Jan Urban: Więcej szacunku dla przeciwnika
30.03.2009 08:15
- Czym różnił się mecz z Górnikiem od spotkania z Odrą? Niczym. Tyle, że w tamtym strzeliliśmy gola, rywale musieli się odkryć, więc zdobyliśmy kolejne. Oczywiście mamy pewne problemy, nie mamy na boisku lidera. To widać gdy zwłaszcza gdy tracimy bramkę. Wtedy wszyscy spuszczają głowy, nie ma komu poderwać zespołu. Kibice ze mną jadą i maja prawo. Ale nie mogą tak traktować zawodników.A z tym konfliktem jest niestety tak, że wszyscy w pewnym momencie przeszli nad nim do porządku dziennego - opowiada w wywiadzie rzeka dla Przeglądu Sportowego trener Legii <b>Jan Urban</b>.
Słuchając tego, co ostatnio pan mówi, można odnieść wrażenie, że z Legią jest dobrze. W takim razie skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak, może nie źle, ale przeciętnie?
- Wszyscy wiemy, że mogło być lepiej. Jednak jeśli chodzi o grę, drużyna wygląda dobrze. Ale tu wszystko ocenia się przez pryzmat wyniku. Bo przecież ci rywale, z którymi graliśmy, nie byli aż tak wymagający. Ale tylko na papierze. To zespoły, które pokazały, że aby je pokonać, trzeba zagrać bardzo dobrze. Strata punktów nie wchodziła w rachubę. W teorii. Praktyka okazała się inna. Nie wykorzystaliśmy tej szansy, ale co zrobić? Gramy dalej.
Ale wszyscy dziwią się, że zespół nie zdobywa punktów, a pan cieszy się z gry.
- A co mam płakać? Jeśli zespół gra dobrze, to wiem, że jestem bliżej tego, aby wygrywał. W przypadku kiedy prezentuje się słabo i nie zdobywa punktów, to mam podwójną robotę. Meczu takiego jaki był z Górnikiem spodziewałem się. Miało nie być wielu sytuacji i nie było. Czym ten mecz różnił się od spotkania z Odrą? Niczym. Tyle, że w tamtym strzeliliśmy gola, rywale musieli się odkryć, więc zdobyliśmy kolejne.
Ale to jest Legia. Drużyna mająca w większości ponadprzeciętnych, jak na polskie warunki, piłkarzy. Ona ma wygrywać, a nie tłumaczyć się z wpadek.
- Chce mnie pan ciągnąć za język, żebym powiedział, że Legia musi wygrywać? Nie musi, bo jakby musiała, to wygrywałaby mistrzostwo co dwa czy trzy lata. Legia zawsze jest w czołówce, ale rzadko jest pierwsza. Wydaje mi się, że w Polsce brakuje szacunku dla przeciwnika. Odnoszę wrażenie, że wszyscy myślą, iż skoro gramy z ŁKS-em czy Jagiellonią, to muszą być trzy punkty. Nie! One mogą być, powinny być, ale nie muszą. To jest sport. Wiem, jesteśmy lepsi od tych zespołów. Ale więcej szacunku dla przeciwnika. Bo bez tego rywala, często o wiele słabszego, teoretycznie, od Legii, Wisły czy Lecha, byłoby nudno. Jak oni nie robiliby tych niespodzianek, to gasimy światło i idziemy do domu. Dlatego piłka jest interesująca. Dzięki Bogu nie grają na boisku budżety, a zawodnicy.
Legia nie ma lidera, przynajmniej w tych czterech meczach ligowych nie dało się go zauważyć.
- To musimy kupić (śmiech). Mam dwóch-trzech piłkarzy, którzy mogliby sprostać temu zadaniu. Brak zawodnika o takich predyspozycjach najlepiej było widać z Jagiellonią. Tracimy gola, zostaje nam dużo czasu wszyscy mają zwieszone głowy. Brakuje tych, co powiedzą: dawaj, jedziemy, odrabiamy.
Ale tacy nie przychodzą, trzeba ich wychować.
- Potrzebują czasu, by zdobyć zaufanie u kolegów Są też obcokrajowcy, którzy w pewien sposób nie pasują do roli liderów, nie potrafią się dobrze komunikować. To jest problem.
Jak duży?
- Jak zdobędziemy mistrzostwo, to nie taki duży. Jak nie, to większy.
