Jakub Wawrzyniak: Od roku nie zarabiam
27.01.2010 08:29
Jakie to uczucie wrócić na boisko po 10 miesiącach przyglądania się jak koledzy grają?
- Fantastyczne. Wrócił ten dreszczyk emocji. Mogę spróbować się z przeciwnikiem, poczuć zmęczenie. Brakowało mi tego.
Chociaż Trybunał Arbitrażowy w Lozannie nie wydał jeszcze ostatecznej decyzji, to wstrzymanie wykonania kary i tak kończy sprawę pana dopingu.
- Tak, to koniec. Jeśli wstrzymuje się wykonanie decyzji, to znaczy, że ma się ku temu podstawy prawne. Ta sprawa jest zamknięta. Czekałem, żeby to powiedzieć od lipca poprzedniego roku. Wtedy zdecydowałem się oddać sprawę do Trybunału w Lozannie. Okazało się, że miałem rację. Przez tę aferę nie przedłużyłem umowy z Panathinaikosem, chociaż miałem zapewnienia, że jeśli kara nie przekroczy 6 miesięcy, to Grecy zapłacą Legii drugą ratę i tym samym mnie wykupią. Dokładnie tydzień przed wybuchem tej afery podszedł do mnie dyrektor sportowy i powiedział: "Spokojnie trenuj, nie przejmuj się, podjęliśmy decyzję, zostajesz u nas". A stało się inaczej. Ta sprawa była bardzo dziwna. Jako ciekawostkę powiem, że po tym jak zawieszono mnie na trzy miesiące, apelację do drugiej instancji składała wiceprzewodnicząca Komisji Odwoławczej. A drugą instancją jest właśnie ta komisja, czyli kobieta apelowała do siebie o zwiększenie mi kary. Przecież to jakiś absurd!
Co pan zażywał?
- Środek, który nazywa się Extreeme Tight firmy San, kupiłem go w Galerii Mokotóww sklepie z odżywkami. W składzie chemicznym nie wyszczególniono tej substancji za przyjmowanie której mnie ukarano. Dopiero na początku marca poprzedniego roku pierwszy raz się nią zajęto, tak mi powiedział profesor Jerzy Smorawiński. Najwięksi spece od dopingu dopiero dowiedzieli się o jej istnieniu. Do dzisiaj nie wiadomo, jak działa na organizm sportowca. Grecy otrzymali pismo 30 marca z instrukcją jak ją wykrywać. Wcześniej miałem cztery kontrole antydopingowe i za każdym razem wynik był negatywny. Ten środek ma takie działanie jak L-karnityna, którą używa każdy piłkarz.
Pytał pan o opinię lekarzy?
- Zacząłem ten środek brać dokładnie rok temu, tutaj w Mijas, na zgrupowaniu. W Panathinaikosie od razu poszedłem do lekarza. On kazał mi iść do człowieka, który w klubie jest odpowiedzialny za odżywki. Miał to sprawdzić. Jego odpowiedź brzmiała: "możesz to zażywać".
Powiedział pan o tym komisji?
- Oczywiście. Nic nie pomogło. Nie wzięto pod uwagę żadnych okoliczności łagodzących. Komisja, która zawiesiła mnie na rok w uzasadnieniu napisała: "substancja, którą wprowadzono do organizmu Jakuba Wawrzyniaka na pewno nie służyła poprawie wydolności, a jedynie redukcji tkanki tłuszczowej lub obniżenia wagi". Nie wiem czy zostałem ofiarą jakichś dziwnych rozgrywek, czy to po prostu Grecja? Po tym wszystkim obiecałem sobie, że do końca sprawy nie będę się wypowiadał na ten temat. I czytałem później, że brałem EPO, że trafię do więzienia w Grecji. Co mogłem więcej zrobić? Środek przebadany, nikt mi nie zabronił go przyjmować. Co więcej, podczas posiedzenia w Lozannie zrobiono telekonferencję z profesorem Smorawińskim i zadano mu pytanie, czy jeśli zgłosiłbym się do niego z tym środkiem, to zabroniłby mi go przyjmować. Odpowiedział, że nie, bo nie miał postaw. Dlatego dziwne było to zachowanie Greków, przez nich przez ostatnie pół roku mogłem tylko trenować.
Zastanawiał się pan dlaczego tak ostro pana potraktowano?
- Zastanawiam się do teraz. Nie winie w żaden sposób Panathinaikosu. Zaoferowali mi pomoc, dali prawnika, który wywalczył trzy miesiące zawieszenia. Słyszałem też jednak wersję, że nie sprawdziłem
się i Panathinaikos podłożył mi świnię. Ale przecież podjęli decyzję o tym żeby mnie wykupić z Legii, więc odrzucam tę wersję.
Ile pana kosztowała ta sprawa?
- Nawet dla dobrze zarabiającego piłkarza to astronomiczna kwota.
A te proszki?
- 200 złotych.
Będzie pan sądził się z producentem, który nie poinformował, że jego produkt zawiera środki dopingujące?
- Mógłbym, ale moim zdaniem piłkarz powinien mieć czystą głowę, nie zajmować się niczym poza futbolem.
Jakby mało było problemów, jeszcze będzie się pan sądził z Legią.
- Ostatnio czytałem, że chcę iść z Legią do sądu, przynajmniej taki był wydźwięk artykułów. A ja nic takiego nie mówiłem, bo nie udzielałem wywiadów. Do dzisiaj.
