Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kibu, czyli trener patrzący na jasną stronę Księżyca

Mariusz Ostrowski

Źródło:

17.11.2008 10:27

(akt. 18.12.2018 16:16)

Nauczył się języka polskiego w nieco ponad rok. Pracował jako trener w Osasunie, zarabiał w fabryce. Mógł prowadzić spokojny żywot w Hiszpanii, gdzie jego rodzina ma dwie fabryki. W jednej z nich <b>Jose Antonio Vicuna</b> był dyrektorem zarządzającym. Wybrał jednak niepewny los trenera w polskiej ekstraklasie u boku <b>Jana Urbana</b>. Mimo iż "Kibu", bo tak nazywają go koledzy, ma dopiero 37 lat, od 20 zajmuje się szkoleniem.
- Futbol to moja pasja. Zawsze marzyłem, żeby z tego się utrzymywać. Cieszę się, że moje marzenie się spełnia - mówi. Dzień dobry! Jak się masz? Co słychać? - to standardowy zestaw pytań, którym wita każdego rozmówcę. I to w języku polskim. Selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker pracuje już z polską kadrą ponad dwa lata i poza "dzień dobry" na powitanie nawet nie próbuje powiedzieć czegoś więcej. - Mój twardy dysk jest już pełny - wyjaśnił kiedyś. - Ja po prostu czuję taką potrzebę, by uczyć się waszego języka. Jestem tutaj już drugi rok. Niedawno podpisałem kontrakt na kolejne trzy. Z polskim idzie mi co prawda bardzo trudno, ale w każdym tygodniu poświęcam mu kilka godzin. Nie rozumiem ludzi, którzy jadą do innego kraju i lokalnego języka nie chcą się uczyć. Dla mnie to podstawowa kwestia - wyjaśnia. To jego "dziń dobly" brzmi nieco zabawnie, ale generalnie wymowę ma lepszą od wielu obcokrajowców. - Znacznie więcej rozumiem, niż potrafię powiedzieć. Mówię trochę jak Tarzan. Czytam gazety, czasem nie znam jakiegoś słówka, ale sens łapię z kontekstu - mówi. Nierozłącznym elementem powitania drugiego trenera Legii jest serdeczny uśmiech. - "Kibu" to jedna z najpogodniejszych osób w Legii - mówią o nim w klubie. - Bo uśmiech jest potrzebny. To naprawdę pomaga. Jestem z natury optymistą. Kiedyś nawet jeden z piłkarzy zdziwił się, że tak często się śmieję - tłumaczy. I od razu wyjaśnia, co go najbardziej irytuje - albo inaczej - do czego nie potrafi się przyzwyczaić w naszym kraju. - Wielu Polaków jest pesymistycznie nastawionych do życia. Nawet jak rozmawiam z dziennikarzami, to większość, gdy powiem, że mi się tu podoba, pyta mnie z niedowierzaniem: "Naprawdę? Przecież w Hiszpanii jest ładna pogoda, macie znakomitą ligę. A w Polsce jest korupcja, nie mamy boisk. Jesteś pewny, że ci się tu podoba". "Kibu" nie lubi jednak rozmawiać o tym, co złe. Znacznie chętniej mówi o pozytywnych aspektach życia. - Nie wiem, dlaczego ludzie tak narzekają. Przecież Warszawa niczym się prawie nie różni od innych europejskich stolic: od Madrytu czy Paryża. Kiedy tu przyjeżdżałem, nie wiedziałem, czego się spodziewać po waszym kraju, ale byłem bardzo zaskoczony, że w wielu aspektach Hiszpanie są podobni do Polaków. Przede wszystkim bardzo szybko się rozwijacie, podobnie jak my, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej. Powiem więcej: w Hiszpanii marka Legii jest bardziej szanowana niż w Polsce. Nad ofertą pracy w Polsce przedstawioną przez Jana Urbana, z którym zna się od ponad 10 lat, "Kibu" zastanawiał się tylko dzień. - Rodzina mnie zrozumiała. Wszyscy wiedzieli, że futbol jest moją pasją. Ojciec powiedział, że kiedy tylko będę chciał, mogę wrócić do fabryki - mówi. W Hiszpanii marka Legii jest bardziej szanowana niż w Polsce Kontrakt w Legii jest jego pierwszym w profesjonalnym futbolu. Nigdy nie pracował jeszcze jako asystent. W Osasunie Pampeluna, gdzie poznał Urbana, był trenerem zespołu do lat 18. - Praca w Osasunie to było bardziej hobby. Pieniądze zarabiałem w fabryce. Dziennie pokonywałem 300 kilometrów. I tak cztery razy w tygodniu - wspomina z uśmiechem na twarzy. Z wykształcenia "Kibu" jest dziennikarzem. Dwa razy w miesiącu ukazują się jego artykuły w portalu internetowym (Navarrasport.com.) o Polsce, o polskiej lidze. Ostatni odcinek dotyczy spotkania Legii z Wisłą Kraków, które porównuje do rywalizacji Realu Madryt z Barceloną. Interesuje się też psychologią. Czyta mnóstwo książek na ten temat. W Legii "Kibu" jest w cieniu Urbana, z którym w tym samym roku zdawał egzamin UEFA Pro. Certyfikat ten uprawnia do prowadzenia zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej w całej Europie. Jego marzeniem jest wyjście z cienia trenera, o którym wyraża się z najwyższym uznaniem. - Jan to niezwykle utalentowany trener. Ma ogromne wyczucie do piłkarzy, a przy tym charyzmę - opisuje Urbana. - Każdy trener dąży, by być tym pierwszym, ale na razie skupiam się na funkcji drugiego szkoleniowca i czuję się w tej roli bardzo dobrze - tłumaczy. - Czy będzie mi to kiedyś dane? Mam nadzieję - mówi z typowym dla siebie optymizmem.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.