Jacek Magiera: Mamy grać skutecznie i widowiskowo
13.10.2016 19:48
Zdarzało się, że stanowisko trenera Legii było obiecywane Jackowi Magierze, ale dopiero teraz stało się to faktem…
- Każdy moment jest dobry, by zostać trenerem Legii. Teraz pojawiła się propozycja, nad którą nie tyle trzeba się było zastanowić, tylko należało szybko podjąć decyzję. Potem zostało pozałatwianie pewnych spraw w Sosnowcu i przyjazd do stolicy. Cieszę się, bo zawsze czułem się związany z tym klubem i był to jeden z moich celów. A wcześniej? Gdyby pojawiła się jakaś oferta, to pewnie bym jej nie przyjął. Nie wracajmy jednak do tego. Parę lat temu nie czułem się na to gotowy. Teraz jestem mądrzejszy o kilka lat, prowadziłem samodzielnie zespoły i dało mi to szersze spojrzenie.
Kiedy trener uświadomił sobie, że jest już gotowy na pracę w Legii? To była tylko kwestia czasu czy też jakichś konkretnych sytuacji?
- Kwestia czasu. Nie powiem co do dnia i godziny kiedy poczułem się gotowy, ale powiedziałbym, że było to ostatnie dwanaście miesięcy. Ktoś powie, że wtedy nie pracowałem, ale wiem, że to był czas rozwoju osobistego, sportowego i mentalnego. Świadomie nie podejmowałem się prowadzenia klubów. Doradzałem w Motorze Lublin, współpracowałem z telewizjami i mogłem pojeździć po meczach rozgrywanych w Europie. To dawało też możliwość obserwacji treningów, podobnie jak na stażach, na które również się wybrałem. Dodatkowo mogłem analizować każdy mecz na mistrzostwach Europy. To był intensywny rok, który pozwolił nabrać pewności siebie. 13 grudnia 2015 roku robiłem konferencję dla młodych zawodników, a jednym z zagadnień było to, co może wydarzyć się przez 12 miesięcy. Teraz mam gotowy wykład na kolejne takie spotkanie. Wystarczy mieć cele, wizję, dyscyplinę, pracę i działanie… Wtedy można wiele osiągnąć.
Pamiętnym obrazkiem jest to, że obecny trener Legii robił w przeszłości, choćby jako piłkarz, wiele notatek. Przydają się dziś te karteczki z zapiskami?
- Oczywiście. Często zapisywałem sobie coś na zielono, czerwono… Miałem wszystko podzielone na to co jest ważne, a co mniej. Mieściły się tam też zachowania trenerów w szatni - przed meczem, po meczu, w sytuacjach trudnych. Człowiek inaczej po czasie patrzy na przeszłość. Rozmawiałem ostatnio z Aleksandarem Vukoviciem o naszej wspólnej grze w Legii. Każdy był inny charakterem. „Vuko” mówił, że po mnie od razu było widać, że jestem zły, gdy nie grałem w meczach. I to doświadczenie na teraz. Inaczej trzeba podchodzić do tych którzy grają i do tych siedzących na ławce. Najważniejsza jest jednak sprawiedliwość. Piłkarza trzeba tak prowadzić, by widział, że jeśli teraz jest rezerwowym to i tak lada moment może pojawić się dla niego okazja do gry.
Wdowczyk, Urban, Białas, Skorża… Kilku trenerom pan asystował. Od każdego z nich dało się czegoś nauczyć?
