Jacek Magiera: Rozstanie z Legią trwało mniej niż minutę
20.07.2015 07:20
Do którego momentu w Legii wraca pan najchętniej?
- Do 2002 roku, kiedy po siedmiu latach odzyskaliśmy tytuł. Miałem już wiele do powiedze-nia w szatni, moja pozycja była ważna. Po latach dowiedziałem się, że wcześniej zawodnicy wpływali na skład. Rysiek Staniek przyznał w wywiadzie, że starsi grali kosztem młodych. Nie integrowałem się z drużyną. Oni szli na imprezę, ja do domu. Oni wracali, ja jechałem na studia. Powiedziałem: „Nigdy się nie zmienię”. Nie byłem odludkiem, ale miałem swoje zdanie – niekoniecznie takie, jak większość. Zawsze chciałem być trenerem. Od 16. roku życia zapisywa-łem treningi, zakładałem Akademię Legii. W 2005 roku skończyłem wyższe studia, mogłem iść na AWF, ale pomyślałem, że zajęcia z psychologii, pedagogiki i filozofi i na wydziale filologiczno-historycznym w Częstochowie pomogą mi w pracy trenera. Od razu zastrzegłem „nie zamierzam uczyć historii”.
Wielu osobom wydaje się, że pan nigdy nie przeklął, nie wypił piwa albo drinka i jest za grzeczny.
- No i niech tak myślą. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że zawsze jestem sobą. Lubię dobre towarzystwo i wiem, co i kiedy można. W Legii nauczyłem się pracy, wytrwałości i cierpliwości. Reguła, że zawsze trzeba być uczciwym, sprawdziła się.
Zawsze był pan „Święty”?
- Nigdy nie byłem. Nazywa mnie tak tylko trener Zamilski, bo jestem z Częstochowy. Ostatnio dzwoniłem z okazji 70. urodzin. Mówi: „Święty, zabiję cię. Dzwonisz raz na kilka lat”. Powiedziałem, że to z okazji okrągłej rocznicy. Zadzwoniła większość z mistrzowskiej drużyny.
Biurko przy Łazienkowskiej pan sprzątnął?
- Tak.
Jak wyglądało rozstanie?
- Na początku czerwca dyrektor sportowy Jacek Mazurek zaprosił mnie na rozmowę. Usłyszałem, że nie przedłużą ze mną kontraktu. Przyjąłem do wiadomości, zapytałem, czy to wszystko, wstałem, podziękowałem i wyszedłem.
Tyle?
- Tyle. Rozstanie trwało mniej niż minutę.
Tak się żegna ludzi, którzy spędzili w klubie pół życia?
- Niech każdy sam sobie odpowie. Z prezesem Bogusławem Leśnodorskim zjedliśmy obiad, mamy dobry kontakt. Zaczynam nowy rozdział i nie wiem, co będzie. W myśl powiedzenia „człowiek planuje, Pan Bóg się uśmiecha”. Trenerzy nie są szanowani. Nie są, to ciężki kawałek chleba. Ale tak wybrałem.
W Legii, jako trener rezerw i koordynator grup młodzieżowych, był pan szanowany przez sztab pierwszego zespołu?
- Nie byłem. Kiedyś usiedli na ławce i prowadzili rezerwy, a ja stałem z boku jak słup. Zawodników, którzy grali w moim zespole w poprzednim sezonie, skończyłem liczyć na 62.
Ktoś panu kiedyś obiecał prowadzenie Legii?
- Tak.
Caly wywiad z Jackiem Magierą można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego"
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.