Janusz Gol: Chcę poprawić jakość gry
05.02.2013 13:15
Odnoszę czasem wrażenie, że jesteś człowiekiem o dwóch twarzach. W mediach jesteś cichy, małomówny, a w drużynie sprawiasz wrażenia faceta będącego na luzie i często żartującego.
- Faktycznie, moja osoba nie pojawia się tak często w mediach. Nie muszę co drugi czy trzeci dzień udzielać wywiadów. Nie jest mi to potrzebne. W drużynie jestem dwa lata, aklimatyzacja przebiegała bardzo dobrze. Jestem w świetnej drużynie, w której zawsze jest z kim pożartować. Nie ma się co dołować, lepiej wszystko brać na wesoło, bo dzięki temu jest po prostu ciekawiej.
Z tej dowcipnej strony, pokazałeś się ostatnio w jednym z materiałów ze zgrupowania, kiedy to chciałeś ucinać palca Arturowi Jędrzejczykowi.
- Pojawił się taki motyw. Bolał go palec, więc chciałem coś zrobić, ale udało się oszczędzić tę część ciała, aby „Jędza” dalej mógł grać w piłkę.
W jednym z wywiadów, wspomniałeś, że masz kłopoty z nawiązywaniem kontaktów.
- Ostrożnie dobieram znajomych, kolegów i przyjaciół w życiu prywatnym. Nie wygląda to jednak najgorzej jeżeli mówimy o drużynach, w których występuje. Bardziej chodzi o to, co jest poza futbolem, różnie z tym bywa.
Wspomniałeś już, że aklimatyzacja przebiegała w odpowiednim tempie, ale wielu ludzi zarzucało ci wręcz, że za wolno wkomponowujesz się w nową drużynę.
- Trudne były pierwsze miesiące, bo występowałem mało. Mój okres przygotowawczy do rundy wiosennej był zachwiany przez perturbacje z moim transferem z Bełchatowa do Legii. Potrzebowałem trochę czasu, aby dojść do siebie. Później wszystko szło już w dobrym kierunku i teraz jest jak należy.
Ostatnio była chyba szansa na przechodzenie kolejnej aklimatyzacji, bo dostałeś propozycję wyjazdu do Rosji.
- Nie znam do końca tematu, a nie chcę rozpowiadać też głupot. Na razie jestem piłkarzem stołecznego klubu, tak raczej będzie przez najbliższe pół roku. Ogólnie, mam umowę jeszcze na 1,5 sezonu, więc zobaczymy co będzie dalej. Teraz zostaje i zamierzam walczyć o mistrzostwo.
Jak zapatrujesz się na ewentualny wyjazd w przyszłości?
- Jestem już dosyć zaawansowanym wiekowo zawodnikiem. Chciałbym spróbować swoich sił poza granicami Polski, ale wszystko przychodzi w swoim czasie.
Myślałeś o konkretnej lidze? Masz jakieś ulubione rozgrywki w Europie, które obserwujesz najchętniej?
- Wiadomo, że każdy stara się mierzyć jak najwyżej. Nie chcę się jednak nie bujać w obłokach, wolę myśleć realnie. Są dwa kierunki, zachód i wschód (śmiech). Zacznijmy jednak od tego, że abym mógł gdzieś iść, to muszę najpierw dostać ofertę. Najpierw trzeba wywalczyć pierwszą lokatę w Ekstraklasie, a potem myśleć o wyjazdach. Taka jest kolejność według mnie.
Od dwóch lat jesteś w Legii. Jak wielką różnicę odczuwałeś po przenosinach z Bełchatowa, do Warszawy?
- W stolicy jest duża presja na wynik, liczy się jedynie mistrzostwo. Inne miejsce niż pierwsze, nikogo nie interesuje. Zarówno kibice, jak i władze klubu wymagają odpowiednich rezultatów. W GKS-ie było inaczej, ale miło wspominam okres gry w ekipie Brunatnych.
