Kacper Chodyna: Z Legią mam szansę grać w pucharach, a nie oglądać je w telewizji
05.07.2024 11:00
Pochodzisz z małej miejscowości, jesteś wychowankiem Iny Ińsko. Z tego klubu w wieku 11 lat wyjechałeś do Mediolanu? Zobaczyłeś zupełnie inny świat. Jakie to zrobiło na tobie wrażenia, co ci to dało?
- Wrażenie było niesamowite, ale nie mogło być inaczej. U nas nawet takich boisk nie było wówczas w Polsce, jak te w Mediolanie. A co dopiero w Inie. Miałem wtedy 10-11 lat, a we Włoszech opiekowało się mną kilku trenerów. Mieliśmy możliwość być na meczu Milanu z Bari, było 0:0 ale patrzyliśmy na Ronaldinho, na to jak funkcjonuje. Drużyna rozgrzewała się gdzieś z boku, a Ronaldinho na środku boiska podbijał sobie piłkę, bawił się nią. Dla mnie to był wtedy kosmos, pozostały wspomnienia nie do zapomnienia.
- W sumie byłem tam dwa razy. Najpierw na takim obozie z samymi Włochami, musiałem się na nim pokazać z jak najlepszej strony. Do dalszego etapu wybrano osiem osób, w tym gronie byłem również ja. Potem przyleciałem na drugi etap - zorganizowano nam turniej dla zawodników z różnych krajów. Wtedy zobaczyłem, że nie odstaję od rówieśników. Nabrałem wiary we własne umiejętności, w swoją wartość. Dotarło do mnie, że jestem w stanie grać na niezłym poziomie. To był dla mnie taki bodziec, który miał duży wpływ na dalsze moje życie piłkarskie.
W jaki sposób zainteresowali się tobą ludzie z Lecha Poznań?
- Dzięki grze w kadrze wojewódzkiej. Reprezentowałem Zachodniopomorskie skąd pochodzę, graliśmy mecz z kadrą Wielkopolski. Na takich meczach zawsze pojawiał się skaut z Lecha Poznań. Dostrzeżono mnie oraz kolegę i razem trafiliśmy do Poznania.
Pięć lat spędziłeś w Lechu Poznań - w juniorach i rezerwach. Skoro trafiłeś do Legii Warszawa to znaczy, że nie zdążyli cię wychować w Poznaniu w nienawiści do Legii?
- Nie, absolutnie nie. Wiem co śpiewają kibice przy ul. Bułgarskiej, ale nie jest tak, że wychowywano nas w akademii ucząc nienawiści do Legii. Nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście mecze Lecha z Legią, nawet na poziomie juniorów, mocniej elektryzowały. Ale był szacunek, nikt nikogo nie wyzywał, nie prowokował. Zresztą razem z chłopakami z Legii jeździliśmy na młodzieżowe kadry i razem się trzymaliśmy - miałem dobry kontakt z Sebastianem Szymańskim, dobrze dogadywałem się też z Mateuszem Bondarenką, który był wówczas w Legii.
W drugim Lechu grałeś w jednym zespole z Moderem, Puchaczem, Jóźwiakiem, Kurminowskim czy Gumnym. Trenowałeś co jakiś czas z pierwszym zespołem. Ale przebić ci się do jedynki nie udało. Masz jakieś przemyślenia czemu tak się stało?
- Miałem dużą konkurencję, rywalizacja była naprawdę mocna. Co roku zdobywaliśmy mistrzostwo juniorów młodszych, w starszych rywalizowaliśmy o tytuł z Legią i różnie bywało. Ze składu, który mieliśmy, 20 zawodników gra na poziomie I ligi i wyżej. To pokazuje, jak silną mieliśmy pakę.
- A czemu się nie udało? Nie widziałem wtedy szansy na to, że tak szybko dojdę do pierwszego zespołu i zacznę grać. Wówczas nie było jeszcze obowiązku gry młodzieżowca, możliwości było więc nieco inne niż obecnie. Przede mną był Kamil Jóźwiak, uznawany w akademii za ogromny talent i jemu przede wszystkim budowano ścieżkę prowadzącą do szansy w pierwszej drużynie. Uznałem, że mnie do ekstraklasy o wiele bliżej będzie z Zagłębia Lubin.
Trafiłeś do Lubina i niemal od razu zostałeś wypożyczony do Bytovii - na pół roku. Ale to nie była dobra decyzja.
- Zgadza się, to był stracony czas. Późno tam odszedłem, potem tego żałowałem. Ale trudno było mi się porozumieć z władzami klubu, aby było to wcześniej. Do Bytovii trafiłem w 7. lub 8. kolejce, drużyna była liderem rozgrywek, trener nie chciał więc niczego zmieniać, dokonywać jakichś zmian. Młodzieżowcem był tak rok starszy ode mnie Julek Letniowski, świetnie się pokazywał w tej I lidze. Trudno mi było wskoczyć do gry.