- Świadomie wszedłem na drogę trenerską mając 29 lat. Mogłem grać dalej, ale zdecydowałem tak, bo chciałem poczuć to od drugiej strony. Od każdego szkoleniowca dało się czegoś nauczyć. Wdowczyk zakończył mi przygodę piłkarską w Legii, ale pozwolił rozpocząć trenerską. Dużo mi dał. Od każdego dało się wiele nauczyć. Rolą i sztuką asystentów jest wydobyć najlepsze cechy od swoich nauczycieli. Wdowczyk uczył komunikacji i przekazania informacji. Urban miał spokój, ale potrafił wstrząsnąć szatnią. To ważne cechy, ale nie można ich kopiować. Trzeba mieć swój styl. Ja czuję się trenerem, który może dobrze zarządzać, a niekoniecznie musi prowadzić każde ćwiczenie na treningu. Chcę wydobywać jak najwięcej pozytywów od piłkarzy. Tak prowadziłem rezerwy, Zagłębie Sosnowiec i tak samo chcę postępować w Legii. Spokojne spojrzenie pozwala lepiej oceniać zawodnika i mecz.
Pierwszą samodzielną pracą trenera były rezerwy Legii. Przez przejścia z Henningiem Bergiem to była pewnego rodzaju szkoła życia?
- Nie ukrywam, że rezerwy Legii prowadziłem po swojemu przez trzy-cztery miesiące. Dużo mnie to nauczyło, choćby cierpliwości. Inaczej wyglądał mikrocykl dla zawodników… Jedni byli, drudzy szli na chwilę do „jedynki”… Uznałem potem, że najważniejszy będzie zawodnik. Jego rozwój i to, by wyszedł na dobrego człowieka. Na wiele kwestii zacząłem machać ręką, choć nie jest to w moim zwyczaju. Skoro jednak nie miałem na coś wpływu, to uznałem, że muszę to zrobić. Dzisiaj zachowałbym się w wielu sytuacjach inaczej.
Wielu zawodników wspominało, że ważną cechą trenera było zawsze to, że walczył pan o zespół.
- To normalne. W takim zespole jak rezerwy, liczą się jednostki. Oni mają debiutować w pierwszym zespole, iść wyżej. Wyniki też były ważne, bo one budują atmosferę, ale nie zawsze dało się o nie walczyć. Przede wszystkim chcę oceniać piłkarzy sprawiedliwie. Nie patrzę na przeszłość. Liczy się tu i teraz.
Jak to wszystko ma się do opinii niektórych, że Magiera jest za grzeczny?
- Dlaczego mam się tłumaczyć komuś, kto mnie nie zna? Nie zaprzątam sobie tym głowy, bo szkoda na to czasu. Ktoś może mieć swoje zdanie, nikomu tego nie bronię.
Wracając jeszcze do rezerw, co się czuło po przegranym meczu z Lechią Tomaszów Mazowiecki, kiedy na ławkę trenerską rezerw wepchnął się i prowadził drużynę asystent Berga, Paco.
- Doszedłem kiedyś do wniosku, że ci, którzy chcieli tego dokonać, musieli sobie mówić: róbmy to szybciej, żebyśmy sami nie wpadli na to, że to głupie. No i zrobili. Nie poszło nam, bo potem w gazecie było napisane, że drużyna Jacka Magiery przegrała 0:3. I tyle. Trzeba było dalej z tym żyć, ale sytuacja była kuriozalna. Nigdy tak nie zrobiłem i nie zrobię. Dwa lata później Legia będzie grała z Realem Madryt na Santiago Bernabeu. Piłka jest nieprzewidywalna, a ja sam w 24 miesiące przebywam drogę z Sulejówka do Madrytu.
Współpraca z Bergiem pozwoliła nauczyć się, jak nie pracować w przyszłości z trenerami młodzieży?
- Każdy jest inny. Ja zawsze będę szanował i wspierał młodszych trenerów, bo tego potrzebują. Chcę mówić szkoleniowcom jak wszystko widzę w szczerej atmosferze współpracy. Od samego Berga też się wiele nauczyłem, choć nie będę mówił czy rzeczy dobrych czy złych. I takich i takich. Miałem ze sztabem Norwega wiele spotkań i pozwoliły mi one stawać się lepszym trenerem. Co by nie mówić, rozwinąłem się przy nich. Pobyt w rezerwach był mi bardzo potrzebny i dał mi wiele nauki.
Po rezerwach była roczna przerwa. Co trener chciał wtedy zrobić?
