Jacek Zieliński: Zastanawiam się czy ci, którzy hejtują, to kibice Legii
06.09.2024 17:17
O krytyce i hejcie
– Czy hejt mnie dotyka? Również naszych wychowanków. To coś, co jest generalnie bardzo popularne.
– Zastanawiam się czy ci, którzy hejtują, np. naszych zawodników, to kibice Legii. Rozumiem wymagania, krytykę… W stołecznym klubie zawsze się dużo wymagało. To oczywiste. Jeżeli hejtuje jednego czy drugiego piłkarza, to co taka osoba ma w głowie? Czy ona myśli, że to pomoże? A jeśli ma świadomość, że nie pomoże i to robi, to jest chyba fanem innego zespołu, na pewno nie Legii, albo złym człowiekiem, wylewa żółć przez klawiaturę komputera czy telefonu. Może to panaceum czy coś na to, by lepiej się poczuć.
– Niektórzy brną za daleko, uzasadniając to troską o klub, w stylu: "Martwię się, dlatego tak mocno krytykuję". Ludzie szukają różnych usprawiedliwień, by wytłumaczyć – czasami – hejterskie podejście.
– Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie, trudno dyskutować na ten temat. Dziwi mnie tylko jedna rzecz: dlaczego krytyczne czy hejterskie opinie są podpierane kłamstwami albo argumentami dobieranymi w sposób subiektywny? Wymyślanie rzeczy po to, by uzasadnić tezę, jest chore. Czasami mam wrażenie, że są dwa światy legijne. Pierwszy – w którym jestem wewnątrz i obserwuję, co się dzieje – jest rzeczywisty. Drugi jest alternatywny, trochę fantastyczny.
– Pojawiały się głosy, że wrze w szatni Legii, że zawodnicy przychodzą do dyrektora sportowego i narzekają na trenera, że byli też u prezesa i narzekają na niego, iż w miejsce Blaza Kramera przychodzi Benjamin Kallman… Mógłbym zrobić listę, zawierającą kilkadziesiąt opinii, które są kompletnie fałszywe, nieprawdziwe i tworzą rzeczywisty świat. Ktoś może sobie pomyśleć: "Kurde, tutaj tak kipi w środku, że za chwilę wszystko wybuchnie". Jest zupełnie inaczej.
– Legia jest medialna, rozpoznawalna, co przekłada się na nasz budżet, dzięki czemu możemy dużo więcej zrobić, ale w przeszłości obowiązywały jeszcze jakieś zasady rzetelności, z czasem było tego coraz mniej. Pytam: jak daleko można się posunąć do kłamstw po to, by stworzyć temat na artykuł czy rozmowę, na podstawie fałszywych przesłanek, stworzonych na potrzeby tezy?
– Zdaję sobie sprawę, że ekspert czy dziennikarz też ma problem z realną oceną sytuacji, z kilku powodów. Po pierwsze, interesuje się wieloma polskimi klubami, o każdym musi coś powiedzieć, również o Ekstraklasie, europejskich pucharach, reprezentacji, PZPN, innej lidze – jeden specjalizuje się w Bundeslidze, drugi w Premier League itp. Jest masę tematów. Tacy ludzie mają dużo mniej danych, z czego połowa jest fałszywa. Wysnucie wniosków na tej podstawie i wyrażenie opinii to bardzo trudna sprawa.
– Mierzymy się z takimi tematami, mając już określony cel i ludzi, którzy spędzają wiele czasu nad tym, by plany realizowały się w sposób należyty. Dyskutujemy nt. kwestii o wyższej i niższej skali trudności. Poświęcamy temu sporo godzin, co nie jest łatwe, bo chcemy ograniczyć ryzyko błędnych decyzji, a potem ktoś wejdzie do studia i – na podstawie niewiadomych – wyrazi opinię, bo tego się wymaga od dziennikarza, eksperta.
– Oceny post factum też bywają śmieszne, jest masa błędów poznawczych. Przykładowo, niektórzy mówią, że nie ma wyników, bo dany trener jest dobry taktycznie, ale jednocześnie trochę zbyt lajtowy, dlatego potrzeba zamordysty, który złapie piłkarzy za twarz. Gdy taki przychodzi, to są głosy: "Oni potrzebują kogoś zupełnie innego". Takie osoby same sobie przeczą na przestrzeni tygodni, a nawet – co ciekawe – podczas jednego programu, czyli ich opinie nie są spójne.
