Jacek Magiera

Jacek Magiera: Prezes był odpowiedzialny za konstruowanie zespołu

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: weszlo.com

02.02.2019 16:59

(akt. 13.02.2019 01:16)

- Prezes Dariusz Mioduski w jednym z wywiadów powiedział, że zwolnił mnie, bo nie podobał mu się sposób konstruowania drużyny. Tyle że za to odpowiedzialny był on - powiedział w programie "Stan Futbolu" Jacek Magiera, były trener Legii Warszawa.

 - Obejmowałem zespół Legii w 2016 roku. W kwietniu 2017 roku była zmiana właścicielska. Gdy przejmowałem drużynę była na 14. miejscu w tabeli, ze stratą 12 punktów do strefy pucharowej, po porażce 0:6 w Lidze Mistrzów z Borussią Dortmund. Nie miałem wtedy czasu be zejść niżej do akademii i przyjrzeć się wszystkim wyróżniającym się piłkarzom. Graliśmy co trzy dni w systemie środa – sobota. Gdy liga się skończyła, zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Wycieńczenie mentalne było ogromne w zespole. Po zmianie właścicielskiej nie było dyrektora sportowego, dyrektora akademii – zwolnieni zostali przecież Mazurek, Wójcik i innych ludzi z akademii. Nie było dedykowanej osoby, która by przedstawiła nam, że w akademii jest piłkarz, któremu już teraz trzeba się przyjrzeć. Zaprosiłem mimo to Walukiewicza na dwa treningi, bo powiedział mi o nim Jacek Mazurek. Niestety już wtedy piłkarz mi oznajmił, że jest dogadany z Pogonią Szczecin i właściwie to jest już graczem „Portowców”. Nie jest wiec tak, że ja się nie poznałem na talencie Walukiewicza i przeze mnie nie ma go teraz w Legii. Ja miałem swoją misję, która wtedy wydawała się niemożliwa do wykonania. Zresztą dla Walukiewicza dobrze się stało, że poszedł do Pogoni. Tam dostał poważną szansę gry, a w Warszawie na pewno poważnej szansy by nie dostał – tłumaczył były piłkarz i trener Legii, Jacek Magiera w programie „Stan Futbolu”.

- Tak wiem, czytałem, że to Vadis Odjidja-Ofoe zdobył mistrzostwo, ale nie zamierzam z każdym dyskutować. Vadisa też trzeba było umiejętnie poprowadzić, Vadis był w Legii zanim zostałem trenerem i jakoś takiej jakości nie dawał. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski, ale zwróćmy uwagę jaki był skład, jakie były transfery z klubu. Obejmując zespół miałem świetną drużynę, ale już w grudniu odszedł Nemanja Nikolić – prezes mówił, że obiecali mu transfer. Miałem jednak przekonanie, że zostanie Aleksandar Prijović. W ostatnim dniu grudnia odszedł jednak też Prijo. Dodatkowo odszedł też Bartosz Bereszyński. Jakoś to płataliśmy, zmieniliśmy pozycję Miroslavowi Radoviciowi. Wszystko dlatego, że przyszli Tomas Necid i Daniel Chima Chukwu, którzy nie dali takiej jakości, jak powinni. Zdobywamy mistrzostwo Polski i odchodzi Vadis Odjidja Ofoe, za nim Jakub Rzeźniczak. Poważne kontuzje mieli Miro Radović i Guilherme. To w sumie brak siedmiu-ośmiu zawodników ze składu, jakim zaczynaliśmy. Prezes Mioduski pyta mnie się, dlaczego nie gramy jak ze Sportingiem Lizbona. No to rozpisałem mu skład ze Sportingiem i skład z meczu z Sheriffem. Nie było wielu piłkarzy, a ci którzy dołączyli pojawili się na Łazienkowskiej dzień przed meczem o Superpuchar. Musiałbym prezentację zrobić, by pokazać ile było podróży, treningów,  a kiedy zjawili się Cristain Pasquato czy Armando Sadiku.

- Presem Mioduski w jednym z wywiadów powiedział, że zwolnił mnie, bo nie podobał mu się sposób konstruowania drużyny. Tyle, że za to był odpowiedzialny on, bo żaden z zawodników zagranicznych, jacy trafili do Legii, nie był na mojej liście. Ja chciałem Polaków. Pierwszym wyborem z napastników był Mariusz Stępiński, drugim wyborem był Artur Sobiech – kończył mu się kontrakt w Hannoverze. Chciałem Rafała Wolskiego. Nikt z tych piłkarzy na Łazienkowską nie trafił. Także to jest takie zrzucanie odpowiedzialności. Ale zostawmy to, dla mnie to jest temat zamknięty. Zrobiłem dla Legii bardzo dużo, byłem zżyty z tym klubem 20 lat. Następne 20 lat dalej będę zżyty. Dziś nie chcę do tego wracać. Czytam kolejne wypowiedzi prezesa i mam wrażenie, że ma wyrzuty sumienia, że coś takiego zrobił. Dla mnie najważniejszy był odbiór środowiska, to co mówią piłkarze czy trenerzy.

- Piłkarze mnie zwolnili? Zapytajcie ich. To był trudny czas. Faza przejściowa, zwolniono Jacka Mazurka, zatrudniono Jacka Zielińskiego. Nie było dyrektora sportowego, bo Michał Żewłakow wisiał na włosku. Nie było ludzi mogących podejmować decyzje. Trzy dni przed zwolnieniem mnie z Legii graliśmy ze Śląskiem, a trzy dni wcześniej spotkaliśmy się z Tomaszem Zahorskim, jednym z doradców prezesa Mioduskiego. Przyszedł do mnie i mówi, że polecimy na obóz na Florydę. Odpowiedziałem, że nie polecimy, bo to nie jest dobre miejsce i czas -  zmiana strefy czasowej, wyloty, przeloty i dlatego udamy się do Benidormu, bo to gwarantuje nam dobre przygotowania do sezonu. On mówi, że z punktu marketingowego będzie to dla Legii dobre. Ja mu odpowiedziałem, że z marketingowego punktu widzenia to jedziemy na sparingi to Karczewa, Otwocka czy Grójca bo tam więcej osób chętnie obejrzy Legię niż na Florydzie. Po tej rozmowie trzy dni później już mnie nie było. A gdy zaprezentowany został zaciąg chorwacki, to pierwszą decyzję jaką ogłoszono był wylot na zgrupowanie na Florydę.

- Po zwolnieniu miałem złość i to dużą. Miałem być trenerem Legii na lata, a było jak było. Nigdy nie było poważnej rozmowy o nowym kontrakcie, raczej stwierdzenia, jeszcze mamy czas, wrócimy do tego. A gdy zwolniono mnie z klubu przed treningiem 13 września, prezes zakomunikował mi decyzję, wróciłem do szatni i powiedziałem chłopakom, że przed chwilą straciłem pracę. Każdemu podziękowałem i wyszedłem. Wieczorem usiadłem sobie z żoną, wypiliśmy po lamce wina i przed oczami miałem wiele sytuacji sprzed miesiąca czy dwóch. Choćby fetę na Starówce, gdzie prezes śpiewał piosenki, również o mnie. Czułem się dziwnie, bo miesiąc wcześniej byłem dobry, a teraz okazałem się słaby.

Więcej można wysłuchać w programie "Stan Futbolu".

 

Polecamy

Komentarze (601)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.