Grano dzisiaj, czyli mecze Legii z 25 kwietnia – 9 bramek w spotkaniu
25.04.2020 12:00
Wygrana z Górnikiem
Ostatni raz "Wojskowi" rywalizowali 25 kwietnia równo 16 lat temu. Pokonali u siebie 2:0 Górnika Zabrze w lidze. Bramki zdobyli Tomasz Sokołowski oraz Marek Saganowski, który pełnił teraz obowiązki asystenta Aleksandara Vukovicia w Legii Warszawa. Warto dodać, iż kibice stołecznego klubu zaprezentowali ciekawą oprawę. Składała się ona z balonów w klubowych barwach. Hasło, które powstało po podniesieniu balonów, było krótkie i jasne. Później sympatycy drużyny z Łazienkowskiej przedstawili drugą oprawę. Nie zabrakło także flag - mniejszych i większych - oraz rac i płócien. Zdjęcia można obejrzeć tutaj. - Mimo iż przez cały mecz mieliśmy przewagę, musieliśmy uważać na kontry. Goście nie stworzyli żadnej klarownej sytuacji do strzelenia gola, musieliśmy uważać na to, żeby nie stracić głupiej bramki - powiedział po meczu Jacek Magiera, który jest obecnie selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 20.
Dwa gole "Sagana"
25 kwietnia 2003 roku Legia wygrała 3:0 z GKS-em Katowice. W bramce stołecznego klubu po kontuzji zagrał Artur Boruc. Trener Dragomir Okuka dał szansę występu od pierwszych minut Saganowskiemu, który odwdzięczył się dwoma golami. Trzeciego gola strzelił w końcówce meczu Tomasz Jarzębowski, który tuż po meczu mógł się podwójnie cieszyć. Warszawska ekipa zwyciężyła, a on sam został 18. powołanym piłkarzem do reprezentacji Polski na towarzyskie spotkanie z Belgią w Brukseli (30 kwietnia), od selekcjonera Pawła Janasa.
"Finał Pucharu Warszawy"
W sezonie 1999/2000 ligowcom doszły kolejne rozgrywki, w Pucharze Ligi Polskiej. Jednym z ich pomysłodawców był Zbigniew Boniek, a żeby zachęcić trenerów do wystawiania najsilniejszych składów, wyznaczono spore premie finansowe – zwycięzca mógł zarobić 1,4 mln zł. Była to druga próba wprowadzenia tego pucharu. Dwadzieścia trzy lata wcześniej, z inicjatywy dziennikarzy katowickiego „Sportu”, odbyła się nawet jedna edycja (1977), ale ze względu na brak zainteresowania nie miała kontynuacji. Wprawdzie w 1978 r. rozegrano kolejną edycję, ale nie zgłosiły się do niej wszystkie drużyny (Legia także), a PZPN nie objął jej patronatem. Dlatego traktuje się je jako nieoficjalne. Teraz wracały. W I rundzie legioniści wyeliminowali Ruch Chorzów (0:0 i 2:0), w drugiej poradzili sobie z ŁKS (1:1 i 2:1). W półfinale uporali się z Pogonią (4:0 i 1:1), a w finale czekała na nich Polonia. Finał Pucharu Warszawy, jak mówiono z przymrużeniem oka, zaplanowano na Stadionie WP. Miał on miejsce dokładnie 20 lat temu.
- Uczta na Łazienkowskiej – pisał „Przegląd Sportowy” (86/2000), bo emocji nie brakowało. Obie drużyny chciały wygrać, rywalizowały w szaleńczym tempie, a jedynym, który nie dostosował się do poziomu, był sędzia Andrzej Czyżniewski.
Pierwsi gola strzelili poloniści (Igor Gołaszewski), ale szybko wyrównał Sylwester Czereszewski. Z rzutu karnego, mocno naciąganego, bo faulowany Jacek Bednarz dużo dodał od siebie. W drugiej połowie zdecydowanie lepsza była Legia, ale pudłowała na potęgę. Kiedy wszyscy szykowali się na rzuty karne, w drugiej z doliczonych minut Przemysław Boldt bardzo mocno strzelił z rzutu wolnego. Piłka odbiła się od jednego z legionistów, ale to tylko powinno pomóc Zbigniewowi Robakiewiczowi w obronie tego uderzenia. Bramkarz Legii popełnił błąd, przepuścił piłkę do siatki i Puchar Ligi Polskiej pojechał na Konwiktorską. Rywale wygrali 2:1. Na pocieszenie zostało 1,1 mln zł premii dla finalisty.