Powiedz co ciekawego można robić wieczorami w Bytowie?
- (śmiech) nie ma tam naprawdę nic ciekawego. Co najwyżej można iść na spacer na rynek.
Lubin to było dobre miejsce do rozwoju?
- Myślę, że bardzo dobre miejsce. Dostałem tam szansę gry, nikt nie miał z tym problemu. Jest tam dużo Polaków, więc młodemu chłopakowi łatwiej się tam odnaleźć. Nie ma też takiej presji, jak w tych największych klubach.
W Lubinie twoja kariera nabrała rumieńców, zacząłeś regularnie grać, właściwie przez cztery sezony grałeś wszystko od deski do deski i miałeś fajne liczby. Komu najwięcej zawdzięczasz?
- Na pewno jedną z takich osób jest trener Martin Sevela, który odważniej na mnie postawił. Ten wybór nie był taki oczywisty. Byłem skrzydłowym, a szkoleniowiec ustawiał mnie na boku obrony. Nie byłem początkowo przekonany do takiej roli, ale czas pokazał, że źle nie było. Wszyscy podkreślali, że nieźle wyglądałem na boku defensywy. Duże podziękowania dla trenera, że dał mi tam szansę. Później swoją pracą zasłużyłem na to, że powoli dobijałem się do gry na swojej nominalnej pozycji czyli na skrzydle. W końcu zacząłem grać z przodu regularnie i liczby zaczęły się pojawiać.
Najpierw grałeś na prawej obronie, potem na prawym skrzydle. Czyli jesteś idealnym wahadłowym do systemu, którym gra Legia?
- Taką mam nadzieję, i myślę, że będę do tej roli pasował. Podoba mi się ta pozycja, coraz więcej zespołów gra w tym ustawieniu. Lubię oglądać mecze drużyn z Premier League, podpatruję piłkarzy grających na tej pozycji. Być może, to jest moja docelowa pozycja na boisku. Troszkę tej obrony liznąłem, w ataku też sporo grałem. Teraz jestem pośrodku i to może być optymalna rola dla mnie.
Grasz głównie z prawej strony, ale próbowany jesteś też po lewej. Jesteś gotów do zmiany stron czy potrzebujesz jeszcze czasu by się nauczyć pewnych mechanizmów?
- Z prawej strony czuję się pewniej, wiem jak się ustawiać. Po lewej stronie jeszcze dobrze tego nie czuję. Ale treningi pokazały, że dobrze się czuję w tej roli, że ta pozycja daje mi dużo możliwości.
Za czasów trenera Waldemara Fornalika dwa razy wygrałeś klasyfikację kanadyjską, pełniłeś też w czterech meczach funkcję kapitana. Doszedłeś w Lubinie do takiego momentu, że uznałeś iż czas na zmiany i kolejny krok w karierze?
- Tak, już rok wcześniej troszkę przebierałem nogami i chciałem zmienić otoczenie. Zostałem jeszcze na jeden sezon by wzmocnić swoją pozycję w lidze. To się udało, zostałem liderem klasyfikacji asystentów. I teraz był idealny moment, aby spróbować czegoś więcej.
Myślałeś o zagranicy?
- Na pewno tam spoglądałem. Miałem ofertę z Rakowa Częstochowa. Ale zależało mi na ty, by trafić do zespołu, który będzie rywalizował w europejskich pucharach, by się sprawdzić na tle zespołów zagranicznych. Legia daje taką możliwość. A gdy zobaczyłem bazę Legii, łatwiej było mi podjąć decyzję o przenosinach. Rozmawiałem z trenerem Goncalo Feio, przedstawił mi plan na mój rozwój i wykorzystanie moich umiejętności w Legii. Spodobała mi się ta wizja.
Wspomniałeś o ośrodku treningowym. Która baza wypada najlepiej? W Mediolanie, we Wronkach, w Lubinie czy w Książenicach?
- Zdecydowanie najlepsze wrażenie robią Książenice, choćby dlatego, że w bazie Legii jest wszystko jeszcze nowe, świetnie się prezentuje. Wronki mają podobny obiekt, ale tam boiska dzieli się na te we Wronkach i Popowie - tam jest kilka boisk. Ale tam ośrodek nie jest tak nowoczesny jak w Książenicach.
Kilka lat temu Legia z Zagłębia wykupiła Bartosza Ślisza za 1,8 mln euro. Ta kwota długo mu ciążyła, wiele osób mu to wypominało. Teraz Legia wykupiła ciebie za 860 tys euro. Tobie ta kwota nie będzie ciążyć?
