Domyślne zdjęcie Legia.Net

Karwan sędziował, a Kucharz rozgrywał

michal

Źródło: Przegląd Sportowy

17.05.2002 18:05

(akt. 16.01.2019 19:11)

<img src="img/kuchar.jpg" border=1 align=right alt="Cezary Kucharski radzi sobie bardzo dobrze na zgrupowaniu kadry - fot. PAP">BARSINGHAUSEN, 16.5. Selekcjoner Jerzy Engel w czwartek przeprowadził już nieco lżejsze zajęcia niż w pierwszych dniach zgrupowania. I odkrył nieco karty, bowiem już podczas treningu dostępnego dla przedstawicieli mediów zarządził grę kontrolną. Pierwsza jedenastka właściwie nie różniła się od składu, który grał w kwalifikacjach. Jedynie Jerzego Dudka, który jeszcze odczuwa skutki urazu - na jego kolanie pojawił się krwiak, co zdaniem doktora Stanisława Machowskiego oznacza, że postawiona diagnoza okazała się trafna i "Dudzio" już dziś będzie w pełni sił - zastąpił Adam Matysek. W obronie wystąpili (od prawej) Tomasz Hajto, Jacek Bąk, Tomasz Wałdoch oraz Michał Żewłakow. W drugiej linii zagrali Jacek Krzynówek, Piotr Świerczewski, Radosław Kałużny oraz Marek Koźmiński, a atak tradycyjnie stanowili Paweł Kryszałowicz z Emmanuelem Olisadebe.
Rezerwowi byli lepsi W obecnej chwili nie jest to już jednak optymalne zestawienie, bowiem rezerwowi wygrali aż 5:1. Gdyby nieco lepszą skuteczność zaprezentował Marcin Żewłakow zwycięstwo dublerów mogło być zresztą jeszcze wyższe. Świetnie spisał się Tomasz Rząsa, który grając w obronie zdobył aż trzy gole. Wyróżnili się również strzelec pierwszej bramki Paweł Sibik oraz Cezary Kucharski. Legionista grał w środku drugiej linii i selekcjoner nie kryje, że właśnie na tę pozycję przymierza kapitana mistrzów Polski. - Nikt nie powinien być zdziwiony. Czarek w Legii grywał przecież za dwójką napastników, a nawet gdy był ustawiany za dwójką napastników to przed polem karnym przejmował rozgrywanie od Aleksandara Vukovicia - przyznał trener Engel. - Taki piłkarz był w kadrze bardzo potrzebny. Nie można jednak wyciągać zbyt daleko idących wniosków z gry kontrolnej ani z wypowiedzi selekcjonera, ponieważ - jak udało się ustalić - na zajęciach zamkniętych dla przedstawicieli mediów składy są zestawiane zupełnie inaczej. W sumie trudno się dziwić, że nasi szkoleniowcy nie odkrywają wszystkich kart. Już przecież przed rozpoczęciem kwalifikacji mistrzostw świata Ukraińcy oferowali 50 tysięcy dolarów "szpiegowi", który miał rozpracować grę naszej drużyny. - Doskonale pamiętam tę sytuację, więc byłem przygotowany na podobną ewentualność. Nie wiem jak wielkie teraz mogłyby być stawki, ale nie ma to znaczenia. Bez przesady mogę powiedzieć, że jesteśmy tak dobrze zabezpieczeni, że nikt niepowołany nie ma szans na odkrycie naszych sekretów - zadeklarował Engel. - My zresztą również nie opłacamy żadnych informatorów. Pomagają nam wielcy kibice reprezentacji Polski mieszkający w krajach rywali. Robią to z sentymentu, a nie w celach zarobkowych. W PZPN nie ma zresztą nawet funduszu, z którego moglibyśmy opłacać szpiegów. Oficer z butelką - Nie czuję się szpiegiem, bo tylko raz - w Bułgarii - musiałem się ukrywać podglądając przeciwników. Pozostałych rywali obserwowałem już oficjalnie. Koreańczyków, aż dziesięciokrotnie, również - ujawnił szef wywiadowców selekcjonera, Edward Klejndinst. - W dobie szybko dostępnych informacji my także nie jesteśmy w stanie wszystkiego ukryć. Nie przeceniałbym jednak wiadomości uzyskanych ze sportowego wywiadu. Może trochę ułatwiają zadanie piłkarzom, ale i tak wszystko pozostaje w ich nogach. Nawet najlepsze rozpoznanie nie załatwi sprawy. Wszystkich, którzy chcieliby mimo wszystko ukraść taktyczne tajemnice Engelowi zniechęca obecność w kadrze specjalnie wyszkolonego oficera Biura Ochrony Rządu. Bodyguard