Jan Urban: Przegraliśmy ten tytuł jak frajerzy
28.05.2009 02:04
- Chcecie się dowiedzieć, czy dalej będę pracować czy nie? To zapytajcie prezesa i on wam powie. Te decyzje zależą nie ode mnie, a od zarządu klubu - mówi na łamach "Dziennika" trener Legii Warszawa, <b>Jan Urban</b>. Drużyna byłego szkoleniowca rezerw Osasuny Pampeluna odpadła z walki o prymat w lidze na kolejkę przed końcem rozgrywek, po zremisowanym we Wrocławiu meczem z miejscowym Śląskiem.
Legia jako pierwsza drużyna z czołówki odpadła z walki o mistrzostwo Polski. Czy czuje się pan przegrany?
- Tak. Na własne życzenie odpadliśmy z tej walki. Przegraliśmy ten tytuł jak frajerzy, bo nawet takiego słowa można tu użyć. Przecież przy tych wszystkich problemach, jakie mieliśmy w rundzie wiosennej, byliśmy liderami na cztery kolejki przed końcem ligi i na pewno ten mecz w Krakowie w dużej mierze zdecydował o tym, że przestaliśmy się liczyć w walce o mistrza.
Co pan powiedział Chinyamie, kiedy ten pod koniec meczu nie trafił do pustej bramki?
- A co miałem mu powiedzieć? Przecież każdy wie, że Chinyama chciał strzelić tę bramkę. W takich sytuacjach widać po chłopaku, że jest dobity, podłamany, bo zdawał sobie sprawę, że on miał w swoich nogach remis w tym spotkaniu.
Czego zabrakło Legii?
- Skuteczności i doświadczenia. Pokazał to mecz z Lechem u nas. W pierwszej połowie powinniśmy strzelić drugą bramkę i wtedy spokojnie kontrolować przebieg spotkania. W drugiej połowie daliśmy szansę Lechowi, którą oni znakomicie wykorzystali. Jak przychodziłem do Legii to popatrzyłem sobie w statystyki, to my w sumie mieliśmy 500 meczów w ekstraklasie, a Wisła miała 1500. To ogromna różnica. Ile bramek strzelili nasi ofensywni pomocnicy? Cztery, trzy, kilku ma dwie. I to jest niedopuszczalne. W półfinale Pucharu Polski z Ruchem mieliśmy sytuacje, ale strzelali rywale. Z ŁKS mamy sytuacje i czekamy, aż sami strzelą sobie swojaka. Przyszły cztery najważniejsze mecze w sezonie i my praktycznie nie potrafiliśmy strzelić bramki. I tu jest problem. W takich meczach gdy się coś decyduje brak nam zimnej krwi, wytrzymania odpowiedzialności za wynik. Przede wszystkim to się złożyło na to, że odpadliśmy z rywalizacji o mistrzostwo.
Wspomniał pan o meczu z Lechem, że drużyna stanęła. Pan strasznie spokojnie reagował przy ławce na meczowe wydarzenia. Czy pan nie jest zbyt kumplowski dla piłkarzy?
- Za delikatny na pewno nie jestem. Zawodnikowi zawsze mówię prosto jaka jest sytuacja. Media chciałyby żebym na łamach gazet wyżył się na jednym czy drugim zawodniku, ale tego nie będzie. Jak trzeba to potrafię krzyknąć, ale staram się traktować ludzi tak, jak sam chciałbym być traktowany.
Jednak każdego zawodnika trzeba motywować w inny sposób. To kwestia psychologii.
- I ja wiem, na kogo trzeba krzyknąć, a kogo pogłaskać.
Może zabrakło mentalności zwycięzców. Mówił pan publicznie, że Legia nie musi zawsze wygrywać. Może piłkarzom Legii trzeba mówić coś przeciwnego.
- Nie oszukujmy się. Potencjał Legii jest mniejszy niż Wisły i Lecha, przynajmniej przy kontuzjach, które mieliśmy i przy składzie, jakim dysponowaliśmy w tej rundzie. Bo my, przy tym że mamy kontuzje i jednego napastnika, to... sprzedajemy Wawrzyniaka. Sprzedajemy gościa, który zaczął grać regularnie i jeździ na reprezentację.
To dlaczego dysponowaliście właśnie taką kadrą?
- Wiedzieliśmy, że drużyna, która chce walczyć o mistrzostwo, nie może pozwolić sobie na to, by grać jednym napastnikiem. Tymczasem zostaliśmy właśnie z jednym napastnikiem i dwoma młodymi chłopakami, którzy stawiają pierwsze kroki w dużej piłce krajowej. Takiej sytuacji nie powinno być. Na to przede wszystkim miała wpływ kontuzja Grzelaka. Kiedy okazało się, że jest ona poważna, zaczęliśmy szukać wzmocnień. Przyjeżdżali piłkarze na próby, ale nie byli to zawodnicy, którzy mogliby nam pomóc.
Naprawdę ktoś w Legii wierzył, że Paluchowski będzie równorzędnym konkurentem dla Chinyamy?
