News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Lechem

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

24.10.2016 12:46

(akt. 21.12.2018 15:37)

Sobotnie spotkanie z Lechem, a zwłaszcza końcówka meczu, przyniosło nam wiele emocji i radości. Dzięki wygranej Legia zrównała się liczbą punktów z Lechem i awansowała na ósme miejsce w tabeli. Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po rywalizacji z "Kolejorzem".

Takie spotkania tworzą zespół – Sam mecz długo nie należał do porywających. Oba zespoły grały czujnie w obronie. Rzeźniczak i Czerwiński odzyskali po 19 piłek, zaś Tetteh 17. Te liczby pokazują, jak wyglądał mecz. Legioniści pierwszą groźną akcję zanotowali w końcówce pierwszej części gry, zaś pierwszy celny strzał w 47. minucie. Końcówka jednak zdecydowała o tym, że o meczu będzie się mówić miesiącami. Gdy w 90 minucie meczu Marcin Robak wykorzystał rzut karny, wydawało się, że po przeciętnym meczu legioniści odniosą tylko remis. Jednak zaraz po golu wyrównującym wywiązała się przepychanka. Nieodpowiedzialnie zachował się Dawid Kownacki, bez jego pomocy Legia nie miałaby szans wygrać. Na murawę ruszyli wszyscy – od graczy rezerwowych Legii, po masażystów i magazyniera. Już to zdarzenie pokazało, jak wiele się zmieniło w ostatnich tygodniach, że zapanowała jedność i obowiązuje zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. W tym czasie trener Jacek Magiera kombinował co zrobić, aby jeszcze zwyciężyć. Wpuścił na boisko Kaspra Hamalainena. Lechici, zanim się zorientowali, że ich były zawodnik jest na murawie, było już 2:1. Radość na boisku i potem w szatni, śpiewanie po polsku przez obcokrajowców. Tak rodzi się drużyna!


Legijny duch w szatni – To jest coś, czego brakowało w ostatnich latach przy Łazienkowskiej. Po meczach czy treningach piłkarze siedzieli cicho, spoglądali w telefony i każdy rozjeżdżał się do domu. Mało kto zdobywał się na wspólne rozmowy. Przeszkodą była też bariera językowa – czasy, gdy piłkarze tacy jak Vrdoljak, Radović, Vuković, Svitlica czy Antolović uczyli się polskiego by mieć wspólne tematy z kolegami, należały do przeszłości. Teraz się to w końcu zmienia! Trenerzy Jacek Magiera i Aleksandar Vuković robią co mogą, aby obcokrajowcy zrozumieli to, w jakim klubie i miejscu się znaleźli, by zaczęli ten fakt szanować i doceniać. Zmienia się stopień identyfikacji z klubem. Vadis Odjidja-Ofoe czy Thibault Moulin po ostatnim gwizdku sędziego nie mogli zrozumieć wybuchu radości Vuko czy Kaspra Hamalainena. W kilka chwil im wszystko wytłumaczono, po trzech minutach dołączyli do kolegów i cieszyli się równie mocno. W szatni cała grupa stranierich nauczyła się przyśpiewki z trybun, radości nie było końca. – To dopiero początek, dużo jeszcze przed nami, wiele trzeba pozmieniać – ocenił Vuković. Już teraz jednak można powiedzieć, że legijny duch to coś, czego szatni Legii od dawna brakowało.


Pierwsi wygrani i przegrani – Mija pierwszy miesiąc, odkąd trenerem Legii został Jacek Magiera. Już teraz można powiedzieć, że są pierwsi wygrani i przegrani. Na zmianie szkoleniowca z pewnością skorzystali Bartosz Bereszyński (grywa regularnie na prawej obronie) Jakub Rzeźniczak i Jakub Czerwiński (obaj utworzyli podstawową parę stoperów), Adam Hlousek (zaczął grać na miarę swojego potencjału), Vadis Odjidja-Ofoe (przesunięty do przodu, zyskał na jakości, stał się jednym z liderów zespołu), Miroslav Radović (znów przypomina gościa, który przez kilka sezonów decydował o obliczu Legii). Są też przegrani – Steeven Langil, Aleksandar Prijovic czy Waleri Kazaiszwili. Cała trójka gra mało lub wcale, każdy z innych przyczyn. Z pewnością wkrótce dostaną swoją szansę i być może staną się wygranymi. Na razie muszą cierpliwie pracować i czekać.


Przełamanie Hamalainena?! – Od momentu gdy trafił do Legii ma problemy. Albo ciągłe kontuzje, albo ławka rezerwowych. Gdy trenerem Lecha był Jan Urban i przyjechał na Łazienkowską stwierdził pół żartem, pół serio, że taka jest różnica między Lechem i Legią. W Poznaniu Hamalainen był nie do zastąpienia, w Warszawie jest rezerwowym. U Czerczesowa nie grał, gdyż ciągle mu coś dolegało, u Hasiego bo Albańczyk stawiał na innych. U Magiery zaczął jako rezerwowy, ale z czystą kartą i próbuje przekonać do siebie szkoleniowca i kolegów z zespołu. Z różnym skutkiem jednak. W Szczecinie dostał 10 minut i nic nie wniósł do gry, z Lechią zagrał od pierwszej minuty, ale był anemiczny nie radził sobie. W sobotę dostał minutę i wykorzystał ją najlepiej jak mógł. Po bramce aż się w nim gotowało, ale nie okazał radości ze względu na przeszłość w „Kolejorzu”. To może być punkt zwrotny w Legii dla Fina. Być może teraz w siebie uwierzy i zacznie pokazywać w meczach co potrafi, a potrafi naprawdę sporo. -  Nie jestem bohaterem, ale strzeliłem zwycięskiego gola. Po prostu wykonałem swoje zadanie. To była tylko jedna bramka, nie mogę popadać w samozachwyt – skomentował po meczu „Hama”.


Wciąż dużo do poprawy – Sam mecz nie należał do najlepszych. Widać było, że legioniści odczuwają jeszcze trudy meczu z Realem w Madrycie, że to spotkanie wiele sił ich kosztowało. Można nawet zaryzykować, że gra rozczarowywała, było sporo niedokładności, były kłopoty z kreowaniem akcji. W pierwszej części gry bardzo słabo wyglądała lewa strona boiska. W drugiej odsłonie sytuacje były, ale była też duża nieskuteczność. Nemanja Nikolić zanim trafił do siatki zdążył zmarnować trzy dobre okazje do wpakowania piłki do bramki. Zawodziła gra skrzydłami, czasem brakowało też zrozumienia. Widowisko było mocno przeciętne. Znakomicie bawili się jednak kibice, którzy wspierali zespół przez pełne 90 minut, zaś po golu Hamalainena i po ostatnim gwizdku zapanowała dawno niewidziana euforia, amok i radość.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.