Zmiany na ławce trenerskiej
Mecz z Pogonią Szczecin (1:1) w 1998 roku był ostatni dla trenera Mirosława Jabłońskiego. Oddał się do dyspozycji zarządu, a działacze rozpoczęli poszukiwania nowego szkoleniowca. Poproszono jednocześnie Jabłońskiego, aby prowadził treningi do czasu zatrudnienia swojego następcy. Atmosfera wokół drużyny była zła. Mało kto wspominał o walce o tytuł mistrzowski, marzeniem było zajęcie miejsca dającego prawo gry w europejskich pucharach. Szukano trenera, który tchnie nowego ducha w zespół.
25 kwietnia, przeciwko Stomilowi Olsztyn (1:1) zespół poprowadził Lucjan Brychczy. Następnie stery drużyny oddano w ręce dwóch byłych legionistów, Jerzego Kopy i Stefana Białasa. Pierwszy prowadził zespół w pierwszej połowie lat 80., ale wtedy mimo szumnych zapowiedzi niczego wielkiego nie dokonał. Drugi był świetnym piłkarzem w latach 70. i przy Łazienkowskiej spędził pięć sezonów. Podział obowiązków był jasny. Kopa odpowiadał za taktykę i dobór składu, Białas prowadził treningi. Nie był to trafny wybór, choć zaczęło się obiecująco, od trzech zwycięstw, z Wisłą Płock (3:0), Amicą (1:0) oraz z GKS Katowice (2:0), co sprawiło, że Legia była 2. w tabeli, z 6 punktami straty do ŁKS. Duet szkoleniowców poprowadził zespół w ośmiu spotkaniach, pięć wygrał, trzy przegrał. Drużyna kończyła sezon na 5. miejscu. Do trzeciego, dającego prawo gry w Pucharze UEFA, zabrakło 2 punktów.
Przełom
Wiosna 1989 roku była przełomowa w historii klubu. Przede wszystkim ze względu na przekształcenia organizacyjne. 25 kwietnia Legia stała się spółką akcyjną, a sekcja piłkarska rozpoczynała życie na własny rachunek. Prezesem został Włodzimierz Oliwa, generał, główny kwatermistrz Wojska Polskiego.
500. wiktoria
Mimo udanego początku rundy wiosennej, w rozgrywkach 1983/84, szybko wszystko wróciło do „normy”. Legia nie tylko nie powalczyła o tytuł mistrzowski, ale znowu nie zajęła miejsca zapewniającego grę w europejskich pucharach. Wygrała tylko sześć spotkań, choć dwa z nich były wyjątkowe – skromne zwycięstwo odniesione nad Motorem Lublin (1:0) po golu Kazimierza Putka, było 500. wiktorią legionistów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od tamtego meczu minęło równo 36 lat. Niedługo zaś potem warszawski klub zrewanżował się za jesienną klęskę Górnikowi Wałbrzych, który wiosną mocno spuścił z tonu, gromiąc go 5:0.
Jubileusz bez punktów
Po zwycięstwie z Polonią Bytom (3:0) w 1979 roku, legioniści awansowali na 2. miejsce. Do lidera Ruchu Chorzów tracili zaledwie 2 punkty. Stołeczni fani nie posiadali się więc z radości, bo ich drużyna wreszcie walczyła o mistrzostwo kraju. Potem znów przyszły dwa bezbramkowe remisy i spadek na 3. pozycję, ale legioniści przynajmniej nie przegrywali. Do czasu.
25 kwietnia nie potrafili zdobyć nawet punktu w jubileuszowym dla klubu, 1000. meczu w ekstraklasie, który rozgrywali w Poznaniu z Lechem. Na stadionie Warty po przeciętnej grze ulegli "Kolejorzowi" 1:2 (gol Krzysztofa Adamczyka). Według komentatorów, w Poznaniu zawiódł szczególnie Stefan Majewski, który grał wolno i niezdecydowanie.