- Tak naprawdę wiele rzeczy. Pod koniec czerwca Legia zdobyła mistrzostwo CLJ w 2015 roku pokonując Lecha. Miałem wtedy propozycję z jednego klubu, było wiele myśli, ale wracając z Wielkopolski zadzwoniłem i ostatecznie podziękowałem. Byłem tam myślami, ale uznałem, że nie jestem gotowy. Potem też odrzuciłem pięć-sześć propozycji. Chciałem się uczyć przez te 12 miesięcy, byłem też doradcą Motoru Lublin, gdzie współpracowałem z klubem i trenerami. Miałem za to czas na patrzenie z boku i analizowanie. Ale to był ważny moment. Odpocząłem, wymieniłem świeczkę i ona znowu się pali. Wtedy byłem wypalony i nie byłbym w stanie zaszczepić optymizmem współpracowników i zespołu, a to bardzo ważne, bo wszystko idzie z góry. Zaangażowanie, chęci, dyscyplina, wskazywanie na detale, granie na jakość, a nie jakoś.
Ostatni rok był chwilą, kiedy odpocząłem. Wziąłem rodzinę, wyjechaliśmy w góry, na Mazury, nad morze… Potem była konferencja, na której pojawiło się dwustu zawodników. Od stycznia przygotowywałem się do pracy, a na początku maja wiedziałem, że będę nowym trenerem Zagłębia. To były już początki pracy.
Wspomniał pan o wypaleniu… A jak dbać o swoją psychikę pracując w Legii i jak dbać o psychikę zawodników?
- To trudne, ale liczy się otoczenie i nastawienie z jakim przychodzimy pracować. Nikt nie lubi, gdy robi coś wbrew sobie. Piłkarze są w innej sytuacji, ale trenerzy mają swoją wizję. Kiedy coś idzie źle, zaczyna się delikatny bunt w samym sobie. Pojawiają się wątpliwości i rozchwiania. Wielokrotnie w rezerwach miewałem momenty, że na przykład pojawiały się trzy grupy zawodników. Jedni z rezerw, drudzy z CLJ, trzeci z juniorów młodszych. Jedni wygrali, drudzy przegrali, trzeci zremisowali. I co im wszystkim powiedzieć? Musiałem dzielić to na różne etapy i spotkania z tymi graczami. Do tego dochodziło to, że piłkarze dorastali, mieli jakieś problemy - z każdym trzeba było sobie dać radę, ale uważam, że ostatecznie się udało.
Drużynom potrzebni są psychologowie czy to jednak trener powinien pełnić taką rolę?
- Jestem zdania, że psychologiem powinien być trener. To on najlepiej zna zespół i musi rozmawiać z piłkarzami we wszystkich momentach - złych czy dobrych. Nie mam jednak nic przeciw, by gracze sami współpracowali z psychologami. W wielu kwestiach to sam gracz musi się przygotować.
Co do psychologa, istotna jest też jego specjalizacja. Sztaby rozbudowują się coraz bardziej i dla każdego jest miejsce, ale wszyscy muszą również wiedzieć, co mają robić.
Zagłębie udanie wystartowało. Skąd ten dobry początek?
- Stworzyła się tam grupa ludzi, którzy wiedzieli czego chcą. Lubię mocno pracować, ale ważne jest wszystko: motoryka, siła, szybkość, technika, taktyka. Wszystko musi iść razem. Na początku, widziałem, że piłkarze spoglądają nieufnie i przyznali to potem. Ale najpierw trzeba pocierpieć, a potem może być tylko lepiej w meczach. Spotkania z Wisłą Kraków czy Podbeskidziem, gdzie ostatecznie wygraliśmy 5:4 pokazywały, że idziemy w odpowiednim kierunku. Na koniec powiedziałem, że będę miał w sercu Legię, Raków i Zagłębie, bo dzięki temu klubowi wróciłem na Łazienkowską.
Dlaczego wybór padł akurat Zagłębie skoro wcześniej było kilka innych ofert?
