Jan Urban: Mam dobrych piłkarzy
19.12.2007 07:00
- Rozglądamy się - mówi na temat zimowych przymiarek transferowych Legii Warszawa trener, <b>Jan Urban</b>. - Mamy czas do końca stycznia. Może uda się upolować kogoś w Hiszpanii? Będzie jednak trudno, bo to połowa sezonu. Można zatrudnić tylko takiego piłkarza, który nie gra. A czasu na przygotowanie zawodnika do rundy wiosennej jest niewiele - zauważa szkoleniowiec stołecznej drużyny.
Z trenerem Janem Urbaner rozmawia Maciej Rowiński.
Czy runda jesienna była dla Legii udana?
- Tak, ale dzięki zawodnikom, a nie mnie. Oni po prostu grali tak, jak ja sobie tego życzyłem. Chciałem narzucić im mój styl, czyli grę techniczną i kombinacyjną, atak pozycyjny i wykorzystanie szybkich napastników w kontrach. Miło było patrzeć na grę mojego zespołu. Brakowało tylko skuteczności. Jest więc wiele do poprawienia podczas zimowych przygotowań. W Hiszpanii będziemy pracować głównie nad skutecznością. Wyniki mieliśmy dobre, ale jeszcze lepsze miała Wisła. Zespół z Krakowa pobił chyba rekord ligowy. 10 punktów straty to dużo, ale nie jest to nie do odrobienia. Ja cieszę się tym, co udało nam się dokonać. Mam dobrych piłkarzy, którzy bez problemu poradziliby sobie w zachodnich klubach. Musiałem tylko wykorzystać ich potencjał.
Wszyscy są zachwyceni Pana pracą, komunikatywnością i podejściem do wykonywanego zawodu. Czy jest ktoś, kto Pana nie chwali?
- Z chwaleniem byłbym ostrożny. Dziś cię chwalą, jutro wyrzucają z pracy. Wcześniej czy później to trener przegrywa. Teraz po głowie chodzi mi Wisła. Wierzę, że jesteśmy w stanie grać lepiej niż jesienią, i mam zamiar napędzić Wiśle strachu.
W jaki sposób?
- Jeśli wiosną będziemy spisywali się tak dobrze i tak skutecznie grali jak Wisła jesienią, jeśli więcej z siebie dadzą Radović, Grosicki i Grzelak – możemy nawet wywalczyć mistrzostwo Polski.
Jakie wrażenia ma Pan po półrocznej pracy w Polsce?
- Te pół roku upłynęło pod znakiem afer w polskiej piłce. Z jednej strony to dobrze, że o korupcji było głośno, bo teraz chyba nie ma osoby, która zdecydowałaby się na kupienie, sprzedanie czy ustawienie meczu. Z drugiej strony odsunięto wielu arbitrów, a większość tych, którzy teraz sędziują, ma małe doświadczenie.
Czego Pan się nauczył przez pół roku pobytu w Polsce?
- Nie przyjechałem tu uczyć się, tylko pracować. Z pewnością różnica w pracy w Hiszpanii i Polsce jest spora. Przede wszystkim zawodnicy w Osasunie mieli więcej zajęć z piłkami. Dlatego starałem się te wzorce przenieść na polski grunt. Obawiałem się także o warunki treningu. I tu byłem mile zaskoczony. Mieliśmy boczne boisko dla siebie. Było bardzo dobrze konserwowane i przygotowywane do każdych zajęć. Dlatego bez problemu mogłem prowadzić ćwiczenia z płynności gry.
Jakie były plusy i minusy rundy?
- Plusy to szybka adaptacja piłkarzy do nowych pozycji. Przesunięcie Edsona do pomocy zwiększyło siłę przebicia z lewej strony boiska. Roger na środku nadaje płynności grze, kreuje sytuacje podbramkowe. Ma doskonały przegląd pola, niezłą kiwkę. Rzeźniczak pokazał się na prawej obronie z bardzo dobrej strony. To inteligentny piłkarz. Wie, kiedy włączyć się do akcji ofensywnej. Odrodził się Kiełbowicz. Jest finezyjnym piłkarzem, który potrafi zaskoczyć przeciwnika. Ma znakomitą wydolność i przyspieszenie. Dobrym ruchem było wypożyczenie Inakiego Astiza. Nie pomyliliśmy się z Mirosławem Trzeciakiem co do niego. To bardzo mocny punkt drużyny. Dużo do zespołu wniósł w drugiej części sezonu Choto. Dodając do tego charakter Vukovicia, doświadczenie Szali i dobrą grę pozostałych piłkarzy, mogę być zadowolony z postawy zawodników, także z dublerów, którzy grali o Puchar Ekstraklasy i Puchar Polski. Do minusów zaliczam skuteczność piłkarzy i atmosferę na trybunach. Szkoda też straconych punktów w meczach z Jagiellonią i Odrą. Może się to odbić czkawką pod koniec sezonu. Wbrew powszechnym opiniom, nie był to kryzys. W meczu z Odrą piłkarze zagrali słabiej, mieli po prostu gorszy dzień. W pozostałych, przegranych bądź zremisowanych, zabrakło nam skuteczności i szczęścia.
Ponoć nie lubi Pan Marcina Burkhardta i chce się go pozbyć.
- Nic podobnego. „Bury” jest fajnym człowiekiem. Rozmawiamy, żartujemy, ale o miejsce na boisku jest walka, bo wszystkich jednocześnie wystawić nie mogę. Jeśli mnie przekona, dostanie szansę. Ja też chciałbym, żeby wybiegał w podstawowym składzie. Ale na środku pomocy jest duża konkurencja, a ci, na których postawiłem, sprawdzają się.
Co roku pierwsze zgrupowanie było podporządkowane ładowaniu akumulatorów. Następne zaś treningom taktycznym i meczom sparingowym. Czy teraz będzie podobnie?
- Nie. Od początku do końca piłkarze będą mieli zajęcia z piłkami. Oczywiście najpierw obciążenia będą większe, a im bliżej rozgrywek ligowych, mniejsze. Same treningi nie będą się wiele różniły od tych w okresie startowym.
Wrócił Pan z Turcji, gdzie był z kadrą na zaproszenie Leo Beenhakkera. Jakie wrażenia?
- Byłem zaskoczony propozycją. To fantastyczne oglądać z bliska pracę takiego szkoleniowca jak Beenhakker, rozmawiać z nim o futbolu. Koncentrowałem się głównie na obserwacji jego pracy. Starałem się nie przeszkadzać, byłem przecież gościem.
Jak spędzi Pan święta i sylwestra?
- Wigilia oczywiście z rodziną. Hiszpania to kraj katolicki, więc święta wyglądają jak w Polsce. Nie mam jeszcze planów na sylwestra. W Pampelunie ludzie się przebierają, wszystkie bary są tej nocy otwarte. Chodzi się od jednego do drugiego i podziwia pomysłowych przebierańców.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.