W ostatnich pięciu kolejkach tamtego sezonu „Wojskowym” pozostało walczyć przynajmniej o miejsce na podium, które gwarantowało udział w europejskich pucharach. Zespół Andrzeja Strejlaua zdołał wygrać tylko pierwsze z tych spotkań. Potem było już całkiem źle. Dwie porażki i dwa remisy oznaczały, że nie uda się zrealizować nawet planu minimum. Ostatecznie Legia skończyła rozgrywki na 6. miejscu, a trener Strejlau kończył pracę w warszawskim klubie.
9 bramek
Legioniści u progu wiosny (sezon 1964/65) znów musieli godzić walkę o kilka celów naraz. I nie szło im to zbyt dobrze. Ligę, która siłą rzeczy zeszła na dalszy plan, zaczęli od pokonania Zagłębia Sosnowiec (3:1), potem jednak było znacznie gorzej – na kolejne zwycięstwo musieli czekać aż siedem kolejek, ponosząc po drodze trzy porażki.
Najbardziej niecodzienna przytrafiła im się na stadionie Szombierek. Do Bytomia legioniści wyruszyli klubowym autokarem dzień przed meczem, którego zdecydowanym faworytem była drużyna gospodarzy, ówczesny wicelider tabeli (Legia była czwarta). Poza formą i mniejszym zmęczeniem atutem zespołu bytomskiego, dzięki któremu potrafił on wygrywać u siebie z najlepszymi, było boisko, w tamtych czasach jedno z najgorszych w Polsce. Bardzo małe, wąskie i mające marnej jakości nawierzchnię. Trybuny znajdowały się zaraz za liniami kończącymi boisko, właściwie były to nasypy, na których gromadzili się kibice. W tym spotkaniu, który rozegrano 25 kwietnia, wydarzyło się wszystko: radość, łzy, słońce i deszcz. Po bramkach zdobytych przez Janusza Żmijewskiego i Henryka Apostela legioniści prowadzili 2:0. Szombierki strzeliły kontaktowego gola, a minutę przed przerwą były legionista Helmut Nowak nie wykorzystał rzutu karnego. W drugiej połowie znowu do siatki trafił Apostel, na bramkę gospodarzy odpowiedział Żmijewski, było więc 4:2 i wydawało się, że Legia przywiezie do stolicy komplet punktów. Między 85. a 90. min zdarzyło się jednak coś niewytłumaczalnego – gracze Szombierek trzy razy pokonali Stanisława Fołtyna i wygrali 5:4!
Porażka z beniaminkiem
Łatanie dziur w zespole, a także zmiana trenera, odbiła się na postawie Legii. Początek rundy wiosennej, w sezonie 1963/64, jeszcze nie był zły, ale z czasem było gorzej. W 18. kolejce doznali klęski w Chorzowie, przegrywając z Ruchem aż 0:4. Tym samym Ruchem, który jesienią pokonali 4:0. Sześć dni później, czyli 25 kwietnia, ulegli na własnym boisku beniaminkowi, Unii Racibórz (0:2).
Ćwierćfinał PP
W 1954 roku legioniści poprawili sobie trochę humory w rozpoczętych już jesienią poprzedniego roku rozgrywkach Pucharu Polski, pokonując w Opolu Odrę2:1 (66 lat temu) i awansując do ćwierćfinału tych rozgrywek. W tamtym sezonie Legia zajęła 7. miejsce w lidze opadła w półfinale krajowego pucharu z Gwardią Warszawa.
Hat-trick
Pierwsze rozgrywki w 1948 roku potwierdzały dobre przygotowanie drużyny do sezonu. "Wojskowi" pokonali broniącą tytułu mistrzowskiego poznańską Wartę (2:1), pretendującą do korony krakowską Wisłę (4:1). Co więcej, dokładne 72 lata temu zwyciężyli 3:1 z Tarnovią po hat-tricku Józefa Oprycha. Później wygrali także z liderem tabeli Ruchem Chorzów (4:2) i przez pewien czas pewnie zajmowali fotel wicelidera. Niestety, o ile legionistom udawały się mecze z silnymi przeciwnikami, o tyle ze słabszymi zbyt często przytrafiały im się wpadki.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2003/2004 | ||
2002/2003 | ||
1999/2000 | ||
1997/1998 | ||
1991/1992 |
| |
1983/1984 | ||
1978/1979 | ||
1970/1971 |
| |
1964/1965 | ||
1963/1964 |
| |
1954 | ||
1948 | Oprych III |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.