Grano dzisiaj, czyli mecze Legii z 2 listopada - Remis z Realem Madryt w Lidze Mistrzów!
02.11.2020 00:01
Klub z Łazienkowskiej po raz ostatni grał 2 listopada 4 lata temu. Wówczas rywalizował… z Realem Madryt, w 4. kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów. W Warszawie Hiszpanie szybko pokazali moc. Już w 57 sekundzie prowadzili po podaniu Cristiano Ronaldo i pięknym uderzenie z woleja Garetha Bale’a.
Wymienić wszystkie akcje ofensywne Realu nie sposób. Rywale byli groźni i po akcjach i po rzutach rożnych. Po dwóch z nich warszawiacy musieli wybijać piłkę z bramki, a Arkadiusz Malarz wspinał się na wyżyny umiejętności. Doświadczony golkiper kilka razy interweniował po uderzenia Bale’a czy Ronaldo, który po dwóch nieudanych strzałach zaczął pokazywać frustrację. W 35. minucie to Real strzelił kolejnego gola. Koronkową akcję całej drużyny wykończył Karim Benzema. Legioniści podnieśli rękawic, ale czuli, że nie ma nic do stracenia i nie było. Marzenia i serca mocniej zaczęły bić już w 40. minucie, bo przepięknym uderzeniem z dystansu popisał się Vadis Odjidja-Ofoe. Piłka po jego strzale trafiła w okienko bramki Keylora Navasa. Było już tylko 2:1 dla Realu i tak zostało do przerwy.
Druga połowa, ale i cały mecz przeszły do historii, bo legioniści walczyli do końca. Grali jak równy z równym. Z Realem, zdobywcą ostatniej Ligi Mistrzów. Goście zostawiali sporo miejsca w środku pola, ofensywny kwartet rzadko myślał o defensywie, aż przedarł się Miroslav Radović i uznał, że może oddawać strzał, huknął z tzw. „czuba” i… gol. Było 2:2, Serb po chwili utonął w ramionach kolegów, a mecz zaczynał się od nowa.
Legia nie była chłopcem do bicia. Nadziewała się na kontry i kontratakami odpowiadała. Tak upływały kolejne minuty. W 83. minucie był kolejny zryw warszawiaków, piłkę do Thibaulta Moulina wycofał wprowadzony za Radovicia Aleksandar Prijović, a Francuz nie myślał, uderzył i wprowadził Legię do nieba. Warszawiacy byli lepsi od Realu o gola. Co prawda nie na długo, bo ten wyrównał 86. minucie za sprawą Mateo Kovacicia, ale nadal był remis, emocji nie brakowało. W doliczonym czasie gry Hiszpanie rozgościli się na połowie legionistów, domagali się rzutu karnego aż oddali strzał w poprzeczkę, lecz to wszystko. Legia zremisowała 3:3 z Realem!
- Gdy strzelamy dwa gole na wyjeździe to zwykle takie spotkanie wygrywamy. Za dużo jednak Legii pozwoliliśmy, gospodarze strzelili przed przerwą na 1:2 i po zmianie stron spotkanie się odmieniło. Skomplikowaliśmy sobie to spotkanie i koniec końców cieszymy się, że nie przegraliśmy z Legią - mówił po spotkaniu trener Realu Madryt, Zinedine Zidane.
Fotoreportaże są dostępne tutaj. A statystyki - w tym miejscu.
Pewna wygrana
Drugiego listopada 1975 roku warszawiacy podejmowali trzeci zespół poprzedniego sezonu, Śląsk Wrocław, a starcie to dało się zapamiętać przede wszystkim z powodu niecodziennych warunków atmosferycznych. Chmury wisiały nad Warszawą wyjątkowo nisko, obawiano się nawet, czy mecz zostanie rozegrany. Sędzia Bruno Piotrowicz skłaniał się do przełożenia spotkania na inny termin, ale pod naciskiem Stanisława Eksztajna, wiceprezesa PZPS i legendy wśród polskich arbitrów, ostatecznie podjął decyzję na tak. W gęstej mgle legioniści zaprezentowali się bardzo korzystnie. Wygrali 4:0 (2 gole Tadeusza Nowaka, 1 Bogdana Kwapisza i samobój Zdzisława Rybotyckiego). Dodajmy, że w spotkaniu tym zadebiutowali w Legii Franciszek Smuda (od razu trafił na środek obrony w miejsce Jerzego Jagiełły) oraz Krzysztof Lasoń (rezerwowy).
Jeden do czterech
Legionistom nawet wygrana w ostatnim meczu grupowym w lidze - w sezonie 1952 - z Ogniwem przy Łazienkowskiej nie dawała pewności zajęcia pierwszego miejsca (liczył się bowiem także wynik krakowskiej Gwardii). Dziś już wiemy, że zwycięstwo oznaczałoby przepustkę do gry o złoto. Drugiego listopada piłkarze Wacława Kuchara już w 12. min objęli prowadzenie, potem jednak stało się coś, co trudno wytłumaczyć.
Wymowny jest tytuł relacji z „Przeglądu Sportowego” (91/1952): - Cztery rajdy i cztery bramki dały Ogniwu Byt. tytuł mistrza grupy, i sama relacja: Napad CWKS zaczął podawać w nieskończoność, tracić doskonałe sytuacje podbramkowe i na nic nie przydała się ofiarna gra pomocy i obrony tego zespołu. Napastnicy w najbardziej decydujących momentach tracili piłkę, a że przy tym grali niemal wyłącznie trójką środkową, więc też trudno im było przebić się przez gęstwinę nóg rozpaczliwie broniących się bytomiaków. Drużyna bytomska, zostawiając w przodzie trzech tylko napastników, liczyła na ich szybkie, zaskakujące rajdy, które miały przynieść bramki. Okazało się, że nadzieje te były słusznie. Podczas gdy napastnicy CWKS już do końca meczu pudłowali, atak bytomski czterema wypadami zdobył cztery bramki i mecz zakończył się nieoczekiwanie wysokim i z przebiegu gry niezbyt zasłużonym zwycięstwem drużyny gości.
Dodajmy, że gole dla gości padały w 17., 35., 37. i 77. min. legiuoniści, zamiast grać o mistrzostwo, musieli zadowolić się 3. miejscem w grupie i 6. w całej lidze. Rozczarowanie było ogromne.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2016/2017 | ||
2014/2015 | ||
2013/2014 | ||
2008/2009 | ||
1997/1998 | ||
1996/1997 | ||
1991/1992 |
| |
1980/1981 |
| |
1975/1976 | ||
1963/1964 | ||
1952 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.