News: Jakub Wawrzyniak: Legia to dla mnie wyjątkowy klub

Jakub Wawrzyniak: Legia to dla mnie wyjątkowy klub

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

05.12.2012 13:34

(akt. 10.12.2018 09:37)

- Każdy piłkarz ma klub, który wspomina najlepiej i dla mnie takim klubem jest Legia. To już się raczej nie zmieni. Dlaczego? Odnosiłem tu sukcesy sportowe, przywdziewałem też barwy stołecznego klubu, kiedy urodziła mi się dwójka dzieci. Mam swój dom w Warszawie i naprawdę identyfikuje się z tym klubem. Lubię przyjeżdżać na Łazienkowską, nie żeby odbębnić trening, ale też żeby tu posiedzieć, porozmawiać z ludźmi i tak dalej. To wszystko jest dla mnie czymś wyjątkowym - opowiada w rozmowie z Legia.Net piłkarz Legii Jakub Wawrzyniak. Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy.

Spodziewałeś się takiego początku sezonu? Fajnie to wygląda w porównaniu do tego, co było za trenera Skorży.


- Tak. Wydawało mi się, że podrażnieni wydarzeniami z poprzedniego sezonu, będziemy już w pełni znali swoją siłę. Może zabrzmi to nieskromnie, ale spodziewałem się, że te rozgrywki mogą mieć, taki, a nie inny przebieg.


To co się zmieniło?


- Nie chcę tego porównywać, bo kończy się to tym, że o kimś mówimy źle, a tego nie chcę. Zostawmy już temat trenera Skorży i tamtego sezonu. Kadra została utrzymana, a to była podstawa, by myśleć, że te rozgrywki będą właśnie tak wyglądały.


Nauczyliście się gonić wynik i wygrywać ze słabszymi rywalami.


- To się na pewno zmieniło. W zeszłym roku, kiedy jako pierwsi traciliśmy bramkę, wydawało się, że Legia tego meczu już nie wygra. Teraz było w większości odwrotnie. Nie widzę z boiska wielkiej różnicy, bo zawsze walczymy o wygraną. Oceniać powinni to bardziej dziennikarze.


U Skorży brakowało umiejętności zdobywania punktów w chwilach, kiedy zespołowi w ogóle nie szło.


- Spotkanie z Widzewem, było chyba pierwszym, w którym nie graliśmy dobrze, a jedna bramka wystarczyła do tego, aby zainkasować trzy punkty. Wcześniej bywało tak, że najpierw traciliśmy gola. Mamy w drużynie wieli piłkarzy notujących trafienia, nasza siła ofensywna jest naprawdę duża. Z RTS-em dobrze zagraliśmy również w obronie. Podejrzewam, że potyczka z Lechem Poznań była dla nas defensywnym przełomem. Pomocnicy pracują dobrze, pomagają nam z tyłu i dzięki temu rywale mają mniej okazji pod naszym polem karnym.



Wspomniałeś o przełamaniu. Kiedyś mówiło się, że Legia ma najlepszą defensywę w lidze, a teraz jest na odwrót. Chwalony jest głównie atak. Z czego to wynika?


- Boję się pomyśleć, co się stanie jak Legia będzie miała najlepszą ofensywę i defensywę. Nie uważam obecnie, że mamy problemy w obronie. Często traciliśmy bramki po indywidualnych błędach, które można łatwo wyeliminować patrząc na to, kto gra z tyłu. Mamy reprezentantów kraju, a ci, którzy siedzą na ławce, w innych klubach byliby ważnymi ogniwami. Spokojnie do tego podchodzę. Dajcie nam jeszcze dwa mecze, zagramy na zero i nasz bilans straconych goli będzie jednym z lepszych.


Obrona z Michałem Żewłakowe, to obrona silniejsza?


