News: Kosecki walczy z czasem by zagrać z Legią

Jakub Kosecki: Mistrzostwo to hołd dla Warszawy

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

01.06.2013 08:53

(akt. 04.01.2019 12:25)

- Czym jest mistrzostwo Polski? To hołd dla Warszawy. Było czuć, że miasto czeka na ten tytuł. W zeszłym tygodniu zaczynaliśmy trening o dziewiątej rano. Przy wjeździe na stadion widziałem ogromną kolejkę przed kasami. Taką na 100 metrów. Ludzie stali po bilety na mecz ze Śląskiem. Ale nie tak, że jeden za drugim, tylko zbici po pięć osób. Dla mnie to powód do dumy i argument do dyskusji z ojcem, który tydzień temu zarzucał mi, ze nic z Legią nie wygrałem. Już coś zdobyłem - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Jakub Kosecki.

Utożsamia się pan z Legią?

- Trudno się nie utożsamiać, skoro ojciec grał w Legii, a na murach, obok których codziennie przechodziłem, były wymalowane "elki". Dorastałem wśród kolegów zakochanych w Legii. Braliśmy większy busik z Konstancina, siedmioosobowy, i jeździło się na Łazienkowską. Kiedy po meczu podchodzę pod trybuny, spotykam znajomych, z którymi chodziłem na Żyletę. Marzenia jednak sięgają dalej. W Polsce może być trudno osiągnąć to, co sobie zaplanowałem. Legia to mój ukochany klub, ale całej kariery w nim na pewno nie spędzę.


Ma pan do wyboru - gra z Legią o Ligę Mistrzów albo przyjęcie atrakcyjnej oferty z zachodniego klubu. Co pan robi?


- Jeżeli pojawi się oferta z Hiszpanii, może nie byle jaka, to można powiedzieć, że jestem spakowany. Dostaję teraz inne propozycje, i to z takich klubów, które pod marzenia, o których wspominałem, podpadają. Będziemy rozmawiać z menedżerem, co robić. Nie odszedłbym do zespołu, który ma mniejsze możliwości niż Legia. Zmienię klub tylko na taki, który gra w Lidze Mistrzów albo jest jej blisko. Dla polskich drużyn te rozgrywki są nieosiągalne od lat. Choć prezes Leśnodorski wykonuje takie ruchy, że Liga Mistrzów w Warszawie wydaje się realna.


Po faulach na panu rywale obejrzeli w tym sezonie 17 żółtych kartek. Dużo.


- Po każdym meczu schodzę tak obity, że następnego dnia na rozbieganiu trener mówi: Kosa, uciekaj już na odnowę. Ludzie mają pretensje, że często się kładę na boisku. Robię to, bo gdybym taki rozpędzony starał się utrzymać na nogach, pozrywałbym mięśnie. Jestem szybkim zawodnikiem i wiadomo, że jak mijam rywala, a on mnie nawet lekko wytrąci z równowagi, muszę się położyć. Bywam bardzo zaprzyjaźniony z trawą.


W Legii jest pan synkiem Jana Urbana? Trener ma do pana słabość.

Dba o mnie i chroni. Jeżeli na treningu ktoś przypadkowo mnie sfauluje, to już się denerwuje, krzyczy. Z drugiej strony więcej ode mnie wymaga. Po każdej złej wrzutce czy zagraniu komentuje, że tak nie przystoi grać reprezentantowi Polski. I nie mówi tego łagodnym tonem. Opier... mnie zwyczajnie. Pamiętam sytuację z moich początków w Młodej Legii. Podpisałem kontrakt, zarabiałem dużo jak na swój wiek. Nie musiałem wydawać na utrzymanie, bo mieszkałem z tatą. Imprezki, no różne rzeczy się działy. Zapuściłem się, spadek formy od razu. Ćwiczyłem z pierwszą drużyną, a trenerzy Urban i Magiera zauważyli, że coś jest nie tak. Wzięli mnie na rozmowę. "Chu...wyglądasz, masz tydzień na rehabilitację" - usłyszałem. Prawie się przy nich popłakałem, ale nie dałem tego poznać. Wiedziałem, co robię źle. Szybko się poprawiłem.


Zapis całej, długiej rozmowy z Jakubem Koseckiem w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego" oraz na przegladsportowy.pl

Polecamy

Komentarze (21)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.