News: Jakub Rzeźniczak: Urbanowi zawdzięczam najwięcej

Jakub Rzeźniczak: Urbanowi zawdzięczam najwięcej

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

27.09.2014 09:11

(akt. 08.12.2018 09:38)

W dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego" możemy przeczytać wspomnienia Jakuba Rzeźniczaka, który opowiada o swoich 10 latach spędzonych przy Łazienkowskiej. - „Gówniarzu z Łodzi, do Legii się nie odchodzi" - usłyszałem z trybun Widzewa, kiedy na rok tam wróciłem. Wasi redakcyjni koledzy, Piotrek Kucza i Łukasz Olkowicz, wpadli wtedy na pomysł sesji zdjęciowej w rzeźni. To najgłupsza sesja, na jaką dałem się namówić. W „Fakcie" dali tytuł: „Zrobię Legii rzeźnię". I rzeźnia rzeczywiście była. Pod koniec meczu doszło do przepychanek, pięści poszły w ruch. Poskrobałem trochę Eltona Brandao, od tego się zaczęło. Ówczesny kierownik Ireneusz Zawadzki powiedział mi: „W Legii już nie zagrasz". Bardzo to przeżywałem. Na początku się bałem, że faktycznie tak będzie, ale z czasem sprawa rozeszła się po kościach - wspomina "Rzeźnik".

- Janowi Urbanowi zawdzięczam najwięcej w seniorskiej piłce. On mi zaufał i to dwa razy. Wracając z wypożyczenia, byłem piątym środkowym obrońcą, a on przestawił mnie na prawą stronę. Załapało, nawet trafiłem do reprezentacji. Za drugim razem, kiedy zastąpił trenera Skorżę, wezwał mnie chyba po dwóch treningach na rozmowę. Powiedział, że mnie nie poznaje, że jestem tak słaby, iż boi się mnie wystawić w meczu. Te słowa bardzo mi pomogły, dosyć szybko doszedłem do jakiejś tam formy.


- Można powiedzieć, że to były dwa stracone lata, za trenera Skorży. Byłem odstawiony, choć na początku na nic takiego się nie zanosiło. Zaczęły się imprezki. Kiedyś Aco Vuković mi powiedział: „Baw się, jak nie grasz, bo jak będziesz grał, to trzeba o siebie dbać". To się bawiłem, w ciągu tygodnia trzy razy szedłem na imprezę. To był najtrudniejszy moment w Legii. Miałem do trenera Skorży pretensje, ale z drugiej strony miał prawo tak zrobić, szczególnie, że Artur Jędrzejczyk nie zawodził. Nie wiem, czy wiedział, że baluję, bo nigdy ze mną nie porozmawiał. Nie mam jednak żalu, kilka razy spotkaliśmy się na Wilanowie. Tamta sytuacja nauczyła mnie pokory. Ciekawe, czy „Vuko" dziś by swoje słowa powtórzył. Na szczęście miałem wokół siebie takich ludzi, jak Jacek Magiera. On potrafił postawić mnie do pionu, dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem.


Cały tekst można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (14)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.