- Michał to przede wszystkim mój dobry kolega. Wszyscy, którzy znają naszą przyjaźń, mogą mówić, że nie jestem w tym obiektywny. Bardzo go szanuję jako obrońcę i wydaję mi się, że daje on pewność zespołowi na boisku. Jest autorytetem w szatni i to przekłada się na to, jak inni funkcjonują wokół niego. Decyzję zawsze podejmuje trener i nie ma nikogo, kto może powiedzieć, że nie dostał szansy. Dochodzi do tego, że zawodnik, który łapie kartkę wykluczającą go z kolejnego pojedynku, jak Inaki z Lechem, w następnym spotkaniu może usiąść na ławce. Jestem spokojny o tę formację.


O tobie i o „Żewłaku” mówi się, że jesteście najinteligentniejszą i najbardziej wygadaną parą w Legii.


- To miłe, że krążą o nas takie opinie. Ta przyjaźń rozpoczęła się odkąd podpisałem kontrakt z Panathinaikosem. Poznały się tam nasze żony i dzieci. Często spędzamy wolny czas wspólnie. Dobrze się dogadujemy i tyle. Potrafimy się też wypowiadać, ale to opinia kibiców i dziennikarzy.


Transfer Żewłakowa musiał cię w takim razie cieszyć.


- Szczerze mówiąc, byłem jednym z inicjatorów jego przyjścia do Warszawy. Kończył mu się kontrakt, poszedłem do trenera Skorży i powiedziałem, że „Żewłak” wraca do Polski. Powiedziałem, że może warto byłoby się zastanowić nad pozyskaniem go. Tak się zaczęło, potem Michał usiadł do rozmów z władzami klubu i do dziś występuje w Legii.



Kiedy Jakub Rzeźniczak zastępuje cię na lewej stronie obrony, to czujesz, że ta flanka jest bezpieczna?


- Kuba pokazał, że potrafi ukryć brak lewej nogi. Uważam, że spisał się dobrze w meczach, w których występował. Nie odbieram go jako swojego zastępcy, gdyż sam przyznaje, że dla niego najważniejsza jest tylko gra. To dobrze o nim świadczy jako o piłkarzu. Uniwersalność jest w tej chwili przydatna.


Nie narzekasz na brak rywalizacji?


- Rywalizacja byłaby pożyteczna, dla mnie i dla Legii. Nie chciałbym za bardzo poruszać tego tematu, ze względu na Tomasza Kiełbowicza, którego darzę wielkim szacunkiem. „Kiełbik” jest na innym etapie kariery, spokojnie trenuje i niedługo zakończy swoją karierę. Być może wtedy klub i trener pomyślą czy Wawrzyniakowi potrzebny jest konkurent. Swoje zdanie mam, ale z szacunku do innych, nie chce go publicznie mówić.


W takim wypadku Bartosz Widejko mógłby być twoim zastępcą czy też zmiennikiem?


- Bartek Widejko musi przede wszystkim wrócić do treningów z pierwszym zespołem. Czy on jest godnym rywalizacji dla reprezentanta kraju - bo tak trzeba mnie przedstawiać – to już pytanie do klubu. Trzeba patrzeć na to w takich kategoriach, ale pamiętajmy, że nie ma żadnego doświadczenia. Trenowałem z nim przez pewien czas i to ciekawy zawodnik. Być może pójdzie drogą piłkarzy, którzy mają dziś wiele do powiedzenia w pierwszej drużynie.


A jak postrzegasz liczną w szatni młodzież? Nie chodzi mi nawet o umiejętności piłkarskie, ale bardziej o ich charaktery i zachowania.


- W ciemno biorę Dominika Furmana, z którym można porozmawiać na poważne tematy. Nie mówię, że z innym się nie da, ale „Furmi” jest bardzo dojrzały jak na swój wiek, a dodatkowo skromny. Jest mało rzeczy, które go zadowalają – ciągle chce więcej, tak go postrzegam, a to świetna cecha w piłce. To inteligentny chłopak, a podobne zdanie mam też o Michale Kopczyńskim, który jeszcze nie zagrał w ligowym meczu. Mamy też „Żyrkę”, Łukasika, zwariowanego showmana „Kosę”. To fajni chłopcy, którzy nie próbują ustawiać szatni, zresztą nikt im na to nie pozwoli. Wszyscy trafili na bardzo dobrego trenera, który stawia na młodzież i stwarza dobrą atmosferę. Dodatkowo szkoleniowiec ściąga z nich odpowiedzialność, a bardziej obrywają ci starsi i doświadczeni. To od nas się wymaga, a co młodzi dadzą dobrego, idzie na ich konto.