- Myślę, że nie. Bartek był najdroższym transferem wewnątrz ekstraklasy. U mnie tak nie jest, więc i presja jest mniejsza. Miałem klauzulę wpisaną w kontrakt, trzeba było więc za mnie zapłacić, ale przychodzę tutaj, by pokazać się z jak najlepszej strony i dać klubowi to, czego potrzebował. Chodzi o wzmocnienie pozycji wahadłowego, Paweł Wszołek nie miał kogoś na stałe do rywalizacji. Mam nadzieję, że teraz już będzie miał. Na pewno obaj będziemy się wzajemnie napędzać, a rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Jesteś z zespołem już parę tygodni. Jak się wkomponowałeś z drużynę?
- Znałem z zespołu tylko Dominika Hładuna, resztę chłopaków tylko z widzenia, albo z boiska. Bliższych relacji nie mieliśmy. Ale fajnie, że codziennie są treningi w LTC, pierwszy tydzień spędzaliśmy tam od rana do wieczora. To dało możliwość lepszego poznania się z kolegami, mogliśmy się docierać. Trafiłem do drużyny w idealnym momencie i na razie wszystko wygląda dobrze i obiecująco.
Jak pierwsze wrażenia ze współpracy z trenerem Goncalo Feio?
- Nie znałem trenera wcześniej, zasięgnąłem wiedzy o kolegów z Motoru Lublin. Jestem bardzo zadowolony, szkoleniowiec poświęca mi dużo czasu. Zależy mu, abym w to ustawienie jak najszybciej się wkomponował - do tej pory w takiej taktyce za wiele nie grałem. Dostaję mnóstwo wskazówek i jestem bardzo zadowolony z tego, że mogę dużo czerpać od trenera. Treningi są ciekawe, a intensywność treningowa największa, z jaką się dotąd spotkałem. Wysoki pressing, jest dla mnie czymś nowym, w Lubinie tak nie graliśmy, ale coraz lepiej się w tym czuję.
Jak patrzysz na kolegów na treningach, w sparingach to jest jakość? Legia będzie mistrzem Polski?
- Mam porównanie do Zagłębia Lubin i naprawdę jest ogromna różnica w jakości. Jeśli to co jest na treningach, będziemy potrafili przełożyć na mecze, to będziemy mocnym kandydatem do tytułu mistrza Polski.
Mówiliśmy trochę o presji. Na stadionie Legii już grałeś, ale nie w koszulce z eLką na piersi. Będzie lekki stres?
- Na pewno będzie dreszczyk emocji - wyjść przy wypełnionym stadionie w koszulce Legii. Grałem w ostatniej kolejce przy Łazienkowskiej w tym sezonie, trybuny były zapełnione po brzegi, więc wiem z czym to się je, ale na pewno ciarki na plecach w pierwszym domowym spotkaniu się pojawią. Ale też kibice będą mnie wspierać, a to napędza. Bramka strzelona przy takiej publice będzie smakowała wyjątkowo.
Kiedy miałeś pierwsze rozmowy na temat przejścia do Legii?
- W okolicy tego ostatniego meczu ubiegłego sezonu. Wtedy konkrety zaczęły się pojawiać i sprawa nabrała tempa.
Pytam dlatego, bo wiemy, iż potrafisz grać znacznie lepiej niż tym ostatnim meczu ubiegłego sezonu. Mieliśmy wrażenie, że nie dałeś z siebie wszystkiego.
- Przyjechaliśmy na takie pożegnanie z ligą, dla nas był to mecz o nic. Plan na spotkanie był taki, by troszkę się cofnąć i kontrować. Grałem takiego wahadłowego, tych akcji ofensywnych miałem zdecydowanie mniej niż zwykle. Byłem już po kontakcie z Legią, ale nie myślałem o tym w czasie meczu.
Masz jakieś indywidualne plany, założenia na ten sezon?
- Przede wszystkim chciałbym jak najwięcej minut spędzić na boisku. Jestem po kilku sezonach, w których grałem wszystko. Nie chciałbym mieć jakiejś przerwy, te minuty będą dla mnie bardzo ważne. Z niecierpliwością czekam na oficjalny debiut w Legii, jak i na pierwszy występ w europejskich pucharach. To byłoby spełnienie marzeń. Pierwszy raz mógłbym w czwartek wyjść na boisko, a nie tylko włączyć telewizor. Jeśli będę grał, to wierzę, że jestem w stanie podtrzymać dobre liczby z ostatniego sezonu w Zagłębiu.
A jak włączasz telewizor i oglądasz Euro2024 to żałujesz, że cię tam nie ma? Mówiło się, że była szansa abyś załapał się do kadry na ten turniej.
- Nie miałem kontaktu z trenerem Probierzem, ale informacje w mediach o tym czytałem. Ale nadziei sobie nie robiłem, choć z tyłu głowy to miałem i mobilizowało mnie to do jeszcze lepszej gry. Każdy przecież po to gra w piłkę, by na taki turniej się udać. Ale spokojnie, mam czas. Po to też przyszedłem do Legii. Z większego klubu trochę bliżej do reprezentacji Polski. Wierzę, że wszystko przede mną.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.