Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Brondby - awans imienia Kacpra Tobiasza

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

16.08.2024 23:59

(akt. 17.08.2024 10:08)

Piłkarze Legii Warszawa w czwartek rywalizowali z Brondby. Był pot, była krew, było cierpienie, ale na szczęście nie było łez, ale radość z awansu. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Wszystko podporządkowane dyscyplinie taktycznej — To był mecz dla koneserów. Kibice kochają piłkę nożną ze względu na nieprzewidywalność i artyzm najlepszych piłkarzy. Przychodzą na trybuny, by oglądać popisy swoich lokalnych gwiazd — w przypadku Legii to obecnie techniczne popisy Luquinhasa czy akcje Marca Guala, w których zwodami na zamach ośmieszał obrońców. W meczu z Brondby tego zabrakło, gdyż wszystko było podporządkowane celowi i taktyce obranej na to spotkanie. A plan na mecz był taki, by nie dopuścić przeciwnika do obecności w polu karnym, by zamykać wszelkie przestrzenie. Nie zawsze wszystko przebiegało tak, jak powinno — zwłaszcza w pierwszej połowie. Przez to, że piłkarze Legii byli przyspawani do swojej strefy, nie wybiegali z niej, to rywale zbierali tzw. drugie piłki. W pierwszej części gry były też zbyt duże przestrzenie między poszczególnymi formacjami, rywale to wykorzystywali i swobodnie rozgrywali piłkę, a legionistom trudno ją było odebrać. Ale sumaryczne, Legia tylko dwukrotnie wpuściła graczy Brondby w swoje pole karne, przy czym tylko raz było z tego zagrożenie — świetnie nogą obronił Tobiasz. Pozostałe zagrożenia to strzały z dystansu. Gdy wszystko jest podporządkowane taktyce i nikt nie może się na moment wyłamać ze schematów, traci na tym widowisko. - Chcielibyśmy w takich spotkaniach dominować i kontrolować grę przez większe posiadanie. Wrażenia artystyczne i jakość gry byłaby większa, ale na tę chwilę naszej ligi na to nie stać. W sporcie najważniejsze są zwycięstwa. Wszystko było temu podporządkowane — mówił po meczu Goncalo Feio. I jeśli taka gra będzie przynosiła wyniki w pucharach, to większość kibiców to przełknie i będzie cieszyć się z rezultatu. Gorzej jeśli gra będzie wyglądała podobnie w starciach ekstraklasowych z drużynami pokroju Puszcza Niepołomice czy Radomiak.

Inna Legia niż rok temu — Szukając odpowiedzi na pytanie czemu gra Legii w tym sezonie tak wygląda nasuwa się jedna myśl. Pierwszy zespół latem przeszedł rewolucję, która na dodatek nie została jeszcze zakończona. Do drużyny dołączyło ośmiu nowych piłkarzy, a jeśli dodamy do tego graczy, których przez rok nie było z powodu wypożyczenia, to nawet dziesięciu zawodników. Do tego pięciu nowych trenerów w sztabie. Zmian było tak dużo, że potrzeba czasu, aby wszystko zaczęło właściwie funkcjonować. A że tego czasu nie ma, a co gorsze nie ma kiedy trenować, to wszystko sprawdzane jest metodą prób i błędów w meczach o stawkę. I nie ma w tym przesady, że czasu na treningi nie ma. Weźmy pod uwagę ostatnie dni — w czwartek Legia grała z Brondby w Danii, wróciła do Polski w piątek w południe i prosto z lotniska legioniści pojechali do LTC — tam była regeneracja i odprawa przedmeczowa. W sobotę już wyjazd do Krakowa na mecz z Puszczą. Czyli do meczu ligowego z Puszczą nie było żadnego pełnowartościowego treningu. Niedziela to starcie z ekipą z Niepołomic i powrót do Warszawy późno w nocy. W poniedziałek regeneracja, we wtorek dzień wolny, środa to trening taktyczny i czwartek mecz z Brondby. I tak wygląda praca zespołu. Dlatego w meczu z Piastem Migouel Alfarela debiutował niespecjalnie wiedząc, co ma robić na boisku — teoria to jedno, a praktyka drugie. Dlatego w zespole wiele rzeczy nie funkcjonuje tak, jak powinno — analizy wideo i pogadanki są ważne, ale nigdy nie zastąpią pełnowartościowego treningu na boisku. By wszystko funkcjonowało jak należy, to zmiany do jakich doszło latem, powinny mieć miejsce zimą. Wówczas byłby czas na zgranie i wypracowanie schematów i stylu. A tak wszystko jest pracą na żywym organizmie, często pracą eksperymentalną. I dlatego dziś słyszymy o tym, że drużyna nie jest w stanie podjąć otwartej i widowiskowej gry z Brondby, choć rok wcześniej była w stanie w takim stylu rywalizować z Aston Villą.