- Paluchowski był pół roku na wypożyczeniu, strzelił 10 bramek, dlatego od razu wrócił do nas. W każdym meczu ma sytuacje, czy w Młodej Ekstraklasie czy w lidze. Niestety nie zawsze je wykorzystuje. To jest młody chłopak, który powinien być u nas czwartym napastnikiem rywalizującym z trzecim, walczyć żeby więcej grać w krajowych pucharach czy wchodzić na końcówki w lidze. W taki sposób wprowadza się młodego chłopa do dorosłej piłki.
Ale zakup napastnika to była absolutnie priorytetowa sprawa. To klub chce walczyć o mistrzostwo i nie dało się tego załatwić?
- No nie dało się...
A lewe skrzydło? Kupiliście Komorowskiego i Ostrowskiego, grali natomiast Rybus i Kiełbowicz.
- Powinno być tak, jak w Wiśle gdy odszedł Cleber, a przyszedł Marcelo. Czy to jest zmiana? Tak i to może nawet na lepsze. A nie tak jak u nas się to odbywa, że przychodzi zawodnik, który może być dobrym piłkarzem, ale na dziś gość z Polonii Bytom z 40 meczami w lidze to jest gość, nad którym trzeba pracować, to jest przyszłość. Ostrowski? Przecież to jest debiutant w lidze. Może może grać tak jak Komorowski w Polonii Bytom lub w beniaminku Śląsku. Ale grać w Legii to jest zupełnie inna historia. I gość nie wytrzymał presji, bo przecież wszyscy widzieli jak grał kiedy wchodził . I to mają być wzmocnienia? Pozyskaliśmy ich, bo wierzymy, że mogą być wzmocnieniami. Ale kiedy - zobaczymy. Czy my jako Legia powinniśmy pozwalać na to, że w pewnym sensie się osłabiamy?
Chce pan powiedzieć, że nie ma pan wpływu na politykę transferową? Czemu Legia ma gorszy skład przy wyższym budżecie od rywali?
- Bo nowi piłkarze się nie przyjęli.
Powiedzmy wprost. Otrzymał pan odpowiednie "narzędzia" do realizacji celów, czy nie?
- Nie.
Zimową sesję transferową ocenia pan jako nieudaną?
- Tak.
To kto zawinił?
- My wszyscy, którzy decydujemy o transferach. My z dyrektorem sportowym Mirosławem Trzeciakiem mamy wszystko wyjaśnione. Natomiast jeśli ktoś będzie oczekiwał polemiki między nami w mediach, to jej nie znajdzie, bo tego nie chcemy.
Co się stało z Rogerem i Radoviciem, którzy kiedyś robili w Warszawie furorę? Ten drugi wyróżnia się jedynie symulowanie w polu karnym.
- Nie ma żadnych podstaw, by Radović grał tak słabo, jak gra. Aby pobudzić Radovicia, wskazać mu że nie będzie grał za darmo, musiałem przesunąć na skrzydło Gizę. A co do symulowania to też tego nie rozumiem, przecież to Serb, powinien być twardy. Wychodzi na to, że Rado musi być Bośniakiem (śmiech). Roger po mistrzostwach Europy nie doszedł do siebie pod względem psychicznym. Cały czas myślał o wyjeździe, nie dostał żadnej oferty i musiał zostać. Na pewno nie był tak skoncentrowany na grze w Legii jak powinien.
A skąd te wszystkie kontuzje? Jarzębowski grał 2 lata w Bełchatowie i był zdrowy. Wrócił do Legii i szybko się posypał...
- Posypał się, ale to była kontuzja meczowa. Nie sprawdzimy nigdy czy kolano było już osłabione, czy nie. Praktycznie sam sobie to zrobił - przeciążył kolano i przekręcił na meczu i stąd zaczął się problem.
Nie jest to problem przygotowań, opieki medycznej?
- Nie. Był taki moment, gdy 3-4 zawodników miało problem z mięśniem prostym uda i wydaje nam się, że miały na to wpływ boiska, na jakich graliśmy podczas obozów przygotowawczych. Chodzi głównie o obóz w Niemczech, ale nie jesteśmy meteorologami, żeby przewidzieć, że zima będzie wyjątkowo ostra. Ci, co pojechali do Turcji czy na Cypr narzekali na deszcz i podmokłe boiska. I dlatego runda wiosenna była słabsza, a dobrych ligowych meczów bardzo mało. Wisła zaczęła grać dobrze na koniec, Lech to też nie była ta drużyna z jesieni. I nie było w naszym kraju drużyny, która bardzo dobrze grała - może jedynie Jagiellonia u siebie. Warunki, w jakich trenowaliśmy na początku ligi, były fatalne.
Wybiegnijmy w przyszłość. Legia będzie grała w Lidze Europejskiej. Co zrobić żeby nie przyniosła wstydu, bo ostatnio tak to właśnie wyglądało.
- Trzeba lepiej grać. Wszystko zależy od tego, jakim zespołem będziemy dysponować jesienią. Jakie zrobimy wzmocnienia.
Podobno mowa jest tylko o bezgotówkowych.