– Jak jest dużo krytyki wokół Legii, to myślę sobie: "Kurde, fajnie, dobry sygnał". I predykcje dziennikarzy, ekspertów zazwyczaj są chybione.
– Jesteśmy mocno krytykowani, a to zespół, który w tym roku zdobył zdecydowanie najwięcej punktów ze wszystkich. OK, niech będzie krytyka, ale hejt to coś, czego nie cierpię.
O tym, czy ma sobie coś do zarzucenia za poprzedni sezon
– Mam dużo przemyśleń. Zrobiłem analizę całego sezonu 2023/2024 – pierwszą w zimie, drugą już po zakończeniu rozgrywek. Przedstawiałem to zarządowi na spotkaniu, ale to rzeczy, o których nie mówi się publicznie.
– Uważam, że mieliśmy gotowy zespół, by powalczyć na dwóch frontach, trener też tak uważał. U nas są takie procedury, że szkoleniowiec uczestniczy w procesie transferowym.
– Mocno stawiam na współpracę, która jest niezbędna, to klucz. Wydaje mi się, że pod tym względem w Legii jest jeszcze dużo do poprawy, ale już sporo się zmieniło. Jeszcze zanim Kosta Runjaić podpisał kontrakt, mówił: "Jacek, słyszałem, wiem od wielu osób, że w Legii jest House of Cards". Miał rację, lecz odpowiedziałem: "Zadbam o to, by to się zmieniło". Biorąc pod uwagę to, co dzieje się na zewnątrz, musimy być bardzo silni wewnętrznie. Pod presją i krytyką nie jest łatwo podejmować trafne decyzje.
O oczekiwaniach
– Traktuję to w ten sposób, że druga strona oczekuje przede wszystkim wyników, a czy zrobię transfer danego zawodnika do czy z klubu, to jest pochodna. To jest w mojej kompetencji, muszę myśleć zwłaszcza o rezultatach. Mam największe szanse na to, by podejmować dobre decyzje.
O budżecie
– Transfery są ważne, ale jest też dużo innych rzeczy, które wpływają na to, jak rozwija się zespół, dział sportowy. Jeśli spojrzysz, jakie odnosimy wyniki, jak czynimy postęp, w którym miejscu byliśmy, gdy podejmowałem pracę, jakie okoliczności temu towarzyszyły i porównasz to sezon po sezonie, to cały czas idziemy do przodu, rozwijamy się. Zadam pytanie: kiedy dwa razy z rzędu graliśmy w europejskich pucharach?
– W poprzednim sezonie mieliśmy jeden z najwyższych budżetów w Legii. To nie stało się samo. Trzeba to było zrobić wynikiem, dobrymi transferami.
– Wysokość budżetu jest zależna od działu sportowego, wyników, transferów. W poprzednim sezonie okazał się on drugim najwyższym w historii Legii – chyba największy był wtedy, kiedy klub grał w Lidze Mistrzów. Teraz jest określany na zbliżonym poziomie, a na jakim się skończy, to zobaczymy. To też będzie zależało od rezultatów w europejskich pucharach, transferów.
– Jesteśmy trochę oszczędni w planowaniu. Nie chcemy dopuścić do takiej sytuacji, że założymy, że na pewno osiągniemy wszystkie cele i uwzględnimy to w budżecie, a na koniec sezonu jest 30 czy 40 mln na minusie.
O pieniądzach, inwestycjach
– Ktoś może powiedzieć: "Zieliński wydaje pieniądze, ma fajnie". Wydaje, bo zarobił. Przez 2,5 roku wyszło 22 – 23 mln euro ze sprzedaży. W tym okienku na inwestycje poszło więcej, bo 2,2 – 2,3 mln euro. W poprzednich pięciu wydałem 2,6 mln euro, w tym 1,2 mln na Nawrockiego, a ta inwestycja już się dawno zwróciła. Na pozostałych piłkarzy w tym przedziale, nie licząc Maika, przeznaczyłem 1,4 mln euro. Dopiero teraz stworzyła się szansa, by zrobić coś w kwestii transferów, by mieć na nie jakąś gotówkę, lecz to nie przyszło samo. To trzeba było wypracować transferami i wynikami.