Czujesz presję bycia dla nich autorytetem lub motywatorem?


- Nie, bo nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Przede wszystkim mam dobrze trenować, a także jak najlepiej pokazywać się na boisku w czasie meczów. Myślę, że mam jakiś szacunek w szatni dzięki grze w kadrze. Zresztą wszyscy musimy się wzajemnie szanować, bo gramy w jednej ekipie.


Nie boisz się jak ta drużyna może wyglądać po zimie? Ciągle mówi się o jakiś transferach z klubu…


- Być może odejdzie tylu piłkarzy ilu będzie musiało, ale na to nie mamy wpływu. Jeżeli tak będzie, to trzeba jesienią wykorzystać obecny skład do maksimum. Wtedy spokojnie będziemy czekać zimą na personalne decyzje klubu.


A o Jakuba Wawrzyniaka kibice powinni się obawiać? Może jeszcze jeden zagraniczny transfer?


- Wśród kibiców Legii są piłkarze, których fani darzą naprawdę dużą sympatią. Ja do takich raczej nie należę, ale absolutnie mi to nie przeszkadza, ale też nie pomaga. Może być tak, że przyjdzie dla mnie konkretna propozycja, a klub będzie mnie musiał puścić, bo tego będzie wymagała sytuacja finansowa. Nie lubię takich deklaracji, bo wielu było zawodników, którzy całowali „eLkę”, a odchodzili w najbliższym okienku. Na boisku daję z siebie wszystko, a ewentualne oferty można rozważyć.


Mógłbyś powiedzieć czym jest dla ciebie Legia? Jakaś przystań na dłużej…?


- Każdy piłkarz ma klub, który wspomina najlepiej i dla mnie takim klubem jest Legia. To już się raczej nie zmieni. Dlaczego? Odnosiłem tu sukcesy sportowe, przywdziewałem też barwy stołecznego klubu, kiedy urodziła mi się dwójka dzieci. Mam swój dom w Warszawie i naprawdę identyfikuje się z tym klubem. Lubię przyjeżdżać na Łazienkowską, nie żeby odbębnić trening, ale też żeby tu posiedzieć, porozmawiać z ludźmi i tak dalej. To wszystko jest dla mnie czymś wyjątkowym, a wyrażania miłości w mediach i mówienia o kochaniu klubu nie jest oczekiwane przez fanów. Po każdym meczu trzeba za to uświadamiać kibicom, że daliśmy z siebie wszystko. Nie zawsze się wygrywa, ale taka postawa jest lepsza, niż to co zrobił Michal Hubnik pokazując „eLkę” lewą ręką na stadionie Cracovii (śmiech).

Trochę fajnych chwil przy Łazienkowskiej przeżyłeś. Trzy puchary, fajna przygoda w europejskich pucharach…


- Jest też wicemistrzostwo, trzecie miejsce w lidze, ale cholera… Brakuje tego najważniejszego sukcesu. Czas na mistrza, to jest niespełnione marzenie. Gram w kadrze, byłem na mistrzostwach Europy, podkreślam – byłem. A pierwszej lokaty nie ma. Mam nadzieję, że po tym sezonie będę mógł powiedzieć, że grałem w najlepszej drużynie w Polsce.


Wspominasz Legię też z tej strony, że nie skreśliła cię po kłopotach ze środkami na odchudzanie, a pozwoliła ci się odbudować i wrócić do reprezentacji?