- Zagłębie współpracuje z Legią i trafiłem tam dzięki wspólnej decyzji: mojej i obu klubów. Była też niepisana umowa, że idąc tam, w każdej chwili - jeśli będzie potrzeba - mogę odejść do Legii. Wiedziałem, że wrócę, ale kiedy? Tego nikt nie wiedział. Ostatecznie wyszło jak wyszło.
Przed zatrudnieniem w Legii, w trakcie negocjacji, pojawiały się w prasie różne informacje na temat żądań trenera - np. wymiana pionu sportowego.
- Coś trzeba było pisać, by podgrzewać atmosferę. Moje pierwsze spotkanie z prezesem Leśnodorskim miało miejsce po meczu z Zagłębiem Lubin. Porozmawialiśmy i ostatecznie daliśmy sobie tydzień. Nie było sensu na siłę jechać do Krakowa. Zrobiliśmy to na spokojnie. Teraz możemy mocno pracować. Każdy miał czystą kartę. Ważne są sprawiedliwe wybory, ale ufam swoim zawodnikom. Będę zarządzał drużyną, a gracze mają wykonywać polecenia. Tylko wyniki będą nas broniły. Poznaliśmy się, intensywnie trenowaliśmy, bo na zajęciach musi być trudniej niż na meczu. Wtedy w trakcie spotkania ligowego może być łatwiej.
W jednym z wywiadów padły słowa - oglądałem mecze Legii, ale jako kibic, nie analizowałem ich. Kibic ma prawo do oceny. Podobały się mecze Legii?
- Nie chcę tego oceniać ani komentować. Wynik meczu z Borussią mi się nie podobał, nikt nie lubi przegrywać i taki rozmiar porażki boli każdego sportowca. Ale o grze nie chcę nic mówić, oglądałem te spotkania dla rozrywki. Spoglądałem na graczy, których znałem, podchodziłem do tego spokojnie, mając wiele innych rzeczy do zrobienia. To były takie przerywniki w pracy z Zagłębiem Sosnowiec.
Mecz z Lechią. Kibice i dziennikarze przecierali oczy ze zdumienia. Zespół, który w większości poprzednich spotkań miał kłopot z kreowanie sytuacji, nagle dominuje rywala, oddaje 33 strzały na bramkę i już do przerwy powinien prowadzić 3:0. Co takie się stało, że zaszła aż taka zmiana?
- Rozmawialiśmy ze sobą o tym, jak chcemy grać, o sposobie gry, ustaliliśmy jak się zachowywać w fazie budowania akcji, na środku boiska, pod bramką przeciwnika. O tym co mają robić inni piłkarze, gdy jeden z nas jest przy piłce, o ważności współpracy poszczególnych formacji i graczy występujących blisko siebie. Na to poświęciliśmy wiele czasu, mieliśmy jeden trening taktyczny, mogliśmy na nim wszystko wypróbować w praktyce. Wiele aspektów przekazaliśmy za pomocą rysowania na tablicy czy na podstawie omawiania spotkania ze Sportingiem w Lizbonie. Staraliśmy się pokazać jak zawodnik na danej pozycji ma się zachowywać, czego oczekujemy. I to tyle. Z tego jak wyglądał sam mecz, mogę się tylko cieszyć. Widać było jak duży potencjał jest w drużynie, że potrafi grać kombinacyjnie i potrafi strzelać, ale przy tym być agresywna w odbiorze. Poprzeczkę zawiesiliśmy sobie wysoko i musimy zrobić wszystko, by w kolejnych spotkaniach grać w podobny sposób. Bo jak było widać, można tak grać!
Dało się odczuć, że drużyna ufa w to co robicie, że podpisuje się pod tym?
