Jaka Legia taka liga
21.03.2010 23:42
<h4>1:1, 0:1, 0:1, 0:1 to wyniki czterech ostatnich oficjalnych meczów w Ekstraklasie i Pucharze Polski. <strong>1,19 to</strong> średnia strzelanych goli w ligowym meczu w tym sezonie<strong>. 6 </strong>to liczba goli zdobytych na wyjazdach (tylko Cracovia jest gorsza - 4). Powyższe statystyki nie dotyczą - jak mogłoby się wydawać - outsidera, zespołu, który walczy o uratowanie Ekstraklasy.</h4>
To liczbowy majątek permanentnego faworyta do mistrzostwa, klubu, który z definicji ma miejsce w tzw. wielkiej trójce polskiej ligi. Czyli wielkiej Legii. Oczywiście przekąs w słowie "wielka" jest tak gigantyczny, że nie ma takich, którzy go nie zauważą.
Legia - poza możnym właścicielem - nie ma dziś nie tylko bogactwa piłkarskiego, ale też żadnego zaplecza organizacyjno-menedżerskiego. Tak jak drużyna nie ma kompletnie stylu, tak nikt w klubie nie ma pomysłu. Właśnie runął trzyletni plan budowania zespołu i wyników przy użyciu zwojów mózgowych ekipy hiszpańskiej - dyrektora Mirosława Trzeciaka i trenera Jana Urbana. Obu w klubie już nie ma, jest za to spalona ziemia, którą zostawili. Spośród 13 zawodników, których obaj sprowadzili w pięciu ostatnich oknach transferowych, dziś w pierwszym składzie gra jedynie Maciej Iwański.
Czy jednak nawet ów Iwański jest takim plusem w zespole? Czy robi różnicę, czy dodaje jakości? Niby reprezentant Polski, niby czołowy rozgrywający ligi, niby klasyczna "dziesiątka". Ale to już gracz mało perspektywiczny (za chwilę skończy 29 lat), dość archaiczny w sposobie gry (szybkość i agresja na pewno nie są jego silnymi punktami), posądzany o nadwagę i ciapowatość. Jego osiągnięcia w tym sezonie nie rzucają na kolana. Raptem trzy gole w lidze (jeden z karnego), także trzy trafienia w pucharach i reprezentacji (tu już wszystkie z "jedenastek").
Ale chyba nikt dotąd nie zwrócił uwagi na coś jeszcze. Iwański przychodził do Legii nie po to, by coś wygrać - bo akurat wtedy był tuż po zdobyciu z Zagłębiem mistrzostwa Polski. Jasne, przekonywał o kolejnym wyzwaniu i własnej ambicji do powtarzania sukcesów - tylko czy można dać głowę, że ważniejszą przyczyną transferu do stolicy nie był dla niego wzrost zarobków? Od tej pory Maciej Iwański uzbierał pół setki ligowych meczów. Pamięta ktoś choć jeden wyjątkowy? Czy raczej były równie nijakie jak sam piłkarz?
W zespole przez budowę stadionu skazanym na granie przy widowni, na której jest więcej dźwigów niż kibiców, brakuje dziś jeszcze jednego. Walki o miejsce w podstawowej jedenastce. Plaga kontuzji przy i tak chudym zespole powoduje, że jeżeli tylko zawodnik jest zdrowy, już może być właściwie pewny, że wyjdzie na boisko. A przeciętność, którą się w dodatku premiuje, jest podwójnie demoralizująca, bo nie daje zwycięstw i nie mobilizuje do pracy nad sobą.
Słabość Legii słabością Legii - ale o czym jeszcze mówi fakt, że fatalnie grająca drużyna wciąż jest w czołówce? Niestety - o tym, że poziom rozgrywek jest z roku na rok coraz niższy. Jeśli zespół pozbawiony jakichkolwiek atutów potrafi latami współrządzić ligą - nie najlepsze to świadectwo i dla niego, i dla niej.
Legia - poza możnym właścicielem - nie ma dziś nie tylko bogactwa piłkarskiego, ale też żadnego zaplecza organizacyjno-menedżerskiego. Tak jak drużyna nie ma kompletnie stylu, tak nikt w klubie nie ma pomysłu. Właśnie runął trzyletni plan budowania zespołu i wyników przy użyciu zwojów mózgowych ekipy hiszpańskiej - dyrektora Mirosława Trzeciaka i trenera Jana Urbana. Obu w klubie już nie ma, jest za to spalona ziemia, którą zostawili. Spośród 13 zawodników, których obaj sprowadzili w pięciu ostatnich oknach transferowych, dziś w pierwszym składzie gra jedynie Maciej Iwański.
Czy jednak nawet ów Iwański jest takim plusem w zespole? Czy robi różnicę, czy dodaje jakości? Niby reprezentant Polski, niby czołowy rozgrywający ligi, niby klasyczna "dziesiątka". Ale to już gracz mało perspektywiczny (za chwilę skończy 29 lat), dość archaiczny w sposobie gry (szybkość i agresja na pewno nie są jego silnymi punktami), posądzany o nadwagę i ciapowatość. Jego osiągnięcia w tym sezonie nie rzucają na kolana. Raptem trzy gole w lidze (jeden z karnego), także trzy trafienia w pucharach i reprezentacji (tu już wszystkie z "jedenastek").
Ale chyba nikt dotąd nie zwrócił uwagi na coś jeszcze. Iwański przychodził do Legii nie po to, by coś wygrać - bo akurat wtedy był tuż po zdobyciu z Zagłębiem mistrzostwa Polski. Jasne, przekonywał o kolejnym wyzwaniu i własnej ambicji do powtarzania sukcesów - tylko czy można dać głowę, że ważniejszą przyczyną transferu do stolicy nie był dla niego wzrost zarobków? Od tej pory Maciej Iwański uzbierał pół setki ligowych meczów. Pamięta ktoś choć jeden wyjątkowy? Czy raczej były równie nijakie jak sam piłkarz?
W zespole przez budowę stadionu skazanym na granie przy widowni, na której jest więcej dźwigów niż kibiców, brakuje dziś jeszcze jednego. Walki o miejsce w podstawowej jedenastce. Plaga kontuzji przy i tak chudym zespole powoduje, że jeżeli tylko zawodnik jest zdrowy, już może być właściwie pewny, że wyjdzie na boisko. A przeciętność, którą się w dodatku premiuje, jest podwójnie demoralizująca, bo nie daje zwycięstw i nie mobilizuje do pracy nad sobą.
Słabość Legii słabością Legii - ale o czym jeszcze mówi fakt, że fatalnie grająca drużyna wciąż jest w czołówce? Niestety - o tym, że poziom rozgrywek jest z roku na rok coraz niższy. Jeśli zespół pozbawiony jakichkolwiek atutów potrafi latami współrządzić ligą - nie najlepsze to świadectwo i dla niego, i dla niej.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.