Grano dzisiaj (3.05). Gol Dudy, walkower, karne w Bydgoszczy
03.05.2024 06:00
Ostatni raz Legia grała 3 maja w sezonie 2013/14. Wówczas zwyciężyła Lechię (1:0) w Gdańsku po golu Ondreja Dudy. Słowak uderzeniem głową pokonał bezradnego Mateusza Bąka. Fotoreportaż jest dostępny w TYM MIEJSCU.
– Kolejny raz pokazaliśmy, że dobrze wyglądamy w defensywie, nie pozwalamy przeciwnikowi stwarzać sytuacji. Nam udało się zdobyć bramkę po strzale Ondreja Dudy. Zwycięstwo jest kolejnym krokiem do osiągnięcia naszego celu, jakim jest mistrzostwo Polski – mówił ówczesny kapitan Legii, Ivica Vrdoljak. W ówczesnych rozgrywkach "Wojskowi" wywalczyli tytuł mistrzowski, mieli 10 punktów przewagi nad drugim Lechem Poznań.
TRAUMA
W przedostatniej kolejce sezonu 2011/12 legioniści pojechali do Gdańska grać o wszystko. Musieli zwyciężyć – inny scenariusz nie wchodził w grę. Jednak 3 maja okazał się jednym z najczarniejszych dni w ostatnich latach.
Warszawiacy rzucili się lechistom do gardeł, szybko stworzyli dwie dobre okazje do strzelenia gola, ale z czasem gospodarze zaczęli dochodzić do głosu. Tuż przed końcem pierwszej połowy stało się to, czego wszyscy się obawiali. Inaki Astiz sfaulował Abdou Razacka Traore, a Jakub Wilk z rzutu wolnego pokonał Dusana Kuciaka.
Legia nie potrafiła się podnieść, a Lechia kontrolowała boiskowe wydarzenia i na pewno to ona była bliżej zdobycia drugiej bramki niż "Wojskowi" wyrównującej. Dzięki tej wygranej rywale zapewnili sobie utrzymanie, wygrywając 1:0. A Legia… traumę. – Przegraliśmy prawdopodobnie najważniejszy mecz w sezonie. Dla nas to katastrofa. Mamy może 1 proc. szans na mistrzostwo, jakaś malutka nadzieja się tli, ale to są tylko szanse teoretyczne – mówił załamany trener Maciej Skorża.
Mało który z piłkarzy chciał się wypowiadać. – Nigdy w taki sposób nie przegrałem trofeum. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Człowiek nie wie, jak się zachować. Rzucać mięsem? Może lepiej nic nie mówić. Emocje są tak wielkie, że można zrobić jakieś głupstwo. Nasze ostatnie wyniki to pasmo niepowodzeń i zawodów. To nie jeden czy dwa mecze nam nie wyszły. Przecież w ostatnich ośmiu spotkaniach wygraliśmy tylko raz. Końcówka sezonu pokazała, że chyba nie jesteśmy tak dobrzy, jak nam się wydawało – opowiadał Michał Żewłakow. Był jednym z niewielu, którzy nie uciekali od odpowiedzialności za przegrany sezon. Ciężko było patrzeć na wychodzących z szatni załamanych legionistów. Żewłakow dyskutował z kibicami, którzy jakimś cudem przedostali się na parking, gdzie stał autokar. Rozmowa nie była spokojna. W tym czasie w szatni siedzieli Skorża, Danijel Ljuboja, Miroslav Radović i Vrdoljak. Prawie 40 minut patrzyli na siebie ze łzami w oczach i nikt nie wypowiedział nawet jednego słowa. – To dla mnie porównywalna porażka do tego, co przeżywałem po dyskwalifikacji w Grecji. Wychodząc na boisko, myślę o jednym: "Nigdy nie dopuść do tego, abyś znów czuł się tak, jak w drodze powrotnej z Gdańska" – mówił później Jakub Wawrzyniak. Fotoreportaże są dostępne W TYM MIEJSCU.