- No i co? Nie ma pieniędzy to mamy przestać szukać? Trudno. Nie ma pieniędzy, to nie ma.
Wyłowił pan jakiegoś piłkarza?
- To jest robota dyrektora sportowego bo ja choćbym chciał, to nie mogę tyle jeździć i oglądać meczów, przede wszystkim zagranicznych, bo polską ligę znam i wiem, czego się po tutejszych piłkarzach spodziewać. Powiedzmy, że do Legii potrzeba napastnika. Kogo z Polski byście wzięli?
Dawida Nowaka.
- Nowak, tak? Taki napadzior na Legię?
Byłaby alternatywa dla Chinyamy.
- Uzupełnienie, nic więcej. Dla mnie Nowak - oczywiście, wyróżnia się, ale jak jest zdrowy. Nowak to zawodnik bardzo kontuzjogenny, który naprawdę szybko łapie urazy i 2-3 mecze nie gra. A my takiego zawodnika już mamy - to Bartek Grzelak. Wskażcie mi zawodnika z ligi polskiej, który mógłby być rzeczywistym wzmocnieniem dla Legii. Jest taki? Jeśli jest, to gra w Wiśle albo w Lechu. Ewentualnie w Polonii, na przykład Jodłowiec. Ale za niego chcą milion euro.
A Robert Lewandowski? Rok temu był do wzięcia, chciał pan żeby grał w Legii?
- Ja wtedy nie znałem Roberta. Widziałem jego dwa mecze Znicza Pruszków, w jednym zdobył bramkę, ale poziom był fatalny, a on dobił piłkę z dwóch metrów. Poza tym naprawdę nic się nie działo. Dlatego nie uważam, że popełniłem jakiś błąd. Choć owszem, teraz potem pokazał, że ma bardzo duże umiejętności i chciałbym mieć go w drużynie, czego nigdy nie ukrywałem.
Jak nie pan, to kto popełnił błąd? Pruszków jest zbyt blisko Warszawy, żeby Lech sprzątał Legii dobrego zawodnika sprzed nosa.
- Takie sytuacje zawsze będą się zdarzały. Jest o nich szczególnie głośno, gdy zawodnik rzeczywiście coś pokaże. O tych, którzy się nie sprawdzą nikt nie mówi. Ja mogę natomiast powiedzieć o Rybusie i Borysiuku, którzy zostali kiedyś sprowadzeni do Legii i przebili się do pierwszego składu.
Mówi pan, że w Polsce nie ma takich piłkarzy, ale zaciąg hiszpański pokazuje, że zagraniczne transfery wcale Legii nie wypaliły.
- No ale kto mówi, że wypaliły? Klapa totalna! Ci goście nie grają, to nikt nie mówi, że to udane transfery. Nie były udane. Nie zapominajmy jednak, że byli to wolni zawodnicy.
Wolni byli też zimą Frankowski i Grosicki. Grają jednak w Jagiellonii?
- O Frankowskim nie myśleliśmy. Co do Grosickiego odnalazł się w Jagiellonii, ale wcześniej nie radził sobie w przeciętnej drużynie ze Szwajcarii. To, że Grosicki ma przede wszystkim szybkość i drybling na biegu nie oznacza jeszcze, że będzie wielkim piłkarzem. Po prostu mało jest tego typu zawodników w naszej lidze, dlatego on robi takie wrażenie. Natomiast nie jest to zawodnik, którzy odbierze piłkę, powalczy w defensywie, czy strzeli 10 bramek. On może strzelić 5. Podjęliśmy taką decyzję, że jeśli Jagiellonia będzie go chciała wykupić, to go wykupi, jeśli nie - wróci do nas.
Dlaczego odpuścił pan Puchar Polski?
- Nieprawda, nic nie odpuszczałem. Ktoś napisał, że chytry dwa razy traci, sugerując że ja byłem chytry. Odwrotnie, gdybym grał pierwszym składem z Ruchem i na Wiśle, to sami powiedzielibyście, że chciał zdobyć jedno i drugie, dlatego przegrał i to i to. W tej sytuacji, która wytworzyła się w tabeli - kiedy mieliśmy dwa punkty przewagi w lidze, a w pucharze pierwszy mecz przegraliśmy u siebie 0:1 - musiałem w Krakowie zagrać wypoczętym składem. Przypominam, że to był piąty z kolei mecz grany przez nas co trzy dni.
Co pan zrobi, gdy sytuacja się powtórzy i okaże się, że nie uda się pozyskać zawodników dających nadzieje na lepsze wyniki? Uderzy pan ręką w stół i powie: "panowie, ja dłużej nie będę firmował swoim nazwiskiem takiej prowizorki"?
- W klubie wiedzą, co ja myślę na ten temat. Rozmawiałem o tym zarówno z prezesem, jak i właścicielami. Z drugiej strony nie oszukujmy się, dla mnie jako trenera praca w Legii Warszawa to również jest wyróżnienie, nie każdy może tu być. Ale ja rozumiem, że w Legii zawsze wymagania będą największe, nawet choćbyśmy grali juniorami. I sezon bez trofeum zawsze będzie tu sezonem straconym.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.