Jakub Kosecki: Jestem tylko żołnierzykiem
10.12.2012 09:02
Obaj coraz częściej wykorzystują Pana w "swojej" grze, tak jak to było rok temu w przypadku Macieja Rybusa.
- Też to zauważyłem. Zwłaszcza na treningach, gdy wymieniamy między sobą mnóstwo podań. Oni jednak rozumieją się bez słów. Mi brakuje jeszcze trochę, żeby tak się z nimi zgrać, ale ciężko pracujemy i coraz lepiej nam to wychodzi. Zresztą Danijel dużo mi podpowiada, zarówno podczas zajęć, jak i przed meczem. Słucham go z przyjemnością, bo są to same mądre uwagi. Patrzę na jego grę z przyjemnością i staram się od niego jak najwięcej nauczyć.
Na mieście Pana rozpoznają?
- Rzadko. Może dlatego, że nie wychodzę za często wieczorami na miasto. Jeśli mam zrobić jakąś imprezę, gdy mamy przerwę w grze, to wolę spotkać się ze znajomymi w domu i posiedzieć w miłej atmosferze. Lepsze to, niż iść do klubu, gdzie jest głośno i nie wiadomo, co się może stać. W galeriach handlowych też rzadko mnie ktoś rozpoznaje. Choć kilka razy się zdarzyło, że ktoś prosił o autograf albo wspólne zdjęcie. Miłe to jest, ale nie lubię być w centrum uwagi. Źle się z tym czuję.
Po meczu z Widzewem, w którym strzelił Pan gola, spod osiedlowego sklepu nikt nie wołał: "Kosa, chodź na piwo"?
- No nie. W domu też podeszli do tego spokojnie. Może z przyzwyczajenia, bo w juniorach dużo takich bramek zdobywałem. (śmiech)Ale najbliżsi gratulowali, z tatą na czele. Gdy już spałem, dostałem od niego SMSa: "Brawo młody (Messi). Prawie tak jak tata". Uszczypliwy był, ale później już na poważnie rozmawialiśmy. Mówił, że bramka ładna, ale dodał, że muszę bardziej nad sobą panować, że jeszcze rękoma za bardzo macham i żebym ustabilizował formę. Muszę się z nim zgodzić.
Miał Pan kiedyś dość piłki?
Nie, nigdy tak nie było, żebym marudził, że zamiast iść na trening, wolę siedzieć przed telewizorem czy wygrzewać się pod kocykiem. Natomiast w pewnym momencie miałem dość tego, jak byłem traktowany. Jestem ambitnym człowiekiem i nie mogłem się pogodzić z okresem, gdy każdy mecz Legii oglądałem z trybun. I nawet jak na treningach się wyróżniałem, a koledzy mówili, że jestem w gazie, to i tak nie było mnie w kadrze meczowej. Byłem lekceważony i czułem się nieprzydatny w drużynie. Trener miał swoją wizję i trzeba to uszanować. Wtedy był szefem, którego władze klubu rozliczyły po sezonie.
Mistrz jesieni będzie mistrzem Polski?
- Spokojnie, zostało jeszcze dużo meczów. Wiele może się zdarzyć, ale rzeczywiście, w tej chwili jesteśmy najmocniejszą drużyną w Polsce. Wiosną w pełni sił będą wszyscy kontuzjowani do tej pory piłkarze, zwiększy się rywalizacja. Będzie jeszcze lepiej. Spokojnie przepracujemy zimę i mam nadzieję, że wiosną ruszymy tak mocno, jak na początku sezonu.
A propos kontuzji, od jakiegoś czasu gra Pan z urazem. Nie skończy się to tak, jak w przypadku Rafała Wolskiego?
- Nie, spokojnie. Rezonans magnetyczny wykazał, że to przepuklina, która naciska mi na nerwy. Najgorzej jest rano jak wstaję, o rany, boli wtedy strasznie. Idę jednak na masaż i po nim jest już w miarę OK. Poza tym lekarze powiedzieli, że dwa tygodnie odpoczynku pozwolą mi dojść do pełni sił.
Zapis całej rozmowy z Jakubem Koseckim w dzisiejszym wydaniu "Polski the Times".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.