- Wydaję mi się, że gra w kadrze była moją zasługą. Ktoś może jednak powiedzieć, że grałem w dobrej ekipie i dzięki temu założyłem też koszulkę z orłem na piersi. Dla mnie był to okres, w którym nie byłem do końca fair z klubem. Za bardzo zaufałem menedżerowi, któremu dałem dużą swobodę działania w relacjach z Legią, było to mniej wdzięczne, po tym, jak stołeczni wyciągnęli do mnie rękę i pozwolili ćwiczyć z zespołem. Dlatego też mówię o tym, że to wyjątkowy klub.


Menedżerowie częściej przynoszą pożytek czy szkodę piłkarzom? Są Wam tak naprawdę potrzebni?


- Myślę, że są potrzebni. Zawodnik nie może jednak oddać wszystkich obowiązków agentowi. Przede wszystkim trzeba koncentrować się na grze i treningach. Wtedy przyjdą propozycje lepszych kontraktów i transferów. Większość i tak zależy od piłkarza.


Czujesz się najlepszym lewym obrońcą w Polsce?


- Tak. Jestem reprezentantem kraju i z małą przerwą na Euro, gram regularnie w kadrze. Skoro jestem podstawowym graczem na tej pozycji, to dziwne byłoby, gdybym nie czuł się najlepszym lewem defensorem w Polsce.


Nie masz kłopotów z fałszywą skromnością i pewnością siebie. Są piłkarze, którzy nawet po zdobyciu trzech bramek w meczu będą twierdzili, że nie byli najlepsi na boisku, a ty dostrzegasz swoją wartość.


- Nigdy nie wychodzę przed szereg i staram się nie pokazywać, jaki to ja jestem pewny. Myślę, że mimo wszystko jestem skromnym chłopakiem, ale jeżeli ktoś mnie o coś pyta, to przedstawiam mu swoje zdanie. Może to jest postrzegane jako pewność siebie? Nie zawsze trzeba się zgadzać ze swoim przełożonym. Nie komentuje tego na forum publicznym, ale potrafię powiedzieć jak ja widzę daną sprawę. Tylko tak można być szanowanym człowiekiem.


Mam wrażenie, że nawet rozmawiając z mediami, jesteś po prostu szczery, a tego obecnie często brakuje.


- Lubię czytać wypowiedzi o wyciąganiu wniosków, oraz naprawianiu błędów, które trzeba też przeanalizować. To jest sport i życie, w którym czasem coś nie wyjdzie. O ile nie naruszam czyjegoś dobra lub nie komentuję spraw zespołu, to jestem szczere i to chyba normalne.


Jak podchodzisz do pracy dziennikarzy, którzy czasem muszą cię skrytykować? Wywiady i zainteresowanie tobą, to według ciebie część zawodu piłkarza?


- Wierzę w to, że wszyscy podchodzą do swojego zawodu, by wykonywać go jak najlepiej. Rzetelna ocena jest ważna, chociaż my tego nie lubimy. Są artykuły, wobec których mam zupełnie inne zdanie, a zdarzają się teksty, z którymi zgadzam się całkowicie. To normalne i jeśli ktoś robi to najlepiej jak potrafi, to my, jako piłkarze, nie możemy tego krytykować. Każdy z nas zna takich ludzi. Ważna jest kwestia podchodzenia do swoich obowiązków. Futboliści zarabiają większe pieniądze i zawsze będą pod ostrzałem. Ludzie wymagają od nas więcej.



Trafiając do Warszawy, byłeś gotowy na ciągłe zainteresowanie dziennikarzy twoją osobą?


- Przychodziłem tu 5,5 roku temu, więc wtedy, było to dla mnie coś wyjątkowego. Teraz dzięki temu, widzę w jak wielkim gram klubie. Mogę się z tego powodu jedynie cieszyć. Mam kolegów, których w Legii już nie ma i przez brak takiego zainteresowania, czują, że występują w słabszych ekipach. Oby potrwało to jak najdłużej.


Trudna jest chyba dla was obecna sytuacja na trybunach.


