Ikony i zdrajcy klubów piłkarskich
24.10.2006 09:06
Wielkie pieniądze i sława czy wierność klubowym barwom? "Stanko Svitlica, kocha Cię cała stolica!" - śpiewali fani Legii. Serb zawsze deklarował swoje przywiązanie do warszawskiego klubu. W niedzielę zadebiutował jednak w barwach Wisły. - Jeżeli wrócę do Polski, to tylko do Legii. Polubilem wasz kraj, mógłbym tu zakończyć karierę - mówił Svitlica przed opuszczeniem Łazienkowskiej w 2003 roku.
Podczas pobytu w stolicy szybko stał się ulubieńcem fanów. Mówiło się nawet, że ma patent na Wisłę - w każdym meczu strzelał jej gola. Opuszczał Polskę jako bohater, teraz może się obawiać o to, jak przyjmie go publiczność podczas następnego meczu Legii z Wisłą.
Światem rządzą pieniądze
Jak pokazuje historia, kibice, delikatnie mówiąc, nie lubią takich "przeprowadzek". Najlepszym tego przykładem był transfer Pawła Kaczorowskiego z Lecha do Legii. Momentalnie stał się wrogiem publicznym nr 1 w obu klubach. Jedni nie darowali mu przejścia do odwiecznego wroga, drudzy nie wybaczyli tego, że po zdobyciu Pucharu Polski w barwach "Kolejorza" śpiewał obrażliwe piosenki o Legii. Efekt? Szykanowany przez fanów długo przy Łazienkowskiej nie wytrzymał.
Polskim rekordzistą w zrażaniu do siebie kibiców wrogich zespołów w ostatnich latach był Maciej Szczęsny. Piłkarz zdobył aż pięć mistrzostw Polski w barwach czterech klubów, których kibice otwarcie mówią, że się nienawidzą (Legia - Widzew - Polonia - Wisła). Jego nazwisko do dziś jest szargane na wielu stadionach.
Klubowe zdrady nie są problemem tylko naszej ligi. Najgłośniejszy był transfer Luisa Figo z Barcelony do Realu w 2000 roku. Portugalczyk, który dumę Katalonii reprezentował pięć lat i kibiców przekonywał o swoim przywiązaniu do jej barw, uciekł chyłkiem do największego wroga. Po odejściu z Barcy za darmo usuwano z koszulek jego nazwisko. Włoskim mistrzem przeprowadzek jest Christian Vieri. Grał już m.in. w: Juventusie, Lazio, Interze i Milanie. Kiedy opuszczał Rzym, jeden z jego fanów popełnił samobójstwo. "Światem rządzą pieniądze, ja w takim świecie nie mogę żyć" - napisał w liście pożegnalnym.
50 lat w Legii
Są na szczęście piłkarze, dla których przywiązanie do barw znaczy więcej od pieniędzy. Gra w Milanie stała się już tradycją w rodzinie Maldinich. Cesare występował na San Siro przez 12 lat, teraz jest w sztabie szkoleniowym. Jego syn Paolo bije kolejne rekordy - reprezentuje "Rossonerich" od 20 lat (rozegrał ponad 800 spotkań). Potomek Paolo już zadebiutował w młodzieżowej drużynie. Tyle co Maldini dla Milanu, znaczy Francesco Totti dla Romy. Przyszedł do klubu jako dziecko, dziś jest symbolem tego klubu. Wykupienie Tottiego z "Giallorossich" jest nierealne, twierdzą właściciele klubu i sam piłkarz.
Swoistym ewenementem jest grający na codzień w Udinese Giampiero Pinzi. Piłkarz nie ukrywa miłości do Lazio. Chodzi na mecze rzymian i zasiada wraz z najbardziej zagorzałymi kibicami (należy do słynnej włoskiej grupy Irriducibili). Gdy w ubiegłym sezonie Udine grało z Romą - największym wrogiem Lazio, piłkarzowi tak zależało na zwycięstwie, że już w 20. minucie dostał czerwoną kartkę za bardzo brutalny faul.
W Polsce nie ma aż tak fanatycznych piłkarzy, ale też mamy parę klubowych symboli. Takim jest Lucjan Brychczy, który w Legii jest od pięćdziesięciu lat. W Wielkopolsce najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem jest Piotr Reiss. Kibice kochają go do tego stopnia, że jego podobizna znalazła się na słynnym transparencie z legendami Lecha. Swoją flagę przy Łazienkowskiej ma także Jacek Zieliński. Te przypadki pokazują, że w świecie futbolu można wyrzec się wielkich pieniędzy dla zachowania twarzy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.