- Tak i nie miałem o to żadnych obaw wchodząc do szatni. Nigdy nie kituję, mówię szczerze co widzę i jak widzę. Nie interesuje mnie czy ktoś ma lat 20, 30 czy 40. Moją rolą jest wskazać, co można zrobić by być lepszym, by być bardziej przydatnym dla zespołu. Wchodząc do szatni nie zauważyłem złych zjawisk. Byli ludzie, którzy chcą pracować, uśmiechnięci z chęcią wychodzący na trening. Oczywiście była dostrzegalna pewna niepewność, ale przede wszystkim widziałem profesjonalistów. Zapowiedziałem, że u mnie liczy się walka, przez 90 minut. Można mieć słabszy dzień, ale nigdy nie można przestać walczyć. Każdy to zaakceptował.
Odjidja-Ofoe za trenera Besnika Hasiego grał dość defensywnie, trener pozmieniał mu zadania – zaczął grać ofensywnie, na miarę oczekiwań. To będzie szóstka, ósemka czy dziesiątka?
- W zależności od potrzeb, od tego z jakim przeciwnikiem będziemy grali. To dla mnie piłkarz pozycji sześć, osiem i dziesięć, potrafi grać w każdym z tych miejsc. Poza tym w naszych założeniach nie ma sztywnych ustaleń, że ktoś jest tylko szóstką. Jest wymienność pozycji i wielozadaniowość. Szczegółów zdradzać nie chcę, ale to gracz środka boiska.
Wielu piłkarzom pozmienialiście boiskowe zadania? Np. Hlousek też zaczął grać lepiej i przypominać piłkarza z zeszłego sezonu.
- Kilku piłkarzom tak, ale też nie będę mówił jakie to są zadania, bo z tego wywiadu zrobi się gotowiec dla rywali, będą wiedzieli jak i dlaczego zachować się w danej chwili, a przecież nie o to nam chodzi. A Hlousek? Można tylko się cieszyć, że wygląda lepiej.
Z przodu są kłopoty bogactwa – przynajmniej na papierze. Jak zmieścić na boisku taką piątkę– Radović, Moulin, Guilherme, Hamalainen i Kazaiszwili?
- Zgadzam się, że to kłopot bogactwa czyli taki pozytywny i trzeba to rozwiązać z korzyścią dla zespołu. Nie jest powiedziane, że wszyscy muszą grać jednocześnie, może dwóch będzie grało, a pozostali nie, a może czterech usiądzie na ławce lub odwrotnie. Wszystko będzie zależało od formy, decyzji, przeciwnika, założeń na dane spotkanie. Chodzi o to, by każdy był gotowy dać coś zespołowi. Kazaiszwili to piłkarz bardzo dobrze grający kombinacyjnie, ale póki co więcej razy go oglądałem w meczach reprezentacji Gruzji niż w barwach Legii. Przyszedł nie tak dawno do Legii i po trzech dniach w Polsce zagrał od razu w pierwszym składzie. Nie wziąłem do kadry meczowej na Sporting, ale cały czas ma pracować nad sobą i być gotowym do gry. Z Lechią czy Sportingiem postawiłem na tych piłkarzy, których znałem, bo wiedziałem czego się po nich spodziewać. Ale wierzę w Kazaiszwilego, że wywalczy sobie miejsce w składzie ale musi to pokazać na treningach i wtedy gdy będzie grał na boisku.
Czyli nie będzie już takich sytuacji, że piłkarz po dwóch czy trzech treningach wychodzi w pierwszym składzie? Tak było z Langilem czy właśnie Kazaiszwilim?
- Zdecydowanie, każdy będzie musiał udowodnić swoją wartość. Teraz już nikt do nas nie trafi w tej chwili, nie ma takiej możliwości. Ale zawsze tak będzie, że piłkarz musi być częścią drużyny i pracować na swoją pozycję. To normalna kolej rzeczy.
Michał Kucharczyk przez ostatnie lata był skrzydłowym, ale do Legii przychodził w roli napastnika. Na treningach był próbowany na szpicy. To jaka teraz będzie jego rola? Też w zależności do założeń taktycznych?
