był ostatnim dla trenera Mirosława Jabłońskiego. Oddał się do dyspozycji zarządu, a działacze rozpoczęli poszukiwania nowego szkoleniowca. Poproszono jednocześnie Jabłońskiego, aby prowadził treningi do czasu zatrudnienia swojego następcy. Atmosfera wokół drużyny była zła.
Szukano trenera, który tchnie nowego ducha w zespół. Przeciwko Stomilowi (1:1) zespół poprowadził Lucjan Brychczy. Następnie stery drużyny oddano w ręce dwóch byłych legionistów, Jerzego Kopy i Stefana Białasa. Podział obowiązków był jasny. Kopa odpowiadał za taktykę i dobór składu, Białas prowadził treningi. Nie był to trafny wybór, choć zaczęło się obiecująco, od trzech wygranych, z Wisłą Płock (3:0), Amicą (1:0) oraz GKS Katowice (2:0), co sprawiło, że Legia była 2. w tabeli, z 6 punktami straty do ŁKS. Duet szkoleniowców poprowadził zespół w ośmiu spotkaniach, pięć wygrał, trzy przegrał. Drużyna kończyła sezon na 5. miejscu. Do trzeciego, dającego prawo gry w Pucharze UEFA, zabrakło 2 punktów.
POWTÓRKA
Osiemnastego kwietnia 1973 roku rozegrano powtórkę 1/8 finału Pucharu Polski pomiędzy Legią a III-ligową Lublinianką Lublin. Tydzień wcześniej, przy bezbramkowym remisie po 90 minutach i dogrywce, odbyła się seria rzutów karnych. Wszystko zależało od ostatniego strzału rywali. Gdyby udało im się umieścić piłkę w siatce, awansowaliby do ćwierćfinału. W tym momencie arbiter Wacław Kruczkowski odgwizdał koniec meczu. Do dziś trwają dyskusje o tym, dlaczego to zrobił. W efekcie nacisków drużyny przeciwnej arbiter wycofał się z wcześniejszej decyzji i nakazał wykonanie ostatniego karnego piłkarzom Lublinianki. Na to nie zgodził się jednak Piotr Mowlik. Golkiper Legii powiedział, że jest za ciemno. Sędzia podjął kolejną zaskakującą decyzję: ogłosił, że III-ligowiec wygrał walkowerem. Po chwili, przyciśnięty tym razem przez zawodników i działaczy Legii, zmienił zdanie i wpisał do protokołu, że mecz został przerwany z powodu zmroku.
Później sprawą zajął się PZPN i unieważnił spotkanie. Powtórkę rozegrano na stadionie Radomiaka Radom. Tam niespodzianki już nie było. Legia awans zapewniła sobie już w pierwszej połowie, w której zdobyła 4 bramki (2 gole Stefana Białasa, po 1 Roberta Gadochy i Kazimierza Deyny). Pod koniec meczu III-ligowcy strzelili gola z karnego, ale w ostatniej minucie wynik podwyższył Deyna. Strzelił tak mocno, że piłka uszkodziła siatkę.
Ostatecznie Legia wygrała 5:1 i awansowała. Dwa miesiące później cieszyła się z krajowego pucharu.
WYJAZDOWA PORAŻKA
Legii nie udał się początek 1927 roku. W czterech kwietniowych meczach zdobyła tylko 2 punkty. Dokładnie 97 lat temu przegrała z Wisłą (1:4), ale krakowianie byli wówczas najlepiej grającą drużyną ligi, więc ich dominacja była oczywista. Jedynego gola w barwach "Wojskowych" strzelił Marian Łańko.
URODZINY BRAMKARZY
Osiemnastego kwietnia dwaj świetni, legijni bramkarze, czyli Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny, obchodzą urodziny.
MECZE LEGII Z 18 KWIETNIA:
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2021/2022 |
| |
2020/2021 |
| |
2017/2018 | ||
1999/2000 | Czereszewski II | |
1998/1999 | ||
1997/1998 | ||
1991/1992 | ||
1986/1987 |
| |
1980/1981 | ||
1972/1973 | ||
1927 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.