Legioniści wygrali tylko raz, na zakończenie rozgrywek, z Koroną (1:0). Piękną bramkę zdobył Rafał Wolski, wykonując precyzyjnie rzut wolny. Nerwów na wodzy nie utrzymał Radović, który bez piłki sfaulował Daniela Gołębiewskiego i wyleciał z boiska, przez co stracił początek następnego sezonu. Dzięki tej wygranej (i remisowi Lecha z Widzewem Łódź) drużyna uratowała podium, bo przed ostatnią serią gier była na 4. pozycji. Jeszcze żaden medal nie smakował tak gorzko jak ten brązowy.
PUCHAR POLSKI
Trzeciego maja 2011 roku Legia mierzyła się w finale PP z Lechem Poznań. Trofeum zostało wywalczone w bólach, po dramatycznym boju. To "Kolejorz" od początku miał przewagę – wyłącznie nieskuteczności jego zawodników i bardzo dobrej postawie Wojciecha Skaby legioniści zawdzięczali to, że przegrywali tylko 0:1. Dmitrije Injac strzelił bardzo mocno z 30 m, a piłka zatrzymała się dopiero w bramce Legii. – Powiedziałem, że nie chcę wracać do szatni po meczu bez pucharu – opowiadał o wydarzeniach w szatni stołecznego zespołu kapitan Vrdoljak ("Nasza Legia", 06/2011).
Legioniści nieco poprawili grę i szczęśliwie wyrównali. Manu zdecydował się na strzał z dystansu, piłka otarła się o nogę Grzegorza Wojtkowiaka, co zmyliło Krzysztofa Kotorowskiego. Kwadrans przed końcem kontuzji doznał Dickson Choto. Skorża chciał wpuścić na boisko Artura Jędrzejczyka, ale zdał sobie sprawę, że to ostatnia zmiana, a potrzebował wzmocnienia w ofensywie, chciał walczyć o wygraną. Przesunął więc Vrdoljaka na środek obrony, a na boisku pojawił się Alejandro Cabral. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, a więc podobnie jak 3 lata wcześniej puchar trzeba było wywalczyć w rzutach karnych. Poznaniacy zawiedli już w pierwszej próbie, Skaba obronił strzał Bartosza Bosackiego.
– Od razu powiedziałem kolegom, że pierwszy strzał złapię. W jakimś stopniu pomogła i analiza sposobu wykonywania jedenastek przez trzech lechitów, których mieliśmy okazję obserwować w tej roli. Rafał Janas dawał mi sygnały, gdzie najczęściej uderzają. Raz udało się obronić, dwukrotnie było blisko – opowiadał bramkarz ("Nasza Legia", 06/2011). Legioniści perfekcyjnie wykonywali karne, wykorzystali wszystkie. Podobnie jak w Bełchatowie, decydujący strzał należał do Jakuba Wawrzyniaka. – W ogóle nie myślałem, co będzie, jeśli mi się nie uda. Droga ze środka boiska wydaje się krótka, ale przez głowę zdąży w tym czasie przejść dużo myśli. Decyzję o wyborze rogu, w który strzelę, podjąłem 2–3 sekundy przed strzałem. Bramkarz Lecha wyczuł moje intencje, ale strzał był na tyle precyzyjny i silny, że nie zdołał go obronić. Dopiero następnego dnia, oglądając powtórki, zauważyłem, że przed moim strzałem kibice byli już za bandami reklamowymi – relacjonował Wawrzyniak.
Legia po raz 14. zdobyła Puchar Polski, choć radość zmąciły awantury sprowokowane przez fanów z Poznania na stadionie w Bydgoszczy. Skorża cieszył się z pierwszego trofeum wywalczonego w roli trenera Legii. – Wygranie pucharu nie zaspokoiło apetytów wobec porażki w walce o mistrzostwo, ale triumfując w Bydgoszczy, drużyna zapisała się w historii klubu. Tylko my wiemy, jak wiele nas to kosztowało – komentował szkoleniowiec ("Nasza Legia", 06/2010). Zdjęcia można obejrzeć TUTAJ i TUTAJ.