- Też w zależności od założeń i rywala, ale z całą pewnością będę chciał spróbować wystawić Michała nie tylko na prawym czy lewym skrzydle, ale też na pozycji numer dziewięć. Pamiętam, że przychodził tu jako napastnik, że ma ciąg na bramkę. Jest agresywny, potrafi wykorzystać swoje walory. Także zobaczymy, mamy dużą rywalizację na pozycji numer dziewięć (Prijović, Nikolić, Kucharczyk) jak i na skrzydłach (Aleksandrow, Radović, Guilherme, Hamalainen, Langil i oczywiście Kucharczyk). Te nazwiska dużo robią, dają spore pole do manewrów. Wracając do pytania – nie odpowiem precyzyjnie. Może być mecz, że zagra jako dziewiątka, a może być taki, że zagra na skrzydle. Czasem będziemy grać jednym napastnikiem, czasem na dwóch a czasem i na trzech. Staramy się przygotować drużynę na każdy wariant. Nigdy nie wiadomo, co w danej chwili trzeba będzie zrobić. Zawodnicy muszą być gotowi na to, że pada informacja z boku i trzeba będzie szybko zmienić ustawienie. Po zmianie każdy musi wiedzieć, co ma robić na boisku.
Trener wspomniał, że Jakuba Rzeźniczaka zna 15 lat, wiele razy mu pomagał. W czym tkwił jego problem, że przydarzały mu się te wszystkie błędy. Ostatnie dwa mecze zagrał co najmniej poprawnie, albo nawet dobrze. Kwestia psychiki, problem był w głowie?
- Ja nie widzę żadnego problemu u Kuby. A nie wiem co było, jak reagował na różne kwestie. Rozmawiając z zawodnikami staram się nie nawiązywać do złych rzeczy, szukać pozytywów. Cieszę się, że Kuba dobrze zagrał w Lizbonie i z Lechią. To piłkarz charakterny, który dużo dał Legii i jeszcze dużo da. Dostał szansę, fajnie się pokazał, ale to nie jest bezterminowy bilet na grę. Zagrał w ostatnim spotkaniu, a kto zagra w piątek to zobaczymy.
Legia przeprowadziła dwa transfery last minute na środek obrony – mowa o Jakubie Czerwińskim i Macieju Dąbrowskim. To piłkarze już dziś gotowi na Legię czy potrzebują czasu?
- Każdy potrzebuje aklimatyzacji, jeden dwa dni, inny pół roku, a kolejnemu zabraknie cierpliwości i determinacji. Nie ma tu jednego rozwiązania dla wszystkich, sam przechodząc do Legii w wieku 20 lat potrzebowałem pół roku aby się wdrożyć w miasto i zespół. Maciek Dąbrowski to ligowiec, od lat gra w ekstraklasie. Trafił do Legii, zagrał w trzech meczach, byłem na spotkaniu z Górnikiem Zabrze, zaraz po tym jak przyszedł do klubu. Potrzebuje czasu, w żaden sposób go nie skreślam. Dobrze pracuje, chce być coraz lepszy. Przeżywa fakt, że nie załapał się do meczowej osiemnastki na spotkanie z Lechią. Ale jeden i drugi Kuba zagrali dobre dwa mecze, trzymali defensywę. Rywalizacja będzie, jego zadaniem jest praca. Ocenę zostawmy sztabowi.
Dla takiego gracza jak Dąbrowski dobrym rozwiązaniem jest ogrywanie się w rezerwach, łapanie rytmu meczowego w III lidze?
- Ostatnio chciałem by zagrał w rezerwach, rozmawiałem z nim o tym nawet. Jemu jest to potrzebne, regularne granie. Podobnie jak każdemu zawodnikowi. Zejście do drugiej drużyny inaczej traktuje gracz doświadczony, a inaczej ten pomiędzy młodym i świadomym. Ci z drugiej grupy często uważają, że to za karę. Nic nie jest za karę. Nigdy nie dam zawodnika za karę do drugiego zespołu, tylko po to, aby stał się lepszy. Takie mecze mają ułatwić powrót do pierwszej drużyny. Będę w stałym kontakcie z Krzysztofem Dębkiem, będziemy omawiać takie sytuacje. Czasem ktoś będzie schodził obligatoryjnie, czasem będziemy określać ramy czasowe gry takiego zawodnika. Ale często będzie to w zależności od potrzeb. Chciałbym aby rezerwy były wysoko w tabeli, aby walczyły o awans. To ważne dla klubu. Pierwszy zespół jest najważniejszy, ale jak wszystko sobie tutaj poukładamy, to na pewno Krzyśkowi pomogę.
