Jarosław Niezgoda: Przekonuję do siebie bramkami
08.11.2019 10:25
- Najtrudniejszy czas? Gdy pojawiały się obawy, że już nie wrócę do piłki na wysokim poziomie. Tak długo się to ciągnęło, że rodziły mi się w głowie takie myśli. Na szczęście nie było aż tak źle, abym planował inny scenariusz na życie. Spotkałem osobę, która pomogła mi to przetrwać. Nie wiem, jak poradziłbym sobie przez ten okres bez Izy, mojej dziewczyny, bo bywało, że kompletnie nic nie byłem w stanie zrobić. Mówię o kontuzji pleców, bo ablacji serca nawet nie liczę. Ten zabieg brzmiał najpoważniej, ale nie miałem żadnych objawów ani przed nim, ani po, nic mi teraz nie dolega, dlatego szybko o tym zapomniałem. Natomiast plecy były naprawdę uciążliwe, po 10 minutach chodzenia nie byłem w stanie postawić kolejnego kroku. To wszystko działo się po moim bardzo dobrym sezonie, w którym strzeliłem 13 goli. Może do klubu wpłynęłaby oferta na wyjątkowy transfer? Nic się nie dzieje jednak bez przyczyny. Zostałem w Warszawie, poznałem Izę. Gdybym wyjechał, pewnie byłbym sam.
...
- Kiedyś oglądałem Legię z trybun i muszę uczciwie przyznać, że wówczas sądziłem, że dam sobie radę. Zderzyłem się jednak z rzeczywistością. Okazało się, że przeskok z drugiej ligi do ekstraklasy nie jest taki oczywisty. Przychodziłem do zespołu, który był mistrzem Polski, który miał w ataku: Nemanję Nikolicia i Aleksandara Prijovicia. Podczas zimowego zgrupowania było jeszcze OK, ale kiedy wróciliśmy do Warszawy, zwątpiłem w siebie. Czułem że odstąję, że brakuje mi szybkości, dynamiki, zaczęły się małe urazy, przeciążenia.
Myślałeś: co ja robię tu?
- Każdy tak o mnie myślał. Którego z zawodników byś o to nie zapytała, musiałby przyznać, że widząc mnie na treningach, zastanawiał się, jakim cudem trafiłem na Łazienkowską. Brakowało mi tego, co mam najlepsze, czyli szybkości. Czułem się po prostu słabszy. Jedni w tej sytuacji motywują, inni pytają wprost: co ty tu robisz.
Czego nauczył cię czas spędzony na wypożyczeniu w Ruchu?
- Zobaczyłem, że umiem grać w piłkę, że mogę występować w ekstraklasie, wcale nie muszę wracać do Puław. Uwierzyłem w siebie. Pewność siebie jest nąjważniejsza, to dało mi bardzo dużo.
Czujesz się ofiarą kamizelek GPS?
- Kiedy patrzę na wyniki, najbardziej razi pokonany przeze mnie dystans. Czasem po zejściu z boiska myślę, że szybko biegałem, dobrze wyglądałem, ale patrzę na wyniki, powtórki meczu i widzę zupełnie co innego. Wiadomo, jak się poruszam. Gdyby puścić pół godziny mojego meczu, to czasem ktoś mógłby się zastanawiać, czy ja w ogóle potrafię grać w piłkę. Ale taki mam styl. Nie jestem cały czas pod grą. Kluczowe są czasem momenty. Wielu trenerów próbowało coś zmienić w mojej grze. Nie znaczy to, że nie jestem otwarty na na naukę, nie o to chodzi. Taki jestem. W końcu trenerzy się do mnie przekonują i czerpią z moich mocnych stron. Przekonuję ich bramkami.
Jaki był dla ciebie początek tego sezonu?
- Trudny. Miałem uraz, przez dwa tygodnie pozostawałem wyłączony z gry. Nie byłem w najwyższej formie. To frustrujące. Potem nie grałem, ale biorąc pod uwagę, jak wypadłem w meczach z Koroną i Śląskiem, rozumiałem dlaczego. Trener Vuković we mnie wierzy. Wiem to, ale na pewno nie dostanę nic za darmo. Teraz mamy potwierdzenie: niby byłem pierwszym napastnikiem, ale Jose Kante dobrze wyglądał, zdobywał bramki i to on wskoczył do składu.
Zapis całej rozmowy z Jarosławem Niezgodą z cyklu "Chwila z..." można przeczytać w piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.