Bohater Tobiasz — To był jego dzień i jeśli wiele osób mówiło, że „Tobi” jest bramkarzem, który niczego Legii nie wybroni, to pokazał, że jest inaczej. Dobrze wszedł w mecz broniąc groźne uderzenie Mathiasa Kvistgaardena, a po chwili poradził sobie z uderzeniem Yuito Suzukiego. Później Daniel Wass próbował z ostrego kąta przelobować Kacpra, ale ten poradził sobie z tą próbą. Najtrudniejszą sytuacją była akcja, w której rozklepany został Claude Goncalves, ograny Radovan Pankov i uderzał z pola karnego Kvistgaarden — Tobiasz fantastycznie obronił nogami. Nie poradził sobie tylko z rzutem karnym. Po przerwie bronił jak w transie — wybronił w dobrym stylu uderzenie Noaha Nartyeya, wyłapywał dośrodkowania, świetnie grał na przedpolu. To był jego dzień! Biorąc pod uwagę wybronioną sytuację w meczu wyjazdowym przy stanie 2:2, to awans do kolejnej rundy może nosić imię Kacpra Tobiasza.

Goncalves znów zawiódł, Barcia też słabo — Martwi w dalszym ciągu postawa Claude Goncalvesa, który podczas przygotowań do sezonu był wiodącą postacią w zespole. Kolejny raz popełniał rażące błędy i jakby nie wyciągał wniosków z poprzednich spotkań. Znów tracił piłkę w strefie, w której nie może tego robić. Ponownie robił to próbując odwrócić się z piłką, zamiast ją po prostu błyskawicznie oddać i wybiec na bezpieczną pozycję. W dodatku w drugiej połowie w polu karnym nadepnął lekko Youito Suzukiego — sędzia analizował sytuację przed ekranem i Portugalczyk miał dużo szczęścia, że sędzia nie wskazał na wapno. Interwencja była na granicy faulu. Takiego szczęścia nie miał wcześniej Sergio Barcia, który nie dość że trzymał rywala za koszulkę, to jeszcze piłka trafiła go w rękę. Sędzia słusznie podyktował jedenastkę. Wcześniej też mógł spowodować rzut karny trafiając w twarz w polu karnym Suzukiego — na szczęście arbiter uznał to za zagranie kompletnie przypadkowe. Pozytywem była postawa Rafała Augustyniaka, który popisał się wieloma ważnymi interwencjami oraz wejście Ryoyi Morishity, który miał dwie dobre okazje, ale ich nie wykorzystał. Po zmianie pozycji Japończyk jednak prezentuje się o wiele lepiej.

Pomeczowy upust emocji — Spotkanie z Brondby było na granicy, trener Goncalo Feio cały czas stał przy linii i dyrygował, podpowiadał, żył meczem. Niestety po ostatnim gwizdku arbitra dał upust złym emocjom. Trener pierwszego zespołu jest w dzisiejszych czasach twarzą całego klubu i nie powinien się tak zachowywać. Gdyby zrobił to któryś z jego asystentów, również byłoby to naganne, ale pewnie rozeszłoby się po kościach. Ale, że zrobił to pierwszy szkoleniowiec, to w mediach zawrzało. Właściwie nikt nie rozmawiał o meczu czy słabym stylu gry Legii, tylko skupiono się na tym, co pokazał kibicom gości Portugalczyk. Błędem była przyjęta narracja na konferencji prasowej. Zamiast przeprosić, usłyszeliśmy o prowokacjach. Finał jest taki, że sprawą zajmie się UEFA i pewnie skończy się na zawieszeniu na 1 lub 2 mecze i karze finansowej. Było to kompletnie niepotrzebne i z całą pewnością nie spodobało się właścicielowi klubu, Dariuszowi Mioduskiemu. Pozostaje mieć nadzieję, że miało to miejsce po raz ostatni, a piłkarze odwdzięczą się dobrą grą za odwrócenie uwagi od ich nieudolności w czwartkowym spotkaniu.

Polecamy

Komentarze (160)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.