W Legii przez ostatnie lata najsilniej obsadzoną pozycją była prawa obrona. Potem przyszedł Artur Jędrzejczyk, ani w rezerwach ani w pierwszym zespole nie grali Łukasz Broź i Bartosz Bereszyński, kibice zaczęli się zastanawiać kto na miejsce „Jędzy”. Ale przecież ta dwójka nie zapomniała jak się gra w piłkę. Jaka jest opinia trenera?
- Dobrze wyglądają, nawet bardzo. „Bereś” zagrał fajne zawody w Lizbonie i z Lechią w Warszawie. Patrząc na trening to Broź jest cały czas gotowy do tego, aby wskoczyć do składu, wygląda świetnie. Mamy dwóch równorzędnych graczy, którzy rywalizują o miejsce w składzie. Potrafią grać z przodu i z tyłu. Dany dzień decyduje o tym, kto będzie grał. Tutaj nie ma problemu, większy jest na lewej stronie, gdzie mamy tylko Adama Hlouska. Nie ma gracza, który by mu deptał po piętach, wywierał na nim presję. Chociaż to taki piłkarz, który nie potrzebuje takiego rywala, daje z siebie sto procent. Ale rywalizacja jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
To na lewą może Stojan Vranjes – tam go widział ponoć Henning Berg. A tak poważnie, jaki jest jego status. Bywał ostatnio regularnie na treningach, a grając rezerwach mógł imponować swoim podejściem, nie przechodził obok meczów.
- To zawodowiec, to jego praca.
Ale nie każdy tak podchodził do swoich meczów w III lidze.
- Są zawodowcy i zawodowcy… Ale za to się im płaci i nie można sobie wybierać meczów w których można zagrać dobrze i takich, w których nie jest to konieczne. Ale tak, rozmawiałem z Krzysztofem Dębkiem, był z niego bardzo zadowolony – z postawy na treningach, w szatni i w meczach o stawkę. To dobrze o nim świadczy. Był z nami na treningach i będzie w najbliższym czasie. Będę na jego temat rozmawiał. W ostatnim czasie było wiele innych rzeczy, które trzeba było zrobić. To piłkarz doświadczony, potrafiący grać i dawać odpowiednią jakość. On nie zapomniał jak się gra w piłkę. Rozmawiałem z nim we wtorek, decyzję co dalej podejmiemy w najbliższych dniach.
Był już trener pytany w różnych wywiadach o temat wprowadzania młodzieży do pierwszego zespołu. Z Lechią przy dobrym wyniku na boisko wszedł Mateusz Wieteska. To był sygnał dla innych młodych, że jak będą dobrze przygotowani, to dostaną swoją szansę?