Presję przeżyłeś na własnej skórze. Po powrocie z Moskwy byłeś królem stolicy, a w ostatniej rundzie stałeś się chyba najczęściej krytykowanym graczem Legii…
- Ciężko odczuć czy zbieram najwięcej gwizdów z całej drużyny. Po wygranej nad Spartakiem, faktycznie moja osoba była przez moment na pierwszym planie. Potem też nie było źle, bo gra była niezła. Fajny był początek bieżącego sezonu w moim wykonaniu, dostałem nawet powołanie na mecz z Estonią. Potem jednak zabrakło dla mnie miejsca w wyjściowej jedenastce Legii. Forma trochę spadła, a ja musiałem wszystko nadrabiać na treningach. Wiadomo, że w Polsce nie gramy co trzy dni, więc robił się kłopot.
Odczułeś to zmniejszenie przychylności kibiców wobec twojej osoby?
- Fani oczekiwali przynajmniej takiej gry jak w zeszłym sezonie. Początek był fajny, a potem... to już każdy widział. Kontuzja Ivicy Vrdoljaka pozwoliła mi wskoczyć do składu i po dwóch spotkaniach osiągnąłem optymalny poziom, ale potem… liga się skończyła. Szkoda, bo byłem w niezłej dyspozycji. Od stycznia znowu pracuję nad jakością swojej gry.
Byłeś jednym z wygranych zgrupowania w Ayia Napie.
- Od początku chciałem ruszyć z porządnymi przygotowaniami. W sparingach nie było jeszcze tak, jak chciałbym żeby moja gra wyglądała. Były fajne momenty, ale przeplatane słabszymi. Pracowaliśmy też dużo nad przygotowaniem fizycznym i nie wszystko mi jeszcze wychodziło. Przed nami zgrupowanie w Hiszpanii, gdzie będziemy już rywalizować o miejsce w podstawowym składzie.
Co ci nie wychodziło na Cyprze? Które elementy gry są do poprawy?
- Na pewno podejmowanie decyzji. Nie raz próbowałem wziąć na siebie na przykład dwóch rywali, nie zawsze mi się to udawało i przez to narażałem drużynę na kontratak rywali. Jeżeli jednak zacznie mi to wychodzić później, w meczach o stawkę, to zespół będzie miał z tego pożytek, a ja będę lepiej grał.
Na której pozycji czujesz się najmocniejszy? Jako defensywny pomocnik od rozbijania ataków rywali czy może jako ten bardziej wysunięty przed graczem odpowiedzialnym za destrukcję?
- Mogę zagrać na każdej pozycji w środku pola, jak zresztą już w Legii bywało. Najlepiej czuję się jednak w roli łącznika defensywy z atakiem. Zaznaczam jednak, że gra przed stoperami nie jest mi obca. Optymalna jest jednak rola centralnego pomocnika.
Można zauważyć, że im więcej masz pewności siebie, im częściej stawia na ciebie szkoleniowiec, tym lepiej prezentujesz się na boisku. Potrzebujesz takiego komfortu psychicznego?
- W zeszłej rundzie, zdarzyło się, że nie grałem przez trzy mecze, dostałem szanse w spotkaniu z Wisłą Kraków i zagrałem dość dobre spotkanie – bez fajerwerków, ale z asystą przy golu na 2:0. W kolejnym pojedynku siadałem jednak na ławce rezerwowych i nawet nie powąchałem boiska… Muszę chyba robić więcej, aby przekonać trenera do swojej osoby.
To jak układa się współpraca z Janem Urbanem?
- Na początku trener sporo ode mnie wymagał. Nie zawsze przekładało się to na moją dyspozycję. Z czasem ta współpraca zaczęła się zazębiać i myślę, że będzie coraz lepiej.
W którym koledze widzisz największego rywala w walce o pierwszy skład?