Puchar cieszył, ale w Legii liczy się tylko mistrzostwo. Trener o tym doskonale wiedział i był świadomy, że może stracić pracę. Szefostwo klubu rozmawiało z Vladimirem Weissem, selekcjonerem reprezentacji Słowacji, który miał łączyć pracę przy Łazienkowskiej z prowadzeniem kadry narodowej. Doszło do porozumienia, Weiss zapewniał, że ma zgodę federacji, ale do zatrudnienia go nie doszło. Oficjalny przekaz był następujący: niemożliwość połączenia obowiązków. Nieoficjalnie strony po prostu się nie dogadały, a rozbiło się o podział kompetencji, inwestycje we wzmocnienie drużyny i długość umowy. Skorża, idąc na ostatnią konferencję prasową po ostatnim meczu ligowym z Polonią Bytom, był przekonany, że to jego ostatnie spotkanie w roli trenera Legii z dziennikarzami. Kibice w trakcie spotkania wywiesili pożegnalny transparent ("Maciek dziękujemy"). W drodze do sali konferencyjnej dołączył do niego Leszek Miklas, który poinformował szkoleniowca, że zostaje na stanowisku.
– Po serii bardzo nieudanych meczów zastanawialiśmy się, kto powinien być trenerem Legii. Teraz możemy uciąć wszelkie spekulacje – pozostaje nim Maciej Skorża. Negocjacje z panem Weissem były zaawansowane, ale godzenie pracy w Legii z reprezentacją Słowacji było nie do zaakceptowania zarówno przez nas, jak i słowacką federację – ogłosił Miklas.
LIGOWY DEBIUT SKABY
Trzeciego maja 2008 roku Legia bezbramkowo zremisowała w Chorzowie z Ruchem. Dla Wojciecha Skaby był to pierwszy, ligowy mecz w barwach klubu z Łazienkowskiej. – Pracy nie miałem za dużo, ale trzeba było być czujnym. Cieszy ligowy debiut z zerowym kontem. Na pewno pomogła mi w koncentracji znakomita atmosfera stworzona przez kibiców obu drużyn na trybunach. Szkoda, że nic nie strzeliliśmy, ale w sumie wynik bezbramkowy jest rezultatem sprawiedliwym i cieszy oba zespoły – podsumował.
WYJAZDOWA WYGRANA
Równo 20 lat temu Legia pokonała we Wronkach Amicę (1:0). Gola strzelił niezawodny Marek Saganowski, który w 62. minucie wykorzystał doskonałe podanie Tomasza Kiełbowicza i... niezdecydowanie Aleksandara Vukovicia. – Muszę pogratulować moim zawodnikom wygranej. Amica przecież do dziś nie poniosła porażki na własnym stadionie. Pierwsza połowa przebiegała pod nasze dyktando, ale nie przyniosło to wymiernych korzyści w postaci bramek. W przerwie zwróciłem chłopakom uwagę na kilka szczegółów i udało nam się odnieść zwycięstwo – powiedział ówczesny trener stołecznego klubu, Dariusz Kubicki. Zdjęcia można pooglądać TUTAJ.
POGROM W DERBACH
W meczu derbowym z broniącą się przed spadkiem Gwardią drużyna Jaroslava Vejvody wygrała aż 6:0, i to przy Racławickiej. Spotkanie odbyło się 3 maja 1975 roku. Trzy gole strzelił lokalnemu rywalowi Władysław Dąbrowski, 2 Jan Pieszko, 1 natomiast Bogdan Kwapisz. Grający wówczas w Gwardii Stanisław Terlecki po latach utrzymywał, że działacze jego klubu próbowali robić podchody pod trzech legionistów, by odpuścili to spotkanie, ale gdy sprawa wyszła na jaw, pozostali zawodnicy "Wojskowych" zrobili wszystko, by te knowania udaremnić. Ocenie czytelników pozostawiamy to, czy możliwe jest, by grający de facto w ósemkę zespół zdołał wygrać tak wysoko…
KLUBOWE KOŁO SYMPATYKÓW
Debiut jugosłowiańskiego szkoleniowca, Stjepana Bobka, nie wypadł okazale (0:0 z ŁKS w Łodzi), podobnie jak kolejne spotkania. "Wojskowi" co prawda przegrali tylko raz, za to w prestiżowym meczu z Górnikiem Zabrze (1:2), przed własną 30-tysięczną publicznością. Odnieśli jednak tylko jedno zwycięstwo (1:0 nad Górnikiem Radlin, 65 lat temu). Przy tym meczu warto się zatrzymać, jednak nie ze względu na aspekt sportowy. Otóż w Radlinie legionistów wspierała grupka fanów z klubowego koła sympatyków. Zadowoleni ze zdobycia 2 punktów kibice Legii, wyposażeni w transparent i klubowe flagi, tuż po zakończeniu spotkania wyszli na bieżnię okalającą boisko i na oczach radlińskiej publiczności przemaszerowali wokół stadionu, śpiewając na cześć swoich piłkarzy "Sto lat!". Tak wyglądały pierwsze zorganizowane wyjazdy… Więcej powodów do radości jednak nie było.