O Goncalo Feio
– Nie uważam, by Goncalo był traktowany lepiej od innych. Wręcz przeciwnie, teraz dorabia mu się garb w wielu sytuacjach. Ma zły kontakt z drużyną, ubliża zawodnikom, którzy przychodzą się do mnie skarżyć? To kompletna bzdura. Trener posiada znakomite relacje z piłkarzami.
– Codziennie są odprawy. U Goncalo trwają one po 45 czy 60 minut i widzę, jak ci chłopcy słuchają, jak chcą to chłonąć, są skupieni.
– Przyjemnie się go słucha. Jego przekaz jest klarowny, spójny. Wie, jak mamy grać, jak wygląda model gry, jakie są zasady – nie zmienia ich z tygodnia na tydzień. Sprawił, że Ryoya Morishita ma nową pozycję (środek pola – red.). Robi kawał naprawdę dobrej roboty. Od kiedy dołączył do Legii, ma średnią 2,2 pkt.
– Czy wziąłem go na dywanik po meczu z Brondby? Oczywiście, że nie byłem zadowolony z tego, co się wydarzyło. Rozmawialiśmy na ten temat. Goncalo przeprosił, czuje się winny, mówił: "Poniosło mnie", lecz nie dorabiajmy mu garba do kolejnych rzeczy. Teraz znowu odezwał się trener Sasal. Przecież to jest nienormalne. Oni (Pogoń Grodzisk Mazowiecki – red.) korzystają z naszej gościnności, są na naszych boiskach. Oczywiście, że wpuszczę tego szkoleniowca na Legię, ale wypadałoby powiedzieć "przepraszam", bo akurat w tej kwestii nie miał racji, chyba sami spóźnili się na swój trening itd. Nie chcę mówić o szczegółach.
– Przedstawiłem analizę, dlaczego zmiana szkoleniowca (w kwietniu – red.) jest konieczna. Okazała się też kosztowna, gdyż trzeba było zapłacić odszkodowanie Koście Runjaiciowi, ale – summa summarum – mieścimy się w budżecie, który mieliśmy na sztab trenerski. Tutaj nie dokładamy ani złotówki. O swoje finanse nie dbam aż tak bardzo, jak Legii, bo wiem, że tu każdy pieniądz musi być sensownie wydany, byśmy się rozwijali i byli lepsi. Z tego mnie rozliczają. Bardzo fajnie byłoby lekką ręką wydać pieniądze tu i tam, mieć przychylność agentów i dobrą opinię, tylko działoby się to kosztem klubu, który jest dla mnie najważniejszy.
O Kramerze i Nsame
– Jak wiosną mówiłem w jakimś wywiadzie, że Blaz ma 2 – 3 propozycje, to nikt mi nie chciał wierzyć. Albo byli tacy, którzy oferowali podwózkę na lotnisko – ci sami będą się teraz pewnie pukać w głowę, dlaczego transferujemy Kramera, jeżeli do takiej sytuacji w ogóle dojdzie (wywiad odbył się we wtorek, ostatecznie Słoweniec został w Legii – red.). Zawsze są argumenty za i przeciw, a także głęboka analiza. Staramy się, by było to zgodne ze strategią sportową klubu, bo to nie jest coś, co sobie wymyślamy.
– Jestem przekonany, że Jean-Pierre Nsame będzie strzelał dużo goli, choć nigdy nie ma gwarancji. Swego czasu Romelu Lukaku odszedł z Chelsea do Evertonu za 30 baniek, a po iluś latach odkupili go za 114 mln euro. Ile zdobył bramek w trakcie sezonu po tym transferze? Chyba osiem (w Premier League; ogółem 15 we wszystkich rozgrywkach – red.). Wydawałoby się, że to absolutnie pewny ruch.
O transferze, który nie doszedł do skutku
– Miałem zawodnika na pozycje 6/8, którego bardzo pożądałem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale było o włos. Wybrał Bundesligę (wg Meczyków chodzi o Armina Gigovicia, obecnego piłkarza Holstein Kiel – red.). Zespół, który przegrywał z nami w pucharach, zrezygnował z niego, bo miał wybór – reprezentanta Urugwaju, młodzieżowego reprezentanta Danii i jeszcze kupili kolejnego na tę pozycję za 5 milionów euro. Nawet chcieli zatrzymać i tego, którego chciałem, ale budżet na czterech graczy na jedną pozycję w kadrze był nieco za mały.