- Trudno powiedzieć. Na środku może występować wielu zawodników: Ivica Vrdoljak, Dominik Furman, Daniel Łukasik, Miro Radović, a nawet Danijel Ljuboja. Trzeba rywalizować z każdym, bo zawsze jest szansa, że ktoś będzie w słabszej dyspozycji. Wtedy zadaniem jest wskoczyć do wyjściowej jedenastki i starać się nie oddać w niej miejsca.
Odejście Rafała Wolskiego nawet nic nie zmienia, bo i tak Legia radziła sobie jesienią bez niego.
- Przez pół roku udało nam się zrobić dobry wynik mimo braku Rafała. Wolski byłby dużym wzmocnieniem zarówno jesienią, jak i wiosną. Wybrał jednak Włochy i oby rozwijał się jak najszybciej, miło byłoby go oglądać na europejskich obiektach.
Myślisz, że dobrze robi? Ostatnio tylko się leczył, nie grał, ma pewne zaległości.
- Z tego co wiem, Rafał miał różne opcje odejścia z Legii. Ostatecznie od zimy przeniósł się do Fiorentiny i niech rozwija się jak najlepiej, to jego zadanie. Jeżeli przez kolejne dwa lata będzie się stawał jeszcze lepszy, to o jego przyszłość piłkarską jestem naprawdę spokojny.
Jego droga piłkarska była zupełnie inna od twojej. On grę w lidze zaczynał młodo, a ty do Ekstraklasy trafiłeś w starszym wieku.
- Dokładnie to w wieku 23 lat, kiedy trafiłem do GKS-u Bełchatów - był to dla mnie ostatni gwizdek na wskoczenie do Ekstraklasy. Możliwe, że już wcześniej trafiłbym na najwyższy szczebel rozgrywek, ale przekreśliły to dwa złamania nogi. Widocznie tak musiało być. Jestem zadowolony z tego co mam i gdzie jestem.
Jak reagujesz na negatywne opinie i teksty w stylu „piłkarz-sinusoida”, który wyrobił sobie nazwisko na bramkach w Moskwie i we Wrocławiu?
- Takiego określenia akurat nie słyszałem (śmiech). Różni ludzie, różnie o mnie mówią. Gol w Moskwie, był ważny indywidualnie dla mnie, ale i istotny dla zespołu. Potem, dołożyłem też kilka trafień w lidze, więc poprzedni sezon był dla mnie obfity. Wcześniej strzelałem po jednej bramce w roku. Postęp był duży. Nie można oczekiwać ode mnie, że w każdym meczu będę trafiał do siatki, bo mam też wiele zadań w defensywie ze względu na pozycję na boisku. Trzeba skupiać się na wszystkich aspektach gry.
Notujesz czasem sporo strat. Zdarza się, że wiele osób obwinia cię o straty bramek.
- Przypominam sobie tylko jedną czy dwie sytuację, za którą można mnie stuprocentowo winić. Wiadomo, że gra cała drużyna i nie można zwalać wszystkiego na jedną osobę. Duża ilość niecelnych zagrań wynika z tego, że często ryzykuję i nie wybieram najprostszych rozwiązań. Niektórzy zastanowiliby się dwa razy nad samym pomysłem, a ja staram się od razu podawać. Nie wyjdzie, to trudno. Ale jeśli się uda, to jest dogranie, które zostaje zapamiętane. Prostopadła piłka z głębi pola potrafi decydować o losach meczu.
Jakie jest podejście Jana Urbana do tych zagrań? Ty sam zamierzasz ograniczyć ryzyko czy nadal podawać jak podawałeś?
- Cały czas tak gram, więc nie będę zmieniał stylu gry. Są momenty, w których potrzebna jest ostrożność, ale jeżeli wynik i gra zespołu pozwala, to czemu nie zaryzykować? Mogą z tego wyjść wymierne korzyści. Warto próbować i nie mam się czego bać.. Taka jest piłka, że coś może się czasem nie udać. W innych ligach piłkarze starają się jakoś zagrać dwa-trzy razy, nie wyjdzie im, to próbują się poprawić i wreszcie mogą podać tak, że ręce same będą składały się do oklasków.