Nie żałuje pan swojej decyzji podjętej w połowie poprzedniego roku, kiedy polecił pan wstrzymać rozmowy na temat nowego kontraktu z Aleksandarem Vukoviciem.
- Nie żałuję. Na pewno nie.
Przydałby się teraz?
- Wolałbym inny typ zawodnika, przede wszystkim pod względem piłkarskim.
Kiedy rozpoczął pan pracę w Legii, urzekł nas pan innym sposobem gry drużyny. Legia stwarzała widowiska. Teraz nie.
- Zgadzam się. Ale to też wiele zależy od predyspozycji zawodników, którzy potrafią się dostosować do takiego stylu gry. Kiedy przetrzymuje się piłkę, nie gra na dwa-trzy kontakty, nie jest się już tak widowiskowym. My potrafimy grać ładnie dla oka. Bez prowadzenia piłki, przetrzymywania jej. Rywal musi mieć jak najmniej czasu żeby zorganizować się w defensywie. Często zarzuca się nam, że za długo wymieniamy piłkę z tyłu. Ale jeśli nie ma się możliwości zagrania, to wolę taki sposób, niż kopnąć w kierunku pola karnego przeciwnika.
Ciężko znieść krytykę, jaka ostatnio na pana spadła?
- Nie mam z tym żadnego problemu. Myślę tylko i wyłącznie o drużynie i co zrobić, żeby było inaczej. Nie zgadzam się z reakcją kibiców i nie mogę przejść obok tego obojętnie. Oni mają prawo być niezadowoleni z trenera, proszę bardzo. Ale nie mogą tak traktować zawodników.
Jadą ostatnio z panem. Ostro.
- Jadą po jednym meczu. Do tej pory byli ze mną. Nie zawsze będzie niedziela i wszystko fajnie. Do meczu z Górnikiem nie było problemu, trener był super. Teraz jest inaczej i trudno. Jeśli było dobrze, jest źle, to dlaczego zaraz znowu ma nie być dobrze? Nie będę się chował, z tym także trzeba sobie poradzić, to pozwala zdobywać doświadczenie. Jeśli byłbym takim wrażliwym chłopczykiem, to rzeczywiście, nie spałbym, osiwiał. Nic z tych rzeczy. Za długo jestem w tym sporcie.
Czy nie za mało mówi pan o problemach, jakie ma pan w drużynie?
- A po co? To tanie wytłumaczenie. Jestem trenerem i mam wyciągnąć jak najwięcej z tego co mam, a nie lamentować i szukać problemów, bo mi nie kupili piłkarza. I szukać problemów z kierownictwem czy dyrektorem sportowym. Wiem, że z tymi zawodnikami, których mam, możemy powalczyć o mistrzostwo. Wszyscy mówią: słabe wyniki. Ale nie jesteśmy na straconej pozycji. Dalej wszystko zależy od nas.
Ale, pomijając wyniki, Legię coraz trudniej oglądać.
- Może. Bo wobec Legii zawsze była nie wiadomo jaka presja wyniku. Zawsze musiała być najlepsza. Trudno mi się z tym zgodzić. My gramy kombinacyjnie, sam im nie pozwalam wywalać piłki do przodu.
Ale to pan za to wszystko odpowiada swoją głową.
- Ale jeszcze nie teraz. Mogę mówić, że potrzebuję nowego zawodnika, ale czy go dostanę, to inna sprawa. Klub to zarząd, to drużyna, to kibice. Razem odnoszą sukces, a trener wcześniej czy później i tak przegrywa. Wszyscy muszą ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Odkąd pracuję w Legii, jest ten konflikt z kibicami. Ale ja na dobrą sprawę nie wiem, w jakim stopniu odbił się on na drużynie. Z poprzedniego sezonu wyszliśmy super. Bo niech mi nikt nie mówi, że z tamtą drużyną mogłem walczyć o mistrzostwo. A ten sezon? Może dla nas skończyć się i dobrze, i źle.
Spotkanie z Górnikiem było modelowym przykładem meczu, który wygrać mogą kibice.