O nadciągającej fali młodzieży
– Jeśli stworzy im się odpowiednie warunki, w odpowiedni sposób przygotuje do wejścia do pierwszego zespołu… U nas taki proces trwa pół roku. To zajęcia indywidualne, by na zgrupowaniu dali sobie radę, by nie przyklękli. Często było tak, że pierwsze 2 – 3 tygodnie sobie radzili, a potem przyklękli i długo nie mogli się podnieść. Są przygotowywani pod względem fizycznym, ale i taktyczno-technicznym. Teraz robią to m.in. Goncalo Feio z jego asystentami. Mają zajęcia, na których poznają taktykę pierwszego zespołu, wymagania, jakim muszą sprostać. Dzięki temu to wejście do zespołu może być płynniejsze, i dzięki temu są Jan Ziółkowski czy Wojciech Urbański, a wkrótce mogą być kolejni, jak Kuba Żewłakow, Jakub Adkonis czy Mateusz Szczepaniak lub Pascal Mozie. Oni grają w III lidze i tworzą linię pomocy o średniej wieku 17 lat!
– Dużo obiecuje się młodym zawodnikom. W Legii staramy się przedstawić ścieżkę rozwoju i powiedzieć, jak realnie widzimy szanse danego zawodnika. Oczywiście, można nakreślić wizję nie do spełnienia, ale uważamy, że lepiej być realistami i dotrzymywać słowa. Czasem się to nie wydarzy, bo przytrafi się kontuzja, choroba, może piłkarz mieć trudny okres, stracić zapał – młodzież ma dużo problemów.
– Trener Goncalo Feio dał sygnał, że będziemy i chcemy stawiać na młodzież. To wspólna koncepcja. Nie wynika to z braku pieniędzy, ale ze strategii biznesowej klubu. Po to wybudowaliśmy ośrodek, po to płacimy za jego utrzymanie około 7 mln zł rocznie, by korzystać z młodzieży. Oczywiście, można obrać inną koncepcję i zamiast wydawać co roku duże pieniądze na utrzymanie akademii, kupować za nie pięciu – sześciu 18-latków po pół miliona euro i coś by się z tego urodziło. Tylko gdyby wszyscy tak myśleli, to kto by szkolił tych zawodników?
– Ceny za młodych zawodników rosną w zastraszającym tempie, dlatego nie kupujemy takich graczy do pierwszego składu od razu. Według najnowszych raportów, połowa transferów gotówkowych to piłkarze z przedziału wiekowego 20 – 25 lat i tam idą potężne pieniądze. To najbardziej kosztowni zawodnicy. I jeśli w tym segmencie chcesz ściągać piłkarzy, to najdrożsi są po kilkanaście milionów euro, potem masz graczy między 10 a 5 milionów itd. Pokonaliśmy Brondby czy Midtjylland, które kupują zawodników za o wiele większe pieniądze niż my.
O selekcji młodych ludzi urodzonych za granicą, którzy chcą grać dla Polski
– Wielu chłopaków chce, ale nie wszystkich przyjmujemy, selekcja jest na wysokim poziomie, rozwinęliśmy mocno skauting zagraniczny i zaczęliśmy już ściągać obcokrajowców do akademii, 16-latków, choć nie jest to działanie na skalę masową.
– Nie chodzi o blokowanie miejsca Polakom, ale by gracze o odpowiedniej jakości podnosili jakość rywalizacji. Jak przychodziłem do klubu, to skauting był na innym poziomie, ten sam dział odpowiadał za młodzież i wyszukiwanie graczy do pierwszego zespołu. Zabiegałem o to, by wyodrębnić skauting dla akademii.
Kun następcą Mladenovicia?
– To zupełnie inny piłkarz. W ostatnim sezonie, w którym nie zdobyliśmy mistrzostwa, brakowało nam dyscypliny taktycznej w obronie. Kiedyś Juergen Klopp powiedział, że fajnie gra się pięknie, ale gdy chce się zdobyć mistrzostwo kraju, to 5 – 6 spotkań w sezonie trzeba po prostu przepchnąć. My nie potrafiliśmy przepychać meczów, może jeden byśmy znaleźli. Głównie dlatego, że często brakowało nam dyscypliny taktycznej.
– Mieliśmy mecze, w których posiadaliśmy świetną strukturę, która pozwalała nam atakować i dobrze się bronić jednocześnie, ale w kolejnym spotkaniu tej struktury w ogóle nie było widać.