reprezentacji jest stanowczym człowiekiem i nie patyczkuje się nawet z polskimi dziennikarzami, którzy wejdą w zakazaną strefę. - Dotąd miałem problemy tylko z wami - przyznał człowiek, o którym selekcjoner twierdzi, iż każdemu bez ostrzeżenia może włożyć palec w oko, zastrzegając, iż nie może udzielać wywiadów. - Zagraniczni reporterzy, którzy nas odwiedzali nie byli tak natarczywi. Innych niepożądanych osób w niebezpiecznej bliskości kadrowiczów nie zaobserwowałem. W Korei też nie przewiduję problemów. Będą mi bowiem pomagać miejscowi specjaliści. Ich szef doskonale porozumiewa się po polsku. W czwartek było podczas treningów na tyle spokojnie, że ochroniarz polskich piłkarzy mógł pograć w piłkę z Dudkiem. - A teraz siadaj na skrzynce i pilnuj wodę - powiedział ze śmiechem golkiper Liverpoolu, gdy został wezwany przez trenera Józefa Młynarczyka. - W końcu twoim obowiązkiem jest ochrona. No nie? Klejndinst twierdzi, że wszyscy rywale robią... dymne zasłony, ale w Brasinghausen można było także usłyszeć pogłoskę, iż spotkania biało-czerwonych z Japonią i Rumunią też miały zaciemnić obraz wywiadowców z Korei, USA i Portugalii. Można wierzyć lub nie, ale ciekawe, że nikt nie tłumaczył wpadek w tych meczach tuż po końcowym gwizdku. Nie jest to więc na pewno usprawiedliwienie porażek poniesionych w kiepskim stylu. Wysłannicy trenera Koreańczyków, Guusa Hiddinka, nie będą zresztą o wiele mądrzejsi także po sobotnim spotkaniu z Estonią. Dlatego, że Engel zamierza wystawić w ostatnim sprawdzianie przed odlotem do Azji wszystkich, czyli 23 zawodników przebywających na zgrupowaniu. Nie zademonstrowany zostanie także żaden z nowych wariantów wykonywania stałych fragmentów. - W sztukach walki niezbędny jest element zaskoczenia - powtórzył selekcjoner. Karwan na aucie Wśród zawodników, którzy pożegnają się z polskimi kibicami na stadionie Legii - a to główny cel meczu z Estonią - nie będzie już Bartosza Karwana. Podczas czwartkowej gry kontrolnej kontuzjowany pomocnik, który podpisał już kontrakt z Herthą Berlin, pełnił nietypową rolę - sędziego liniowego. Miał dokładnie pokazywać auty, rzuty rożne i spalone. Z nowych obowiązków wywiązał się całkiem poprawnie, nie był na pewno gorszy jako asystent od... dyrektora reprezentacji, Tomasza Kotera, który także zabawiał się w pomocnika arbitra, tyle że po drugiej stronie boiska. Spotkanie prowadził oczywiście Engel. Nie był specjalnie drobiazgowy, nie podyktował żadnego rzutu karnego, choć kilka sytuacji było spornych. - Kontuzji nabawiłem się podczas meczu reprezentacji i nie zdążyłem się wyleczyć odpowiednio szybko. Z reguły podobne przypadłości jak moja mijają po dwóch tygodniach. Ja miałem mniej szczęścia - stwierdził wyraźnie przygaszony Karwan. - Pogodziłem się już z faktem, że nie będzie mi dane wystąpić na mistrzostwach. Mówi się trudno, na finałach w Korei świat się nie kończy. W ciągu najbliższych dwóch tygodni powinienem wrócić do pełni sił. Później będę dopingował reprezentację Polski. Nie sądzę, żeby nasza kadra miała bardziej oddanego kibica. Jesienią zaczynają się eliminacje mistrzostw Europy. Mam nadzieję, że to tego czasu selekcjoner o mnie nie zapomni. Uraz nie przeszkodzi w realizacji kontraktu z Herthą. Pierwszego lipca mam stawić się w Berlinie i już wówczas rozpocznę przygotowania także do meczów drużyny narodowej. - Szkoda, że Bartek odpadł, to największy minus zgrupowania w Barsinghausen - dodał selekcjoner podsumowując miniony tydzień. - Jego obecność w kadrze była jednym z naszych największych atutów. Strata kluczowego piłkarza nie może jednak zmieniać ogólnego dobrego wrażenia. Zrobiliśmy wszystko, co zaplanowaliśmy.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.