Należą się panu te pieniądze?
- Dziwię się, że prezesi Legii przez media chcą rozstrzygać ten spór. Dlaczego nikt nie powiedział, że nie zapłacono mi nawet złotówki? Zaproponowano obniżkę kontraktu. Zgodziłem się, to zaproponowali przedłużenie umowy na takich samych warunkach jak wtedy, kiedy przychodziłem do Legii z Widzewa. A od tego czasu byłem podstawowym zawodnikiem reprezentacji, trafiłem do Panathinaikosu. jestem lepszym piłkarzem niż trzy lata temu.
Ale Legia podała panu rękę.
- Tak i jestem jej za to wdzięczny, i dziękuję. Ale ja nie jestem instytucją charytatywną pod nazwą Jakub Wawrzyniak. Dlaczego panowie Miklas i Ostrowski nie powiedzą, że wypłacając premię za wicemistrzostwo w poprzednim sezonie, mi ją wstrzymali? Na pytanie dlaczego, usłyszałem odpowiedź: "nie możemy się dogadać, to wstrzymujemy ci wszystkie płatności". Dopiero po interwencji wpływowej osoby w klubie, te pieniądze znalazły się na moim koncie.
Co będzie dalej?
- Chcę grać w Legii, popisać nowy kontrakt lub renegocjować obecny i udowodnić na boisku, że na to zasługuję. Ja się z Legią identyfikuję, chociaż nie pokazuję "elki" czy nie całuję herbu. Ale dlatego, że nie mam takiego prawa i jeśli bym tak robił, nie byłbym fair w stosunku do kibiców. Tak mogą robić Tomek Jarzębowski czy Marcin Smoliński. Ja trafiłem tu z Widzewa, wychowałem się daleko do Warszawy, mój związek z tym klubem nie może być aż tak mocny, jak w ich przypadku. Oczywiście może się to zmienić i za trzy lata bez Legii nie będę mógł żyć. Ale dziwi mnie to rozwiązywanie problemów poprzez prasę. Nie mogłem nie zareagować jeśli ktoś przedstawia wersję tylko jednej strony. Musiałem od lipca 2009 roku opłacać dwie kancelarie prawnicze. A one nie są tanie. Prawnicy wiedzą ile piłkarze zarabiają i dyktują wysokie stawki. O ile z tą polską kancelarią szybko się dogadałem, to grecka ze mnie zdarła. A ja ostatnie pieniądze zarobiłem przed rokiem. Owszem, bardzo duże, za podpis pod umową z Panathinaikosem, ale mam też swoje zobowiązania finansowe, a od roku żyję z oszczędności.
Po co wysłał pan to wezwanie do zapłaty?
- Nie mogę iść do prezesa i prosić o pieniądze. Od tego mam agenta. Wysłałem wezwanie do zapłaty, a przecież nie mogłem tego zrobić na część kwoty kontraktowej, tylko musiałem na całą. Ale bardziej traktowałem to jak jakieś otwarcie negocjacji. Jak ja bym wyglądał prosząc się o pieniądze? Sam do siebie straciłbym szacunek. Nie tak to wszystko powinno funkcjonować, a zostało to przedstawione, że za przeproszeniem Wawrzyniak jest chciwym skur... Muszę zarabiać. Panathinaikos jest mi winny 130 tys. euro, ktoś w końcu musi zacząć mi płacić.
Może w Legii czekają aż sprawa ostatecznie się zakończy.
- To dobry argument, ale nie dla mnie. Ostatnio dowiedziałem się, że w dokumencie regulującym przepisy antydopingowe FIFA jest zapis, że dwa miesiące przed końcem kary mogę grać w sparingach. A z KP Legia Warszawa zadzwonili i poprosili żebym napisał oświadczenie, że Legia jest zwolniona z odpowiedzialności. Ja mam obowiązki wobec pracodawcy, ale i on powinien mnie wspierać, a nie umywać ręce od ewentualnych problemów.
Co będzie jeśli jednak spotkacie się w sądzie?
- To byłaby szalenie niekomfortowa sytuacja. Nie wyobrażam sobie, że będę sądził się z Legią i w niej grał. Jeśli tak się stanie, to honorowo rozwiążę kontrakt i odejdę. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Żeby była jasność. Rozumiem stanowisko Legii, ale nie chciałbym, żeby kibice znali tylko jedną stronę tej sprawy. Nie mam do nikogo pretensji, to wszystko co działo się przez rok to tylko moja wina. Wierzę, że ta sprawa się szybko wyjaśni i będę mógł skupić się tylko na piłce nożnej. Wszyscy piszą, że Wawrzyniak chce iść do sądu, a to przecież prezes Miklas stwierdził, że sprawę rozstrzygnie sąd. Nie ja. To jakaś absurdalna sytuacja. Wokół Wawrzyniaka zapanowała jakaś dziwna atmosfera, że jest chciwy, pazerny, liczą się dla niego tylko pieniądze. Jeśli ktoś chce mnie oceniać, niech pozna także moją wersję, ja szanuję panów Ostrowskiego i Miklasa, ale nie mogę stać biernie i przyglądać się jak ludzie bezpodstawnie mnie krytykują.
Rozmawiał w Hiszpanii ADAM DAWIDZIUK
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.