– Mladenović w ofensywie był świetny, ale miał swoje wymagania. Koszt jego zatrzymania nie jest taki, który byłby dla nas dopuszczalny. Panathinaikos może wydać 6 – 7 milionów na transfer i dać pensję rzędu 100 tys. euro miesięcznie. Nas jeszcze nie stać, ale będzie nas stać. Uwierz mi.
– Cały czas się budujemy i rośniemy. Chcemy na początek wejść na poziom finansowy rywali, których teraz pokonujemy, jak wspomniane Brondby czy Midtjylland, które kupują piłkarzy po 5 mln euro. Tylko trzeba cierpliwości, bo odbijamy się od ściany do ściany. A u nas często jest od ściany do ściany. Mamy szanse na sukces, to wydajemy co mamy, a jak za tym nie przyjdzie sukces, to trzeba lizać rany. W zeszłym sezonie nie zdobyliśmy tytułu mistrza Polski, co było bardzo bolesne, ale nie zostały zgliszcza. Wypadliśmy dobrze w kwestiach transferowych, zarobiliśmy kupę kasy na europejskich pucharach i finanse nam się nie zwaliły z tego powodu, że nie byliśmy mistrzem kraju.
O Lidze Mistrzów
– Kiedy na pytanie "Zieliński, gdzie jest ta Legia", odpowiem "w Lidze Mistrzów"? Nie sądzę, by była to odległa perspektywa. Zmierzamy w tym kierunku i uważam, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. By się tam znaleźć, trzeba mieć odrobinę szczęścia w losowaniu, a ja mam szczęście. Przy losowaniu fazy ligowej trafiłem 5 z 6 zespołów. Gdy w 2016 roku graliśmy w Lidze Mistrzów, to mierzyliśmy się w eliminacjach z Trenczynem czy Dundalkiem.
– Uważam, że Slovan Bratysława miał teraz bardzo ciekawe losowanie. Też bym chciał, byśmy mieli taką drogę do Ligi Mistrzów, ale nie zadbaliśmy o mistrzostwo kraju, więc nie mieliśmy szansy na taką rywalizację. Sądzę, że na miejscu Słowaków również moglibyśmy się sprawdzić – kto wie, czy nie lepiej. W play-offach pokonali FC Midtjylland, które także ograliśmy. Wcześniej trafili na Omonię Nikozja i NK Celje. W minionym sezonie spotkaliśmy podobną trudność – jeśli nie większą – w kontekście wejścia do fazy grupowej Ligi Konferencji. Trafiliśmy na Ordabasy, Austrię Wiedeń i wspomniane FC Midtjylland.
O przepaści w pucharach
– Graliśmy z Dritą, która jest 5 razy mniej warta od Legii i się nam postawiła, ale nie strzeliła gola, straciła trzy, oba mecze przegrała. Wiem, że wyjazdowe spotkanie trudno się oglądało, ale cel osiągnęliśmy. A rywalizując z Aston Villą, byliśmy 25 razy mniej warci niż zespół z Anglii i nie tylko się postawiliśmy, ale nawet z nimi wygraliśmy w Warszawie, a było też blisko sprawienia niespodzianki na wyjeździe. To jest futbol i dlatego to jest takie piękne.
O kadrze
– Przyszedł Luquinhas. Dziennikarze mogli powiedzieć: "Już tu był, coś nowego by się przydało". Z mojej perspektywy patrzę na to tak, że to doświadczony zawodnik, który ma odpowiednie umiejętności. Pojawiło się domówienie w stylu: "Wolałbym młodszego piłkarza". Ja pewnie też, ale to nie jest zgodne ze strategią budowania naszego zespołu.
– Moim celem jest promowanie naszych zawodników. Poświęcamy duże pieniądze, by akademia się rozwijała. Nie zawsze jest tak, że ci piłkarze nie są dostatecznie dobrzy. Czasami nie ma dla nich miejsca w pierwszym zespole. Struktura drużyny musi być taka, która będzie w stanie wchłonąć tych graczy.
– W kadrze "jedynki" nie może być za dużo doświadczonych piłkarzy, bo jeżeli będziemy mieli ich 30, to gdzie miejsce dla młodzieży?
