Jakub Rzeźniczak: Nie czuję się zmęczony
04.06.2009 12:00
- Nie planowałem żadnej laby, zamierzałem siedzieć w domu i odpoczywać. Jestem jednak na zgrupowaniu reprezentacji Polski i to jest zawsze wielka radość. Mógłbym nawet przerwać urlop, aby znaleźć się w reprezentacji. Nie jestem z tego powodu zmęczony. Nie mogę przecież tłumaczyć się, że sezon w Polsce jest za długi, bo to raptem 13 kolejek wiosną. Dziesięć dni więcej treningów to nie jest dla zawodników nadludzki wysiłek - mówi obrońca Legii i reprezentacji Polski <b>Jakub Rzeźniczak</b>.
Nie dość, że został Pan powołany, to wiele wskazuje, że zagra Pan w podstawowym składzie przynajmniej w jednym z towarzyskich meczów. W kadrze nie ma kontuzjowanego Marcina Wasilewskiego.
- Gdy dostałem powołanie, nawet nie wiedziałem, że Marcin doznał kontuzji. Nie podpalam się. Dla mnie na tym etapie najważniejsze jest, by zbierać doświadczenie. Jeśli zagram, to super. Byłem już kilka razy na kadrze, robiłem sobie wielkie nadzieje, a potem nie byłem zadowolony z tego, jak się zaprezentowałem.
Czuł Pan stres przed zgrupowaniem reprezentacji?
- Szczerze? Czułem. Kadra zawsze budzi emocje. Gdybym rozegrał kilkadziesiąt meczów w reprezentacji, pewnie stresu by nie było. Jakiś dreszczyk emocji jest, gdy zakłada się dres z orzełkiem. Ale to stres pozytywny.
Nie pierwszy raz dostaje Pan powołanie do kadry. Nigdy nie przekonał Pan jednak selekcjonera.
- Wiem, dlatego się nie napalam. Nie stawiam sobie nie wiadomo jakich celów związanych z reprezentacją. Nie wmawiam sobie: za pół roku muszę być podstawowym zawodnikiem kadry. Postaram się pokazać na treningach, że słusznie dostałem powołanie. To moja pierwsza prawdziwa szansa od Leo Beenhakkera. Wcześniej zabierał mnie wyłącznie na obozu kadry ligowców. Teraz to co innego.
Denerwuje Pana pytanie, kiedy nauczy się Pan dośrodkowywać?
- Nie, choć często słyszę tę uwagę. Mogłaby mnie denerwować jakaś opinia, gdyby była niesłuszna. Pracuję nad sobą, wiem, że muszę jeszcze dużo pracować nad grą w ataku. Dlatego zostaję po treningach Legii, często razem z Marcinem Komorowski, i ćwiczymy do znudzenia wrzutki. Choć i tak uważam, że jest dużo lepiej. W końcu udało mi się strzelić bramkę w ekstraklasie.
Mógł Pan zdobyć nawet dwie, ale w ostatnim meczu, przeciwko Ruchowi Chorzów, w doskonałej sytuacji trafił Pan w słupek.
- Po meczu myślałem sobie, że chyba za dużo szczęścia by było na raz. Nie mogłem strzelić tak długo, a tu nagle dwie bramki?
- Powtórzy Pan zdanie, że mógłby oddać zdobytą w ekstraklasie bramkę, byle Legia zdobyła mistrzostwo?
- Oczywiście. Ten sezon to dla nas porażka. Dla Legii tylko mistrzostwo jest sukcesem. Na dodatek odpadliśmy w półfinale Pucharu Polski.
Jednak to dla Pana najlepszy sezon w karierze. Wywalczył Pan na dobre miejsce w podstawowym składzie, na każdym kroku chwali Pana trener Urban.
- Cieszę się, że praca przynosi rezultaty. Jednak myślę sobie, że to tylko łyżka cukru w beczce soli. Za dużo było rozczarowań związanych z naszymi wynikami. Fakt, w ostatniej kolejce udało się wywalczyć wicemistrzostwo, ale nikt się z tego nie cieszył, bo w głowach cały czas kłębiła się myśl o straconym tytule. Było naprawdę blisko. Wystarczyło nie przegrać w Krakowie.
Rozmawiał: Rafał Romaniuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.