Legioniści I rundę zakończyli na 6. miejscu. Trzeba wszak dodać, że rozegrali o dwa spotkania mniej niż drużyny wyprzedzające ich w tabeli – mecze z Pogonią Szczecin i Polonią Bydgoszcz zostały bowiem przełożone na lipiec z powodu… wyjazdu do Stanów Zjednoczonych.
WALKOWER
W rundzie wiosennej, w 1934 roku, drużyna grała nierówno. Potrafiła się zmobilizować na spotkanie z mistrzem Polski, Ruchem Chorzów, remisując po bardzo ambitnej grze 2:2, w której aż do ostatniej minuty… prowadziła. Z kolei w meczu z czwartą drużyną grupy spadkowej poprzedniego sezonu, krakowskim Podgórzem, ku zaskoczeniu obserwatorów przegrała 0:2, natomiast z coraz słabszym 22 Strzelcem Siedlce (dawniej 22 pp) tylko zremisowała 1:1. Ten ostatni mecz odbył się 3 maja. Został on jednak po kilku tygodniach zweryfikowany jako walkower 3:0 na korzyść zespołu z Łazienkowskiej. Strzelec, mając bardzo duże kłopoty finansowe i nie będąc w stanie regulować należności wobec ligi, zarówno z Legią, jak i z innymi przeciwnikami grał mimo decyzji o jego zawieszeniu.
Ostatecznie w sierpniu drużyna Strzelca wycofała się z rozgrywek, a za pozostałe jej do rozegrania mecze przyznano wszystkim przeciwnikom walkowery. Legioniści swój mecz rewanżowy z siedleckim zespołem zdążyli rozegrać, wygrywając 5:4, a stołeczni kibice mogli przypomnieć sobie dawnego bramkarza "Wojskowych", Pawła Akimowa, który pojawił się między słupkami pod koniec pierwszej połowy.
WYGRANA Z MISTRZEM
Powrót do rozgrywek ligowych w 1930 roku wypadł znacznie lepiej niż inauguracja. W meczu z poznańską Wartą, 3 maja, decydującą rolę odegrała środkowa trójka zestawiona wreszcie jak za najlepszych czasów – z Józefem Ciszewskim i zdrowymi Marianem Łańką oraz Józefem Nawrotem. Mimo że Ernest Joschke pod koniec meczu w wyniku kontuzji jedynie statystował, obrońca tytułu wyjechał z Warszawy z ciężkim bagażem bramek. – 4:0 dla Legii z mistrzem Polski wskazuje, że Legia nie jest zespołem sezonowym i że zawsze możemy oczekiwać od niej doskonałych wyników. Atak wpadł już w trans, zgrał się i nabrał trochę bojowości, na której brak uskarżaliśmy się niedawno. Obrona jest jedną z najlepszych w Polsce. No, czegóż więcej można chcieć? – podsumowywał mecz "Przegląd Wieczorny" (05.05.1930). Ostatecznie warszawski klub stanął na najniższym stopniu podium i został wyprzedzony przez dwie drużyny z Krakowa – Cracovię i Wisłę.
MECZE LEGII Z 3 MAJA:
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2013/2014 | ||
2011/2012 |
| |
2010/2011 | ||
2007/2008 |
| |
2003/2004 | ||
1994/1995 | ||
1974/1975 | ||
1966/1967 | ||
1963/1964 |
| |
1959 | ||
1936 | ||
1934 | ||
1933 | ||
1931 | ||
1930 | Przeździecki II, Łańko, Schaller | |
1928 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.