– Jeśli grasz na dwóch frontach, to nie musisz mieć 35 zawodników. W całym sezonie używa się ich około 20. Potrzeba większej liczby graczy? Wówczas średnia pensja jest mniejsza, bo lista płac jest taka, jaka jest. Jeżeli dojdzie do takiego podziału na 25 piłkarzy, zamiast 35, to średnia pensja będzie wyższa. To oznacza, że mamy większe szanse na pozyskanie kogoś lepszego. Założenie jest takie, by sprowadzać zawodników z odpowiednią jakością, którzy będą stanowić trzon zespołu.
– Jestem nieco wstrzemięźliwy w pozyskiwaniu młodzieży z innych klubów, bo to trochę uderza w naszą akademię. Dlaczego swego czasu sprzedaliśmy Karbownika, Szymańskiego i Majeckiego w ciągu półtora roku? Dlatego, że mieliśmy trochę problemów finansowych i zrobiło się miejsce dla młodych piłkarzy i dlatego, że nie sprowadzaliśmy takich graczy z zewnątrz. Potem był taki trend, że ściągaliśmy sporo nazwisk w wieku 20 – 22 lat. Gdyby nie Ernest Muci czy Maik Nawrocki, to może byliby Ariel Mosór, Szymon Włodarczyk, Mateusz Praszelik. Straciliśmy kilku wychowanków, na których nie zrobiliśmy interesu, a robiliśmy na piłkarzach zewnętrznych.
– Zespół ma to do siebie, że może wchłonąć trochę młodych piłkarzy, ale to nie może być połowa czy 3/4 drużyny. Jeżeli pozyskujesz młodych z zewnątrz, to brakuje miejsca dla zawodników z akademii. Wiem coś o tym, bo ją prowadziłem i byłem troszeczkę sfrustrowany, bo uważałem, że mamy kilku bardzo fajnych chłopaków do wypromowania, lecz w pierwszym rzędzie zawsze są ci, których sprowadzasz. Jeżeli płacisz za Muciego, Jurgena Celhakę, Kacpra Kostorza czy Piotra Pyrdoła, to – siłą rzeczy – musisz dać im szanse w "jedynce", bo to twoja inwestycja.
O Kacprze Chodynie
– To zawodnik, który wyróżnia się w Ekstraklasie, jest już doświadczony, ma świetną technikę, bardzo dobre liczby, w minionym sezonie wywalczył 17 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. To ogromny potencjał, by rywalizować z Pawłem Wszołkiem, tylko że to nie jest też tak, że jak pozyskujemy kogoś, to on ma pewne miejsce w składzie. Nie obiecuję tego nikomu, trener również. Od razu jest pierwsza uwaga: "Panowie, przychodzicie tutaj, my także nie mamy kulawych piłkarzy. To dobrzy zawodnicy. Będzie rywalizacja – kto ją wygra, ten będzie grał". Teraz występuje Wszołek, lecz nie jest powiedziane, że za chwilę Kacper nie wykorzysta szansy. Wtedy Paweł będzie się martwił. Nie ma nic za darmo.
O Maximillianie Oyedele
– Temat Maximilliana Oyedele nie był nowy, on już wcześniej pojawił się w kręgu naszych zainteresowań. Jak z nim wcześniej rozmawialiśmy, to chciał jeszcze spróbować się przebić podczas okresu przygotowawczego itd. Oczywiście, załapanie się do szerokiej kadry meczowej Manchesteru United było ogromnym wyzwaniem.
– Deklarował, że jeśli opcja polska ma wchodzić w grę, to tylko Legia, my też potrzebowaliśmy gracza na pozycję numer sześć. Mieliśmy Claude Goncalvesa i Jurgena Celhakę, ale z tym drugim kłopot jest podobny jak z Blazem Kramerem – gdy zaczyna już łapać formę, to doznaje kontuzji. Potrzebowaliśmy więc kogoś, mieliśmy na to miejsce kandydatów doświadczonych, do gry od razu lub do rywalizacji z Goncalvesem, posiadaliśmy też młodych. A że z akademii na to miejsce w tym momencie nie mieliśmy nikogo, to zdecydowaliśmy się na Oyedele.
– Owszem, mamy Jakuba Adkonisa, ale to rocznik 2007, który dopiero zaczyna grać regularnie w drugim zespole i jest bardziej "ósemką" niż "szóstką". Oyedele więc go nie blokuje, a jeśli szybko się rozwinie to będzie mógł rywalizować z Goncalvesem i Celhaką.