Jakiś plan na tę zbliżającą się rundę?
- Mistrzostwo Polski. W zeszłym roku, byliśmy bardzo blisko wygranej, ale się nie udało. Teraz musimy utrzymać przewagę, grać jeszcze lepiej i zdobyć upragnione pierwsze miejsce.
Jakie cechy, według samego siebie, musisz poprawić, aby wskoczyć na swój wyższy poziom?
- Na pewno skuteczność. Potrafię sobie stworzyć okazję do strzelania goli, ale brakowało mi umiejętności umieszczenia futbolówki w siatce. W zeszłym sezonie mój dorobek bramkowy mógł być wyższy. Pracuję teraz nad tym. Trener też wcześniej tego ode mnie wymagał, staram się zdobywać więcej goli na zajęciach. Ostatnio wychodzi mi to podczas ćwiczeń jak i w sparingach, więc może będzie dobrze, ale nie chcę zapeszać.
Porównałbyś ekipę Jana Urbana z zespołem Macieja Skorży?
- To ciężkie do zrobienia. Obie drużyny grają inaczej, były też zmiany w składzie, ale cały czas jest ten sam cel. Która ekipa była lepsza? Dowiemy się na koniec sezonu. W poprzednich rozgrywkach, braliśmy też udział w Lidze Europy, graliśmy co trzy dni i kosztowało nas to wiele sił. W Polsce mało kto gra tak dużo. Przez to, jesienią nie zawsze udawało się osiągać korzystne rezultaty. Po potyczkach na arenie międzynarodowej, osiągaliśmy gorsze rezultaty w kraju.
Mogę wysnuć wniosek, że wolisz grać jeden mecz w tygodniu?
- Nie. Biorę pod uwagę tamten sezon i lepiej grać co trzy dni. Dzięki temu, cały czas jest się w rytmie meczowym. Wtedy jest jeden trening, rozruch przed oraz po meczu i można grać. Tak się dzieje w Anglii, Hiszpanii czy w Niemczech, gdzie mają jedną przerwę. U nas niestety tak nie jest, zimą trzeba budować formę od nowa, ale zdecydowanie wolałbym grać częściej.
Wiele mówi się ostatnio o zmianach w lidze po to, aby grało się częściej. Pomysły są różne…
- Jeżeli chodzi o stronę sportową, byłoby to na plus dla polskiej ligi. Lepsze byłoby to też dla kibiców i zawodników. Nam dawałoby to większą pewność siebie oraz częstszą okazję do zdobywania doświadczenia. Mogłoby to trochę zmniejszyć różnicę między Polską, a ligami zachodnimi.
Jak oceniasz pozyskanie Tomasza Brzyskiego oraz Bartosza Bereszyńskiego?
- Tomek jest doświadczonym ligowcem, który będzie solidnym rywalem dla Kuby Wawrzyniaka. Myślę, że to będzie mocny punkt naszego zespołu i pomoże nam w zdobyciu mistrzostwa Polski. Bereszyński podjął trudną decyzję i skoro już do nas trafił, to musimy pomóc mu w aklimatyzacji żeby łatwiej zaadaptował się w Warszawie i był dla nas wzmocnieniem.
A co odpowiesz twierdzącym, że Legia już jest mistrzem Polski wobec słabości rywali.
- Nie możemy powtórzyć sytuacji z zeszłego roku. Mieliśmy osiem punktów przewagi, a zaliczyliśmy długą serię remisów… Musimy dbać o to, aby walczyć o mistrzostwo. Trzeba zmazać plamę na naszym honorze z zeszłego roku i pokazać, że to był brak farta.
Uczciwe jest chyba twierdzenia Jana Urbana o tym, że do mistrzostwa zostało 15 kroków.