- Jak zasłużą, to tak. Jeśli dadzą sygnał na treningach czy w drugiej drużynie, że warto na nich postawić, to dostaną swoją szansę. Nic na siłę. Mam pewien plan odnośnie młodzieży, ale nie kosztem starszych zawodników czy tych dużo lepszych. Nie kosztem wyniku. Na wszystko trzeba zapracować. To, że będę spoglądał na drugi zespół, na akademię, jest oczywiste – stamtąd się wywodzę. Chciałbym aby jak największa liczba wychowanków grała w ekstraklasie. Ale wszystko w odpowiednich proporcjach i na wszystko trzeba będzie sobie zasłużyć. Czasem potrzeba marchewki by dać bodziec do bardziej wytężonej pracy. Zmiana i wejście Wieteski było spowodowane tym, by dać sygnał innym chłopakom. Mieli zobaczyć, że jak będą dobrze pracować, to przyjdzie czas, że dostaną szanse gry. Tak samo było z wejściem Michała Kopczyńskiego w Lizbonie. To pierwszy zawodnik akademii jaki zadebiutował w Lidze Mistrzów. Są następni w kolejce, ale muszą pracować. Często z nimi rozmawiam po treningach jak są w pierwszym zespole. Mówią, że tempo jest bardzo duże. Skoro tempo na treningu jest duże i mówisz, że nie wytrzymujesz i nie masz siły, to jaki jest to dla ciebie sygnał? – pytam. Trzeba więcej trenować by przyjść i to tempo wytrzymać. Jeśli to się nie zmieni, to nie dostanie szansy w meczu mistrzowskim, bo tam tempo jest jeszcze wyższe. Także muszą być gotowi. Szanse dostaną, od nich będzie zależało, czy ją wykorzystają.
A kto wytrzymuje tempo?
- Wytrzymuje, paru wytrzymuje (śmiech). Nazwisk nie będę podawał. Oni muszą być gotowi, ale w tej chwili są inne priorytety. Musimy wygrywać następny mecz w lidze, potem następny i następny. Musimy wrócić na odpowiednie tory, nakręcić się, złapać właściwy rytm i dopiero wówczas będziemy myśleć o daniu szansy tym, którzy na to zasługują. Wszystko trzeba zrobić z głową i krok po kroku. Póki co mamy dużo pracy do wykonania, jesteśmy na dziesiątym miejscu w tabeli. Musimy robić punkty. Kadra Legii jest na tyle silna, że daje gwarancje zwycięstw. A ja jestem od tego by pracować, a nie gadać.
To jaka ma być ta Legia Jacka Magiery?
- Dobra, skuteczna, grająca o najwyższe cele. Ofensywna. Chciałbym abyśmy grali kombinacyjnie, mamy do tego odpowiednich piłkarzy. Są zawodnicy do gry w ataku i gry w obronie. Z tych graczy można wydobyć bardzo dużo. Chciałbym aby to była Legia widowiskowa, bo gra się przede wszystkim dla ludzi. Różne będą jednak mecze, nie da się w każdym zagrać tak samo. Każdy rywal jest inny, ale bardziej będziemy patrzeć na siebie niż na przeciwnika.
Po powrocie pewnie często trener słyszał już zdanie, że teraz do Legii wróciła normalność.
- Nie chcę tego komentować.
Jaki jest cel Legii na ten rok, z czego trener byłby zadowolony pod koniec grudnia?
- Naszym celem jest wygrywanie, trzeba próbować wygrać każdy kolejny mecz. Oczywiście mógłbym teraz wiele powiedzieć o celach, ale nie chcę być buńczucznie nastawiony.
Jakie plany na zimę? Zostaną dwa zgrupowania czy może będą trzy krótkie, jak chciał trener Stanisław Czerczesow?
- Będą dwa, nie wiem kiedy te trzecie by można było zorganizować. Oba zgrupowania będą w Hiszpanii.
Nieporozumienia wśród właścicieli mają jakiekolwiek przełożenia na zespół, na szatnię?
- Nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto interesuje się losami Legii, przechodził obok tego obojętnie. Zostawiamy to jednak właścicielom, a naszą rolą jest jak najlepiej przygotować się do meczu, grać i wygrywać. Natomiast to właściciele muszą sobie wszystko wyjaśnić i oby z dobrym skutkiem dla wszystkich.
Legia odrobi straty i zostanie mistrzem Polski 2017?
- Mogę obiecać, że będziemy o to walczyć. Chcemy gonić, odrabiać straty, a potem przegonić. Takie są założenia, ale patrzymy na najbliższy mecz, a nie na to co będzie w maju. Z tyłu głowy oczywiście mamy plany na pół roku czy rok. Ale najważniejsze będzie to, co się wydarzy w najbliższym czasie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.