- Kibic to potęga. Kibic to ktoś, kto tworzy widowisko, atmosferę, napędza innych, nakręca większe zainteresowanie. Ostatnio słyszałem opinię jednego z ekspertów, że nie rozumie Urbana, jak tłumaczy Paluchowskiego, że ten się spalił psychicznie, bo kibice źle go potraktowali. I ja wiem, że temu człowiekowi nie przetłumaczę, jak to jest grać, kiedy się z ciebie śmieją. Każdy, aktor, dziennikarz czy piłkarz, potrzebuje doświadczenia życiowego i zawodowego. Trzeba to zrozumieć.
Zdarzyło się tak, że pojechał pan do siedziby koncernu ITI, walnął pięścią w stół i powiedział: skończcie mi ten konflikt?
- Nie. Rozmawialiśmy do kiedy to będzie trwało, bo to nie jest normalne. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że wszyscy przeszliśmy nad tym do porządku dziennego.
Rozmawia pan z właścicielami klubu?
- Tak i nie ma między nami żadnych problemów. Czuję wsparcie, nie czuję presji. Jak przychodziłem do Legii, przyjęto mnie z klasą. I jeśli będziemy musieli się rozstać to w taki sam sposób.
Nie żal poświęcać Macieja Iwańskiego na defensywnego pomocnika?
- A nie żal byłoby zmienić Rogera czy Piotrka Gizę? Przecież próbowałem innych rozwiązań. Zmieniam, szukam. Dzisiaj dostałeś szansę, jak ją wykorzystałeś, to ja ciebie nie mogę ruszyć i mam ból głowy.
A co z Iwańskim?
- Maciek nie jest jeszcze w swojej optymalnej formie. Chociaż wskaźniki fizyczne za mecz z Górnikiem Zabrze mówią, że już powinno być dobrze. Osiągnął podobne do tych najlepszych z rundy jesiennej.
Patryk Małecki po meczu Wisły z Cracovia powiedział, że nikt nie chciałby być w szatni wiślaków w przerwie tego spotkania. Może pana zawodnikom potrzebny jest jakiś wstrząs?
- Oby nie za często. Wiem, kiedy trzeba ruszyć na zawodnika i go obudzić, a kiedy nie. Zresztą wiecie, że potrafię się wkurzyć, oglądacie treningi. Ale nie mogę stracić głowy, a potem przepraszać. Do zawodnika zawsze podchodzę z szacunkiem.
W takim razie co mówi pan Chinyamie?
- To, co wszyscy by chcieli. Żeby chłopak trochę popracował w defensywie i więcej biegał. Bo on potrafi się odnaleźć w grze ofensywnej. Ma umiejętność stworzenia sytuacji, ale i zmarnowania.
Choćby jego przykład pokazuje, że zespół nie jest jednością.
- Nie zgodzę się, chociaż wiem, że reszta drużyny ma do niego pretensje. Tylko z drugiej strony, jak zacznie zasuwać w defensywie, to może zabraknąć mu sił na ofensywę.
Obawia się pan o stanowisko?
- Mogę się obawiać, że ktoś mi powie, iż nie przykładam się do mojej pracy. Jestem zależny od wyników, ale przecież to wiemy wszyscy. Ja nie mam wpływu na to, jak ocenią mnie moi przełożeni. Mam siedzieć i myśleć, że zaraz mnie wyleją? Co to, to nie. Krytyka... Byłem po meczu z Górnikiem w hospicjum... Widziałem tam ludzki dramat. I ja mam się czymś przejmować? Mówię zawodnikom, którzy narzekają: ty masz problemy? To idź do szpitala, na oddział onkologii, to zobaczysz, jak życie wygląda. To potrafi postawić do pionu.
Postawiły pana do pionu ostatnie mecze?
- Gdybyśmy grali kiszkę, to pewnie tak by było. Nigdy nie powiem, że piłkarze nie walczyli. Wiedzą, że jak ktoś spróbowałby przejść obok meczu, to od razu na niego ruszę...
Coś ostatnio coraz mniej się pan uśmiecha.
- Sam to zauważyłem. Jak wróciłem do Polski byłem zupełnie inny. Zaczyna zżerać mnie ta codzienność, polski styl bycia. W Hiszpanii też wszyscy mają problemy, ale jak gościa zapytasz co u niego, odpowie, że wszystko super. Przegrasz mecz, może ktoś w myślach pomyśli coś złego, ale przyjdzie do ciebie i powie: mala suerte, zabrakło szczęścia. Tak podchodzą do życia. Lepsze to, niż gryźć się, dobijać.
Rozmawiał: Adam Dawidziuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.