O Marcelu Mendesie-Dudzińskim
– Mamy dwóch bramkarzy z rocznika 2002 – to Kacper Tobiasz i Gabriel Kobylak, którzy rywalizują o bycie pierwszym bramkarzem. Potem mamy Maćka Kikolskiego z rocznika 2004, który jest na wypożyczeniu w Radomiaku. Dalej są bramkarze, na których w przyszłości liczymy. To Jakub Zieliński z rocznika 2008 i wydawało nam się, że Marcel Mendes-Dudziński fajnie wypełni lukę między zawodnikami z rocznika 2002 a 2007 i razem z Kikolskim będą idealnym układem do wzmocnienia rywalizacji na tej pozycji.
– To utalentowany chłopak, interesowałem się nim jeszcze, gdy byłem dyrektorem akademii, on był w Pogoni, ale wybrał Benficę. Teraz wrócił do Polski, ma bardzo dobre warunki i niezłe środowisko do tego, by się rozwijać.
O przeszłości i przyszłości
– Kiedy zaczynałem tu pracę, to byliśmy na dnie tabeli, mieliśmy 15 punktów po 20 kolejkach. Fakt, że graliśmy w fazie grupowej Ligi Europy i wygraliśmy w niej dwa mecze, ale byliśmy poważnie zagrożeni spadkiem z Ekstraklasy. Drużyna była – że tak powiem – zamurowana kontraktami, bo we wcześniejszym oknie doszło do 10 transferów, wydaliśmy prawie 3 mln euro. Fajna inwestycja, tylko za czymś takim nie zawsze szły też wyniki i tzw. zwroty. Ciągle pojawiał się "debet, debet, debet" i teraz trzeba to spłacać.
– Miałem dylemat z Luquinhasem, czyli wówczas naszym najlepszym piłkarzem. Broniliśmy się przed spadkiem, byliśmy na dnie tabeli, ryzyko było ogromne. Ktoś powiedział: "Legia sobie poradzi". W Wiśle też tak myśleli. Zrobili jeszcze trochę transferów, bo mieli na to pieniądze – lub pożyczyli – i byli bardzo pewni swego. Graliśmy z "Białą Gwiazdą" w Warszawie (25.02.2022r. – red.) i gdybyśmy nie wygrali, to kto wie, jak by się to potoczyło. Może my byśmy byli na jej miejscu.
– Pojawiły się bardzo trudne okoliczności. Trzeba było podjąć decyzję, czy sprzedać Luquinhasa i mieć na pensje do końca sezonu, czy zatrzymać go, ale mieć 2 – 3 miesięczne obsuwy i nie płacić piłkarzom w momencie walki o honor, o utrzymanie w lidze.
– Kolejny sezon traktowaliśmy jako przejściowy. Był to udany okres, bo udało nam się – dzięki trenerowi Runjaiciowi i sztabowi – wypromować kilku piłkarzy, jak Maik Nawrocki, Ernest Muci czy Bartosz Slisz, który występował w Legii parę lat i wiele osób się zastanawiało, czy ten transfer miał sens. Wówczas (2022/2023 – red.) zajęliśmy 2. miejsce w lidze. Mówiliśmy, że będzie trudno o 1. pozycję, ale po cichu na to liczyliśmy, gdyż zawsze gra się o mistrzostwo. Raków był jednak bardzo silny, nie do prześcignięcia.
– To, że wówczas (sezon 2022/2023 – red.) wypromowaliśmy zawodników, zajęliśmy 2. miejsce, zdobyliśmy Puchar Polski, było kolejnym krokiem do przodu.
– W minionym sezonie mieliśmy bardzo dobre występy w pucharach, ale zajęliśmy 3. miejsce w Ekstraklasie. Uznaję to za porażkę, gdyż chcieliśmy uplasować się na 1. pozycji. Wyglądało to dużo lepiej niż dwa lata wcześniej, gdy łączyliśmy ligę z fazą grupową Ligi Konferencji i broniliśmy się przed spadkiem, ale to nie było coś, co nas satysfakcjonowało.
– Poprzedni sezon był pierwszym, w którym uznałem, że byliśmy gotowi i otworzyły się możliwości, by powalczyć o mistrzostwo po wcześniejszych perypetiach. Teraz mamy kolejną próbę i będziemy mocno się starać, by połączyć fazę ligową Ligi Konferencji z Ekstraklasą.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.