- Jak najbardziej, to dobre stwierdzenie. Do każdego meczu trzeba podchodzić z nastawieniem walki o wygraną, tylko to przybliży nas do mistrzostwa.
Z kim z drużyny się najlepiej dogadujesz?
- Z każdym staram się mieć dobry kontakt. Dobrze układają się moje stosunki z Arturem Jędrzejczykiem, wcześniej też z Rafałem Wolskim. Fajnie rozmawia się też z Markiem Saganowskim, Dicksonem Choto i Tomkiem Kiełbowiczem
Starszyzna.
- No tak, starszyzna, ale z młodszym pokoleniem też mam niezły kontakt.
A przygoda z reprezentacją jest zadowalająca dla ciebie?
- Mam mały niedosyt. Na początku rundy dostałem powołanie na mecz z Estonią, podczas którego zagrałem około 20 minut. Potem zmieniła się moja sytuacja w Legii i muszę teraz pracować, aby dać chociaż trochę do myślenia Waldemarowi Fornalikowi, aby warto było spojrzeć jeszcze na moją osobę w kontekście kadry narodowej.
Po cichutku nie liczyłeś na wyjazd na zgrupowanie reprezentacji w krajowym składzie?
- Ciężko było na to liczyć. Szansę dostali nasi młodzi środkowi pomocnicy czyli Daniel Łukasik i Dominik Furman. Na razie chcę wywalczyć sobie miejsce w Legii i dobrymi występami dać do myślenia selekcjonerowi.
Odejdźmy na chwilę od futbolu. Jaki jest Janusz Gol prywatnie?
- Jestem spokojnym człowiekiem żyjącym w Warszawie. Pokus w stolicy jest wiele, ale nie ciągną mnie one. Mieszkam tutaj z narzeczoną Dorotą. Ona się tu uczy, a ja pracuję. Wszystko wygląda w porządku.
Dodatkowo jesteś fanem rapu i hip-hopu.
- Lubię słuchać tego rodzaju muzyki. Pasuje mi zarówno polski jak i zagraniczny rap. Nie zamykam się jednak na inne rodzaje i zdarza się, że skorzystam też z tego co akurat wpadnie w ucho.
Wiadomo, że często rap opowiada o zwykłym życiu. Te teksty potrafiły dodawać siły albo otuchy w niektórych momentach?
- Kiedy człowiek się wsłucha, to gdzieś tam znajdzie element swojego życia. Nieraz utwory podtrzymywały na duchu i pomagały w utrzymaniu się na powierzchni, kiedy przychodziło zwątpienie.
Myślisz już o ślubie?
- Powolutku to planujemy. Być może stanie się to w przyszłym roku lub za dwa lata. Ona musi sobie ułożyć szkołę, a ja akurat pracuję w Legii, ale nie wiadomo gdzie będę później. Na razie nie chcemy przeszarżować.
Warszawa jest dla ciebie dobrym miastem do życia? Trochę większe korki niż w Świdnicy lub Bełchatowie…
- Na początku miałem kłopoty z przestawieniem się na większe miasto. Bełchatów czy Świdnica, to małe miasta, ale szybko przyzwyczaiłem się do nowych realiów.
Razem z Arkadiuszem Piechem jesteście rozpoznawalni w Świdnicy, można was nazwać twarzami miasta?
- Takie określenie, to może przesada, ale ludzie nas rozpoznają. Kilka słów zdarzy nam się tam usłyszeć od kibiców miejscowych drużyn, gdzie graliśmy razem z Arkiem. Przyjemnie wraca się do domu.
Dwa marzenia – jedno piłkarskie, drugie prywatne?
- Piłkarskie – zdobycie mistrzostwa kraju z Legią. Prywatne? Żeby zdrówko dopisywało mnie, mojej narzeczonej i całej rodzinie. Wiadomo co się dzieje na świecie, są różne choroby. Oby nas nigdy nie dotknęły, a wtedy będzie dobrze. A poza tym to chciałbym założyć rodzinę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.