- To jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe… Doszliśmy do szalenie delikatnego tematu, bo kibice, to grupa, która często działa pod wpływem emocji. Przy zniszczeniu toalet, nie było wiele rozsądku. Szkoda, że tak się stało. Zawsze mówiłem, że niezależnie od atmosfery, mamy się koncentrować na grze. Na razie wychodzi to nieźle, bo jesteśmy na pierwszym miejscu w lidze.


Chcielibyście jednak tego dopingu?


- Tak. Dla dobra piłki nożnej, byłoby dobrze, żeby kibice wrócili na tą trybunę, gdzie jest ich miejsce. Wiemy, że są ludzie przychodzący dla atmosfery, a nie dla tego, żeby zobaczyć jak funkcjonuje ten zespół. Takie są realia, ale rozumiem też klub, który musi respektować zarządzenia policji czy wojewody. Działacze pewnie chcieliby czasem nagiąć przepisy, nie raz tak pewnie robili, ale na pewne rzeczy zgodzić się nie można.


Doping tworzony przez dzieciaki pomaga chociaż trochę?


- Bardzo to doceniam, gdyż dzieci starają się stworzyć fajną atmosferę na trybunach. Dla mnie to jest godne uwagi.


Mógłbyś wyjaśnić sprawę z dziękowaniem? Niektórzy zarzucają Wam, że czasem nie podejdziecie i nie przybijecie „piątek”, a jedynie stoicie i poklaszczecie na środku boiska. Jak to wygląda z perspektywy drużyny?


- Zawsze mnie dziwi, jak szalenie istotne jest to dla kibiców. Doceniam, że ludzie poświęcają swój czas i przychodzą na mecze. Nie było spotkania, w którym nie podziękowałbym fanom. Dla mnie podejście do widzów czy też poklaskanie na środku boiska ma taką samą wartość. Naprawdę jest tak, że przybicie „piątek”i powiedzenie trzysta razy, że nie rzucę koszulki jest ważne jak podziękowanie z boiska.


Z Warszawą wiążesz jakieś plany na przyszłość?


- Nie wiem. Z nami jest tak, że zimą może przyjść prezes i powiedzieć, że na moje miejsce ma kogoś lepszego. Myślę o związaniu się z Warszawą, bo mam już trzydzieści lat, sześć lat tu mieszkam i rozmawiamy z żoną o pozostaniu w stolicy, ale żadnych deklaracji nie będzie.


Co się przez te sześć lat od przeprowadzki najbardziej zmieniło?


- Urodziła mi się dwójka dzieci. To znacząca zmiana, bo nadal lubię trenować i mam wielką radość z kopania piłki. Robię to co chciałem, a pociechy rosną.



Jest w Legii moda na tatuaże?


- To chyba kwestia indywidualna, ale mnóstwo ludzi ma tatuaże. Wśród piłkarzy to jest popularne. U nas jestem z tym ja, Ivica, „Żewłak”, Kosecki, Suler… To nie jest jednak temat, który trzeba komentować, ale wiem, że dla kibiców, to bardzo fajny temat.


Na ramieniu masz wytatuowane...


- Na prawym ramieniu mam swoją rodzinę, ale jest to dla mnie tak intymna sprawa, że wolałbym o niej nie mówić.


Myślisz, że Śląsk będzie się napinał na Legię?


- Nawiązujesz pewnie do słynnych już śpiewów po zdobyciu tytułu mistrzowskiego. Najlepiej jeżeli nie będziemy tego komentować w prasie, pojedziemy z szacunkiem do mistrza kraju i po prostu wygrajmy z gospodarzami. Jesteśmy piłkarzami Legii, najlepszego klubu w Polsce, który nie musi wypowiadać się o innych.


Czyli najlepiej tak jak w Poznaniu, gdzie za obraźliwą oprawę zrewanżowaliście się przekonywującą wygraną.


- Dla kibiców Kolejorza mogło być dziwne, że razem z kibicami bawiliśmy się i tańczyliśmy na ich terenie. Było to dla nich niedopuszczalne, ale dla nas ich zamarcie w 30. minucie i kłopot z ruszeniem z dopingiem był przyjemny. Oby tak samo było we Wrocławiu.

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.